Źródła z zachodu i wschodu

Oficjalny dialog jakby wyhamował. Ale w katolicyzmie ogromna część tego, co żywe, istnieje dzięki ekumenizmowi.

20.01.2020

Czyta się kilka minut

W kaplicy na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, przygotowanej na 32. Europejskie Spotkanie Młodych Wspólnoty z Taizé, 28 grudnia 2009 r. / TOMASZ KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA
W kaplicy na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, przygotowanej na 32. Europejskie Spotkanie Młodych Wspólnoty z Taizé, 28 grudnia 2009 r. / TOMASZ KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA

Traktujesz mnie jak powietrze! – to okrzyk rozpaczy kogoś, kto czuje się nieważny i niezauważany, a nie wyraz radosnej dumy człowieka, który właśnie dowiedział się, iż ukochana osoba żyć bez niego nie może. Choć gdyby brać świat na poważnie, powinno być na odwrót. Rekord świata we wstrzymywaniu oddechu nie przekracza dwunastu minut; bez wody wytrzymać można kilka dni, bez jedzenia – kilka tygodni.

Wymiana darów

Z ekumenizmem w Polsce jest właśnie jak z powietrzem. Zarówno tym z okrzyku rozpaczy, jak i tym, bez którego przeżyć nie sposób. Od zakończenia II wojny światowej zdecydowana większość chrześcijan w naszym kraju to katolicy, a ekumenizm kojarzy się raczej z niszową działalnością garstki zapaleńców, od czasu do czasu wspieranej przez dyplomatyczne deklaracje władz kościelnych wspólnot.

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, który właśnie przeżywamy (18–25 stycznia), odbywa się u nas co roku od kilkudziesięciu już lat, wspólnie organizowany przez Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej i Kościół rzymskokatolicki. Ma duże znaczenie dla mniej licznych Kościołów – protestanckich czy prawosławnego. Jednak dla większości polskich katolików nie jest to istotne wydarzenie – o ile w ogóle o nim wiedzą.

Na szczeblu oficjalnym nie dzieje się wiele. Dwadzieścia lat temu, 23 stycznia 2000 r., liderzy siedmiu Kościołów: ewangelicko-augsburskiego, ewangelicko-metodystycznego, ewangelicko-reformowanego, katolickiego, polskokatolickiego, starokatolickiego mariawitów i prawosławnego, podpisali deklarację wyrażającą wspólne rozumienie chrztu i wzajemnie uznającą ważność tego sakramentu udzielanego w tych wspólnotach. Był to jak na razie jednak ostatni znaczący zatwierdzony dokument ekumeniczny. Deklaracja na temat małżeństw osób o różnej przynależności wyznaniowej, przygotowana przez mieszaną komisję teologiczną w 2011 r., choć zaaprobowana przez polski Episkopat, utknęła w watykańskich gabinetach i dotąd nie stała się obowiązującą regułą postępowania z małżeństwami mieszanymi.

Gdy popatrzeć na rzeczywistość w ten sposób, ludzie zaangażowani w ekumenizm mogliby krzyknąć w kierunku większości polskich chrześcijan (a na pewno katolików): „traktujecie nas jak powietrze!”. Z drugiej strony jednak ekumenizm jest jak powietrze dla chrześcijaństwa, a na pewno dla polskiego katolicyzmu: ogromna część tego, co w nim żywe i co pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość, istnieje dzięki ekumenizmowi – jeśli właściwie zrozumieć to pojęcie.

Jak bowiem określił Sobór Watykański II oraz papieże Paweł VI i Jan Paweł II, dialog ekumeniczny nie jest tylko wymianą myśli (czy dokumentów), ale przede wszystkim wymianą darów duchowych. Dialog ekumeniczny dzieje się wszędzie tam, gdzie zamiast zamykać się na to, co u innych dobre, wzajemnie się inspirujemy i uczymy od siebie.

Nie mogę się wypowiadać za siostry i braci z innych Kościołów, w czym ich inspirujemy. Ale chciałbym pokazać, jak wiele duchowych darów polski katolicyzm czerpie od protestantów i prawosławnych.

Oaza i Odnowa

Jednym z najważniejszych ruchów katolickich, który odcisnął ogromne piętno na Kościele w Polsce, jest Ruch Światło-Życie, tzw. oaza. Wywodzi się z niego ogromna część zaangażowanych katolików średniego pokolenia – także księży. Ks. Franciszek Blachnicki, założyciel oaz, oparł ich duchowość i program formacyjny na tzw. Czterech Prawach Duchowego Życia: „(1) Bóg miłuje człowieka i ma wobec każdego człowieka wspaniały plan zbawienia, wypływający z Jego miłości; (2) człowiek jest oddzielony od Boga, od Jego planu zbawienia przez grzech; (3) Jezus Chrystus jest jedynym Pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem; (4) trzeba przyjąć Chrystusa w sposób osobisty, trzeba uwierzyć w Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela”. Nie można zapomnieć, że zaczerpnął owe Cztery Prawa z teologii rozwijanej w Kościołach protestanckich.

Drugim ruchem, który do dziś wywiera przemożny wpływ na większość żywych, dynamicznych wspólnot kościelnych, jest Odnowa w Duchu Świętym. Ruch charyzmatyczny powstał we wspólnotach protestanckich na początku XX wieku, a w Kościele katolickim jest obecny od drugiej połowy lat 60. ubiegłego stulecia.

Pojawienie się katolickiej Odnowy stało się możliwe dzięki doświadczeniu protestanckich wspólnot oraz teologii rozwijanej w ich ramach. Właśnie bowiem uważna obserwacja charyzmatycznego ożywienia wspólnot protestanckich była istotną inspiracją do toczonej na Soborze Watykańskim II debaty, w której spierano się, czy charyzmaty należą do przeszłości, czy też współczesności Kościoła. Wynikiem tej dyskusji były stwierdzenia Konstytucji „Lumen gentium” o powszechnym udzielaniu przez Ducha Świętego darów charyzmatycznych umożliwiających służbę całej wspólnocie. Katolickie wspólnoty Odnowy powstały kilka lat po ogłoszeniu tego dokumentu – z pewnością w wyniku recepcji jego treści.

Sposób funkcjonowania większości żywych wspólnot katolickich w Polsce, zwłaszcza związanych z ideą tzw. nowej ewangelizacji, jest mniej lub bardziej doskonałą realizacją tej właśnie wizji. To koncepcja Kościoła, w którym świeccy pełnią aktywną rolę, i to również w obszarze przewodzenia i nauczania.

Drugim niezwykle istotnym aspektem teologii i duchowości charyzmatycznej jest wizja doświadczenia religijnego, powiązanego z silnym pobudzeniem emocjonalnym i dostępnego dla wszystkich uczestników życia wspólnoty. Poszukiwanie takiego doświadczenia jest charakterystyczne dla ogromnej części katolickich wspólnot oraz dla najpopularniejszych wydarzeń duchowych, takich jak np. całodniowe spotkanie modlitewne „Jezus na stadionie”. Prowadzenie do podobnego doświadczenia jest też ważnym aspektem działalności misyjno-rekolekcyjnej aktywnych członków katolickich wspólnot ewangelizacyjnych. Nic dziwnego, że sposoby te są w dużej mierze przejęte od protestantów lub anglikanów – jak choćby popularny „Kurs Alfa”.

Modlitwa Jezusowa

Nie wszyscy katolicy odnajdują się w duchowości charyzmatycznej. Wielu z tych, którzy poszukują głębokiego doświadczenia religijnego, czerpie ze źródeł, które z historycznego punktu widzenia leżą poza tradycją łacińskiego chrześcijaństwa – tym razem na Wschodzie. Wpływ tych nurtów duchowości na współczesny polski katolicyzm także jest niebagatelny.

Wystarczy przejść się po sklepach z dewocjonaliami, by zobaczyć, że tradycyjne zachodnie święte obrazy są wypierane przez wschodnie ikony. Ikony są coraz chętniej kupowane ze względów estetycznych, stając się coraz popularniejszymi prezentami na chrzest czy pierwszą komunię. W przestrzeni polskiego katolicyzmu istnieje już co najmniej kilkanaście miejsc, w których można samemu nauczyć się je malować – a raczej „pisać” (tak mówią na chrześcijańskim Wschodzie). Adepci tej sztuki uczą się w owych szkołach nie tylko technik plastycznych. Są również wprowadzani w prawosławną teologię oraz – co jeszcze ważniejsze – w duchowość nierozdzielnie związaną z malarską częścią procesu powstawania każdej autentycznej ikony.

Wschodnią duchowością inspirują się też coraz liczniejsze katolickie ośrodki rekolekcyjne i grupy modlitewne. Dni skupienia wprowadzające w tzw. modlitwę Jezusową czy duchowość ojców pustyni odbywają się w różnych miejscach Polski niemal przez cały rok.

Duchowość chrześcijańskiego Wschodu inspiruje także niektóre grupy wywodzące się z ruchu charyzmatycznego. Czasami jest to autonomiczne odkrycie, czasami droga wpływu biegnie poprzez tzw. nowe wspólnoty powstałe w Kościele katolickim na Zachodzie Europy, głównie we Francji – wiele z nich czerpało bowiem w równym stopniu od protestanckich charyzmatyków, co z duchowości prawosławia.

Nie można w tym miejscu nie przypomnieć wspólnoty z Taizé – ekumenicznej z założenia, łączącej elementy protestanckie, katolickie i prawosławne. Polacy od lat licznie odwiedzali samo Taizé, a także brali udział w corocznych Spotkaniach Młodych organizowanych przez wspólnotę. Bracia ze wspólnoty założonej przez Brata Rogera zawsze zalecali, by odwiedzający ich ludzie wracali do swoich Kościołów i angażowali się w miejscach, w których żyją. Owocem tego są liczne grupy modlące się w stylu Taizé, rozsiane po wielu polskich parafiach.

Co z katolicką tożsamością

Inspirowanie się teologią czy duchowością innych wyznań chrześcijańskich zmusza do postawienia istotnych pytań. Dla wielu podstawowym będzie pytanie o zachowanie katolickiej tożsamości. Inspiracje tradycją wschodnią nie budzą tylu wątpliwości, co czerpanie z protestantyzmu. Jedną z głównych przyczyn tej różnicy jest zapewne fakt, iż chrześcijański Wschód i Zachód pozostawały w jedności przez pierwsze tysiąclecie. Łatwo zatem obronić prawosławne inspiracje wskazując, że chodzi tu o czerpanie z rozmaitych tradycji niepodzielonego jeszcze Kościoła. W przypadku Kościołów protestanckich nie da się wykonać podobnego ruchu – powstały one przez odłączenie się od Kościoła katolickiego, więc z punktu widzenia purystów tożsamościowych od samych swych początków naznaczone są nie tyle różnicą, co polemiką z katolicyzmem.

Trzeba jednak od razu stwierdzić, że sam fakt, iż ktoś dziś zgłasza wątpliwości i (nawet nawołując do przeciwstawienia się „pentekostalizacji” Kościoła) mówi o roztropnym rozróżnieniu, co w tradycji protestanckiej jest dobre, a co złe – jest owocem wieloletniego zaangażowania Kościoła katolickiego w dialog ekumeniczny. Jeszcze sto lat temu żadne inspiracje teologią i duchowością protestancką (ani nawet prawosławną) nie byłyby możliwe. Nie zadawano by pytań i nie zgłaszano wątpliwości – raczej by wyrażono zdecydowany sprzeciw, a na nieposłusznych ciskano anatemy.

Na przeszkodzie takim inspiracjom stała bowiem negatywna ocena wszystkich niekatolickich nurtów chrześcijaństwa, dokonywana z pozycji wspólnoty przekonanej o posiadaniu pełni prawdy, która – jakoby – została najdoskonalej zrozumiana i wyrażona w tradycji katolickiej. Ojcowie Soboru Watykańskiego II, porównując różnice pomiędzy wschodnim a zachodnim chrześcijaństwem, zauważyli jednak, że „niektóre aspekty objawionych tajemnic czasem znajdują stosowniejsze ujęcie i lepsze naświetlenie u jednych niż u drugich”. Tę obserwację w praktyce późniejszego dialogu ekumenicznego zastosowano także wobec różnic pomiędzy katolicyzmem a rozmaitymi nurtami protestantyzmu. Owocem tego dialogu były nie tylko rozmaite oficjalne międzykościelne dokumenty, lecz przede wszystkim radykalna zmiana świadomości większości wiernych – w praktyce życia przyjmujących dziś otwartość na inspiracje płynące z innych wyznań chrześcijańskich jako coś oczywistego.

Przyszłe inspiracje

Przyjmując postawę takiej otwartości, nie trzeba wcale rezygnować ani z roztropnego badania wartości wpływów płynących od naszych niekatolickich sióstr i braci, ani z trudu przystosowywania wartościowych inspiracji do katolickiego kontekstu. Warto jednak jednocześnie pytać, co w tradycjach innych Kościołów jest obecnie szczególnie cenne i warte dalszego świadomego implementowania i rozwijania w życiu katolickich wspólnot.

Z pewnością we współczesnym kontekście kulturowym, w którym osobiste przeżycie jest czymś cenionym i poszukiwanym, na plan pierwszy wysuwa się kwestia doświadczenia religijnego. Tutaj zaś inspiracje z zielonoświątkowych wspólnot protestanckich mogą być uzupełniane albo nawet korygowane przez te pochodzące z tradycji chrześcijańskiego Wschodu.

Podstawowym problemem duchowości charyzmatycznej jest duży nacisk kładziony na reakcje emocjonalne, a nawet cielesne. W rezultacie łatwo o pomylenie psychosomatycznego wzbudzenia, możliwego do uzyskania także poza kontekstem religijnym, np. na koncercie czy meczu, z autentycznym przeżyciem duchowym. Tu pożyteczna może okazać się kontemplacyjna tradycja wschodnia. Z jednej strony jest ona niezwykle (sądzę, że bardziej niż zachodnie szkoły duchowości) wyczulona na to, co dzieje się w sferze ludzkich uczuć i myśli. Z drugiej jednak strony cechuje się wyraźną świadomością, iż autentyczne spotkanie z Bogiem rozgrywa się na poziomie głębszym niż psychika i strumień świadomości, i że z tego powodu wymaga ascezy myśli i uczuć.

Ascetyczno-kontemplacyjna tradycja chrześcijańskiego Wschodu może być pożyteczna dla człowieka Zachodu z jeszcze jednego powodu. Może skorygować zbyt legalistyczne podejście do grzechu i usprawiedliwienia grzesznika, które mimo wszelkich różnic cechuje zarówno katolików, jak i protestantów. Wschód od wieków widzi bowiem grzech raczej jako chorobę ducha, a wyzwolenie z niego jako proces terapii. Różnica z podejściem zachodnim uwidacznia się wyraźnie na przykładzie tzw. siedmiu grzechów głównych. Tak mówimy o nich na Zachodzie, traktując je jako kategorie szczególnie złych czynów. Wschód mówi o głównych wadach, przejawiających się w tendencjach do posiadania specyficznych myśli i do angażowania się w specyficzne sposoby działania. Wady te należy nie tyle osądzać i potępiać, co stopniowo i wytrwale leczyć.

Protestanckie inspiracje warte szczególnej uwagi dotyczą zwłaszcza funkcjonowania w znacznie mniej zhierarchizowanych, a bardziej demokratycznych wspólnotach, w których odpowiedzialność i władza jest współdzielona przez wszystkich członków grupy. Wizja Kościoła rozwijana przez chrześcijan będących spadkobiercami Reformacji jest w tym zakresie bliższa pierwotnym formom chrześcijańskich społeczności, jakie znamy z Nowego Testamentu. Scentralizowana monarchia absolutna, jaką z punktu widzenia struktury władzy jest Kościół katolicki, nie tylko nie pasuje do współczesnego świata. Nie służy też najlepiej rozwojowi podmiotowości swoich członków, a – jak pokazują siostry i bracia protestanci – wcale nie jest jedyną możliwą postacią chrześcijańskiej organizacji religijnej. Przyglądając się funkcjonowaniu wielu rozmaitych protestanckich wspólnot, możemy przejąć wiele udanych pomysłów.

Czy jednak tak daleko idąca otwartość na niekatolickie inspiracje nie zagraża katolickiej tożsamości i czy samo mówienie o potrzebie takiej otwartości nie kwestionuje wartości naszej własnej, katolickiej tradycji?

Czerpanie z duchowych dóbr innych wcale nie neguje bogactwa własnej tradycji. Autentyczne duchowe dobra nie stanowią dla siebie konkurencji. To stwierdzenie jest jedną z centralnych zasad katolickiej tradycji teologicznej. Jest ona podstawą życiowej rzeczywistości, którą możemy obserwować w Polsce w ostatnich latach: zdolności katolicyzmu do integracji rozmaitych, historycznie niekatolickich elementów. To ważny aspekt naszej tożsamości. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2020