POWOŁANIA: wielka decyzja

Skąd się biorą księża? Czym się kierują idąc do seminarium? Czy boom powołaniowy z lat 80. okazał się zjawiskiem trwałym?.

22.05.2006

Czyta się kilka minut

"Niech się świat wali, ale proboszcz na parafii wiejskiej jest!" - mówił ks. Józef Tischner studentom na wykładach. Był przekonany, że o sile Kościoła w Polsce decyduje właśnie "ksiądz na parafii". A tych w Polsce nie brakuje, podobnie jak powołań. Według obliczeń Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w 2004 r. było w Polsce 23 617 księży diecezjalnych, 5472 księży zakonnych i blisko 6,5 tys. alumnów (łącznie w seminariach diecezjalnych i zakonnych). Zakonników było ponad 1,5 tys., natomiast sióstr zakonnych ponad 23 tys. Jest na tyle dobrze, że w marcu tego roku, gdy biskupi z Wlk. Brytanii i Irlandii poprosili polskich ordynariuszy o księży, którzy zaopiekowaliby się duszpastersko coraz liczniej przybywającymi Polakami, media nazwały ich naszym "hitem eksportowym"... Poza tymi, którzy wyjeżdżają na dłużej, nie brakuje i takich, którzy udają się tanimi liniami lotniczymi na weekendy, by spowiadać, odprawiać Msze, chrzcić.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat XX w. odnotowano jednak widoczny spadek w porównaniu z boomem powołaniowym z lat 80. Zagęszczone seminaria prowokowały do pytań: czy ilość nie przesłania jakości? Czy wychowawcy dostatecznie wnikliwie rozpoznają motywacje, jakimi kierują się młodzi ludzie wybierający kapłaństwo? Złośliwi określali wstąpienie do seminarium jako najprostszą drogę awansu społecznego...

Problem zaprzątał uwagę naukowców.

W latach 70. ogólnopolskie badanie motywacji alumnów przeprowadził ks. dr Piotr Ta-ras, natomiast 30 lat później - ks. prof. Krzysztof Pawlina, publikując wyniki w książce "Kapłani Trzeciego Tysiąclecia" (2000). Ks. dr Andrzej Postawa, socjolog i dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Lubinie, zawęził analizę "uwarunkowań, motywów wyboru i formacji powołania kapłańskiego" do swojego zgromadzenia - Towarzystwa Salezjańskiego (inne są przecież motywacje kapłańskie kameduły, rozpoczynającego życie kontemplacyjne, inne salezjanina, który będzie realizował powołanie w pracy z młodzieżą albo na misjach). Badania przeprowadził na blisko 150 alumnach, którzy w 2002 r. studiowali w trzech seminariach salezjańskich: w Krakowie, Łodzi i Warszawie. Można założyć, że w generalnych tendencjach wyniki "badań salezjańskich" zdradzają też kierunki przemian w skali kraju.

Prawie połowa badanych, jako motyw wstąpienia do Towarzystwa Salezjańskiego, podawała fascynację ludźmi pracującymi w zgromadzeniu, a także jego założycielem - św. Janem Bosko. Na drugim miejscu była chęć pomocy potrzebującym. Ponad 90 proc. motywacji miało charakter albo społeczno-kulturowy, albo religijno-kościelny. Motywacje mające charakter bardziej osobisty stanowiły zaledwie 6 proc. odpowiedzi. Od lat 70. średnia wieku osób wstępujących do seminarium podwyższyła się o parę lat (średnio z 19 do 21) - to charakterystyczna dla współczesnej młodzieży tendencja do opóźniania "ostatecznej decyzji" o drodze życiowej. Ale...

- Przychodzą ludzie dojrzalsi - podkreśla ks. Postawa. - Podobnie działo się w latach 80. i 90. we Włoszech, gdzie powołań ubyło, odwlekły się w czasie, ale były bardziej przemyślane.

Ks. prof. Jerzy Szymik, teolog i wykładowca m.in. Śląskiego Seminarium Duchownego, patrzy na problem późniejszych powołań nieco inaczej: - Im powołania stają się późniejsze, tym jest ich mniej (w skali makro). Tak jesteśmy zaprogramowani, że najważniejsze decyzje co do naszego życia podejmujemy z reguły między 20. a 30. rokiem życia. Jeśli wtedy realizację powołania zakonnego czy kapłańskiego młody człowiek odłoży na później, prawdopodobnie już nigdy nie starczy mu odwagi, by rzucić wszystko na jedną szalę i pójść do seminarium. Jak w przypadku każdej "wielkiej decyzji", potrzeba tu pewnej straceńczości, którą w późniejszym wieku wypiera kalkulacja. Nie kwestionuję wartości "późnego powołania", to często wspaniali ludzie, dojrzalsi od młokosów, ale decydująca jest jednak gotowość maturzystów, by wstąpić do seminarium.

Większość alumnów pochodzi z miast, zwłaszcza dużych. Jeszcze 20-30 lat temu proporcje były odwrotne: ponad 60 proc. seminarzystów pochodziło ze wsi, niecałe 40 proc. z miasta. Trudno, by było inaczej, skoro w tym czasie gwałtownie zmieniła się struktura polskiego społeczeństwa - jeszcze kilkadziesiąt lat temu byliśmy społeczeństwem wiejsko-miejskim, teraz jest odwrotnie. Co dziesiąty alumn pochodzi z rodziny niepełnej (brak ojca, matki, rodzice w separacji lub po rozwodzie). W społeczności seminarium, do którego kiedyś nie przyjmowano osób z rodzin niepełnych, to właściwie rewolucja, choć z drugiej strony widać, jak poważnym problemem jest w Polsce kondycja rodziny. Z kolei coraz częściej pojawiający się w seminarium jedynacy (dawniej absolutna rzadkość) pokazują, jak bardzo rodziny w Polsce się zmniejszyły.

Ks. Szymik: - Rodzina - kochająca się, nierozbita, bez nadmiaru trosk materialnych, prosta wewnętrznie i religijna - to jedyna recepta na dobre powołania. Formacja seminaryjna to właściwie skrobanie naskórka, bo to, co najważniejsze dla księdza, zostało uformowane w domu. Nasze wady i cnoty wywodzą się właśnie stamtąd.

- Nie bez powodu mówi się "kapłan z ludu wzięty, dla ludu postawiony" - przypomina ks. Postawa. - Kapłaństwo to nie kasta, raczej soczewka, która skupia to, co tkwi w polskim społeczeństwie.

Seminarium poszerza program nauki o kolejne dziedziny, jak jednak podkreśla ks. Postawa, ksiądz sprosta wymaganiom tylko wówczas, gdy formację rozpoczętą w seminarium potraktuje jako początek. Ciąg dalszy będzie zapisywał każdy rok jego kapłaństwa i wyzwania - finansowe, relacji międzyludzkich, problemów społecznych - jakie postawi przed nim życie. Sami alumni, a przynajmniej trzy czwarte spośród badanych przez salezjanina, uważa za najważniejszy aspekt formacji modlitwę osobistą i życie według rad ewangelicznych: w ubóstwie, posłuszeństwie i czystości.

Ks. Szymik dodaje jeszcze skromność, bo nic tak nie odstrasza ludzi, jak księżowska pycha: - "Nie jestem Mesjaszem" - trzeba nam powtarzać za Janem Chrzcicielem. Kościół jest Jego, nie mój.

Młodzi ludzie w śląskim seminarium wydają mu się bardziej głodni duchowo niż jego pokolenie, ale jednocześnie słabsi psychicznie: - A tu trzeba mocno stać na własnych nogach, żeby innych dźwigać. Ale kto wie? Bóg zbawia przez lichych. To Jego sposób na naszą pychę. Jak to było u Pawła? "Bóg (...) wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2006