Potencjał wywrotowy

Krzysztof Skonieczny, twórca świetnych teledysków, nakręcił niezależny, ale profesjonalny film. Bez autocenzury, podręcznikowych rozwiązań i kaznodziejskiego tonu.

08.04.2014

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Hardkor Disko” / Fot. GUTEK FILM
Kadr z filmu „Hardkor Disko” / Fot. GUTEK FILM

Skąd przybywa? Z jakiego porządku? Wiele znaków sugeruje, że ten młody mężczyzna z plecakiem i w kapturze, filmowany często od tyłu, jakby swoim podgolonym karkiem mówił światu „nie!”, zjawił się wprost ze społecznej podświadomości. Z lęków sytych mieszkańców „warszawki”, z gniewu tych, którzy do niej nie przynależą. Marcin spełnia rolę milczącego sumienia, które stopniowo przeobraża się w zbrojne ramię sprawiedliwości.

Kiedy bohater „Hardkor Disko” wkracza do gustownego apartamentu z rozległym widokiem na dzisiejszą stolicę, ciągnie się za nim korowód różnej maści filmowych tricksterów: metafizyczny Gość z „Teorematu” Piera Paola Pasoliniego, młodzi intruzi z „Funny Games” Michaela Hanekego czy zalatujący siarką tytułowy Borgman z pokazywanego u nas niedawno filmu Aleksa van Warmerdama. Te wszystkie postacie łączyło jedno: wywracały dotychczasowy porządek do góry nogami. Schowany głęboko w szafie szkielet wypadał znienacka, powodował ostrą konfrontację, prowokował zmiany, po czym zostawiał za sobą spaloną ziemię. U wspomnianych tutaj mistrzów sens tego zjawienia był oczywisty, choć niewyłożony wprost. W „Hardkor Disko” do końca nie daje się pochwycić.

Grający głównego bohatera Marcin Kowalczyk z początku przywołuje swoje wcześniejsze wcielenie, czyli Magika z filmu „Jesteś Bogiem”. Oto przychodzący znikąd wrażliwy dresiarz, który z nieznanych bliżej powodów wkracza w uporządkowane, acz skażone zepsuciem i snobizmem życie pewnej rodziny z klasy średniej. Podzielona na pięć aktów tragedia od początku zapowiada swój ponury finał. Wkupiając się w łaski dwudziestoletniej Oli (w tej roli debiutująca na ekranie znakomita Jaśmina Polak) i jej zadowolonych z siebie rodziców, Marcin na zimno realizuje okrutny, sobie tylko znany plan. Daje się wciągnąć w rozrywkowy tryb życia lokalnej hipsterki, staje się lustrem dla cynicznych nuworyszy, zdobywa zaufanie i uzależnia. Sam również wpada w quasi-miłosne uzależnienie.

Przeszłość i teraźniejszość obsesyjnie miksują się w jego głowie, co wyraża między innymi hybrydyczny tytuł filmu, a także wykorzystany w nim przebojowy zestaw polskich piosenek z różnych epok. Słyszymy więc „Warszawę w różach” Anny German, „Co mi Panie dasz” Bajmu, a obok tego współczesne rytmy klubowe i hiphopowe. Przeszłość odbija się czkawką również w niepokojących intermezzach, które najwyraźniej mają tu spełniać funkcję greckiego chóru. Oto pomiędzy kolejnymi aktami dramatu, których tytuły kreślone są niewprawną dziecięcą ręką, pojawiają się domowe filmiki wideo z kilkuletnią Olą, tak charakterystyczne dla późnych lat 80. Dostrzegamy w nich zapis rodzinnego szczęścia i ówczesnego dobrobytu, czyli tego wszystkiego, co prawdopodobnie nigdy nie było udziałem Marcina. Czy wybrał sobie na cel tę właśnie rodzinę, bo tak doskonale uosabia całą jego życiową klęskę? Być może ów samotny mściciel załatwia swoje porachunki z „rodzicami” i „siostrą” pisanymi jednak bez żadnego cudzysłowu.

Zamierzona nieostrość bohatera mogłaby podziałać na korzyść filmu, zbudować jego niejednoznaczność i tajemnicę. Tymczasem rozmywając każde z możliwych odczytań, film stępia swoje potencjalne ostrza i działa na widza raczej znieczulająco. „Jeśli bardziej boli, to jest ciekawiej” – mówi na początku Ola, nieświadoma jeszcze sprawczej mocy tych słów. Problem z filmem Krzysztofa Skoniecznego polega na tym, że pomimo wszystkich użytych przezeń „hardkorowych” środków (jak utrzymane w teledyskowej konwencji obrazy alkoholowo-narkotykowych melanżów, jak ostry seks czy przemoc pokazana bez taryfy ulgowej) intryguje, ale nie boli.

Objawił się z pewnością w Polsce filmowy talent. Trzydziestoletni debiutant nie tylko potrafi myśleć obrazami i oddać psychodeliczny klimat otumanionej zabawą metropolii. Wie też, czym jest w filmie nastrój, napięcie czy rytm (wszak jest jednym z najlepszych u nas twórców wideoklipów, w tym popularnego „Nie ma cwaniaka nad warszawiaka”), i ma w sobie niespożytą kinofilską pasję. Skonieczny to także rzadki w naszym filmowym światku przypadek kogoś, kto potrafi działać w pełni profesjonalnie w ramach produkcji całkowicie niezależnej – jego film powstał bez udziału środków publicznych, z inicjatywy grupy artystycznej „głębokiOFF”, odpowiedzialnej m.in. za ostatnie teledyski Doroty Masłowskiej, występującej jako Mister D. Pewnie dlatego nie odczuwa się w „Hardkor Disko” tak charakterystycznej dla młodego polskiego kina autocenzury, podręcznikowych rozwiązań fabularnych, łatwego psychologizowania czy kaznodziejskiego tonu (kłania się tu chociażby „Obietnica” Anny Kazejak, „Sala samobójców” Jana Komasy, „Galerianki” i „Bejbi blues” Katarzyny Rosłaniec). Jest natomiast natężenie filmowej świadomości, które imponuje i mocno działa na zmysły, ale też nie pozwala przegryźć się i wejść głębiej. Opowieść, która jest jak tykająca bomba, mogłaby dotknąć czegoś ważnego z punktu widzenia dzisiejszej Polski, jej konfliktów społecznych i pęknięć pokoleniowych czy niezałatwionych spraw z przeszłości. Ostatecznie, mimo wywrotowego potencjału, zastyga w konturach świetnie sfotografowanej fatalistycznej przypowieści.


„HARDKOR DISKO” – reż. Krzysztof Skonieczny, scen. Krzysztof Skonieczny, Robert Bolesto, zdj. Kacper Fertacz, wyst. Marcin Kowalczyk, Jaśmina Polak, Agnieszka Wosińska, Janusz Chabior, Ewa Skonieczna. W kinach od 14 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014