Potem

W jednej z radiowych dyskusji dziennikarskich usłyszałam niedawno bardzo energicznie wygłoszone zdanie, iż nie warto niepokoić się prognozami negatywnych zjawisk (chodziło o planowane przez część opozycji ograniczenia demokracji), bo są to zagrożenia najzupełniej wirtualne i wcale nie wiadomo, czy się naprawdę pojawią. Martwić, oburzać, niepokoić winno to, co dzieje się w tej chwili, ów odsłaniany z dnia na dzien nieustanny ciąg afer.

30.01.2005

Czyta się kilka minut

Zdanie to wygłosił dziennikarz młody, jeden z najbardziej pewnych siebie, i zabierający głos - wyjątkowo często. Sądzę więc, że nie jest to zdanie odosobnione, może nawet podziela je większość jego kolegów z tej samej strony sceny politycznej. A mnie wydaje się ono i niesłuszne, i bardzo mi obce. Jest w nim bowiem element taktyki, której w dziennikarstwie dzisiejszym - tak jak w polityce - mamy doprawdy nadmiar.

Jeśli widzi się mus zwyciężenia w najbliższej potyczce, to w pewnym momencie wszystko inne przestaje być ważne. Wszystko, łącznie z zasadami. Im cel bardziej dotkliwie pilny, tym łatwiej uświęca środki. Polityk gra wtedy tylko na najbliższy układ, głosowanie, szum medialny. Dziennikarz rozłoży punkty ciężkości tak, aby nic nie odwracało uwagi od wniosku w danej chwili najpotrzebniejszego. Mieliśmy takich przykładów w ostatnim czasie aż nadto. Na przykład lekceważenie kompromitujących zachowań polityków z własnego obozu, przy równoczesnym zajadłym piętnowaniu strony przeciwnej za każdy krok zasługujący na krytykę. W mediach uruchamiało się wtedy akcenty pobłażliwości. “Jakaś tam nic nie znacząca rada konsultacyjna" - mówi poważny (prawicowy do bólu!) dziennikarz o fakcie kolaboracji w stanie wojennym, obciążającej sztandarowo prawicowego i katolickiego polityka. Gdyby spróbować utworzyć mapę czarno-białą poglądów mediów opozycyjnie zaangażowanych, znaleźlibyśmy tam na przykład ironiczne uwagi pod adresem pomarańczowej Ukrainy, pochwałę instytucji stanu wojennego w Polsce, obronę działaczy katolickich zajmujących się zniesławianiem bliźnich, bukiet insynuacji, posądzeń, inwektyw towarzyszących burzy wznieconej “wojną o teczki". Szkoda dalej wyliczać.

A przecież nie tylko o dziennikarzy chodzi, lecz przede wszystkim o polityków, którzy za ich pośrednictwem zaapelują niebawem o nasze poparcie. Jak będzie się uspokajać, że widoczne już teraz w ich działaniu złe zapowiedzi przyszłości mogą się wcale nie sprawdzić, może któregoś dnia spostrzeżemy się, że to już nie “potem", ale “teraz", i za późno na jakiekolwiek sprawdziany czy testy? Przecież nasza przyszła nadzieja to właśnie tamci, dzisiaj opozycja. Dlaczego wciąż nie jesteśmy ich pewni? Dlaczego zmieniają zdanie, idą takimi zygzakami, wchodzą w coraz nowe gry, czysto doraźne, z taką pewnością siebie, jakby przyszłość mieli już zaklepaną na sto procent? Przeciwnika traktują z takim wstrętem, jakby reprezentowali Himalaje czystości moralnej, intelektualnej i każdej innej, a nie zamierzają wytłumaczyć się nawet z ewidentnego łgarstwa słyszanego na żywo przez miliony słuchaczy. I te nagłe sojusze...

Minister Buttiglione jeździ teraz po Polsce i oskarża “Europę" o “pełzający totalitaryzm", ponieważ uniemożliwiła mu jako “człowiekowi sumienia" objęcie stanowiska w Brukseli. Znajduje wiele zrozumienia i poparcia w kołach prawicowych i kościelnych. No dobrze, ale jeśli te same koła nie ustają w atakowaniu minister Środy za jej z kolei poglądy, kontrowersyjne dla katolików i prawicowców - i jeśli każdy z tych ataków kończy się apelem do premiera o jej dymisję - to czym się od tamtych różnimy? Nasza racja winna być górą - ale w ten sam sposób egzekwowana? Czytam, że we Włoszech już wystąpiono w pewnych kołach o wyrzucenie z pracy nauczycieli, którzy chcieli w tym roku zrezygnować ze szkolnych choinek i kolęd. U nas za Gomułki wyrzucało się nauczycieli za przyznawanie się do wiary, teraz gdzieś będzie tak samo, choć na odwrót? Jeśli tak miałoby wyglądać chrześcijaństwo w życiu publicznym, to czy naprawdę będzie to jeszcze chrześcijaństwo?

Trzeba patrzeć na ludzi pretendujących do zawładnięcia przyszłością. Trzeba martwić się o “potem". Bo idzie o naszą, nas wszystkich, nadzieję na coś naprawdę lepszego niż to, co nam dzisiaj nie daje spokojnie zasnąć, i czego w dzień jutrzejszy za nic nie chcielibyśmy przenieść. Ani w tej postaci, ani w innej, może straszącej jeszcze dotkliwiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005