Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wewnętrzna walka w PO nabiera rumieńców, a są to głównie rumieńce posła Palikota w dwustronnej koszulce ? la T-shirt. Co prawda kij ma dwa końce (kij na braci bliźniaków, rzecz jasna), jednakowoż można pójść śmielej w stronę stylu "casual" - i przekręciwszy przyodziewek na lewą stronę uzyskać miejsce na jeszcze dwóch kandydatów (Platformy, oczywiście). Wszak wzorem dla naszych zawzięcie teatralizujących się polityków powinny być wydarzenia na scenie Kodak Theatre: ostatnio podwojono liczbę kandydujących do tzw. Oskara. Można? Można! W zbiorowej świadomości społeczeństwa spektaklu należy nawet uplasować dziesiątkę PO-aspirantów (można bez trudu znaleźć takich o popularnych nazwiskach, popularnych nazwisk ci u nas dostatek). A część debaty sylabotonicznie - tak, z nerwem. Janusz Palikot wystuka rytm trzylitrowym szampanem. Czerwony dywan już mamy. Przechodzony, ale tylko w jedną stronę.
Tymczasem Prezes PiS, o Popularnym Polskim Nazwisku (pomimo niemal hollywoodzkiego filmowego doświadczenia), nie zdecydował się walczyć sam ze sobą na partyjnym kongresie, co dałoby mu dwa razy więcej okazji, aby "przebić się ze swą narracją".
On takiej protezy nie potrzebuje, by samego siebie przebić. "Plaże Egiptu są dziś zaludnione przez Niemców i Francuzów, nawet Czechów. W 2020 r. muszą tam być miliony Polaków" - tak miał powiedzieć wedle, po dawnemu mu nieprzyjaznej, prasy. Narracja poszła w las po czerwonym dywanie.
Ale wszystkie te wstrząsające plażowe wici z politycznej sceny bledną wobec informacji, że prominentny SLD-polityk Ryszard Kalisz pojawił się... w Teatrze Sabat. Na "Powrocie Wielkiego Szu". W 2020 r. muszą tam być miliony Polaków!