Loża odrzuconych

W następnym parlamencie zabraknie polityków, bez których dzieje III RP toczyłyby się inaczej. I tych, których zapomnimy bez bólu.

27.07.2015

Czyta się kilka minut

Radosław Sikorski i Jacek Rostowski, maj 2014 r. / Fot. Tytus Żmijewski / PAP
Radosław Sikorski i Jacek Rostowski, maj 2014 r. / Fot. Tytus Żmijewski / PAP

Radosław Sikorski ogłosił, że w wyborach do Sejmu nie wystartuje. Koledzy z PO udali zdziwienie i zaczęli żałować wybitnego kolegi. To na pokaz, bo w rzeczywistości były minister i były marszałek jest obciążeniem dla partii, która po aferze taśmowej i ośmiu latach rządzenia ma wystarczająco nadszarpnięty wizerunek.

Ale Sikorski to tylko jeden z bardzo wielu głośnych polityków, których w nowym Sejmie nie zobaczymy. Jedni odejdą przez skandale, inni – bo dokonali złych wyborów w polityce lub dlatego, że mają jej dość. Jeszcze inni dlatego, że nie są wyborcom potrzebni. Lista jest długa, a jeszcze nie zamknięta.

Bez przebaczenia

Trzeba przyznać, że najtrzeźwiej zachowało się PiS: w partii Jarosława Kaczyńskiego skończyło się wybaczanie i patrzenie przez palce. Kto się władował w skandal, ten wylatywał z klubu, partii i przyszłych list. Taki los spotkał m.in. posła Tomasza Kaczmarka, „agenta Tomka”, którego nagrano, jak po pijanemu groził mężowi swojej partnerki. Szybka decyzja i szybki koniec afery.

Więcej pobłażliwości prezes Jarosław Kaczyński miał dla posła Adama Hofmana. Kilka wpadek – w tym wulgarne zachowanie wobec pracownic klubu PiS – puścił mimo uszu, jednak gdy wyszły na jaw machlojki przy zagranicznych delegacjach, Hofman (dziś ma 35 lat i rozważa start do Senatu spoza list partyjnych) został wyrzucony z partii wraz z Mariuszem Antonim Kamińskim i Adamem Rogackim. PiS na tym pokazie pryncypialności tylko zyskał, zwłaszcza że każdego z tych posłów łatwo będzie zastąpić.

Pytanie tylko, czy prezes będzie równie zasadniczy w sprawie senatora Grzegorza Biereckiego? Chodzi w końcu o twórcę systemu SKOK, a sprawa Społecznych Kas od miesięcy odbija się partii czkawką. Media pełne są informacji o zarejestrowanej w Luksemburgu spółce, do której wypływały pieniądze, i o tym, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny już wypłacił członkom Kas, które zbankrutowały, 3 mld 200 mln zł. Platforma niezbyt sprawnie, ale konsekwentnie mówi o ogromnej aferze i konieczności powołania komisji śledczej (niezbyt sprawnie, bo podkomisja sejmowa zajmowała się SKOK-ami przez cztery miesiące, a powołanie komisji specjalnej w tej kadencji nie jest już możliwe). Bierecki został jeszcze w marcu zawieszony w prawach członka klubu PiS (sam o to wnioskował). Co dalej? Nie wiadomo – bo senator jest majętny i ma po swojej stronie część prawicowych mediów, które pomagał finansować. Gdyby jego pozycja nie była tak silna, pewnie partia dawno by się od niego odcięła.

Ciekawy będzie los posłanki Krystyny Pawłowicz, znanej z ostrych, często obraźliwych wypowiedzi („Jak ja widzę faceta obok siebie, to jak mogę się zwracać »proszę pani«” – to o posłance Annie Grodzkiej), będących często przedmiotem postępowań Komisji Etyki Poselskiej. Posłanka i profesor prawa ostatnio mówiła o zmęczeniu polityką, ale zaraz dodawała, że jest żołnierzem PiS i podporządkuje się decyzji prezesa. A więc dylemat: Pawłowicz bez wątpienia wywalczy dla partii wiele głosów, ale z drugiej strony będzie wykorzystywana przez konkurencję do straszenia centrowych wyborców, na których ugrupowanie Kaczyńskiego kolejny raz się otwiera.

Bez rozliczenia

Po drugiej stronie barykady Platforma Obywatelska wciąż nie potrafi rozliczyć afery podsłuchowej, która wyniszcza tę partię jak żaden inny skandal.

Dlaczego? Bo dotyka najbardziej prominentnych polityków PO. Bo jest dowodem na szastanie przez nich publicznym groszem. Co ważne: trwa od miesięcy, a końca nie widać. Ciągle wychodzi nowe nagranie albo jakiś nowy fakt. Nie pozwala to wyborcom zapomnieć, a partii odetchnąć.

Oficjalnie, według PO, jedynym negatywnym bohaterem „taśm prawdy” był Sławomir Nowak, i tak na cenzurowanym, bo nie potrafił się rozliczyć z drogich zegarków. Inni przewijający się na nagraniach to tylko ofiary. Mówiła o tym wyraźnie premier Ewa Kopacz, gdy przyjmowała dymisję nagranych ministrów: Bartosza Arłukowicza, Andrzeja Biernata i Włodzimierza Karpińskiego, oraz wiceministrów: Rafała Baniaka, Stanisława Gawłowskiego i Tomasza Tomczykiewicza. „Chciałam powiedzieć z satysfakcją, że osoby, które są ofiarami nielegalnych podsłuchów, wykazały się szczególną odpowiedzialnością za państwo, a nie przywiązaniem do swoich stanowisk” – oświadczała pani premier. Co było trochę nielogiczne – bo skoro są ofiarami, ludźmi odpowiedzialnymi za państwo, to nie trzeba było przyjmować dymisji, ale raczej ich nagrodzić.

Jednak PO chyba ciągle nie dostrzega destrukcyjnej siły nagrań. Gdyby tak było, głowy poleciałyby znacznie wcześniej, i nie byłoby sporu, czy ktoś, kogo nagrano, może startować z pierwszego, czy z jakiegoś innego miejsca na liście. Zwłaszcza że badania opinii publicznej są bezlitosne: z sondażu Millward Brown dla „Faktów” wynika, że 80 proc. ankietowanych nie chce, by bohaterowie afery taśmowej startowali w wyborach.

Bez baronów

Jeśli partia Ewy Kopacz by to dostrzegała, z list musiałaby zniknąć większość wymienionych polityków. Wiązałoby się z poważnymi konsekwencjami: wielu nagranych to szefowie PO w regionach. Usunięcie lidera burzy tam partyjną konstrukcję, otwiera pole do walki o schedę, jest zaproszeniem do wewnętrznej awantury – zabójczej w kampanii. Łatwiej poradzić sobie ze znanym singlem niż z mało znanym w Warszawie, ale mocnym u siebie baronem. A na taśmach pojawiają się liderzy Platformy z Zachodniopomorskiego, Śląskiego, Łódzkiego, Lubelskiego.

Czy są do ruszenia? Najbliżej odsunięcia jest chyba były minister sportu, łódzki baron PO, Andrzej Biernat, który oprócz afery podsłuchowej ma problem z badanymi przez CBA oświadczeniami majątkowymi. Na razie Biernat trzyma się mocno i mówi, że nie ma powodów do odchodzenia z polityki – ale zamiast z Łodzi, chciałby startować z Sieradza.

Kłopoty ma też Cezary Grabarczyk. Jeszcze niedawno prowadził jako wiceprzewodniczący PO posiedzenie zarządu partii dotyczące list wyborczych, ale w kwietniu został zmuszony do dymisji z funkcji ministra sprawiedliwości. Chodziło o to, że dostał pozwolenie na broń bez wymaganych egzaminów. Śledztwo w tej sprawie się toczy, a prokuratura wnioskuje o cofnięcie pozwolenia byłemu ministrowi – wygląda na to, że historia będzie się tliła, a PiS będzie miało używanie. Wprawdzie w tym samym skandalu przewija się nazwisko ich posła z Piotrkowa, Dariusza Seligi, ale Seliga nie wystartuje: został zawieszony w prawach członka partii, natomiast Grabarczyk będzie najpewniej liderem listy w Łodzi.

Bez singli

Z singlami poszło łatwiej. Najgłośniejsza nie tylko w szeregach Platformy, ale w ogóle w polskiej polityce, była rezygnacja ze startu w wyborach Radosława Sikorskiego.

Tyle że Sikorski wcale nie miał zamiaru odchodzić. Chciał dalej kandydować z pierwszego miejsca w Bydgoszczy, ale Ewa Kopacz rozwiała te nadzieje. „Może to jest jego życzenie, marzenie. Nie wiem” – powiedziała.

Sikorski przeżył to ciężko. Ogłosił rezygnację (swoim zwyczajem: na Twitterze), gdy stało się jasne, że liderką listy będzie Teresa Piotrowska, zaprzyjaźniona z panią premier szefowa MSW. I natychmiast zaczęła się dyskusja o tym, czy polska polityka poniosła stratę.

Oficjalnie Sikorskiego żałują koledzy z PO, a cieszą się przeciwnicy z PiS – choć w głębi duszy nastroje są pewnie odmienne. Sikorski bowiem w ostatnich miesiącach stale dostarczał amunicji politykom opozycji (to nie potrafił rozliczyć się z paliwa, które kupował za publiczne pieniądze, to ogłosił, że Putin miał proponować Tuskowi wspólny rozbiór Ukrainy), zaś dla swojej partii był obciążeniem. Marszałkiem Sejmu okazał się kiepskim – ale też nie była to funkcja dla niego, politycznego fightera. Ocena pracy w MSZ dzieli ekspertów: zwolennicy mówią, że Sikorski i jego idee były zauważane w wielkiej światowej polityce, przeciwnicy podkreślają, że efekty programu Partnerstwo Wschodnie (jego sztandarowy pomysł) rozczarowują, i że za czasów Sikorskiego pogorszyły się nasze stosunki z wieloma krajami z bliższego i dalszego sąsiedztwa.

Ze startu zrezygnował też Jacek Rostowski – były wicepremier i minister finansów w dwóch rządach Donalda Tuska. Podobnie jak Sikorski, był w partii singlem, obaj byli blisko siebie w polityce, co okazało się dla Rostowskiego fatalne: nagrano go, gdy dał się zaprosić Sikorskiemu do restauracji. Może mówić o pechu: niedawno tłumaczył, że sam jako minister finansów ledwie kilka razy zaprosił kogoś do restauracji.

Bez przelicytowanych

Spora grupa polityków nie znajdzie się w Sejmie ze względu na złe wybory polityczne.

Najsłynniejszy z nich to bywalec telewizji Ryszard Kalisz. Adwokat i były minister spraw wewnętrznych, szef Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedyś współzakładał SLD, ale odszedł z partii po konflikcie z Leszkiem Millerem. Wraz z Januszem Palikotem tworzył ruch Europa Plus, ale efemeryczna formacja przegrała wybory do Parlamentu Europejskiego i została rozwiązana. Kalisz został na aucie wraz ze swoim niewielkim stowarzyszeniem Dom Wszystkich Polska. W następnym Sejmie go zabraknie: ogłosił, że nie będzie kandydował.

Inna sprawa, że podobny los może spotkać jego dawnych politycznych przyjaciół. Leszek Miller i Janusz Palikot chcą startować jako koalicja Zjednoczona Lewica, a jak pokazują sondaże – będą mieli poważne problemy z przekroczeniem 8-procentowego progu.

W parlamencie nie będzie też zapewne Marzeny Wróbel. Konserwatywna posłanka, słynna z filipik w obronie życia poczętego, protestów przeciw in vitro i legalizacji związków jednopłciowych, zaczynała w PiS. Potem odeszła do Solidarnej Polski zakładanej przez Zbigniewa Ziobrę, jednak rozczarowała się i opuściła ugrupowanie. Teraz członkowie SP idą do wyborów z PiS-em, a Wróbel została sama.

Podobnie przedstawia się sytuacja Przemysława Wiplera. Do Sejmu wszedł z listy PiS. Był jednym z najaktywniejszych posłów, zajmował się głównie sprawami gospodarczymi, ale opuścił partię w 2013 r., związał się z Jarosławem Gowinem i współtworzył Polskę Razem. Odszedł w 2014 r.; gdy Gowin nie chciał zacieśniać współpracy z Januszem Korwinem-Mikke, Wipler poszedł do JKM. Po sukcesie w eurowyborach korwinowcy szybko się jednak podzielili i wciąż tracą poparcie, a ich lider staje się coraz bardziej kontrowersyjny. Chwali Putina, bije Boniego, hajluje na sali posiedzeń PE. Wipler do Sejmu więc nie wejdzie i zostanie – niestety – zapamiętany nie z dobrej pracy, lecz z pijackiej awantury przed warszawskim klubem.

Bez zmęczonych

W polityce nie zobaczymy już Włodzimierza Cimoszewicza, zasiadającego w parlamencie od 1989 r. (pięć kadencji w Sejmie, dwie w Senacie, po drodze: premier, wicepremier, minister sprawiedliwości, szef MSZ i marszałek Sejmu). „Po 26 latach uznałem, że to koniec wielkiej, bardzo interesującej i emocjonującej przygody, wystarczy” – powiedział w TVN. Początkowo związany z lewicą, od lat faktycznie niezależny: SLD skreślił go z listy członków, a on startował w wyborach z białostocczyzny z własnego komitetu „Cimoszewicz do Senatu” i bez problemu zdobywał mandat. Tym razem do Senatu chce wystartować jego syn, ale były premier oświadczył, że wcześniej powinien zmienić tożsamość, by wyborcy głosowali na osobę i program, a nie na nazwisko.

Z zamiarem rezygnacji, motywując ją zmęczeniem, nosi się też Stanisław Żelichowski, szef klubu PSL i prawdziwy nestor parlamentu (pierwszy raz w ławach poselskich zasiadł jeszcze w PRL, w 1985 r.). Patrząc na sondaże, partyjni koledzy Żelichowskiego też nie mogą być pewni miejsc w Sejmie, ale PSL często bywa w badaniach pod progiem, a wchodzi nie tylko do parlamentu, ale także do rządu.

Zabraknie również Ludwika Dorna. Były szef MSW, były marszałek Sejmu, kiedyś nazywany trzecim bliźniakiem, gdy sprawował funkcje, był krytykowany za arogancję, za to w opozycji przeistaczał się w bardzo pracowitego posła. Za jego kwiecistą frazą tęsknić będą nie tylko dziennikarze polityczni.

Bez niepotrzebnych

Ostatnia grupa to politycy, którzy okazali się niepotrzebni.

Listę otwierają Andrzej Rozenek i Grzegorz Napieralski. Pierwszy uciekł od Palikota, drugi od Millera. Spotkali się w nowym projekcie, ich partia nazywa się Biało-czerwoni. Mówią, że są za zjednoczeniem lewicy, ale ze Zjednoczoną Lewicą nie chcą mieć nic wspólnego. Do Sejmu się nie dostaną.

Podobny los czeka Annę Grodzką, pierwszą transseksualną posłankę w polskim Sejmie. Była u Palikota, ale do polityki nie wniosła wiele. Zauważano ją tylko ze względu na zmienioną płeć, o czym chętnie mówiła – o innych sprawach zaś chętnie milczała.

Z ubiegania się o miejsce w Sejmie rezygnuje też Katarzyna Hall, posłanka PO i była minister edukacji. Polityka nie była jej żywiołem – Hall chce się zająć szkoleniami i doradztwem.

Na Wiejskiej nie będzie też byłego piłkarza Cezarego Kucharskiego. Złośliwi twierdzą, że PO go nie chce, bo gdy Donald Tusk wyjechał do Brukseli, zapotrzebowanie w klubie na dobrych piłkarzy gwałtownie spadło.

No i nie zobaczymy w polityce posła Zbigniewa Girzyńskiego. W 2014 r. odszedł z PiS, gdy pojawiły się wątpliwości w sprawie rozliczeń delegacji zagranicznych. Utrzymywał, że jest absolutnie niewinny, a zrezygnował, by jego problemy „nie kładły się najdrobniejszym cieniem i były wykorzystywane w walce politycznej” z PiS. Rezygnację przyjęto i Girzyński stał się posłem niezrzeszonym. Mimo upływu czasu zrzeszyć się nie zdołał, musiał więc ogłosić: „W związku z często ostatnio zadawanym mi pytaniem dotyczącym zbliżających się wyborów parlamentarnych pragnę wszystkich zainteresowanych poinformować, że nie zamierzam w nich startować”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2015