Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zdumiewa mnie czasem zła wola internetowych (i nie tylko) komentatorów. Z reguły wyszukują w każdej informacji coś, co – jak sądzą – można potępić, skrytykować lub przynajmniej wyszydzić. Oczywiście nie chodzi im o informację, ale o człowieka, którego ona dotyczy. Jeśli nawet te ataki są absurdalne, a informacja fałszywa, to komentarze tworzą zły klimat wokół osoby, niszczą jej wizerunek, ranią.
Ostatnio byliśmy świadkami takich ataków na ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, kierownika Katedry Etyki KUL-u. Bo się przyłączył do osób, które poręczyły za aktywistkę LGBT+, Margot, aresztowaną w związku z zarzutami dotyczącymi udziału w zbiegowisku, ataku na działacza fundacji pro-life oraz niszczenia furgonetki tej organizacji. Ks. Wierzbicki te ataki delikatnie określił jako „sporo hejtu, wulgarnych insynuacji i prób zawstydzania”. Był atakowany m.in. przez ludzi z jego uczelni. Ci albo odżegnywali się od niego, albo dawali do zrozumienia, że nie chcą, „aby tacy wykładowcy kształtowali młodzież w katolickiej uczelni”. Do innego z grupy dwunastu poręczycieli zadzwonił dziennikarz z pytaniem, czy nie zamierza wycofać swego poręczenia po tym, co mówi i robi Margot teraz, już na wolności? Dla tego dziennikarza poręczenie było równoznaczne z aprobatą i wzięciem odpowiedzialności za wszystko, co mówi i robi osoba, za którą poręczali.
Ks. Jacek Prusak SJ: Dlaczego argumenty naukowe dotyczące homoseksualizmu nie zmieniają myślenia biskupów i psychologów chrześcijańskich?
Dziwne, że ci sędziowie-obrońcy wiary i moralności, zanim osądzili profesora etyki, nie sięgnęli do polskiego Kodeksu Prawa Karnego i nie przeczytali, że „poręczenie osoby godnej zaufania polega na przyjęciu od osoby poręczającej zapewnienia, że oskarżony (podejrzany) stawi się na każde wezwanie i nie będzie w sposób bezprawny utrudniał postępowania...”. Mówiąc prościej: poręczyciele ręczą, że nie ma potrzeby i racji, by tego człowieka zamykać w areszcie. Sam ks. prof. Wierzbicki wyjaśnia: „Nie żałuję poręczenia za Margot. Krytycznie oceniam jej zachowanie po uwolnieniu i nie przestaję się zastanawiać, czy sam nie ponoszę jakiejś cząstki winy. Choćby winy bezczynności i milczenia wobec homofobii w polityce i w Kościele. Nie podoba mi się to, co robi, ale próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”.
Innym przykładem może być historia związana z osobą abp. Grzegorza Rysia. W maju 2019 r. ks. abp Wojciech Polak, delegat Episkopatu ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, otrzymał maila od Janusza K., ofiary księdza pedofila w latach 2003-05. Janusz K. informował o zaniedbaniach dotyczących zgłoszonej przez niego w 2011 r. biskupowi łowickiemu sprawy księdza, którego był ofiarą, i o braku jakiejkolwiek informacji o postępowaniu w tej sprawie. Ksiądz prymas, zgodnie z wchodzącymi właśnie w życie procedurami, zawiadomił o liście arcybiskupa Rysia, który jako metropolita łódzki, według ogłoszonych właśnie norm kościelnych, był w tym przypadku biskupem kompetentnym: zawiadomił abp. Rysia, że Janusz K. został poinformowany, że teraz (od 1 czerwca 2019 r.) biskupem w tej sprawie kompetentnym jest metropolita łódzki. I Janusz K. zwrócił się do arcybiskupa Rysia, lecz dopiero po upływie roku. Spotkali się i w ciągu kilku zaledwie dni abp Ryś sprawę przekazał, jak należało, do Rzymu (więcej pisze o tym w numerze Artur Sporniak).
Sprawę opisało OKO.press, mówiąc o „udziale arcybiskupa Rysia w sprawie tuszowania przestępstw pedofilskich w diecezji łowickiej”. Zaroiło się od komentarzy: „Biskupi nie chcą występować przeciwko innym biskupom – pisał jakiś ksiądz. Nie myślą o skrzywdzonym człowieku, tylko o tym, że z kolegą biskupem będą później musieli spotkać się na posiedzeniu Episkopatu”. Sam abp Ryś relację OKO.press uznał za „stronniczą, świadomie krzywdzącą i godzącą w [jego] dobre imię”.
Zanim rzucisz kamieniem w bliźniego, najpierw stuknij się tym kamieniem w głowę. ©℗