Pora na poród

Prezydent Filipin Rodrigo Duterte znów pokazuje się w telewizji, wymachując plikiem papierów i wyjaśniając, że zawiera on długą listę ludzi umoczonych w filipiński przemysł narkotykowy.

23.01.2017

Czyta się kilka minut

Co prezydent zamierza zrobić z ludźmi z listy? Wytropić i oskarżyć? Wsadzić za kratki? Nie, on chce ich zabić. „Ludzie od praw człowieka popełnią samobójstwo, gdy to skończę” – deklaruje. Skończy. Gdy był burmistrzem w mieście Davao, szwadrony śmierci składające się z ludzi burmistrza i lokalnej policji dokonały egzekucji na około tysiącu dilerów, narkomanów i dzieci ulicy. W tej chwili liczbę ofiar krucjaty prezydenta Duterte szacuje się na około sześć tysięcy. Dwa tysiące ludzi zabiła policja, cztery zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, co de facto oznacza to samo.
Duterte zabija nie tylko dilerów, ale również narkomanów. W jego chorej logice podaż można zdusić przez fizyczną eliminację popytu. Inna rzecz, że prezydent musi sprostać swoim wyborczym obietnicom, a te były nie byle jakie: sto tysięcy uśmierconych przestępców w ciągu pierwszego pół roku urzędowania. Deadline (nomen omen!) niestety już minął, ale przywódca z pewnością da radę, cieszy się wysokim społecznym poparciem.
W Nigerii samolot wojskowy omyłkowo bombarduje coś, co miało być miejscem koncentracji wojsk islamistycznej bojówki Boko Haram, a okazało się obozem dla kilkuset z dwumilionowej rzeszy uchodźców, zmuszonych do opuszczenia domów, odkąd w Nigerii, Nigrze, Czadzie i Mali szerzy się uzbrojony fanatyzm. Ginie kilkadziesiąt osób, kilkaset jest rannych. Boko Haram nie jest zresztą dziś już największym zmartwieniem próbujących zaprowadzić tam spokój sprzymierzonych sił afrykańskich sąsiadów. Poważnym kłopotem staje się taktyczny alians wyłonionego z Boko Haram ISWA (czyli Państwa Islamskiego Zachodniej Afryki) z ISGS (Państwem Islamskim Wielkiej Sahary), dokonującym coraz to nowych zamachów w Nigrze, Mali i północnym Burkina Faso.
Reszta świata ma znakomitą receptę na rozwiązanie kryzysu (który spowoduje za chwilę kolejną falę płynącej do Europy emigracji). Państwa europejskie wysyłają w ten rejon kolejne kontyngenty żołnierzy (pod flagami własnymi albo ONZ), USA budują bazy dla dronów w Nigrze, a obok poważną ofensywę dyplomatyczną prowadzi Rosja. Specjalny wysłannik prezydenta Putina tłumaczy w stolicy Mali, że jest tu, ponieważ jego kraj usłyszał pragnienie malijskiego ludu, by to właśnie Rosjanie byli tymi, którzy pomogą im uporać się z terroryzmem i wrócić do czasów pokoju.
A skoro wspomnieliśmy już Stany – prezydenturę największego mocarstwa na świecie inauguruje właśnie człowiek, który w wywiadach telewizyjnych tłumaczył, że gdyby tylko jego córka nie była jego córką, zrobiłby z nią to, czego zwykle nie robi się z córkami. Co słychać we Francji? Na państwowe posady szykuje się przywódczyni miejscowych nacjonalistów, popierana – a to dopiero zabawne – przez istotną część funkcjonujących na obrzeżach francuskiego społeczeństwa imigrantów. Co mówią myszy, które na prezydenta chcą wybrać sobie kota? To samo, co wyborcy Trumpa i innych podobnej klasy polityków: wszyscy już rządzili, okazali się złodziejami, teraz dajmy szansę świeżej krwi. Niech sobie porządzi. A jak nabruździ – to i tak ją odwołamy. Dokładnie tak: imigranci, którymi Front Narodowy straszy Francuzów, są przekonani, że jest ich tylu, iż gdyby co – przykryją całą Francję czapkami. Zafundują jej wewnętrzny bojkot ekonomiczny albo zamieszki. Gorzej nie będzie.
Doskonale rozumiem, że obecna sytuacja polityczna w Polsce jest poważnym testem wytrzymałościowym dla wielu z tych bodaj 81 proc. rodaków, którzy na rządzącą obecnie nami partię nie oddali głosu. Proszę jednak spojrzeć na to, co dzieje się na świecie (co ja uczyniłem korzystając z tego, że w samolocie do Dakaru mieli na pokładzie „New York Times”, „New African” i „Politico”). Co innego możemy zrobić niż wierzyć, że przeżywane obecnie – jak się okazuje: w skali globalnej – bóle to nie zwiastun agonii, lecz poród. Czegoś nowego, co wyrośnie na gruzach systemu, który (cholera jasna, że też akurat musiało się to okazać za naszego życia) najwyraźniej naprawdę się zgrał. To byłoby bardzo pocieszające: móc założyć, że to, co obecnie widzimy w TV, to nie punkt dojścia, ale jedynie faza przejściowa (wbrew tym, co zapowiadają, że oni zostaną już z nami na długo). Jak będzie wyglądał świat w wersji 3.0?
Biorę do ręki noworoczne wydanie magazynu „Wired” i przez moment znów kąpię się w myśli, że ludzi dobrej woli będzie więcej. Czytam o siedmiu samonurkujących robotach, które naukowcy zwodowali u wybrzeży Indii, by badały temperaturę wody na różnych głębokościach i współtworzyły precyzyjny kalendarz rolniczy, który pozwoli najbiedniejszym siać i zbierać wtedy, gdy będą mogli mieć z tego największe zyski. Czytam o aplikacji, która po zeskanowaniu zdjęcia próbki krwi i porównaniu jej z olbrzymią bazą danych jest w stanie wskazać, czy chory (dajmy na to, w Sierra Leone czy Bangladeszu) zaraził się jakimś wirusem, czy nie. Czytam, że firma Samsung pracuje nad stworzeniem soczewek kontaktowych pracujących w systemie Augmented Reality (rzeczywistości rozszerzonej), który zapewni użytkownikom takie wrażenia, jakie nie śniły się banalnym zbieraczom pokemonów.
I myślę sobie: czyż nie w tym właśnie objawi się szansa na uratowanie Matki Ziemi z rąk jej córek i synów? Gdyby wielu z opisanych wyżej postaci dostarczyć takie soczewki, które utrzymywałyby ich w złudzeniu, że mają Biały Dom, Sejm, Senat, mogą polować na demonstrantów, rozpędzać trybunały, mają klakierów, zamki ze złota, rakiety i czołgi, dowolne pomniki i co tam sobie jeszcze chcą – może daliby nam oni w końcu spokój?
W tej układance jest tylko jeden kłopot: na ich miejsce przyjdą wtedy inni. A po nich kolejni. I tak będzie usque ad mortem, chyba że dotrze do nas wreszcie (i wyciągniemy praktyczne wnioski z faktu), że tych „onych” nie wyhodował przecież nikt inny, zrobiliśmy to my. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2017