Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomnik stanął w Zakopanem; w niedzielę 13 sierpnia odsłonił go prezydent Lech Kaczyński. Powiedział: "Przyjechałem tu w ramach przywracania pamięci". To rozważne słowa. Na Podhalu legenda "Ognia" wciąż dzieli: dla jednych zawsze był bohaterem, dla innych na zawsze pozostanie bandytą. Ale większość nie ma w tej sprawie jasnego zdania. To dlatego, że proces przywracania pamięci jeszcze się nie zakończył. Nie na wszystkie pytania znajdziemy odpowiedź, nie wszystkie wątpliwości zostaną rozwiane. Niemniej to, co można wyjaśnić, będzie wyjaśnione. Jak wielu innych, czekam z niecierpliwością na opublikowanie wyników badań dr. Macieja Korkucia z IPN, który zajmuje się tą sprawą.
Józef Kuraś "Ogień", góral z Waksmunda, walczył z okupacją - najpierw niemiecką, potem sowiecką. Latem 1943 r. Niemcy zamordowali i spalili jego rodzinę: ojca, żonę, dwuipółletniego synka. Do końca wojny nie mieli spokoju na Podhalu. Po wojnie, kiedy po krótkiej służbie nowym władzom "Ogień" poszedł "w góry" drugi raz, jego oddział liczył kilkuset żołnierzy, wspieranych przez ponad trzy tysiące informatorów. Przez pewien czas teren działania "ogniowców" - od Myślenic po Tatry - był praktycznie państwem w państwie; to oni ustanawiali i pobierali podatki, oni kontrolowali działające na tym obszarze instytucje. "Ogień" był bardzo skuteczny, bo był "swój" i miał na Podhalu poparcie. Nie byłoby "Ognia", gdyby nie było wiary w "Ognia". Nawet kiedy jego oddział zaczął ponosić kolejne klęski, kiedy propaganda komunistyczna rozpisywała się o jego domniemanych zbrodniach, kiedy wsadzano do więzień jego zwolenników - wielu ludzi dochowało mu wierności. Mówiono: bali się, bo był bezlitosny dla konfidentów. Dziś wiemy - także z materiałów ubeckich zbadanych przez dr. Korkucia - że to nieprawda: ci ludzie w zdecydowanej większości naprawdę mu wierzyli.
Czarna legenda "Ognia", którą tworzono i podtrzymywano przez cały PRL, miała uderzyć właśnie w tę wiarę. Zdaniem ks. Tischnera "Ogień" był dla komunistów szczególnie groźny dlatego, że był "z ludu"; nie można było o nim powiedzieć, że reprezentuje Polskę "pańską", "obcą klasowo". "Ogień" walczył - jak sam mówił - o Polskę Ludową, tyle że inną, niepoddaną sowieckiej kontroli, mikołajczykowską. Jak wielu w tym czasie, wierzył w III wojnę światową i w to, że Amerykanie wypchną Sowietów z Polski. Czarna legenda miała pokazać, że choć "swój", był jednak "obcy" - że wybrał drogę bandytyzmu, zamiast odbudowywać kraj po wojnie. Nawet kiedy rozbito jego oddział, a on sam, postrzeliwszy się w głowę, zmarł w szpitalu w Nowym Targu, maszyna propagandy nie przestała pracować. Przeciwnie - nie było grobu "Ognia" (ciało najprawdopodobniej trafiło do prosektorium Akademii Medycznej), były za to pełne krwawych epizodów wspomnienia tych, którzy przeciwko niemu walczyli.
Główne zarzuty dziś to akcenty antysemickie w jego odezwach i niewyjaśnione zbrodnie. Nie wszystko da się wytłumaczyć. Świadomość "Ognia" od pewnego momentu była świadomością człowieka spychanego do defensywy. W brutalnej wojnie, jaką przeciwko niemu rozpętano, sam także bywał brutalny. Niemniej w miarę, jak rośnie nasza wiedza o "Ogniu" i "ogniowcach", rośnie też szacunek. Widzimy rozmaite uwikłania - i widzimy zarazem tragiczność i heroizm postawy. Nie chodzi o to, że służyli przegranej sprawie. Chodzi o to, że służyli sprawie, która była wspólną sprawą wielu, nawet tych, którzy "do lasu" nie poszli. "Ogień" był bohaterem swojego czasu, w którym nadzieja na niepodległość była wciąż silna. W imię tej nadziei on i jego żołnierze zaryzykowali; czy to znaczy, że byli "lepsi" od tych, którzy złożyli broń, i tych, którzy zostali w domach, żeby się uczyć i pracować? "Jeśli domagam się oddania honoru »Ogniowi« - mówił w cytowanym na wstępie wywiadzie ks. Tischner - to nie czyimś kosztem. Nie o to chodzi, aby się piąć w górę, wdeptując przeciwników w błoto. Ale o to, żebyśmy zobaczyli dramat Polski. Abyśmy z historii Polski uczyli się choć trochę rozumu. Bo dopóki tego nie będzie, nie widzę duchowej wielkości Polski".
Oczywiście nie byłoby dobrze, gdyby miejsce czarnej legendy zajęła teraz legenda biała. Są takie pokusy, nie wiem, jak silne. Nic dziwnego, że się pojawiają: w końcu pół wieku publicznego piętnowania domaga się zadośćuczynienia. Niemniej musimy jasno powiedzieć, jakiego patriotyzmu chcemy. Dojrzałego patriotyzmu nie nauczymy się na legendach. Trzeba stawić czoło faktom. Tam zaś, gdzie nie ma twardych faktów, trzeba - przez szacunek dla prawdy - zostawić miejsce dla tajemnicy. "Ogień" walczył o wolność. Darem wolności jest to, że nie trzeba karmić się legendą, ale można pytać o prawdę. Więcej - że można budować tę prawdę z wielu "prawd", komplikować obraz przeszłości, zamiast go upraszczać.
Dlaczego warto wybrać tę właśnie drogę? Ano dlatego, że przyjdzie nam spisać jeszcze niejeden powikłany życiorys, pełen zagadek, wątpliwości, dwuznacznych wyborów. Zapewne nieraz o wiele bardziej powikłany niż życiorysy "Ognia" i jego żołnierzy, którzy poszli "w góry" z wizją niepodległej Polski.