Polska teologia wyzwolenia

Na długo przed Ameryką Łacińską w Polsce pojawiali się duchowni, którzy chrześcijaństwo łączyli z ideą sprawiedliwości społecznej – i wzywali do jej budowania przez radykalne reformy.

22.07.2019

Czyta się kilka minut

Ks. Piotr Ściegienny, ilustracja na stronie tytułowej jego „Listu otwartego do polskiego ludu roboczego”, wydawnictwo Latarnia, 1900 r. / POLONA.PL
Ks. Piotr Ściegienny, ilustracja na stronie tytułowej jego „Listu otwartego do polskiego ludu roboczego”, wydawnictwo Latarnia, 1900 r. / POLONA.PL

Pierwszy był Piotr Ściegienny. Chłopski syn spod Kielc, wstąpił do zakonu pijarów.

Entuzjastycznie przyjął wybuch powstania listopadowego, w seminarium w Opolu Lubelskim zorganizował szpital dla powstańców. W 1832 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Skierowano go do parafii w Wilkołazie na Lubelszczyźnie, gdzie – jak wspominał – ujrzał „z bliska znów uciśnienie i nędzę ludu”.

Kilka lat później nawiązał kontakt z konspiracją, której celem było przygotowanie kolejnego spotkania. Ideowo na lewym skrzydle ruchu, głosił konieczność walki zbrojnej z zaborcami, a także upodmiotowienia ludu, równości i radykalnych reform. Pisząc „List ojca świętego Grzegorza papieża do rolników i rzemieślników z Rzymu przysłany” wierzył, że taka forma (udająca wypowiedź papieża) ośmieli lud do walki bardziej niż inne zachęty. Jego teksty krążyły w nielegalnym obiegu, zyskując popularność na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie.

Ćwierć wieku katorgi

Ściegienny, znakomity mówca, głosił konieczność zniesienia wielkiej własności prywatnej (głównie ziemi) i rozmaite formy ludowładztwa. Odwoływał się nie tylko do chłopstwa, ale też mieszczan, rzemieślników, urzędników, żołnierzy: nazywał ich „cierpiącą klasą ludzi” i zachęcał do walki ze starym porządkiem. W rzekomym liście papieża pisał: „Bóg stworzył wszystkich ludzi (...) abyście wolni używali wszystkich darów boskich, nie żyli w niedostatku i nędzy, nie cierpieli głodu i zimna, pracowali jedynie dla siebie, dla swoich żon i dzieci, dla starców i kalek”. Postulował zniesienie pańszczyzny (w zaborze austriackim stało się to w 1848 r., w rosyjskim w 1861 r.).

Ludowa solidarność miała przekraczać granice i nacje: „Przyszła wojna będzie nie chłopów z chłopami, nie ubogich z ubogimi, ale chłopów z panami, ubogich z bogatymi, uciśnionych i nieszczęśliwych z ciemięzcami i w zbytkach żyjącymi”. Zapowiadał wspólnotową własność ziemi rolnej, równy podział owoców pracy, finansowanie wydatków publicznych z części tych dochodów.

Agaton Giller komentował: „Teoria jego socjalna, acz nie praktyczniejsza od innych, była nie pożyczoną, nie z obcego drzewa zerwaną, ale jego własną, zupełnie samodzielną (...) Różniła się (...) tym od francuskich, angielskich i niemieckich, że nie niszczyła Kościoła katolickiego, ale go demokratyzowała i przeważną rolę w Rzeczypospolitej mu nadawała”.

Ze współpracownikami przygotowywał wystąpienie zbrojne. Jednak w październiku 1844 r., dzień po konspiracyjnym spotkaniu w podkieleckich lasach, władze carskie aresztowały Ściegiennego i innych, wskutek zdrady jednego z uczestników. Ściegienny usłyszał wyrok śmierci. Doprowadzonemu już na szubienicę, odczytano decyzję o usunięciu ze stanu kapłańskiego – oraz o zamianie wyroku na katorgę w kopalniach Syberii.

Wrócił z zesłania po ćwierćwieczu. Nie podjął już aktywności politycznej. Przywrócono go do stanu kapłańskiego. Zmarł w 1890 r., w wieku 89 lat. Jego dawne teksty wznawiano przez lata, a on sam wszedł do legendy ruchu socjalistycznego.

Organizator i asceta

W „Słowie o bandosie” – tekście publicystycznym z początku XX w., choć napisanym w konwencji fikcji literackiej o sezonowych robotnikach rolnych (zwanych bandosami) z Kielecczyzny – Stefan Żeromski wymienia garstkę rodaków nieobojętnych na krzywdę ludu. Jednym z nich był Antoni Szech. Żeromski pisał, że „nim słowo zwiastujące mówić począł, oczyścił się w zimnej kąpieli czynu: sprzedał, co miał, i wykupił nieszczęsne dusze, jęczące w jarzmie rozpusty”.

Szech to pseudonim. Kryjący się za nim Izydor Kajetan Wysłouch urodził się w 1869 r. koło Drohiczyna. Prowincjonalna szlachecka rodzina miała „rewolucyjne geny”: spokrewniona była z radykałem-ludowcem Bolesławem Wysłouchem i nestorem polskiego ruchu socjalistycznego Bolesławem Limanowskim.

Podczas studiów w Warszawie dał się poznać jako człowiek o silnej i autentycznej pobożności. W Nowym Mieście nad Pilicą spotkał się z o. Honoratem Koźmińskim, twórcą opiekuńczych inicjatyw kościelnych. Władze carskie zabraniały wtedy przyjmowania nowicjuszy do zakonów, wstąpił zatem do bezhabitowego Zgromadzenia Braci Sług Maryi. Pracował wśród łódzkich robotników w dzielnicach nędzy. Zyskał szacunek jako znakomity organizator oraz z powodu wyjątkowo ascetycznego życia. W 1895 r. sprzedał swoją część rodzinnego majątku i przekazał pieniądze kapucynkom z Kęt, które pomagały kobietom zajmującym się prostytucją – do tego czynu nawiązują cytowane słowa Żeromskiego.

Po „odwilży” politycznej zaczął nowicjat w Nowym Mieście i w 1899 r. otrzymał święcenia jako brat Antoni. Wkrótce doszedł do wniosku, że duchowieństwo nie wychodzi naprzeciw budzącej się wrażliwości na krzywdę i wyzysk. W rozprawie „O pracy katolickiej” stwierdzał, iż „Działalność katolicka (...) odłączyła się zanadto od wszystkiego, co obchodzi społeczeństwo”.

Struktury zła

Gdy wybuchła rewolucja 1905 r., wrzenie ogarnęło też Antoniego Szecha – bo tak sygnował teksty. Pisał: „Kościół Chrystusowy na ruch społeczny, w imię pogwałconej sprawiedliwości wszczęty, patrzeć musi sympatycznym okiem. Wszak to plon wyrosły z Ewangelii posiewu (...) co przeniknął społeczeństwo całe”. W innym miejscu dodawał: „nieprzyjacielem strasznym, nieubłaganym, (...) tym wrogiem krwawym i okrutnym – nie socjalizm i nie socjaliści. Tym wrogiem – niesprawiedliwość społeczna, krzywda milionów”.

Jako jeden z pierwszych w Kościele wskazywał na materialne przyczyny prowadzące do grzechu. „Niedostateczne pożywienie i ubranie” pobudza „do kradzieży i oszukaństwa”, brak pracy „do podstępnego korzystania z cudzego majątku”. Prostytucja, „ta ohyda wieku naszego”, jest „przecie dzieckiem nędzy i ekonomicznych dzisiejszych warunków”. Stanisław Gajewski konstatował, że Wysłouch dostrzegał „to, co obecnie Jan Paweł II (...) nazywa »strukturami zła«”, tj. warunki, w których trudno żyć wedle zasad chrześcijańskich.

Brat Antoni uważał, że socjalizm nieprzypadkowo zrodził się w Europie – to nie tylko reakcja na krzywdę mas, ale też skutek chrześcijańskiego dziedzictwa kontynentu: wrażliwości na krzywdę i tęsknoty za równością. Program socjalistyczny to według Wysłoucha „wprowadzenie idei chrześcijańskiej w urządzenie społeczne”. Jeśli socjaliści zdołają zmniejszyć skalę niesprawiedliwości i wyzysku, „to największą przysługę wyrządzą religii – przygotują grunt pod posiew Boży”. Tak rozumiany socjalizm „nie tylko nie sprzeciwia się Kościołowi – ale owszem jest [ideą] arcychrześcijańską”. Odrzucał jednak Marksa, krytykował koncepcję walki klas. Apelował o „socjalizm naprawdę chrześcijański, oparty na chrześcijańskich ideałach, (...) ożywiony duchem ewangelicznej miłości. Byłby to socjalizm – ale taki, co nie poniżałby, ale podnosił duszę, uszlachetniał”.

Kościół, lewica, brak dialogu

Prasa katolicko-konserwatywna atakowała go ostro. „Kto zacz ów Antoni Szech i jaką wytwarza truciznę? Ma to być »kapłan«, nawet kapłan-zakonnik, ale kapłan taki, którego (...) admirują i wysławiają najnędzniejsze świstki wywrotowe i żydowsko-socjalistyczne” – pisała „Rola”. Brata Antoniego krytykowali publicznie biskupi Karol Niedziałkowski i Edward Ropp oraz arcybiskup Józef Teodorowicz.

Nakazano mu, by przed każdą publikacją uzyskiwał aprobatę zwierzchników. Wysłany do Kolegium Jezuickiego w Innsbrucku, wrócił po roku i bez konsultacji opublikował kolejne teksty. Hierarchia zareagowała twardo: otrzymał nakaz opuszczenia klasztoru, ruszyło postępowanie dyscyplinarne. W 1908 r. brat Antoni wystąpił ze stanu duchownego. Nie zaprzestał ­działalności ­publicystycznej, a w niej krytyce poddał także Kościół. Nie przystąpił jednak do politycznej lewicy. „Postępowi (...) zanadto widzą we mnie religijnego, bym się im podobać mógł. Socjaliści takich idealistów nie aprobują”.

Wyjechał do Paryża, wrócił w przede- dniu wybuchu I wojny światowej. Popierał Legiony Piłsudskiego. W wolnej Polsce zatrudniono go w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, należał do współtwórców nowoczesnego – w skali światowej – polskiego ustawodawstwa socjalnego. Związany z postępową inteligencją, w 1932 r. został przyjęty do warszawskiej loży masońskiej „Kopernik”. Zmarł nagle w 1937 r.

Zaświtał dzień wyzwolenia

O pół pokolenia młodszy był Eugeniusz Okoń, urodzony w 1881 r. w biednej chłopskiej rodzinie w Radomyślu nad Sanem. Ukończył seminarium, w 1906 r. otrzymał święcenia. Początkowo związał się z endecją, ale szybko popadł z nią w konflikt, zaczął bowiem bronić interesów ludu przeciw właścicielom majątków ziemskich, a także krytykować cały porządek społeczny. Zyskał popularność tak dużą, że w 1913 r. został posłem do galicyjskiego Sejmu Krajowego we Lwowie, choć startował bez poparcia żadnej partii.

I wojna światowa zradykalizowała kapłana. 2 listopada 1918 r. wzywa chłopów na wiecu w rodzinnej miejscowości, by obalali słupy graniczne państw zaborczych. Cztery dni później przemawia w Tarnobrzegu do 30 tys. zgromadzonych: „Żołnierze, robotnicy i ty, biedoto chłopska! Zaświtał (...) dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności, za tyle wyzysku ciebie, chłopie polski (...). Już nie będziesz się wysługiwał i krwawo mozolił dla obcej sprawy. (...) Precz z jaśnie wielmożnymi dziedzicami, precz z utracjuszami, tyś powinien zamieszkać w tych pałacach (...). Ta ziemia, której broniłeś, tobie ma przypaść”. Na wiecu powołano Republikę Tarnobrzeską – lokalną władzę, która rekwirowała żywność z magazynów austriackich i spichlerzy ziemiańskich i rozdzielała wśród mieszkańców.

Już w niepodległej Polsce został uwięziony na kilka dni za radykalne przemówienie na wiecu w Baranowie – co tylko zwiększyło jego autorytet. Kuria przemyska zawiesiła go w obowiązkach. W pierwszych wyborach II RP, w styczniu 1919 r., został posłem z listy PSL-Lewica, ale działał pod szyldem Chłopskiego Stronnictwa Radykalnego. W 1922 r. uzyskał reelekcję z jego listy. Aktywny parlamentarzysta, słynął z ostrych wystąpień sejmowych, a na wiecach porywał tłumy.

Sześć kilometrów

Ks. Okoń był zwolennikiem głębokiej reformy rolnej. Wzywał: „upatruję w oddaniu ziemi z rąk lekkomyślnych, marnotrawnych, egoistycznych i leniwych obszarników i szlachciców w twarde chłopskie ręce (...) zbawienie Polski, (...) najskuteczniejszy środek stworzenia z Ojczyzny naszej silnego, zdrowego jak lud i potężnego państwa (...) oraz za zabezpieczenie świetnej przyszłości Polski na wieki całe”. Domagał się masowej budowy placówek oświatowych na wsi, a także bezpośredniego wyboru prezydenta, likwidacji Senatu i zniesienia kary śmierci.

Nie oszczędzał Kościoła i postulował wywłaszczenie jego majątków ziemskich na rzecz chłopów. W Sejmie mówił: „Majątek doczesny, ziemia, folwarki, lasy, to nie świętość, to nie relikwie, lecz to mamona – to marność. Majątki ziemskie nie należą wcale do istoty Kościoła katolickiego, gdyż przez wieki przeszło Kościół istniał bez majątków ziemskich, a nie upadł, lecz właśnie wtenczas, oddany wyłącznie idei Chrystusowej, ukryty w katakumbach, jaśniał blaskiem największej moralnej potęgi i chwały”. Postulował, by parafianie sami wybierali proboszczów, a wierni – biskupów. Kapłanów związanych z prawicą wzywał: „Czas najwyższy porzucić obóz obszarniczy. Wy powinniście się znaleźć na lewicy, gdyż miejsce księdza (...) winno być po stronie chłopskiej, a nie pańskiej”.

Po zakończeniu drugiej kadencji i wygaśnięciu immunitetu został aresztowany za „podburzanie chłopów” i „rewolucjonizowanie wsi”. Uniemożliwiło mu to ponowne kandydowanie – zwolniono go już po wyborach. Po kilku miesiącach pobytu w rodzinnej wsi postanowił wrócić do Kościoła, napisał list wyrażający skruchę, odbył pokutę w klasztorze w Dukli. Przywrócony do czynnego stanu kapłańskiego, został pomocnikiem proboszcza w Radomyślu. Nie prowadził już aktywności politycznej, choć jego legenda ludowego trybuna była wciąż żywa.

W czasie II wojny światowej współpracował z AK i pomagał ratować Żydów, sam też zmuszony był do ukrywania się przez trzy lata przed Niemcami. Zmarł w 1949 r. Ktoś policzył, że kondukt żałobny ciągnął się przez sześć kilometrów.

Kapłan z Czerwonego Zagłębia

W tym samym czasie co Okoń, działał Andrzej Huszno – tyle że w środowisku robotniczym. Chłopski syn spod Włoszczowy, ukończył kieleckie seminarium i w 1915 r. został księdzem. Już rok później został suspendowany: oficjalnie za niemoralny sposób życia, ale prawdopodobnie z powodu broszury „Syn Człowieczy”, odbiegającej od ortodoksji katolickiej. Objął samozwańczo parafię Mstyczów, pustą z powodu konfliktu wiernych z hierarchami. Przygotował broszurę „Kościół demokratyczny”, w której postulował m.in. wybieranie proboszczów, biskupów i papieża przez delegatów parafii.

Ks. Andrzej Huszno, jeszcze w mundurze studenckim / MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA W DĄBROWIE GÓRNICZEJ

Kilka miesięcy po odzyskaniu niepodległości został aresztowany na wniosek biskupa za „wywrotowe poglądy”. W jego obronie przemawiali posłowie PPS. Odzyskał wolność po dziesięciu miesiącach i wstąpił do Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego. Rozstał się z nim jednak szybko i powołał Polsko-Katolicki Kościół Narodowy z siedzibą w Dąbrowie Górniczej. Doktrynę silnie naznaczył wątkami mesjanistycznymi i posłannictwem Polski.

Ks. Huszno zyskał popularność wśród robotników Zagłębia Dąbrowskiego, na msze pod gołym niebem przybywały tysiące. Jego kazania przypominały mowy wiecowe: grzmiał w nich na kapitalizm i lokalnych fabrykantów, upominał się o prawa robotnicze. „Robotnik polski obecnie przeżywa okres prawdziwej niewoli egipskiej, zdany na łaskę kapitalistów, (...). Żyje z dnia na dzień przy głodowych płacach (...). Źle odżywiony, dorwawszy się do pracy, robi jak koń, bo robiąc na 3 dniówki stara się tyle zarobić, żeby mógł swą rodzinkę jako tako wyżywić. (...) Kapitał zaciera ręce, a kostucha śmierć przy współudziale gruźlicy czyni to samo”.

Huszno współpracował z Polską Partią Socjalistyczną. W jej piśmie „Głos Zagłębia” przekonywał: „Zmuście ich [kapitalistów], by przestali być pijawkami ludu mego, by przestali tuczyć się jego krzywdą, pracą i znojem, zmuście ich, by byli ludźmi szlachetnymi, uczciwymi, sprawiedliwymi, miłosiernymi, bo złodziejom, wyzyskiwaczom, trutniom społeczeństwa, niesprawiedliwym cześć będzie w jeziorze ognistym”.

POLONA.PL

Domagał się nie tylko poszanowania ustawowych praw pracowniczych, ale też ich rozszerzenia, np. jawności finansów fabryk i decydowania delegatów robotniczych o części zysku, a docelowo uspołecznienia zakładów i poddania ich kontroli robotników. Przez lewicowych robotników był niezwykle szanowany, został też sportretowany jako ksiądz Kania w głośnych „Czarnych skrzydłach” Kadena-Bandrowskiego.

W niebie i na ziemi

Uważany za wywrotowca, zatrzymywany przez policję, Huszno żył w ubóstwie; utrzymywał się z ziołolecznictwa. Pod koniec lat 20. zaczął wycofywać się z aktywności publicznej, także z powodu choroby nowotworowej. Już tylko sporadycznie zabierał głos. Ciężko chory, w maju 1939 r. odbył spowiedź, złożył akt żalu i prosił o powrót do Kościoła katolickiego. Na jego pogrzeb w czerwcu tego roku przybyło 10 tysięcy robotników z Zagłębia.

Politolog i religioznawca Rafał Łętocha pisał: „Odnajdujemy w jego pismach fragmenty, w których mamy do czynienia wręcz ze sprowadzeniem idei zbawienia do wymiaru czysto ziemskiego wyzwolenia od społecznej niesprawiedliwości, od zła – tu i teraz. Nasuwa to pewne skojarzenia z teologią wyzwolenia, w której kategoria wyzwolenia nawiązuje do wielkiej historii z Księgi Wyjścia o ludzie Bożym, który uwalnia się z niewoli egipskiej i osiąga zbawienie w historii, mając w perspektywie nową, wolną od niesprawiedliwości ziemię”.

Łętocha uznał, że w ujęciu ks. Huszny wygląda to bardzo podobnie: duszpasterz z Zagłębia uważał bowiem, że zbawienie ma również wymiar ziemski – że jest to także, jak pisał Huszno, „wyswobodzenie z kajdan niewoli kapitalizmu, ciemnoty, nałogu, lenistwa, biedy i nędzy wszelakiej”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2019