Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pewny awansu do fazy pucharowej dzięki zwycięstwu nad Irlandią Północną i remisowi z Niemcami Adam Nawałka dał odpocząć kilku podstawowym zawodnikom, przede wszystkim tym, którzy w poprzednich meczach dostali już żółtą kartkę i w przypadku drugiej czekałaby ich jednomeczowa dyskwalifikacja. Bardziej jednak niż nieobecność konkretnych piłkarzy, na boisku odczuwało się nieobecność koncentracji, która towarzyszyła im w pierwszych spotkaniach. Niby zaczęło się dobrze – od okazji Arkadiusza Milika i (jeszcze lepszej) Roberta Lewandowskiego, ale później robiło się coraz bardziej nerwowo. Najpierw Polaków uratowały doskonały wślizg i blok Michała Pazdana, potem sytuację sam na sam z Łukaszem Fabiańskim zmarnował Jarmolenko – a kolejne okazje atakujących skrzydłami Ukraińców w pierwszej połowie trudno było zliczyć. To była Polska, o której zdołaliśmy w trakcie tego turnieju i przez większą część eliminacji zapomnieć: Polska odpuszczająca krycie i podająca bardzo niedokładnie, z mało widocznym ofensywnym pomocnikiem Empoli Piotrem Zielińskim – tym, którego tak bardzo chcieliśmy w tym meczu obejrzeć i który wypadł tak słabo, że w przerwie zastąpił go Jakub Błaszczykowski.
To Błaszczykowski właśnie strzelił jedynego gola w tym meczu, po tak wyczekiwanym przez nas udanym stałym fragmencie gry: krótkim rozegraniu z rzutu rożnego i bardzo przytomnym podaniu Milika. Niewątpliwie ułatwiło to sytuację reprezentantów Polski: Ukraińcy, po dwóch wcześniejszych porażkach żegnający się z turniejem, stracili nieco serca do gry, ale też – jak w poprzednich meczach – nie wytrzymali kondycyjnie. Szczęśliwe wprowadzenie udało się obronić. Czy udało się zatrzeć kiepskie wrażenie z pierwszej połowy? Nie do końca.
Prawdziwy Polak, ten od niskiego kapitału społecznego, nieufny i wyznający spiskową wizję dziejów, powiedziałby pewnie, że za szybko się nasycili. Że za dużo było w ostatnich dniach wiadomości o zainteresowaniu naszymi piłkarzami ze strony czołowych europejskich klubów (rekordowy transfer Grzegorza Krychowiaka z Sevilli do Paris Saint Germain jest już ponoć dopinany, Zielińskim interesuje się Liverpool, a po Bartosza Kapustkę ustawiła się kolejka chętnych). Że „wychodzący z każdej lodówki” Lewandowski zawodzi od początku turnieju. Nie możemy jednak prawdziwemu Polakowi przyznać racji. Raczej, zdając sobie sprawę z irracjonalności tego zdania, musimy powiedzieć, że drużynom turniejowym, takim, które na wielkich imprezach grają kilka spotkań z rzędu, słabsze mecze po prostu się zdarzają. Jakie to szczęście, że ten słabszy nie był równocześnie meczem o wszystko.
Nagie fakty są takie, że z trzech meczów na Euro Polacy wygrali dwa, a jeden zremisowali, nie tracąc przy tym gola. Podobnie nieefektownie, ale ostatecznie efektywnie szła po swój sukces na mistrzostwach Grecja, dwanaście lat temu. A że osiągnęła to w sposób niezadowalający koneserów futbolu? Tym ostatnim polecamy obejrzenie meczu Hiszpania – Chorwacja o dwudziestej pierwszej.
Czytaj wszystkie komentarze i artykuły o Euro 2016 na powszech.net/euro2016