Jakub Błaszczykowski naszym przyjacielem jest

O tym, że to Portugalia znajdzie się w najlepszej czwórce turnieju, zdecydowały rzuty karne. Wciąż możemy myśleć o polskiej drużynie jako o niepokonanej.

03.07.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Guillaume Horcajuelo / PAP / EPA
/ Fot. Guillaume Horcajuelo / PAP / EPA

Jarosław Kaczyński przestrzegał wprawdzie w jednym z wywiadów przed postawą typu „Polacy, nic się nie stało”, bo kiedy się odpada z turnieju, to znaczy, że się stało, ale trudno: niechże prezes zarzuca nam „mikromanię”, a my i tak nie możemy się uwolnić od poczucia wdzięczności za to, czego przez ostatnie tygodnie byliśmy świadkami. Za konsekwencję, dojrzałość, taktyczny plan. Za arcymądrze rozegrany mecz z Niemcami. Za spotkania z Portugalią, Szwajcarią, Irlandią Północną. Za stałe fragmenty gry (tak przecież udało się strzelić Ukraińcom – po sprytnie rozegranym rzucie rożnym). Za przygotowanie fizyczne – nawet w końcówce dogrywki z Portugalią biegali jeszcze, łamiąc po raz enty na tym turnieju stereotypy na temat polskiego futbolu. Za sposób przywództwa tych najbardziej znanych – harujących na całym boisku Lewandowskiego i Krychowiaka. Za odkrycia polskich ligowców – Kapustki, Mączyńskiego, Pazdana czy Jędrzejczyka. Za piękno kilku akcji, zwłaszcza tej z 20. minuty meczu z Portugalią, kiedy błyskawiczna wymiana między Lewandowskim, Milikiem, Jędrzejczykiem i Grosickim zasługiwała naprawdę na zakończenie golem. Za postawę Jakuba Błaszczykowskiego w pierwszym rzędzie.

To, że jedenastki w ćwierćfinale nie wykorzystał właśnie on, było – jeśli się dobrze wmyśleć w to, czym jest w istocie piłka nożna – oczywistością. David Beckham, Roberto Baggio, Michel Platini, Cristiano Ronaldo, Lionel Messi – dzieje tej dyscypliny pełne są karnych niestrzelonych w decydujących momentach przez legendy, najlepszych piłkarzy i ikony swoich zespołów. Podobnie jak Kazimierz Deyna w 1978 r., Jakub Błaszczykowski jest dla Polski taką właśnie ikoną.

Jest nią – dodajmy – nie od dziś. Na Euro 2012 miał gola i asystę, i w ogóle był jednym z nielicznych, którzy nie rozczarowali(choć, kolejny okrutny paradoksie, jego nazwisko we wspomnieniach pada często w kontekście sporu o bilety dla rodzin piłkarzy). W poprzednich mistrzostwach – świata w 2006 i Europy w 2008 – nie mógł wziąć udziału z powodu kontuzji, ale zawsze wracał, i zawsze okazywał się graczem kluczowym. Było tak nawet rok temu, gdy po jednej z kontuzji i przerwie w grze stracił kapitańską opaskę na rzecz Lewandowskiego i nie krył frustracji z tego powodu, a my z zapartym tchem obserwowaliśmy, jak będą ze sobą współpracować na boisku. I w kolejnych miesiącach, gdy mimo kłopotów w klubie przyjeżdżał na mecze reprezentacji, a we Florencji trenował indywidualnie, stosując się do zaleceń Adama Nawałki, byle tylko przygotować się jak najlepiej do turnieju. Ci, którzy widzieli marcowy mecz z Serbią, gdzie nie tylko strzelił zwycięską bramkę, ale ciężko pracował w obronie, nie mieli wątpliwości, jakiego Błaszczykowskiego stworzył sobie Nawałka.

Jakiego? Ano po staremu będącego częścią drużyny. Świetnie współpracującego na prawej stronie z Piszczkiem, groźnego pod bramką rywali (asysta przy golu Milika z Irlandią, gol z Ukrainą, bramka ze Szwajcarią, kiedy zaimponował przytomnością umysłu, przyjmując piłkę i czekając, co zrobi bramkarz), dryblującego, ale głównie niezwykle pracowitego przed własnym polem karnym. Można by powiedzieć, że on tej opaski nigdy nie stracił: że pozostał przywódcą – świecącym na boisku przykładem.

„Po klęsce na Mundialu ’06 Polacy otrzymali nie tylko nowego trenera, otrzymali także Twarz” – napisał przed laty Marek Bieńczyk w opublikowanym na łamach „TP” eseju „Twarz Beenhakkera”. Przypomniałem sobie ten tekst po meczu z Portugalią, uświadamiając sobie, że lubię patrzeć na twarz Jakuba Błaszczykowskiego. Może dlatego, że nie wygląda młodo, a w moim wieku o przemijaniu (także o przemijaniu piłkarzy) myśli się z coraz większą melancholią. Może dlatego, że życie odcisnęło na niej wszystkie niełatwe doświadczenia, łącznie ze świadkowaniem rodzinnej tragedii. Że choć potrafi śmiać się jak dzieciak, widać, że wie już nie tylko, co to cierpienie, utrata, klęska („Nie jest to wiedza radosna; życie naznaczone jest tragizmem, pełne zasadzek, zdrady i fałszywych tropów; rozkosze, sukcesy i uniesienia to ułuda codzienności, pod spodem czai się lewiatan, który nigdy nie zasypia” – pisze Bieńczyk; pod spodem – można by dodać – jest możliwość niewykorzystanej jedenastki). Że wie także, czym jest podnoszenie się po nich. „Zbyt dużo razy leżałem na plecach, żeby nie wiedzieć, że trzeba dalej walczyć. Biorę to na klatę” – mówi w pomeczowym wywiadzie, i chciałoby się zadedykować te słowa płaczącemu bramkarzowi Łukaszowi Fabiańskiemu.

Wypowiedział je już po tym, gdy napisałem na stronie internetowej „TP”, że dla mnie Polska ma dziś właśnie twarz Błaszczykowskiego. Człowieka, który – owszem – pokłócił się może kiedyś z kolegami, ale później potrafił znaleźć sposób zakończenia sporu i ponownego podjęcia wspólnej pracy. Który dobrze wie, że jest częścią zespołu: czasem potrafi wziąć odpowiedzialność, a czasem poświęcić się dla drużyny, a kiedy coś mu się nie udaje – zaciska zęby i idzie dalej, nie szukając banalnych tłumaczeń, że (znów Bieńczyk) „arbiter źle gwizdał, boisko było ciężkie, zabrakło »przysłowiowego łutu szczęścia«”. Jeśli czytając ten akapit, macie skojarzenia z polską klasą polityczną, to chcę powiedzieć, że z pewnością skorzystalibyśmy na tym, gdyby konflikty wśród polityków potrafiono rozwiązywać tak jak w polskiej reprezentacji. ©℗

Fragment tego tekstu ukazał się na portalu Sport.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016