Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie zachowanie nie powinno dziwić. Niby Tusk zawsze trzymał rękę na pulsie: i w partii, i w rządzie. Lubił wiedzieć i decydować, a nie lubił, gdy robili go w konia. Jednak swoim ludziom zostawiał wiele swobody. Minister u niego miał swoją działkę i odpowiadał za nią w stu procentach. Jeśli wszystko szło dobrze, jeśli nie było zgrzytów, premier nie tylko się nie wtrącał, ale dawał do zrozumienia, że o taki właśnie układ mu chodzi: „Róbcie tak, żeby było dobrze”. A teraz, gdy już zdecydował się zostać szefem Rady Europejskiej, przełożył wajchę z położenia „Warszawa” na „Bruksela”: dał Ewie Kopacz wolną rękę.
Problem w tym, że desygnowana na premiera niedawna marszałek Sejmu nigdy takiej samodzielności nie miała. Jak ją wykorzystuje? Spekulacje rzucają obecnego szefa dyplomacji to aktualnie zajmowane stanowisko, to na stanowisko marszałka Sejmu, to znów na żadne. Posada wicepremiera ma się dostać to Tomaszowi Siemoniakowi, to znów Cezaremu Grabarczykowi. Wszyscy zachodzą w głowę, czy Kopacz da coś Grzegorzowi Schetynie, czy też zostawi go w stanie hibernacji. Wygląda na to, że przy tworzeniu nowego gabinetu panuje chaos i nie ma mowy o realizacji przemyślanego scenariusza: wbrew wszelkim oficjalnym deklaracjom wyjazd Tuska zaskoczył jego partyjnych kolegów.
To, że Kopacz nie ma zamiaru być malowanym kandydatem na premiera, jest dobre: rządzenie z tylnego fotela to zły pomysł. Z drugiej strony mamy najgorszy z możliwych momentów, by pozwalać sobie na przedłużające się bezkrólewie. Za miedzą wojna i brutalny, rozpychający się łokciami Władimir Putin. Na domiar złego NATO – przerażone barbarzyństwami Państwa Islamskiego – coraz bardziej zwraca wzrok na Bliski Wschód. A czym więcej jego aktywności na Bliskim Wschodzie, tym mniej na bliskim nam Wschodzie.
Niedobra jest też sytuacja wewnętrzna. Tusk odchodzi tuż przed serialem wyborczym. Opozycja będzie w jego trakcie coraz bardziej bezwzględna. PiS długo czekał na powrót do władzy, dla 65-letniego Jarosława Kaczyńskiego to najpewniej ostatni dzwonek, by znów zostać premierem. Platforma Obywatelska jest wyjałowiona. Nie ma silnych liderów. Na dole rośnie lęk, czy bez Tuska można wygrać kolejne elekcje. Odejście lidera otwiera drogę do wojen frakcyjnych, Ewa Kopacz musi więc zdecydować, czy będzie przedłużała politykę wycinania przeciwników – zgodną z hasłem poprzednika: „Platforma musi być jak pięść”, czy też postara się, by PO wróciła do korzeni: była formacją zróżnicowaną, a przez to ciekawszą, być może także dla wyborców.
Odejście Tuska pozwala prezydentowi na to, by bardziej włączył się w bieżącą politykę, szczególnie w dziedzinach jego konstytucyjnej odpowiedzialności: w kluczowej dziś i wymagającej silnego przywództwa polityce międzynarodowej i obronności. Pałac ma w MON „swojego” Tomasza Siemoniaka i z tego zapewne nie zrezygnuje. Czy prezydent powalczy również o MSZ? Czy zechce i tam ugruntować wpływy?
Posunięcie i logiczne, i ryzykowne. Logiczne, bo w trudnych momentach międzynarodowych kryzysów prezydent powinien się angażować. Ryzykowne, bo ewentualne niepowodzenia rządu Kopacz będą wpływały także na jego popularność. W przypadku stania z boku reelekcja jest raczej pewna, Bronisław Komorowski musi więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto ryzykować.