Polityczny nowotwór

Gdy u Hugo Cháveza wykryto raka, wenezuelska prawica witała nowego sojusznika: biologię. Wobec porażek przy urnach, w walce o władzę próbowała już wszystkiego: puczu, referendum, bojkotu. Ale teraz nawrót choroby Cháveza krzyżuje jej plany.

19.03.2012

Czyta się kilka minut

Plakat z wizerunkiem Hugo Cháveza w Caracas; marzec 2012 r. / Fot. Juan Barre To, AFP, East News
Plakat z wizerunkiem Hugo Cháveza w Caracas; marzec 2012 r. / Fot. Juan Barre To, AFP, East News

Chorobę władcy Wenezueli zdiagnozowano w maju 2011 r. Pod koniec zeszłego roku, po zakończeniu chemioterapii, prezydent zapewnił, że jest wyleczony („W moim ciele nie ma już złośliwych komórek”), i ogłosił, że powalczy o trzecią kadencję (wybory w październiku). Ale niedawno przyznał, że znów musi się poddać operacji i usunąć „z okolic miednicy” dwucentymetrową „ranę”. Wcześniej z tego samego miejsca wycięto mu guza wielkości piłki bejsbolowej.

Terapia w Hawanie

Chávez unikał słów „guz” i „rak”. O wszystkim poinformował dopiero po doniesieniach prawicowej prasy. W zeszłym roku pastwiła się ona tylko nad chorym. Teraz okazała się skuteczniejszym źródłem informacji niż on sam.

Już po nowej operacji Chávez przyznał, że to nawrót choroby. Nie ujawnił, jakie są rokowania. Ale zapewnił, że nie ma przerzutów, nie umiera i jest gotów do wyborczej walki. Posypały się spekulacje: według niektórych ma już przerzuty do kości i nie dożyje do wyborów. Zdaniem Cháveza takie plotki to kampania dezinformacji i destabilizacji.

Zamiast jednak wziąć przykład z przywódców, którzy ostatnio leczyli się na nowotwór – prezydenta Paragwaju Fernanda Lugo (byłego biskupa), Brazylii Dilmy Rousseff (pokonała chorobę przed kampanią w 2010 r.), jej poprzednika Luiza Inácio Luli da Silvy (jest w trakcie leczenia) i prezydent Argentyny Cristiny Fernández (ostatecznie wykluczono u niej raka) – i którzy wszyscy upubliczniali wyniki badań, Chávez wolał naśladować swego przyjaciela Fidela Castro, który o swym zdrowiu zawsze informował jak najmniej.

Chávez odrzucił możliwość leczenia w brazylijskim São Paulo, gdzie hospitalizowano Lugo, Dilmę i Lulę. Wybrał Hawanę – stąd trudniej wyciekają informacje.

Trochę propagandy, wiadomości z Twittera, parę zdjęć (w tym obowiązkowa fotka rekonwalescentów w dresach: Fidel i Hugo). Mało, jak na politykę informacyjną.

Capriles Radonski rzuca rękawicę

W międzyczasie wenezuelska opozycja – grupa prawicowych i centrowych partii, przez lata rozbita, a teraz skupiona w Mesa de la Unidad Democrática (MUD) – po raz pierwszy wybrała wspólnego kandydata do walki z Chávezem. Prawybory, w których udział wzięło 16 proc. ogółu wyborców, wygrał 39-letni adwokat Henrique Capriles Radonski, gubernator stanu Miranda.

Radonski pochodzi z bardzo bogatej rodziny, prowadzącej interesy w nieruchomościach, mediach i sieci kin. Jego babka, polska Żydówka, była więźniem warszawskiego getta. Radonski stoi na czele własnej partii Primero Justicia (Najpierw Sprawiedliwość), ale karierę zaczynał jako chadek w Comité de Organización Política Electoral Independiente (COPEI) – filarze dawnego porządku w Wenezueli, przeciw któremu zbuntował się właśnie Chávez i jego zwolennicy. Od 1998 r. to Chávez lub/i jego ludzie zwyciężali w 15 z 17 wyborów i referendów.

Capriles Radonski, który w 2002 r. brał udział w nieudanym puczu przeciw Chávezowi, stając z nim dziś w szranki wyraził nadzieję, że „walka będzie równa”. Miał na myśli, że uznawany przez prawicę za dyktatora prezydent korzysta z różnych rządowych programów, aby zapewnić sobie głosy; programy te są finansowane ze sprzedaży ropy (Wenezuela ma jej bogate złoża).

Fakt – ale niestety nie ewenement w latynoskich demokracjach; to samo ma miejsce np. w Meksyku. A Chávez nigdy nie uciekł się do fałszerstwa wyborczego, jak meksykańska prawica w 2006 r. – wybory wygrywał realną większością. Dziś poparcie dla niego deklaruje 55 proc. Wenezuelczyków. Dla Caprilesa Radonskiego – 30 proc.

Chávez zawsze kipiał energią: był wszędzie, gadał jak najęty, pracował bez przerwy, pijał dziesięć kaw i sypiał po trzy godziny dziennie. Teraz czekają go naświetlania i odpoczynek; musi pokonać chorobę. Na kampanię może braknąć sił. I ma młodszego o 18 lat, rzutkiego przeciwnika, który przemierzy kraj, promując nowy, łagodniejszy wizerunek opozycji, porzucającej neoliberalne dogmaty, a za wzór biorącej Lulę, tę brazylijską ikonę sukcesu, i jego politykę społeczną.

Doradcy Dilmy i Luli namawiali Cháveza, by pokazał się jako polityk mniej konfliktowy i poprowadził kampanię po brazylijsku. Ale skoro rywal (za radą innych brazylijskich spindoktorów) zdecydował się być jak Lula, Chávezowi pozostaje tylko być sobą.

Wygląda to tak, jakby w Wenezueli nie było już konserwatystów ani neoliberałów. Nagle sami starzy dobrzy socjaldemokraci... Model „solidarnościowy” zapuścił przez 13 lat korzenie w świadomości wyborców. Nie da się już tylko flekować Cháveza i beneficjentów jego polityki. Trzeba im coś zaoferować.

„Chavismo”, czyli Chávez

Tymczasem wenezuelska ulica jest nieco zdezorientowana.

Chávez nie ma następców – każdemu wybijającemu się współpracownikowi podcinał skrzydła. W efekcie jego Partido Socialista Unido de Venezuela (PSUV) nie ma innych kandydatów. Nie rozważa się nawet takiej opcji. Ludzie ślepo wierzą, że ich lider wyzdrowieje. Przecież już tyle razy zwyciężał...

„Chavismo” – czyli polityczny model Cháveza – mimo mówienia o „socjalizmie XXI wieku” czy „boliwarianizmie” – to jednak nie projekt polityczny, tylko sam Chávez. Podkreślają to nawet sympatyzujący z nim analitycy. Wiedzą to też jego przeciwnicy w kraju i za granicą. To tu biologia podaje opozycji dłoń.

Zresztą parę miesięcy temu Chávez zastanawiał się, czy to przypadek, że choroba nowotworowa atakuje tylko lewicę na kontynencie, i czy ma to związek z polityką: „Czyżby Waszyngton opanował technikę zarażania rakiem?”.

Capriles Radonski życzy mu jednak „długiego życia”, by zobaczył, „jak na lepsze zmienia się kraj” pod nowymi rządami. Ale choć lider zjednoczonej prawicy prezentuje się jako „alternatywa dla tradycyjnej polityki”, jest częścią tej samej klasy politycznej, której implozja utorowała drogę do władzy Chávezowi. Capriles Radonski reprezentuje interesy klas wyższych, z których się wywodzi. A zmiany, które obiecuje, to nie nowe otwarcie, ale restauracja.

Wenezuela nadal tkwi więc w klinczu między obozami, do których przynależność określa z grubsza status majątkowy.

W czasie telewizyjnego wystąpienia Cháveza przed operacją biedne dzielnice modliły się o jego zdrowie. W bogatych ludzie klęli do telewizorów: „Zdechnij s...synu!”.

„Najrówniejszy” kraj regionu

Dla niektórych aktywistów zjednoczonej prawicy spektakl wokół choroby to blaga: „Chodzi o to, żebyśmy mówili tylko o tym, a nie o problemach kraju ani o propozycjach opozycji”. Jednak gospodarka nie jest w tak opłakanym stanie, jak twierdzą antychaviści, a rządowe programy społeczne okazały się sukcesem. Najlepszy dowód: Capriles Radonski obiecuje je utrzymać.

Przez 13 lat wydatki na cele społeczne wzrosły dwukrotnie: odsetek żyjących w skrajnej biedzie spadł z 21 do 7 proc., a odsetek biedy w ogóle z 49 do 21 proc. Wenezuela stała się jednym z „najrówniejszych” krajów w regionie. Biedni mają darmowy dostęp do edukacji i służby zdrowia, wprowadzono rozdział ziemi i powszechne emerytury. W 2011 r. wzrost gospodarczy wyniósł 4,2 proc. Tylko inflacja, niestety, szaleje (średnio 22 proc.).

Na główny temat kampanii wyrasta natomiast wysoka przestępczość w stołecznym Caracas: zabójstwa, napady, porwania. Prawica obiecuje temu zaradzić, lecz nie mówi jak. Może samo odsunięcie Cháveza ma być rozwiązaniem? Choć ten nie siedział bezczynnie: w 2009 r. utworzył nową policję i wprowadził programy edukacyjne i zatrudnienia – rozumowanie idące w ślady „analiz”, jakoby bandytyzm był rodzajem „rewolucyjnej redystrybucji”.

Tymczasem rzeczywistość społeczna w kraju, gdzie mówi się o budowie sprawiedliwszego systemu, jest smutniejsza: nastolatki z faveli marzą tylko o najnowszym modelu telefonu komórkowego ze wszystkimi „wypasionymi” możliwościami, i są gotowe za to zabić. To hipertrofia kapitalizmu, a nie projekt socjalistyczny.

Problem jest poważny. Ale nie różny od sytuacji w regionie: w Mieście Meksyk porwania dla okupu, z reguły przy udziale lub współudziale policji, to codzienność.

Gdy niedawno uprowadzono w Caracas ambasadora Meksyku (zwolnionego po paru godzinach), meksykańska telewizja pękała ze śmiechu: „Pojechać do Caracas i być porwanym, to jak pojechać do Moskwy i dostać na obiad tacos”.

Choroba czyni „ludzkim”?

Tak czy inaczej, Wenezuelczycy zapewne powinni znać prawdę o zdrowiu prezydenta.

Ale „hermetyczność” Cháveza w udzielaniu informacji to żadna polityczna nowość: François Mitterrand przez lata ukrywał przed Francuzami chorobę nowotworową; Ronald Reagan przed reelekcją w 1984 r. słowem nie wspomniał o raku jelita. Gdy po wygranej poddawał się operacji, też unikał słowa „rak” czy „guz”, mówiąc o „pojedynczym polipie”.

Christopher Hitchens, brytyjski pisarz i publicysta, który przeszedł drogę od trockisty do neokonserwatysty, w jednym z tekstów nabijał się z choroby Cháveza, „fantazjując”, jak to jego jelito przejmuje kontrolę nad sprawami Ameryki.

Wenezuelska prawica zapewnia, że choroba Cháveza nie będzie przedmiotem kampanii i drwin. To rachunek polityczny – okazało się, że eksploatowanie tematu jest przeciwskuteczne. Bo Chávez też kalkuluje: choroba czyni go bardziej „ludzkim”, a szpitalna telenowela może przełożyć się na sondaże. Pod warunkiem, że terapia się uda. To jego nadzieja.

Hitchens po latach żałował tamtego tekstu i wyznał, że to był najwulgarniejszy wybryk w jego karierze (a miał takich mnóstwo). W grudniu zeszłego roku zmarł, po walce z rakiem.

To już nie polityka. Tylko tragiczny przypadek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012