Pokój miłości

Nawet parę godzin spędzonych w tym miejscu daje wyobrażenie o ich służbie. Bo nie sposób nazwać tego pracą. Reporter „Tygodnika” odwiedził ośrodek Misjonarek Miłości w Kalkucie.

   Czyta się kilka minut

Sala dla niemowląt podrzuconych do Ośrodka. / Fot. Andrzej Meller
Sala dla niemowląt podrzuconych do Ośrodka. / Fot. Andrzej Meller

Bablu ma posturę starca, jest jednak dość gibki. Całe życie ciągnie rikszę po Kalkucie. To w zasadzie duża taczka: siedzenie dla dwóch osób, składany daszek, koła i żerdzie do trzymania. Mijamy hydrant, pod którym myje się ze 20 mężczyzn; obok rzeźnik obdziera ze skóry barana, chłopak w bluzie z napisem „Messi” ciągnie lodówkę coca-coli.

Zmęczony, 59-letni Bablu odwraca się, ociera ręcznikiem pot z czoła i opowiada o swej rodzinie w dżungli. Ma cztery córki i dwóch synów. Gdzieś obok jego wsi jest rezerwat tygrysów. Stary spluwa na bordowo betelem – i truchtem wiezie nas dalej, do Domu Matki Teresy.

To tutaj, na skraju dzielnicy muzułmańskiej biedoty, stoi „centrum dowodzenia” Misjonarek Miłości.

***

Otworzyła je w 1953 r. Agnes Gonxha Bojaxhiu, albańska siostra, która przybrała imię Teresa i światu znana jest dziś jako święta Matka Teresa z Kalkuty. Niedawno czytałem w prasie o kontrowersjach wobec jej osoby, o rzekomych tajnych kontach, złym dysponowaniu darowiznami, braku podstawowych lekarstw w jej ośrodkach, kryzysie wiary, fanatycznym katolicyzmie, mieszaniu się w politykę i niewystarczającej pomocy potrzebującym... Mocne oskarżenia!

Przed wejściem: żebrzące matki, zniszczeni przez życie heroiniści, półnagie dzieciaki.

W środku: wycieczka szkolna ze Stanów Zjednoczonych, kilkanaście osób. Ta młodzież, jak i wielu innych turystów z całego świata, przybywa tu codziennie, aby pomodlić się lub po prostu tylko odwiedzić grób świętej. Siostra, wyglądająca na Filipinkę, myje grób, na którym z kwiatów podobnych do bratków usypano napis „No one only Jesus” (nikt prócz Jezusa).

Wiadomość, że przybył dziennikarz z Polski, wywołuje pewne poruszenie.

W biurze przyjmują mnie przełożone domu: siostra Ita z Chicago (jej mama była Polką) i siostra Krystyna z Manili. Na ścianie zdjęcie Jana Pawła II, który kanonizował Matkę Teresę (dwóch ostatnich papieży nie widać, jakby czas się zatrzymał na Karolu Wojtyle).

Atmosfera przyjemna, bo kiedy daję siostrom wizytówkę, kojarzą „Tygodnik Powszechny”. Znikają gdzieś, a ja wspinam się po stromych schodach do skromnego pokoiku Matki Teresy. Zastanawiam się, jak ta starsza, schorowana w późniejszych latach kobieta mogła się codziennie wspinać do tej celi? Kiedy schodzę na dziedziniec, siostra Krystyna wręcza mi napisany na maszynie „glejt” do przełożonej Nirmala Shishu Bhavan – Domu Dziecka Nieskazitelnego, jednego z czterech ośrodków prowadzonych przez siostry w Kalkucie.

Podchodzi też siostra Loretta, Hinduska. – Wszystko dobrze? – pyta po polsku. – Every­thing is perfect – odpowiadam zdziwiony. Okazuje się, że siostra Loretta przez 11 lat służyła w ośrodkach Misjonarek Miłości na Bródnie i Woli w Warszawie oraz w Szczecinie.

Siostra Ita daje mi medalik z Matką Boską, rzuca pożegnalne „God bless you”. W piątek mam się stawić na A.J.C. Bose Road – niedaleko.

***

Gdy podjeżdżam pod ośrodek dla dzieci, taksówkarz-hinduista, kierowca wiekowego ambasadora, chce mnie rzecz jasna oszukać. Pytam, czy to aby przystoi kantować pod tak godnym miejscem i czy nie boi się przypadkiem swojej karmy, bolesnej reinkarnacji w ciele – dajmy na to – myszy. Wręczam połowę żądanej sumy, a on, skonfundowany, kiwa głową i mówi „Ok, sir, benzyna bardzo droga”. – Karma także... – żegnam go.

Po Domu Dziecka oprowadza siostra Norma; pracuje tu od sześciu lat.

Na samej górze, w łóżeczkach, leżą noworodki: dokładnie 42. Nigdy nie widziałem tylu naraz. Większość to owoce nieślubnej miłości. W Indiach regułą jest, że taka sytuacja – podobnie jak seks przedmałżeński – jest nie do zaakceptowania przez rodziny. Dzieci narodzone żyć jednak muszą. Mamy (ojcowie zwykle umywają ręce) przynoszą więc je tutaj bądź też trafiają tu one ze szpitali od razu po porodzie.

Słychać głośne „A, B, C”... To w sali obok jedna z sióstr uczy dzieci łacińskiego alfabetu – w ośrodkowej szkole uczy się 67 dzieci. W kolejnej sali wolontariuszki z Europy zajmują się 37 niepełnosprawnymi dziećmi – zostały oddane tutaj przez rodziców, których przerosło wychowywanie „niepotrzebnego” potomka. W przeciwieństwie do „podrzutków”, dzieci niepełnosprawnych nikt nie adoptuje, zostają więc w ośrodkach latami.

Uderza czystość i porządek, których od tak dawna nie widziałem w Indiach. Zwłaszcza po ostatnich oskarżeniach o brud, bałagan i brak sterylności w ośrodkach Misjonarek Miłości.

– Dlaczego tu pomagasz? – pytam Normę, która dopiero po 10 latach służby będzie mogła odwiedzić rodzinny dom. – Słucham Maryi, tak chce Jezus, a one potrzebują miłości, nic poza tym – mówi.

Na jednym z zadaszonych dziedzińców tłumek kobiet z niemowlakami. To przychodnia. Dzieci przyjmują lekarze-ochotnicy z Włoch.

Żeby robić zdjęcia, potrzebuję kolejnej zgody – od starej siostry Angeli. Czekam długo, bo siostra Angela, sama lekarka, przyjmuje pacjentów. W końcu jest: patrzy na wizytówkę i perfekcyjnie po polsku wymawia „Tygodnik Powszechny”. Okazuje się, że pochodzi z Katowic, skąd po 1945 r. musiała uciekać do Niemiec.

Siostra Angela, Ślązaczka, była pierwszą Europejką, która przyjechała do Kalkuty pomagać Matce Teresie. W 1958 r. zbuntowała się przeciw woli ojca i wsiadła na statek. Trafiła tu i została „jak jeden z puzzli, który tylko tu dokładnie pasował” – mówi.

Rozmowa jest krótka, ale robi ogromne wrażenie. Mam uczucie, że siostra Angela ma w sobie taką wewnętrzną energię, że aż ciarki przechodzą po plecach. Żegna mnie „z Bogiem”, a na koniec się rozśpiewuje: „Mam chusteczkę haftowaną, co ma cztery rogi / Kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi. / Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję / A chusteczkę haftowaną tobie podaruję”...

***

Siostry są bez przerwy zajęte. Jednak nawet tych parę godzin u nich spędzonych daje wyobrażenie o ich służbie – bo nie sposób nazwać tego pracą. Nie lubię łatwych ocen, ale nie mogę przestać się zastanawiać, może naiwnie, jak można opluwać taką pracę pełną poświęcenia?

Matka Teresa zaczęła tę misję sama. W trudnych czasach, gdy Indie i Kalkuta były wstrząsane niepokojami po uzyskaniu przez kraj niepodległości, gdy hinduiści zarzynali muzułmanów i odwrotnie, a Indie nawiedzały koszmarne klęski głodu i nieurodzaju. Dziś na całym świecie w prowadzonych przez „jej” siostry ośrodkach – od Meksyku przez Armenię, Jemen aż po Kalkutę – biedakom bez nadziei pomaga ponad 5 tys. sióstr. Robią to z powołania, jak ona.

– No cóż, zawsze znajdą się krytycy – mówi siostra Paulita, przełożona Domu Dziecka Nieskazitelnego. – Nic nie jest doskonale. My nie prowadzimy szpitali, my pomagamy śmiertelnie chorym odejść z godnością. Zbieramy z ulic Kalkuty ludzi bezdomnych, aby ich umyć, opatrzyć im rany, nakarmić. Uczymy dzieci, głównie na ulicach. Prowadzimy domy jak ten, dla porzuconych dzieci. Staramy się o ich ­adopcję. Pomagamy trędowatym. Odwiedzamy domy starców, szpitale, więzienia. Jeśli ktoś chce widzieć świat w czarnych barwach, to nie zobaczy go w białych.

Wychodzę z ośrodka, widząc świat w białych barwach.

Od razu pod bramą podchodzi jedna z „matek”, bierze mnie do pobliskiego sklepu i próbuję naciągnąć na gigantyczne opakowanie mleka w proszku za astronomiczną tu sumę tysiąca rupii (równowartość 60 zł). Chciałem początkowo jakoś pomóc, ale bezdusznie odmawiam, bo widząc jej oczy, jestem prawie pewien, że zamiast mleka kupi za te pieniądze heroinę.

Pytam, czemu nie poprosi o pomoc sióstr, ale bez odpowiedzi znika.

Siostry, które pomagają także uzależnionym, na pewno wiedziałyby, co począć. I to bez tych milionów dolarów rzekomo skrzętnie poukrywanych na sekretnych kontach w Szwajcarii. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013