Pojedynek nie tylko księgowych

18 września Szkoci zdecydują czy zostają w Wielkiej Brytanii, czy chcą niepodległości. Różnica między zwolennikami i przeciwnikami własnego państwa wynosi kilka procent.

08.09.2014

Czyta się kilka minut

Przygotowania do obchodów 700. rocznicy bitwy pod Bannockburn, w tle pomnik Roberta Bruce’a, czerwiec 2014 r. / Fot. Andy Buchanan / AFP / EAST NEWS
Przygotowania do obchodów 700. rocznicy bitwy pod Bannockburn, w tle pomnik Roberta Bruce’a, czerwiec 2014 r. / Fot. Andy Buchanan / AFP / EAST NEWS

To tutaj, parę kilometrów od zamku Stirling, 700 lat temu – w czerwcu 1314 r. – armia kilku tysięcy Szkotów pod wodzą króla Roberta Bruce’a pokonała przeważające wojska angielskie. Zmagania przeszły do historii jako bitwa pod Bannockburn i przyczyniły się do (chwilowego) odzyskania niepodległości przez Szkotów. Dziś miejsce bitwy jest jedną z turystycznych atrakcji. Podobnie jak położony niedaleko pomnik-wieża, upamiętniający Williama Wallace’a – słynnego szkockiego wojownika, straconego okrutnie przez Anglików w 1305 r., a spopularyzowanego przez film „Waleczne serce” z Melem Gibsonem w roli głównej.

Niedawno na miejscu bitwy otworzono nowe centrum turystyczne, w którym dzięki technologii 3D można „dotknąć” wydarzeń sprzed kilkuset lat. Dzieci mogą też przebierać się w średniowieczne zbroje i kolczugi, a na kartce papieru pokolorować rycerza. W pokoju zabaw całą ścianę pokrywają dzieła najmłodszych gości: jest tu rycerz w barwach Argentyny i z napisem „Messi”, są i inne pomysły. Jest też kartka, gdzie na tarczy rycerza namalowano flagę Szkocji, z dopiskiem „Freedom! Yes!” (Wolność! Tak!).

Alex Salmond, szef szkockiego rządu lokalnego – i inicjator zbliżającego się referendum – nie bez powodu nalegał, aby odbyło się ono właśnie w tym roku: w 700-lecie bitwy pod Bannockburn.

Czego brakuje do wolności?

Ani Robert Bruce, ani tym bardziej Wallace, który według legendy konał w męczarniach z okrzykiem „Wolność!”, nie mieliby wątpliwości, jak zagłosować w czwartek 18 września. Nie bardzo by też rozumieli, dlaczego wahać mogą się ich potomkowie. Być może dlatego, że 700 lat temu nie trzeba było zastanawiać się nad takimi sprawami, jak system opieki zdrowotnej, emerytury czy euro.

Tymczasem przez długi czas kampania przed referendum przebiegała właśnie pod znakiem dyskusji ekonomicznych, zupełnie pragmatycznych – przy czym obie strony przedstawiały nieraz dość sprzeczne dane. Jednym z najbardziej spektakularnych punktów sporu była na przykład kwestia dochodów ze złóż gazu i ropy na Morzu Północnym albo długu wewnętrznego, który trzeba będzie jakoś podzielić.

Są też kwestie zupełnie fundamentalne – jak możliwość utrzymania przez niepodległą Szkocję brytyjskiej waluty (funta szterlinga) i członkostwo w Unii Europejskiej oraz w NATO. Odpowiedzi bywały sprzeczne, zaskakujące, niepewne, a wszystko obracało się wokół liczb. Do tego stopnia, że tygodnik „Economist” nazwał tę kampanię „pojedynkiem księgowych”.

Jednak im bliżej było końca kampanii, tym mocniej do głosu dochodziły emocje. W końcu trudno przełożyć na liczby definicję tego, czym jest wolność, która – jak słyszymy – nie ma ceny. Wolności nie da się kupić ani za emerytury, ani za zasiłki socjalne. To oczywiste. Nie jest jednak oczywiste, że Szkoci już teraz nie są wolni. Od czasu Wallace’a wiele się zmieniło... Szkoci mają swój lokalny rząd, swój parlament, system edukacji czy kodeks karny. Mają swoją dumę, swój akcent i swoich bohaterów narodowych. Oraz reprezentację piłki nożnej. Mają nawet szkockie funty (jednak nie sposób płacić nimi w Londynie, choć funty brytyjskie przyjmowane są w każdym sklepiku w Szkocji). A zatem: czy i czego brakuje do wolności?

Być może to właśnie trzeba poczytać za wielki sukces Alexa Salmonda, że przekonał wielu ludzi, iż muszą się wypowiedzieć w sprawie wolności, bo do końca nie są wolni. Coś, co kiedyś było tylko mglistą ideą, tematem dla bardów i opowieści – niepodległość – stało się dziś czymś realnym, po prostu polityczną opcją, którą wybiera się, stawiając krzyżyk przy „tak” lub „nie”. A skoro we wszystkich dyskusjach okazywało się, że nie ma ostatecznego argumentu, który by niepodległość Szkocji uniemożliwiał – zatem, czemu nie?

„Szkockość” i „brytyjskość”

Wszelako epokę Wallace’a i Bruce’a oraz epokę Salmonda dzieli kilka wieków. Tymczasem jeszcze niedawno w Szkocji istniały powszechnie także inne odczucia niż pragnienie niepodległości. Było więc poczucie jedności jako brytyjski naród, a także duma z Imperium Brytyjskiego w czasach potęgi kolonialnej, jak również poczucie wspólnoty losu i wielkiego wysiłku w czasie wojen XX stulecia. Tamtym pokoleniom pomysł rozbijania państwa, które stało się jedną z największych światowych potęg, wydałby się raczej nierozsądny.

Od tego czasu jednak wiele się zmieniło: wyspom brytyjskim od dawna nie zagroziła wojna, życie toczy się swoim codziennym trybem, a świat globalny – paradoksalnie – dał wiele nowych szans małym narodom i społecznościom. Pytanie o niepodległość stało się bardzo poważnym, ale tylko jednym z wielu pytań o tożsamość i przynależność.

Tymczasem Szkoci byli i są cenieni w państwie brytyjskim – od zawsze podkreśla się ich odwagę i wytrwałość. To stąd pochodzą wielcy podróżnicy, wynalazcy, przedsiębiorcy. „Szkockość” wpisała się w „brytyjskość”.

Do tego dochodzą więzi rodzinne i przyjaźnie z Anglikami, Walijczykami i Irlandczykami. Oni też są częścią Wielkiej Brytanii, która w przypadku secesji Szkocji zmieni się całkowicie. Wielu z nich teraz apeluje: „Zostańcie z nami!”. Wspierają ich ci bardzo znani, jak muzycy Mick Jagger i Sting, albo aktorka Judi Dench, charakterystyczna „M” z filmów o Jamesie Bondzie. Tylko tyle mogą zrobić – bo oni w referendum, choć wpłynie ono również na ich przyszłość, nie mają prawa głosu. To trudna lekcja demokracji.

W następny poranek

„Niepodległość jest bliżej niż kiedykolwiek, jednak nie chodzi tylko o sondaże opinii publicznej” – mówił niedawno Alex Salmond. „Chodzi o to, co się dzieje na ulicach, przy kościołach, w wioskach w całej Szkocji”. A działo się i dzieje rzeczywiście dużo. Istotne też, że o ile kampania na rzecz pozostania w Wielkiej Brytanii „Better together” („Lepiej razem”) była prowadzona przez polityków tyleż profesjonalnie, co standardowo – tak jak kampania wyborcza – to akcje na rzecz niepodległości organizowały często lokalne społeczności. Tak jak umiały: spontanicznie i z wielkimi emocjami.

Te rozbudzone emocje pozostaną – rozpęd, jakiego nabrał szkocki ruch niepodległościowy, w razie przegranego referendum nie wygaśnie z dnia na dzień. Co istotne, jest to właśnie ruch społeczny – wykraczający poza ramy Szkockiej Partii Narodowej (SNP).

Na ostatniej prostej przed referendum różnica między zwolennikami i przeciwnikami własnego państwa była niewielka – wynosiła zaledwie kilka procent. Na początku września za niepodległością zamierzało głosować 47 proc. Szkotów, przeciwnych było 53 proc. – to oznacza różnicę tylko sześciu punktów, podczas gdy w sierpniu było to aż 14 punktów. Biorąc pod uwagę niezdecydowanych i wielką mobilizację wyborców tuż przed ostatecznym terminem rejestracji – zakończyła się 2 września, przy czym w ostatnich dniach do komisji wpłynęły dziesiątki tysięcy wniosków – można spodziewać się każdego wyniku.

Jednak bez względu na ów wynik, nie ma już powrotu do Wielkiej Brytanii sprzed referendum. Jeśli za niepodległością opowie się rzeczywiście niemal połowa uprawnionych Szkotów (w tym także 16-latków, których dopuszczono do głosowania), to kraj i tak już został podzielony. A gdyby Szkocja stała się niepodległym państwem, zmiana będzie jeszcze większa – nie tylko dla Wielkiej Brytanii, ale i dla całej Europy. Piątkowy poranek 19 września, gdy ogłoszone zostaną wyniki, dla wszystkich będzie inny niż wszystkie wcześniejsze.

Tylko posąg króla Roberta Bruce’a na koniu, właśnie świeżo odnowiony na rocznicę bitwy, będzie niezmiennie trwać na polach Bannockburn. Turyści będą wysypywać się z autokarów, robić zdjęcia. Niektórzy może przeczytają inskrypcję – kilka zdań, pochodzących z „deklaracji z Arbroath”, szkockiej deklaracji niepodległości z 1320 r. „Walczymy nie dla chwały, nie dla bogactwa czy honorów, ale tylko i wyłącznie walczymy dla wolności…”.

Szkoccy turyści zwykle czytać nie muszą – znają te wersy na pamięć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014