Karol Trzeci i Kamień Przeznaczenia

Tysiące Szkotów witały na ulicach Edynburga pogrążonego w żałobie króla Karola. Jednak nowy brytyjski władca potrzebuje od nich czegoś więcej – ich narodowej relikwii.

19.09.2022

Czyta się kilka minut

Gdy po 700 latach Kamień Przeznaczenia wracał do Szkocji, od przygranicznego miasta Coldstream towarzyszyła mu eskorta z dudami. Listopad, 1996 r. / OWEN HUMPHREYS / PA IMAGES / ALAMY STOCK PHOTO / B&EW
Gdy po 700 latach Kamień Przeznaczenia wracał do Szkocji, od przygranicznego miasta Coldstream towarzyszyła mu eskorta z dudami. Listopad, 1996 r. / OWEN HUMPHREYS / PA IMAGES / ALAMY STOCK PHOTO / B&EW

Blok z piaskowca waży niemało, bo 152 kilogramy. Jest raczej jasnego koloru. No i nie widać z zewnątrz, aby miał jakieś magiczne cechy. A jednak to on – Kamień Przeznaczenia, Kamień ze Scone, Lia Fàil. Mityczny kamień koronacyjny szkockich królów.

Jego pochodzenie jest nieznane, za to krąży o nim wiele legend. Pojawia się w nich biblijny Jakub, jak na tym właśnie kamieniu śni o drabinie do nieba, jest córka faraona, a także Tuatha Dé Danann, mityczni półbogowie z celtyckiej mitologii.

Chcąc jednak trzymać się bardziej faktów niż legend, można zaryzykować stwierdzenie, że Kamień jest starszy niż sama Szkocja. Możliwe, że pochodzi z Irlandii, a do niewielkiej, ledwie czterotysięcznej dziś miejscowości Scone – miejsca koronacji szkockich królów – przywiózł go w wieku IX Kenneth MacAlpin, znany później jako Kenneth I, pierwszy król zjednoczonych Szkotów i Piktów.

Metafizyczna aura

Kamień opuścił Szkocję w roku 1296 – zrabował go angielski władca Edward I Długonogi. Po tym, jak podbił chwilowo Szkocję (a także Walię), Edward pragnął upokorzyć Szkotów i upewnić się, że odtąd nie będą mieli już własnego władcy. Jednak król Anglii się przeliczył, bo brak Kamienia nie przeszkadzał Szkotom w powoływaniu na tron kolejnych władców ich kraju, dopóki pozostał on niezależny.

Paradoksalnie inaczej ma się sprawa z Anglikami: dla nich zdobyczny szkocki Kamień – wbudowany następnie w angielski tron koronacyjny w londyńskim opactwie Westminster – stał się z czasem jednym z niezbędnych elementów ceremonii koronacyjnej, wnoszącym odpowiednio metafizyczną aurę. W ciągu ostatnich ponad 700 lat zasiadali na nim wszyscy angielscy i brytyjscy władcy – wliczając w to Elżbietę II, koronowaną w 1953 r.

Choć więc daty koronacji Karola III jeszcze nie podano, to już wiadomo, że bez Kamienia się nie obejdzie i że w odpowiednim czasie będzie musiał zostać przetransportowany z Edynburga, gdzie dziś się znajduje, do Londynu.

Droga do domu

To będzie jego trzecia podróż na południe.

Zagrabiony przez Edwarda Długonogiego cenny relikt wracał już bowiem do Szkocji dwukrotnie. Pierwszy raz w roku 1950, gdy z opactwa westminsterskiego „uwolnili” go – jak sami to nazwali – lub też ukradli (dobór słów będzie zależeć od poglądów opowiadającego) szkoccy studenci. Oficjalnie i legalnie Kamień powrócił jednak do Szkocji dopiero w 1996 r., czyli dokładnie 700 lat po tym, jak został zrabowany (zdobyty) w Scone.

Decyzję o zwrocie podjął dość nieoczekiwanie konserwatywny rząd premiera Johna Majora, a posunięcie to nie miało wiele wspólnego z historyczną wrażliwością czy pragnieniem zwrotu zrabowanego niegdyś przedmiotu – powody były czysto polityczne. W tamtym czasie w Szkocji nasiliły się żądania autonomii i własnego parlamentu. Brytyjskie władze doszły więc do wniosku, że jeśli zdobędą się na taki gest wobec Szkotów, to na jakiś czas zaspokoją ich ambicje niepodległościowe.

Swoją drogę do domu Kamień rozpoczął wcześnie rano 15 listopada 1996 r. Kiedy z koszar Albemarle w północnej Anglii wyjechał nieoznakowany land rover z cennym ładunkiem, świtało, a przy bramie nikt nie czekał. Inaczej było już w pierwszym szkockim mieście Coldstream nad rzeką Tweed. Tam przejazd przez graniczny kamienny most celebrowano z wojskową eskortą – i oczywiście z żołnierzem grającym na dudach.

Niemal afront

Na zamek w Edynburgu Kamień dojechał 30 listopada – w dzień św. Andrzeja, patrona Szkocji. Wcześniej przez dwa tygodnie zajmowali się nim konserwatorzy i naukowcy.

Żeby zobaczyć Kamień – tym razem przewożony w otwartym samochodzie, osłonięty szybą z pleksi i złożony na niebieskim aksamicie – na ulice szkockiej stolicy wyszły tysiące ludzi. Jednak, jak zauważa w swojej książce „Stone Voices. The Search for Scotland” znany dziennikarz i pisarz Neal Ascherson, nie było powszechnego aplauzu. Zebrani spokojnie przyglądali się paradzie, a zagadywani przez reporterów odpowiadali po prostu, że Kamień należy do narodu szkockiego i już. I że oddanie go to tylko pierwszy krok. Ascherson zapamiętał też buczenie tłumu, gdy zagrano „God Save the Queen”, oraz transparenty z napisem: „Szkocja prosiła o parlament, a dostała Kamień”.

Rzeczywiście część Szkotów odebrała ten brytyjski gest niemal jako afront – dowód, iż nie traktuje się ich poważnie, że myśli się, iż są tak głupi, że zadowolą się starym kamieniem, który i tak do nich należy, po czym zapomną o swych postulatach.

Nie zapomnieli – rok później zapadła decyzja o powołaniu Holyrood, szkockiego regionalnego parlamentu. W 1999 r. rozpoczął on obrady.

Uwolnić Kamień!

Tamtą podróż z Albemarle do Edynburga dokumentował fotograf Gary Doak, wtedy początkujący freelancer. Po latach przyznaje, że nie interesował się wówczas polityką, ale czuł, że jest świadkiem historycznej chwili. Zwłaszcza gdy już po oficjalnej części uroczystości do Kamienia podeszła Kay Matheson. Towarzyszyli jej europosłanka i szkocka działaczka niepodległościowa Winnie Ewing oraz ówczesny przywódca Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Alex Salmond. „Było widać, że to dla niej emocjonalny moment” – mówił Doak.

Wcześniej Kay była tak blisko Kamienia w grudniu 1950 r., gdy w Boże Narodzenie wraz z trzema kolegami z Uniwersytetu w Glasgow – odnotujmy ich imiona: Ian Hamilton, Alan Stuart i Gavin Vernon – włamała się do opactwa westminsterskiego i zabrała Kamień.

Miała wtedy 22 lata i bardzo zdecydowane poglądy. Całą czwórkę cechowała odwaga, determinacja, ale i naiwność, bo ich plan był wielką improwizacją. Nie mieli nawet pieniędzy na hotel, ledwo starczyło im na benzynę podczas długiej podróży ze Szkocji do Londynu. Do opactwa włamali się przy pomocy łomu, wydobyli Kamień z krzesła koronacyjnego, ale ten rozpadł się na dwie części (być może został uszkodzony wcześniej, w 1914 r., gdy sufrażystki podłożyły pod tron bombę).

W pierwszej chwili studenci przerazili się, że zniszczyli szkocki symbol, potem jednak uznali, że w dwóch kawałkach łatwiej go będzie nieść. Rozdzielili się: większy, prawie stukilogramowy kawałek wzięli chłopcy (ciągnąc go do auta na płaszczu, bo nie zastanowili się wcześniej, jak przeniosą tak ciężki blok), a Kay zabrała mniejszy fragment i sama odjechała samochodem na północ.

Wkrótce na drogach do Szkocji ustawiono policyjne blokady, po raz pierwszy od kilkuset lat szkocko-angielska granica została zamknięta. Jednak samotnie podróżująca kobieta nie ­wzbudzała podejrzeń i Kay dotarła do domu.

Elżbieta, torf i Cyganie

Natomiast Ian Hamilton, pomysłodawca całej akcji, uznał, że ze względu na patrole nie uda się od razu przewieźć Kamienia do Szkocji – ukryli go więc na polu w hrabstwie Kent.

Kiedy po niego wrócili dwa tygodnie później, okazało się, że wokół Kamienia swój obóz rozbili Gypsies (brytyjscy Cyganie). Ostatecznie udało się Kamień przemycić na północ, a nawet znaleźć kamieniarza, który podjął się na nowo scalić oba kawałki.

Po jakimś czasie policja wpadła na trop studentów. Kay znaleźli w domu jej rodziców nad Loch Ewe, w trudno dostępnej zachodniej części Highlands. Przesłuchiwana dziewczyna skłamała, że ukryła Kamień w pobliskim torfowisku. Śmiała się potem, że po tym, jak policja je przekopała, miała wydobyty torf na opał na cały rok.

Ostatecznie studentom nie przedstawiono żadnych zarzutów – już byli bohaterami, a proces zrobiłby z nich męczenników. Oni sami zwrócili Kamień kilka miesięcy później – zostawili go w nocy, okryty szkocką flagą, w ruinach opactwa w Arbroath. Stamtąd został zabrany przez policję do Londynu i w lutym 1952 r. osadzony na nowo w tronie koronacyjnym.

W samą porę, bo w tym czasie Elżbieta II została królową. Jej koronacja odbyła się w czerwcu 1953 r. – i podczas ceremonii mogła zasiąść na krześle z Kamieniem Przeznaczenia.

Dusza Szkocji

Wybór opactwa Arbroath na miejsce podrzucenia Kamienia nie był przypadkowy – to tam w 1320 r. szkoccy baronowie przyjęli Deklarację z Arbroath ze słynnym zdaniem: „Nie walczymy o honor, ani dla bogactwa, ani dla chwały, lecz wyłącznie o wolność”.

Tekst dokumentu pokazuje też, że Szkoci patrzyli wtedy na swoich królów jak na reprezentantów obarczonych obowiązkami, z których muszą się rozliczyć, a nie jak na pomazańców bożych z władzą absolutną. W Deklaracji napisano o królu, że „jeśli odwróci się od zadania, które rozpoczął, i podda Szkocję i nas angielskiemu królowi i narodowi, wypędzimy go natychmiast jako wroga nas wszystkich, który łamie prawa nasze i własne, i wybierzemy na króla kogoś innego, kto będzie potrafił bronić naszej wolności”.

Przy tak racjonalnym – i wyprzedzającym tamte czasy – podejściu magiczny Kamień nie był już Szkotom potrzebny do utrzymania swojej państwowości. Nie znaczy to jednak, że pogodzili się z jego stratą. Przydał się im także kilkaset lat później – w 1950 r.

W latach 50. XX wieku Szkocja była w zupełnie innym punkcie niż teraz – ruch niepodległościowy był słaby, poparcie dla SNP rzędu jednego procenta. Szkoci wydawali się akceptować swoje miejsce w Zjednoczonym Królestwie. Ian Hamilton chciał to zmienić, chciał „obudzić naród szkocki”, i do tego właśnie potrzebował symbolu. „Kamień został zabrany ze Szkocji, żeby pokazać nam, że utraciliśmy naszą wolność. Odzyskanie go mogłoby być wskazaniem do jej przywrócenia” – pisał potem we wspomnieniowej książce.

Grupie Hamiltona udało się pobudzić szkocką dumę. O studentach śpiewano piosenki, tak jak kiedyś o dawnych bohaterach. Zrobiono film, napisano książki. „Kiedy podniosłem Kamień w opactwie, poczułem, że mam w rękach duszę Szkocji” – opowiadał po latach Hamilton. „Nasze odzyskanie Kamienia – a nie kradzież! – wpłynęło na całe nasze życie” – mówiła Kay Matheson.

Wtedy, w 1996 r., Hamilton nie towarzyszył jej jednak na zamku w Edynburgu podczas powrotu Kamienia. Był rozczarowany, że nie został on oddany, lecz jedynie przekazany Szkotom do czasu kolejnej koronacji i że formalnie pozostaje własnością brytyjskiej Korony. „Ten Kamień nie należy do żadnej królewskiej rodziny, ale do narodu szkockiego” – podkreślał.

Angielskie emocje

Hamilton czuł, że Kamień uosabia duszę jego ojczyzny – tymczasem podobnie fundamentalne znaczenie temu kawałkowi skały przypisują także Anglicy. A zaczęło się to już wkrótce po jego zrabowaniu.

Oto bowiem trzy dekady później, po zawarciu angielsko-szkockiego traktatu pokojowego w Northampton w 1328 r., Kamień miał zostać zwrócony Szkotom; król Edward III nawet wydał w tej sprawie stosowne dyspozycje. Do zwrotu jednak nie doszło, bo w Londynie wybuchły zamieszki i protestujący mieszkańcy miasta uniemożliwili wywiezienie Kamienia z opactwa westminsterskiego – tak jakby od jego obecności zależały losy królestwa.

To, jak cenny jest Kamień dla Anglików, pokazały też decyzje z czasu II wojny światowej, gdy z obawy przed zniszczeniem podczas niemieckich bombardowań tron koronacyjny wywieziono do Gloucester. Kamień jednak pozostał w Londynie, tyle że dobrze go ukryto – na wypadek, gdyby stało się niewyobrażalne i do stolicy weszli Niemcy.

Miejsce ukrycia znało jedynie kilka osób, a że w czasie wojny ludzkie życie nie jest pewne, sporządzono też dwie mapy, które z kolei wysłano do Kanady i tam zdeponowano w osobnych sejfach. Kolejną mapę, która pozostała w Londynie, zniszczono. Sugestia, żeby na czas wojny Kamień ukryć w Szkocji, została wtedy odrzucona. Charles Peers, odpowiedzialny za zabezpieczenie dzieł sztuki i obiektów religijnych w opactwie, uznał ją nawet za próbę przejęcia Kamienia przez Szkotów w pokątny sposób. W swoim liście dodał, że od czasów Edwarda I próbują oni zdobyć Kamień wszelkimi środkami, a londyńska policja ostrzegała go już, iż mogą próbować nawet kradzieży.

Dużo to mówi o ówczesnym stosunku angielskich elit do Szkocji i ignorowaniu przez nie historycznego faktu – że był to koronacyjny kamień Szkotów i został im zabrany siłą.

Pamięć i symbole

Od kiedy Kamień powrócił do Szkocji w 1996 r., jego sprawa nie pojawiała się raczej w publicznej debacie. Dyskutowano jedynie, czy nie powinien zostać umieszczony w Scone zamiast w Edynburgu. Dwa lata temu rząd Nicoli Sturgeon zdecydował, że w 2024 r. Kamień zostanie przeniesiony do Perth, dwa kilometry od Scone.

Teraz zapowiedź przewiezienia go do Londynu na koronację Karola III może otworzyć ponownie kwestię własności i znaczenia Kamienia. Co prawda komentarze, że historia się powtarza i że tak jak kiedyś zabrał go Edward I, tak teraz zabiera go Karol III, są marginalne, a po koronacji Kamień wróci przecież do Szkocji. Ale dla części zwolenników niepodległości ponowne przewiezienie Kamienia na ceremonię koronacji uwidacznia szkocką zależność od Londynu.

Dla zwolenników unii z Londynem wygląda to zupełnie inaczej: dla nich Kamień potwierdza zjednoczenie Wielkiej Brytanii, jest symbolem połączonych pamięci i historii dwóch narodów, jego istnienie wręcz wzmacnia unię.

Jest też trzecia grupa. To zwolennicy szkockiej republiki, dla których Kamień ma znaczenie tylko jako historyczny artefakt, a niepodległość Szkocji od niego w żaden sposób nie zależy. Już kilka lat temu Ian Hamilton mówił w wywiadzie: „70 lat temu to był symbol. Teraz nie potrzebujemy symboli, bo prawie nam się udało osiągnąć szkocką niepodległość”.

Rzeczywiście – Szkocja ma własny rząd i parlament, od kilkunastu lat niepodzielnie rządzi tam SNP i poparcie dla niej nie słabnie. W przyszłym roku szkocka premier Nicola Sturgeon zdeterminowana jest przeprowadzić kolejne referendum niepodległościowe.

Szkoci nie potrzebują dziś Kamienia, by pamiętać o swojej tożsamości.

Tajemnica tajemnic

Aby jednak trochę skomplikować tę historię, powiedzmy na koniec, że wśród wielu pytań wokół Kamienia Przeznaczenia są też te o jego autentyczność. Nie sposób na nie odpowiedzieć, ale też trudno je ignorować.

A zatem: czy Edward I zabrał ze Scone prawdziwy Kamień? Ten opisywany w legendach, ale też pierwszych przekazach, miał być wszak ciemny, prawie czarny, lekko metaliczny, pokryty inskrypcjami – inny niż piaskowiec z tronu. I czy zakonnicy ze Scone oddaliby tak po prostu jeden z najważniejszych szkockich skarbów?

Jedna z teorii mówi więc, że prawdziwy Kamień ukryli (gdzie: na wyspie Skye, na dnie rzeki Tay?), a Anglikom oddali zrobioną z piaskowca pokrywę od latryny (ta latryna to może już złośliwość przekazu; w każdym razie po prostu „kawałek piaskowca”). Kiedy w 1996 r. przeprowadzono geologiczne badania Kamienia, stwierdzono, że pochodzi on z kamieniołomu z okolicy Scone – co miałoby potwierdzić, że to ten zabrany przez Edwarda I ze szkockiego opactwa. Ale nie potwierdza to, iż na pewno jest on mitycznym Lia Fàil, przywiezionym z Irlandii i używanym przez pierwszych szkockich królów.

Czy jednak Lia Fàil w ogóle istniał? Może pierwsi szkoccy władcy sami dopisali legendę Kamienia, by wzmocnić swoją pozycję?

No i jest jeszcze jedna teoria: gdy czwórka studentów oddała połamany Kamień do naprawy, kamieniarz podobno zrobił kilka kopii. Czy któraś z nich mogła trafić do Westminsteru zamiast oryginału w 1951 r.? Wydaje się to niemożliwe… Ale gdyby obie teorie były prawdziwe, oznaczałoby to, że w koronacyjnym tronie królów brytyjskich znajduje się kopia kopii. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2022