Nowe wspaniałe wspólnoty

Wbrew przewidywaniom, że nagrody będą miały wydźwięk polityczny, tegoroczny festiwal w Cannes wygrały filmy, które artystyczną formą wznoszą się ponad doraźne oczekiwania.

21.05.2018

Czyta się kilka minut

Osiemdziesiąt dwa – tyle filmów wyreżyserowanych przez kobiety dopuszczono do konkursu w całej historii Cannes. 12 maja tyle samo artystek protestowało przeciw nierówności. / JOEL C. RYAN / AP / EAST NEWS
Osiemdziesiąt dwa – tyle filmów wyreżyserowanych przez kobiety dopuszczono do konkursu w całej historii Cannes. 12 maja tyle samo artystek protestowało przeciw nierówności. / JOEL C. RYAN / AP / EAST NEWS

Palmy, jachty, kino na plaży, czerwony dywan, setki restauracji i branżowych bankietów – podczas festiwalu miasto Cannes jest bardziej gwarne, ale też piękniejsze niż zwykle, czerpie energię z najważniejszego wydarzenia filmowego na świecie. A może tylko w Europie? Wizję Cannes jako stolicy kina artystycznego i miejsca, gdzie blichtr spotyka się z wybitną sztuką, podtrzymują sami organizatorzy, skupieni na podkreślaniu francuskiego charakteru imprezy, jak również otwieraniu jej na twórczość ze wszystkich kontynentów. Cannes jest ponadto okazją do rozmowy o reżyserskich stylach i formalnym nowatorstwie. To tutaj częściej niż gdzie indziej namaszcza się twórców na gigantów kina. Trwającą blisko dwa tygodnie galą środowiska filmowego rządzi też specyficzny snobizm – nie jest ona obojętna na panujące mody. W tych sprzecznościach, w oscylowaniu między kuratorską misją a napędzaniem biznesu globalnej rozrywki zawiera się siła festiwalu.

Sztuka protestu

Tegoroczna, 71. edycja pozostawała blisko społecznej rzeczywistości i aktualnych problemów, zwłaszcza równości rasowej i płci. Choć Cannes nie jest pochłonięte żywiołem polityki tak jak Berlinale, a dyskusje toczą się w nim z bezpiecznej pozycji ekskluzywnego nadmorskiego kurortu, to pokłosie ruchu #MeToo dotarło także tu. W sobotę 12 maja na schodach Palais des Festivals stanęły 82 kobiety, które protestowały przeciwko dominacji mężczyzn w branży filmowej. Ich liczba odpowiada liczbie reżyserek, których filmy zostały dopuszczone do konkursu w całej historii festiwalu (podczas gdy filmów nakręconych przez mężczyzn było blisko dwa tysiące). List nawołujący kobiety do „wspinania się po schodach” i walki o równe traktowanie odczytała po angielsku przewodnicząca jury Cate Blanchett, a po francusku laureatka honorowej Złotej Palmy i ikona Nowej Fali, Agnès Varda. Oddziaływanie ich wypowiedzi zmniejszyła być może premiera fatalnie przyjętego filmu Evy Husson „Girls of the Sun” o oddziale Kurdyjek walczących z tzw. Państwem Islamskim. Pretensjonalny i ocierający się o kicz dramat Husson, honorujący zachodni punkt widzenia reprezentowany w filmie przez francuską dziennikarkę, przypomniał, że postulatowi równości płci powinna towarzyszyć wrażliwość na doświadczenie pozaeuropejskich kultur i dbałość o artystyczne rzemiosło.


Czytaj także: Sebastian Smoliński o nagrodzie dla "Zimnej wojny" Pawła Pawlikowskiego


Mniej nagłośniony był protest 16 czarno­skórych francuskich aktorek, które zwróciły uwagę na rasizm francuskiego przemysłu filmowego i stereotypowy charakter oferowanych im ról. Oba wydarzenia odbiły się echem w trakcie wieczoru rozdania nagród w sobotę 19 maja. Włoska aktorka Asia Argento, wręczająca nagrodę za najlepszą rolę kobiecą, powiedziała, że w 1997 r., kiedy miała 21 lat, została zgwałcona w Cannes przez Harveya Wein­steina, dla którego festiwal był „terenem łowów”. Na rasizm i odradzające się dziś podziały społeczne zwraca z kolei uwagę zdobywca Grand Prix – drugiej pod względem ważności nagrody na festiwalu – czyli „BlacKkKlansman” Spike’a Lee, opowiadający o afroamerykańskim policjancie z Colorado Springs, który w latach 70. zapisuje się do Ku Klux Klanu, aby z pomocą kolegi żydowskiego pochodzenia zinfiltrować to środowisko. Krytykująca zarówno prawicowy, jak i lewicowy ekstremizm komedia Lee stanowi otwartą satyrę na Amerykę ery Trumpa.

Nihiliści i awangardziści

Renoma Cannes obraca się czasem przeciwko samemu festiwalowi. Krytycy, przyzwyczajeni, że oglądają jeden po drugim filmy największych tuzów kina, oczekują codziennie nowych objawień – tak jakby francuskie wydarzenie miało monopol na arcydzieła, a od autorów pokroju Irańczyka Asghara Farhadiego (nieudane „Wszyscy wiedzą” z hiszpańską obsadą) czy Chińczyka Jii Zhangke (imponujący rozmachem „Ash is Purest White”) można było oczekiwać samych strzałów w dziesiątkę. Stąd też biorą się częste frustracje i rozczarowania. Lars von Trier, wygnany z Cannes na siedem lat po tym, gdy podczas konferencji prasowej „Melancholii” stwierdził, że jest nazistą i rozumie Hitlera, powrócił z chłodno przyjętą farsą o seryjnym zabójcy. „The House That Jack ­Built”, z Mattem Dillonem w roli mordercy cierpiącego na zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, pokazywano poza konkursem. Media donosiły, że ponad sto osób wyszło z pokazu zakończonego owacją na stojąco. Łatka skandalisty nie opuszcza zatem von Triera, który każe swojemu bohaterowi – dosłownie i w przenośni – zejść do najniższych kręgów piekła i z metodycznością psychopaty polować na ludzi, by potem składować ich zwłoki w chłodni.

Tak obrazoburczych, nihilistycznych dzieł zabrakło w bardziej zachowawczym konkursie głównym. Specjalną Złotą Palmę otrzymał jednak weteran awangardy i najbardziej niestrudzony żyjący eksperymentator: Jean-Luc Godard. „Le ­Livre d’image”, kolejne świadectwo archiwalnej pasji twórcy, przypomina „Historia/e kina” – monumentalny projekt wideo reżysera z lat 1989-98, w którym połączył fragmenty filmów i kronik, układających się w krytyczną refleksję o XX wieku. „Le Livre d’image” idzie o krok dalej i zatrzymuje się na progu zrozumiałości. Frenetyczna powódź obrazów i dźwięków nie pozwala na przekonującą rekonstrukcję całości – zostajemy sam na sam z kakofonią bodźców. Wyróżnienie dla Godarda za ten ekscentryczny esej to ukłon w stronę legendy francuskiego kina – jego „Szalony Piotruś” z 1965 r. zainspirował też canneński plakat, przedstawiający całujących się Jeana-Paula Belmondo i Annę Karinę.

Życie rodzinne

Tegoroczne ogłoszenie werdyktu jury było dla Polaków wyjątkowo emocjonującym wydarzeniem. „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego (recenzję filmu publikowaliśmy w poprzednim numerze) i współprodukowana przez Polskę „Ayka” Siergieja Dworcewoja wyjechały z Cannes z wyróżnieniami. Główne laury przypadły filmom, których twórcy w nieoczywisty sposób przyglądali się współczesnym wspólnotom: więziom rodzinnym i sąsiedzkim, dzieciom zmuszonym do zachowywania się jak dorośli oraz walce o przetrwanie tych, którzy zostali skazani na samotne życie. Wbrew przewidywaniom, że nagrody będą miały mocny wydźwięk polityczny, wygrały filmy autentycznie najlepsze – te, które mają szansę przetrwać próbę czasu i artystyczną formą wznoszą się ponad doraźne oczekiwania.

Należy do nich nagrodzony Złotą Palmą „Shoplifters” Hirokazu Koreedy – cichego zwycięzcy festiwalu. Uosabiający najlepsze tradycje japońskiego kina obyczajowego spod znaku Yasujirō Ozu i Mikio Naruse, Koreeda od połowy lat 90. z imponującą konsekwencją kręci skromne, perfekcyjnie napisane i zagrane opowieści rodzinne. Podobnie jak Ozu, wyciska z tego samego tematu coraz to nowe wariacje, zmieniając tonację, komplikując wątki, oraz, jak w przypadku „Shoplifters”, zrywając z oczekiwaniami widowni. Wyczulony na drobiazgi i liryczną podszewkę codzienności styl Koreedy potrafi, jak w pokazywanej w polskich kinach „Naszej młodszej siostrze” z 2015 r., wywołać magiczny, uwodzicielski efekt.


Czytaj także: Sebastian Smoliński o "Zimnej wojnie" Pawła Pawlikowskiego


Japończyk nie stroni też od krytyki społecznej, która wybrzmiała w „Po burzy” z 2016 r. – opowieści o mężczyźnie, który żyje jak wieczny chłopiec, ledwo wiążąc koniec z końcem, i nie potrafi sprostać rodzicielskim obowiązkom. „Shoplifters” także przygląda się ludziom, którzy wypadli z formy: ojciec z synem kradną jedzenie ze sklepów, kilkupokoleniowa rodzina mieszka w przepełnionym, prowizorycznym domu i na dodatek przygarnia znalezioną na ulicy dziewczynkę. Obraz biedy i życia na granicy prawa pozbawiony jest u Koreedy efekciarstwa. To, co interesuje go najbardziej, to fantazja o więzach rodzinnych nowego typu, opartych nie na wspólnocie krwi, ale na wzajemnej trosce i poczuciu odpowiedzialności. Fabularna niespodzianka, jaka czeka na widzów pod koniec, wywraca do góry nogami znaczenia filmu i przesądza o jego wielkości.

Na poszukiwanie innej wspólnoty wyrusza również chłopiec (zdumiewający trzynastolatek Zain Al Rafeea) w „Capharnaüm” Nadine Labaki – gorąco przyjętym debiucie libańskiej aktorki uhonorowanym Nagrodą Jury. To odyseja Zaina, który ucieka z domu i tuła się po najuboższych dzielnicach Bejrutu, opiekując się jednorocznym dzieckiem, które przypadkiem trafia w jego ręce. Film zawiera dwie elektryzujące, niezwykle autentyczne kreacje dziecięce. Choć wkrada się do niego chaos i dydaktyzm, „Capharnaüm” to pełne pasji oskarżenie instytucji rodziny, która nie jest w stanie zadbać o swoich najmłodszych, najdelikatniejszych członków.

Miejske dżungle

Wspaniałymi portretami samotności w obliczu biedy i niebezpieczeństwa są wspomniana „Ayka” Dworcewoja oraz „Dogman” Mattea Garronego. Wcielająca się w Aykę Samal Yeslyamova oraz grający u Garronego główną postać Marcello Fonte otrzymali nagrody dla najlepszych aktorów. Oba filmy należały do najbardziej przerażających i przejmujących w konkursie.

„Ayka” to historia młodej kobiety z Kirgistanu, która ucieka ze szpitala po narodzinach dziecka i tuła się po Moskwie w poszukiwaniu pracy. Rosyjski reżyser nie opuszcza Ayki ani na krok, kreując wraz z operatorką Jolantą Dylewską duszną atmosferę przysypanego śniegiem miasta. „Ayka” to najbardziej feministyczny film konkursu – skupiający się na krwawiącym ciele bohaterki, na mleku płynącym niepostrzeżenie z jej piersi, na jej absolutnej bezsilności w starciu z rzeczywistością, w której Kirgijka bez zezwolenia na pracę jest wyrzucona na margines i walczący o godność resztkami sił. Intensywna kreacja Samal Yeslyamovej sprawia, że zmęczenie, strach i rozpaczliwa kondycja bohaterki odciskają swoje piętno na każdym ujęciu filmu.

Matteo Garrone wraca w „Dogmanie” do kryminalnych wątków znanych z „Gomorry”, którą zasłynął przed dekadą. Zamiast panoramicznego spojrzenia na mafię proponuje węższą perspektywę – historię upadku człowieka, który chciał żyć z sąsiadami w przyjaźni, ale padł ofiarą własnej uległości. Tak jak Yeslyamova w „Ayce”, tak i Fonte dominuje w „Dog­manie”. Jego krucha sylwetka i naiwny uśmiech nadają scenom przemocy (oraz czułości wobec zwierząt i dzieci) lekko odrealniony, baśniowy charakter. Miejsce akcji wygląda jak zdewastowana miejscowość wypoczynkowa, w której kiedyś mógłby dziać się „Amarcord” Federica Felliniego. Marcello wchodzi w konflikt z uzależnionym od kokainy miejscowym osiłkiem, co jeden z nich będzie musiał przypłacić życiem. Ograne schematy ożywają w „Dogmanie” za sprawą znakomitej reżyserii i kapitalnie obmyślonych scen, które układają się w czarną pocztówkę z ulicznego frontu włosko-włoskiego.

Wskrzesić kino

Festiwal był także świętem nieobecnych. Mający oficjalny zakaz robienia filmów Irańczyk Jafar Panahi (zdobywca nagrody za najlepszy scenariusz za „3 Faces”) oraz zatrzymany przez rosyjskie władze Kiriłł Sieriebriennikow (reżyser „Leto” o punkowcach w ZSRR lat 80.) do Cannes nie dotarli. Jeden z najciekawszych filmów konkursu, „Lazzaro felice” Alice Rohrwacher (nagroda za scenariusz ex aequo z Panahim), w alegoryczny sposób odnosi się właśnie do sytuacji wszystkich spóźnionych, niedopasowanych i wykluczonych.

Ta chrześcijańska z ducha przypowieść o współczesnym Łazarzu, który budzi się niespodziewanie w świecie rozdzieranym przez siły modernizacji i industrializacji, to triumf kina zakorzenionego w historii medium i jednocześnie otwartego na kaprysy nieposkromionej wyobraźni. W pierwszej części obserwujemy przednowoczesną wspólnotę rolniczą, która nie zdaje sobie sprawy, że pańszczyzna została już dawno zniesiona. Kiedy Lazzaro (naturszczyk Adriano Tardiolo), który „przespał epokę”, odwiedza byłych rolników po ich przeprowadzce do współczesnego Rzymu, świadkuje rozpadowi tradycyjnych więzi rodzinnych i międzyludzkich. Przybierają one karykaturalną formę, z której wyłania się nowy rodzaj bliskości. Lazzaro namaszcza ją swoją osobą, emanując miłością do wszelkiego stworzenia godną św. Franciszka. Wskrzeszenie Łazarza jest w tym wypadku również wskrzeszeniem samego kina – coraz starszej machiny, która na festiwalu w Cannes pokazuje swój magiczny, nadnaturalny charakter. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2018