Podstępna broń demokracji

W samorządach PO wchodzi na ścieżkę, która zaprowadziła już na manowce PiS: władza jest warta szukania egzotycznych sojuszników i wprowadzania na kolejne stanowiska rozmaitych indywiduów.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Niemcy wiele sobie obiecywali po zastosowaniu gazów bojowych na froncie I wojny światowej. Ich przeciwnicy pomstowali na tak nieludzką i "tchórzliwą" broń. Tylko po to, by użyć jej samemu przy pierwszej możliwej okazji. Nadzieje żadnej ze stron nie zostały jednak spełnione. Masowe zastosowanie trucizn nie skróciło wojny ani nie pomogło jej wygrać. Pozostało jednak do dziś symbolem bezsensownego barbarzyństwa.

Zachowując oczywiście proporcje, warto dostrzec, jak przekraczane są kolejne granice w polskim życiu politycznym. Jak to, co jeszcze niedawno było piętnowane, dziś staje się standardem.

Okienko transferowe

Choć władze samorządowe są formalnie niezależne od władz na szczeblu krajowym - na tym w końcu polega samorządność - to jednak ostatnie wybory odbiły się bardzo wyraźnie na sytuacji w sejmikach. W ciągu ostatnich dziesięciu dni w dwóch województwach już zmienili się marszałkowie. Nie minie dziesięć dni, a zmienią się w kolejnym.

Wszystko zaczyna się dość niewinnie. Pierwszy problem w większości sejmików związany jest z tym, że wielu radnych dostało się do Sejmu. W niektórych sejmikach dotyczyło to ponad 10 procent składu i prowadziło do zawirowań w związku ze zmianami preferencji poszczególnych osób w ciągu minionego roku. Jednak największą zmianą było to, co można było obserwować już dwa lata temu po wyborach do Sejmu. Nowe rozdanie w skali kraju otwiera "okienko transferowe" pomiędzy poszczególnymi klubami i tworzy impuls do wymiany koalicji. W cieniu sejmowych przepychanek pomiędzy rządem a koalicją rozgrywają się także małe manewry w  regionalnych samorządach.

Stosunkowo klarowna jest sytuacja w województwie śląskim. Dotychczasowy marszałek został odwołany po długotrwałym konflikcie w PO. Wcześniej wybrano go jeszcze przy współdziałaniu Platformy i PiS. Współpraca nie do końca się układała. Przede wszystkim z powodu konfliktu wewnątrz Platformy i rozbicia radnych tej partii na dwie grupy: związanych ze skrzydłem konserwatywnym i zwolenników współpracy z LiD. Marszałek Janusz Moszyński nie potrafił zbudować wokół siebie zgodnego obozu i w ostatecznym głosowaniu przeciwko niemu zagłosowała także część radnych PiS, którzy chcieli przełamać pat w sejmiku.

Inaczej wygląda sytuacja w województwie podlaskim, które już wcześniej było rozdarte konfliktami i gdzie doszło do przyspieszonych wyborów wiosną 2007 r. i koalicji między PiS a PSL. Ta koalicja właśnie dobiegła końca. Po wyborach parlamentarnych zmienił się wiatr i doszło do przetasowania i rozłamu w największym dotąd klubie. Dotychczasowy marszałek został odwołany, zastąpił go lider PO wybrany przy wsparciu PSL, LiD oraz rozłamowców z PiS.

Podobne rozwiązanie jest już właściwie przesądzone w sejmiku lubelskim, gdzie do tej pory rządziła koalicja PO i PiS. Na razie odwołany został przewodniczący sejmiku i zastąpiony przez polityka LiD. Na takie rozwiązanie zgodnie z doniesieniami prasowymi naciska PSL, ale by takie rozwiązanie wprowadzić w życie koalicji PO-PSL-LiD, potrzebne było też wsparcie radnych wybranych z list Samoobrony. Co istotne, o ile w przypadku Śląska paraliż miał charakter długotrwały, o tyle w przypadku województwa podlaskiego i lubelskiego w zasadzie publicznie nie padły żadne merytoryczne argumenty przeciwko dotychczasowym władzom. O podlaskim marszałku dobrze pisała nawet "Gazeta Wyborcza".

Lepiej dla województwa, jeśli jego zarząd jest z tej samej opcji, co rząd - włosy stają dęba, gdy ten argument wypowiadają liderzy partii, która niosła na swym sztandarze decentralizację kraju. Jeżeli traktować go poważnie, to żadna samorządność nie jest potrzebna. Wystarczy, żeby ugrupowanie, które wygrało wybory w skali kraju, obsadziło swoimi aktywistami wszystkie szczeble władzy - od marszałków do sołtysów. W końcu każde sołectwo też "zasługuje na zarząd, który nawiąże przyjazne kontakty z rządem". Jeszcze przed rokiem tego typu argumentów używali liderzy PiS. Wtedy publicznie uznawano je za haniebne. Teraz, kiedy taka argumentacja jest na rękę ówczesnej opozycji, można usłyszeć je ponownie.

Języczek u wagi

Sprawa ta ma jeszcze dodatkowy smaczek. Tworząc samorząd wojewódzki, posłowie zabezpieczyli marszałków przed zbyt łatwym odwołaniem. By to zrobić, trzeba zebrać dwie trzecie głosów. Ten ostry wymóg zapewnia stabilność, ale również groźbę powstania układu patowego, jak w sejmiku śląskim. Siły koalicji, która chce zmienić władzę w trakcie kadencji, muszą być naprawdę duże. Jednak w efekcie rośnie także siła negocjacyjna tych, którzy są w takich sytuacjach "języczkiem u wagi". Zarówno w przypadku województwa podlaskiego, jak i w przypadku województwa śląskiego ceną, jaką PO musiała zapłacić za przejęcie pełnej kontroli i zdobycie stanowiska marszałka, było przyznanie stanowisk w zarządach rozłamowcom z PiS, raczej radykalniejszym od umiarkowanych polityków tej partii, sprawujących dotąd samorządowe urzędy. W ten sposób wicemarszałkiem Podlasia został były radny LPR, a członkiem zarządu województwa śląskiego kandydat z listy LPR w ostatnich wyborach parlamentarnych. Oprócz tego ceną za przejęcie stanowisk marszałków było przyznanie wysokich stanowisk politykom LiD, przede wszystkim doświadczonym w takich rozgrywkach niegdysiejszym prominentom SLD. Nie dalej jak dwa lata temu PO zwołała nocną konferencję prasową, by piętnować "polityczną korupcję" - wyrywanie ludzi z innych klubów politycznych w zamian za obiecywanie im wysokich stanowisk. Dziś różnica jest w zasadzie taka, że rozmowy, które były prowadzone z radnymi Spyrą czy Dębskim nie zostały nagrane, oraz że są oni mniej znani niż Renata Beger.

Cel i środki

Patrząc na wszystkie te przetasowania i rozgrywki w sejmikach wojewódzkich, na pewno można usłyszeć, że było warto. Że te działania - wątpliwe sojusze czy porzucenie dotychczasowych partnerów - pozwolą realizować lepszy program. Wydaje się jednak, że to jest właśnie ta ścieżka, która zaprowadziła na manowce PiS. Przekonanie, że zdobycie władzy i posiadanie środków, które ona daje, warte jest szukania egzotycznych sojuszników i wprowadzania na kolejne stanowiska rozmaitych indywiduów. Z czasem okazuje się, że cel nie uświęca środków. Cel gubi się gdzieś pomiędzy takimi działaniami. Polityczne dryblingi i podchody tak naprawdę niszczą poczucie przyzwoitości i ułatwiają przekraczanie kolejnych granic, w których demokracji nie warto przekraczać. Wyborcy ukarali za to PiS, ale to, jak widać, nie jest wystarczającą przestrogą. Coś sprowadza polską politykę z powrotem w te same koleiny. Warto tego poszukać, skoro nawet zwycięskie dla PO wybory jesienne, mające przynieść oczyszczenie, nie zmieniły praktyki sprawowania władzy.

Na pewno można pomyśleć o prostych rozwiązaniach. Na przykład, by tak jak w USA wybory lokalne i wybory ogólnokrajowe odbywały się tego samego dnia, co uniemożliwiałoby manewry i triki, które pojawiają się po i przed każdymi kolejnymi wyborami: radni w połowie kadencji odchodzą do Sejmu, posłowie pomagają wygrywać burmistrzom, kombinatorzy przechodzą do zwycięskich obozów itp. To oczywiście nie rozwiązywałoby problemu, ale likwidowało część pokus i część impulsów prowadzących do niestabilności. Z jednej strony we władzach samorządowych podważają ideę samorządności, ale z drugiej strony wystawiają partie w skali ogólnokrajowej na pokusy czerpania korzyści ze sprawowania władzy lokalnej. Na całym świecie władze lokalne są ścieżką kariery do polityki ogólnokrajowej - i tak powinno zostać. Gorzej, jeśli tracą one wartość samoistną i stają się jedynie instrumentem ogólnokrajowych rozgrywek czy powielaniem wszystkiego, co złe dzieje się w skali kraju.

Jeżeli w czasie drugiej wojny światowej nie użyto gazów bojowych, to dlatego, że ta broń, oceniana z perspektywy, była znienawidzona przez żołnierzy, a z punktu widzenia wodzów groziła nieprzewidywalnym odwetem. Miejmy nadzieję, że za taką broń uznane zostaną wszystkie rozgrywki obserwowane dziś w samorządach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008