Pod złym adresem

Osiedle Dudziarska to w stolicy miejsce nieomal legendarne.

08.05.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Trzy bloki postawione w latach 90. dla osób niemieszczących się w systemie: eksmitowanych za długi, niszczących przyznane im wcześniej mieszkania komunalne, takich, z którymi pomoc społeczna nie wie już, co zrobić. Budynki „o obniżonym standardzie” (bez instalacji gazowej, CO, izolacji termicznej, podpiwniczenia) postawiono na odludziu. Widzi je każdy, kto wjeżdża koleją do Warszawy od wschodu. Królują na stepie wielkości paru piłkarskich stadionów, ograniczonym z dwóch stron dziesiątkami par torów kolejowych. Ich jedyne sąsiedztwo to wielka spalarnia śmieci i kobiece więzienie na Olszynce Grochowskiej, nazywane potocznie Kamczatką.

Drugiego miejsca, które już z samego założenia miało być gettem dla społecznie wykluczonych, trudno szukać w Warszawie. Nic więc dziwnego, że Dudziarska co raz przyciąga reporterów, miłośników miejskich ciekawostek. Oraz artystów, którzy czasem rzeczywiście zaproponują mieszkańcom jakąś formę twórczej współpracy, a czasem po prostu wymalują im na blokach mondrianowskie kratki albo malewiczowskie czarne kwadraty i wyjadą, przekonani, że zrobili właśnie świetną robotę i wyedukowali społeczeństwo przez sztukę.

W reportażach z Dudziarskiej jej mieszkańcy powtarzają, że jako lekarstwo na dżumę, na którą zapadli (czasem z własnej winy, czasem z powodu tzw. okoliczności – na osiedlu pojawili się niedawno pierwsi eksmitowani frankowicze), zaproponowano im terapię cholerą.

Do problemów, z którymi się zmagali, dołożono wykluczenie topograficzne. Żeby dostać się do miasta, do sklepów, do usług, do pracy czy do szkół, trzeba nielegalnie przejść przez około czterdzieści kolejowych torów na rozbudowanej bocznicy albo czekać na kursujący okrężną trasą co kilkadziesiąt minut autobus. Standard bloków nie sprzyja resocjalizacji, on wręcz prowokuje do łamania prawa – wyziębienie budynków sprawia, że rośnie pokusa podłączania się na lewo do prądu, który przy takich potrzebach (ogrzanie lokalu i wody) kosztuje horrendalnie dużo. Części wspólne, klatki schodowe czy podwórka, są regularnie dewastowane przez tych mieszkańców, którzy nie potrafią w inny sposób zrealizować potrzeby kreatywnego działania, niż np. podpalając zaparkowany na parterze dziecięcy wózek. Jedna z mieszkanek opowiadała reporterom, że adres „Dudziarska” stał się stygmatem, przyznanie się do niego np. na rozmowie o pracę może dać fatalne skutki.

Na osiedlu działa na szczęście świetlica środowiskowa dla dzieci i młodzieży, zdarzają się też aktywiści niedziałający nad głowami mieszkańców, ale próbujący podjąć z nimi rozmowę. Miasto też zrozumiało, że tworzenie getta nie jest najlepszą metodą zarządzania „zasobem ludzkim”, któremu zdarzyło się popaść w kłopoty. Osiedle Dudziarska od przyszłego roku ma być „wygaszane”, a lokatorzy przenoszeni w miejsca bardziej sprzyjające powrotowi na prostą.

Oto kolejny przykład, jak w praktyce sprawdzają się koncepcje „sanitarystów” głoszących, że bieda (w takiej czy innej postaci) to rodzaj choroby. Że gdy ktoś na nią zapada, pierwszym i naturalnym odruchem jest izolacja takiego chorego od zdrowej tkanki społeczeństwa, tak by nie została przezeń wystawiona na ryzyko. Dopiero zaś, gdy zapewnimy bezpieczeństwo „normalnym”, zamykając „nienormalnych” w getcie, możemy usiąść do stołu, toczyć latami równie gorące, co jałowe debaty, pozwalające nam ocalić we własnych oczach swój wizerunek ludzi zatroskanych. Które to deliberacje zawsze podszyte są niewypowiedzianym życzeniem, że może czas to wszystko jakoś rozwiąże. Że może ktoś wymrze, a może stanie się cud, słowem: że przyjdzie jakaś Siła Wyższa i uwolni nas od psującego horyzont moralnego balastu.

Czytając o Dudziarskiej, nie mogłem nie myśleć o tych wszystkich uchodźczych obozach w Turcji czy na południu Europy, gdzie od paru lat koczują tysiące ludzi. O obozach, które po wojnie rwandyjskiej w połowie lat 90. powstały tuż za kongijską granicą, choćby w dobrze mi znanej Gomie, opisywanej później wiele razy jako miejsce jednej z największych w historii ludzkości porażek tzw. dobroczynnej działalności społeczności międzynarodowej. Która tak się zaplątała w sosie politycznych, medialnych i ekonomicznych potrzeb, że w końcu wpadła w totalną bezradność. I dopuściła do tego, by przeładowane ludźmi obozowiska, mające być tymczasowym schronieniem, pod okiem pilnujących tego wszystkiego od zewnątrz żołnierzy ONZ, zamieniły się w to, w co zawsze zamieniają się tymczasowe rozwiązania, gdy okażą się być prowizorką na zawsze: miejscem, gdzie ludzie tracą nadzieję, gdzie rozwija się zorganizowana przestępczość, gdzie ci, którzy myśleli, że nic gorszego już ich w życiu nie spotka, przekonują się, iż byli w błędzie.

To się zawsze zaczyna od tego samego, od chęci niepobrudzenia sobie rąk (albo sumień), motywowanej rzecz jasna zawsze jakimś pozornym dobrem. Potrzebujący, człowiek na zakręcie, przestaje być człowiekiem, zaczyna być socjologicznym preparatem, który traci prawo do potrzeb, ba – nie ma już żadnych praw, ma tylko obowiązek: czekać, aż reszta świata, która zamknęła go w bezpiecznej klatce, ustali jakiś konsensus co do jego dalszego losu. To co, że Dudziarska w przyszłym roku może zniknąć? Myślenie, które doprowadziło do jej powstania, nigdy nie miało tak dobrej passy jak dziś. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2016