Nowi dżihadyści: zwalczają talibów i wyrównują rachunki z Rosją. Skąd się wzięli?

Po rozbiciu kalifatu znad Tygrysu i Eufratu bojownicy świętej wojny znów ściągają pod Hindukusz, a ich twierdzą staje się Chorasan, kraj wschodzącego słońca, obejmujący ziemie zachodniego Afganistanu i wschodniego Iranu, doliny Tadżyków, pustynie, oazy i stepy Turkmenów i Uzbeków.
w cyklu STRONA ŚWIATA

28.03.2024

Czyta się kilka minut

Talibowie podczas operacji przeciwko Państwu Islamskiemu Khorasan Isis-K. Kandahar, 15 listopada 2021 r. / EPA / PAP
Talibowie podczas operacji przeciwko Chorasanowi. Kandahar, Afganistan, 15 listopada 2021 r. / EPA / PAP

Państwo Islamskie, które na początku stulecia wypowiedziało pierwszeństwo terrorystycznej międzynarodówce, Al-Kaidzie, i próbowało przejąć przywództwo dżihadu, podzieliło świat na wilajety (prowincje). Naczelne dowództwo należało do centrali z Iraku i Lewantu. To nad Eufratem i Tygrysem, z wojny domowej i ruchu oporu przeciwko inwazji Amerykanów, zrodziło się Państwo Islamskie, które w 2014 roku, w Mosulu, ogłosiło powstanie kalifatu. 

W dniach największej potęgi kalifat zajmował jedną trzecią Iraku i jedną trzecią Syrii, a na tamtejsze święte wojny ściągali tysiącami młodzi muzułmanie z całego świata, także z Zachodu. Przeszkoleni i sprawdzeni w bojach w Iraku i Syrii dżihadyści wyprawiali się też do Europy i dokonywali krwawych zamachów bombowych w Paryżu, Nicei, Tuluzie, Berlinie, Londynie, Manchesterze, Brukseli, Sztokholmie. Wszystko to sprawiło, że dżihad znad Eufratu i Tygrysu przyćmił ten starszy, jaki na przełomie wieków Al-Kaida toczyła pod Hindukuszem, wpierw przeciwko Rosji (Związek Sowiecki najechał i okupował Afganistan w latach 1979-89), a potem przeciwko Ameryce, która wraz z jej zachodnimi sojusznikami najechała i okupowała Afganistan w latach 2001-21.

Po trzech latach zwycięstw i ekspansji los się jednak odwrócił. W 2017 roku nastał czas klęsk i odwrotu. Poczuwszy się zagrożone przez dżihadystów, armie Zachodu (USA i koalicjanci z Europy Zachodniej, Turcji i krajów arabskich) i Wschodu (Rosja, Iran), choć sobie wrogie i każda na własną rękę, rozgromiły wojska kalifatu. Dżihadyści z Lewantu poszli w rozsypkę, a tamtejszy kalifat upadł. Pozostawił jednak po sobie swoje wilajety, którym Państwo Islamskie zawdzięcza przetrwanie. Pozbawione dowództwa i wsparcia centrali, wilajety usamodzielniły się z czasem i z rzadka jedynie ze sobą współdziałając, nadal toczyły własne święte wojny, choć bardziej prowincjonalne niż światowe. Wojny przeciwko niewiernym, ale także przeciwko braciom z Al-Kaidy toczyli partyzanci Państwa Islamskiego z afrykańskiego Sahelu i znad jeziora Czad, znad równika, z Maghrebu, Sahary i z Somalii, z Synaju i z Półwyspu Arabskiego, z Kaukazu, Filipin i z Chorasanu, którego nazwa znaczy po persku „kraj wschodzącego słońca”.

Świt przeciwko Zachodowi

Wilajet chorasański założyli w 2015 roku komendanci pakistańskich talibów, którzy uznali, że odsuwa się ich od władzy w partyzanckim ruchu, muszą znosić dominację emirów wywodzących się z najsilniejszych pasztuńskich plemion, a centrala skąpi im broni i pieniędzy na świętą wojnę. Do Pakistańczyków przystali wkrótce ich bracia z Afganistanu, którzy również nie mogli pogodzić się z poślednimi rolami, na jakie skazywali ich emirowie, sposobiący się do przejęcia władzy w Kabulu. Afgańscy talibowie przetrwali właśnie wielkie natarcie stutysięcznej armii amerykańskiej, a Jankesi, nie mając nadziei na wygraną, zaczęli szukać układów, by wycofać wojska spod Hindukuszu i wyplątać się z tamtejszej wojny. Pokrzywdzeni przy podziale wpływów komendanci oskarżyli więc emirów o pazerność na władzę, koniunkturalizm i zdradę świętej wojny, a ponieważ talibowie pozostają syjamskimi braćmi Al-Kaidy, buntownicy chętnie się zgodzili walczyć pod sztandarami jej młodszego konkurenta, Państwa Islamskiego.

Poza zbuntowanymi talibami z Pakistanu i Afganistanu do wilajetu chorasańskiego przystali mudżahedini z Tadżykistanu, Uzbekistanu i chińskiego Turkiestanu (Xinjiangu). Tadżyccy partyzanci schronili się w Afganistanie po przegranej wojnie domowej z lat 1992-97 (ok. 150 tys. zabitych), Uzbecy po nieudanych próbach (w latach 1999, 2000 i 2005) wywołania zbrojnego powstania w Kotlinie Fergańskiej, Ujgurzy – przed prześladowaniami ze strony Chińczyków. Najpierw gościny udzielili im Tadżycy z afgańskiej północy, toczący wojnę domową z przeciwko talibom. Po amerykańskiej inwazji z 2001 roku przybysze uciekli z Afganistanu do Pakistanu, gdzie przeszli do obozów talibów i Al-Kaidy i przyłączyli się do ich wojny przeciwko wojskom Zachodu. Wielu zaciągnęło się potem do armii kalifatu i walczyło w Iraku i Syrii (na tamtejsze wojny przybyły także tysiące ochotników z posowieckiej Azji Środkowej i Kaukazu), a po klęsce kalifatu wraz ze starymi mudżahedinami wrócili do ich obozowisk pod Hindukuszem.

W 2021 roku, gdy Zachód wycofał się z Afganistanu, talibowie, którzy wrócili do rządów w Kabulu, wypowiedzieli gościnę tadżyckim, uzbeckim i ujgurskim towarzyszom broni. Rok wcześniej dobili targu z Amerykanami i przysięgli, że nie pozwolą, by w Afganistanie rozłożyli obozowiska cudzoziemscy dżihadyści. Pod koniec wyprawy wojennej pod Hindukusz zarówno zachodnie wojska, zwłaszcza lotnictwo, jak i talibowie zwalczali partyzantów Państwa Islamskiego widząc w nich najniebezpieczniejszych wrogów (Al-Kaidę uważano za rozgromioną, a talibów – za pasztuńskich nacjonalistów, których nie obchodzi nic, co nie afgańskie) i rywali do władzy.

Kto wie, czy gdyby Amerykanie zostali w Afganistanie rok albo dwa dłużej, gromiony przez zachodnie lotnictwo i talibów chorasański wilajet nie podzieliłby losu kalifatu znad Eufratu i Tygrysu. Ścigani przez amerykańskie samoloty i zwiadowców talibów, Chorasańczycy musieli uciekać z ich twierdz w Kunarze i Nangarharze na afgańskim wschodzie, na pograniczu z Pakistanem. Amerykanie porzucili jednak Afganistan w sierpniu 2021 roku, a dżihadyści z Chorasanu pożegnali ich samobójczymi zamachami na kabulskim lotnisku, w których zginęło prawie 200 ludzi, w tym 13 żołnierzy USA.

Wojna towarzyszy broni

Po ewakuacji wojsk Zachodu Chorasańczycy wrócili do swojej wojny przeciwko rządzącym w Kabulu talibom. Nie musząc już się ukrywać przed amerykańskimi samolotami i śmigłowcami, odbudowali swoje obozowiska i kryjówki. Nie udało im się jednak zagrozić władzy talibów. Nie toczą nawet z nimi bitew, ograniczają się raczej do zamachów bombowych przed urzędami, zagranicznymi ambasadami czy meczetami szyitów, których uważają za odszczepieńców i zdrajców prawdziwej wiary.

Szyitożercami, jeszcze niedawno, byli także talibowie. Odkąd jednak objęli władzę w Afganistanie, nie mogą sobie dłużej na to pozwolić. Chorasańczycy, jako zbrojna opozycja, mogą upajać się radykalizmem, talibowie, jako rządzący, muszą godzić się z kompromisami. Nikt na świecie nie uznał ich jeszcze za prawowity rząd, nikt nie może ani nie chce z nimi handlować, pożyczać pieniędzy, ani nawet pomagać w biedzie. Wydając wojnę chorasańskiemu wilajetowi Państwa Islamskiego – z siostrą Al-Kaidą talibowie ani myślą wojować – talibowie chcą się uwiarygodnić w oczach Zachodu, zdobyć jego uznanie, skłonić do odwołania ostracyzmu i sankcji. Na razie ich ambasadora zaproszono jedynie do Pekinu, a attaché wojskowego – do Moskwy.

Chorasańczycy robią zaś wszystko, by talibom rządzenie utrudnić. Podkładają bomby – w przeddzień zamachu w Moskwie wysadzili w powietrze bank w Kandaharze (ponad 20 zabitych), kolebce talibów i faktycznej stolicy ich państwa, w której przebywa naczelny emir, mułła Hajbatullah – by podważyć ich przywództwo, dowieść Afgańczykom i światu, że nowi władcy nie mają pojęcia o rządzeniu i nie potrafią zapewnić nawet bezpieczeństwa. Chorasańczycy wmawiają Afgańczykom, że zabiegając o uznanie świata talibowie starają się przypochlebić wrogom islamu, a więc po raz kolejny zdradzają świętą wojnę i sprawę.

Tak naprawdę, poza tym, że jedni rządzą, a drudzy są w opozycji, niewiele różni talibów od partyzantów Chorasanu. To niedawni towarzysze broni i bracia w wierze. Nie podzieliły ich różnice poglądów – choć talibów zawsze uważano za ludzi całkowicie zaprzątniętych Afganistanem, a partyzantów Państwa Islamskiego za dżihadystów toczących wojnę światową – lecz władza i pieniądze. Gdyby Chorasańczycy nie podważali dziś władzy talibów, nie musieliby się w Afganistanie niczego obawiać, jak emirowie Al-Kaidy, która choć mieni się międzynarodówką dżihadystów, składa hołdy i bije pokłony kolejnym emirom talibów.

Nieraz się zdarzyło – i nieraz się jeszcze zdarzy – że urażeni komendanci i żołnierze talibów przechodzili do obozu Państwa Islamskiego, a partyzanci Chorasanu szli na służbę do talibów. Kiedy w sierpniu 2021 roku zajęli Kabul, talibowie wypuścili z więzień tysiące partyzantów Państwa Islamskiego, a Chorasańczycy przejęli część broni i sprzętu wojskowego porzuconego w Afganistanie przez Amerykanów. Swoją bezkompromisowością i wojowniczością, przywilejami opozycji, Chorasan kusi najmłodszych talibów, którzy urodzili się zbyt późno, by zdążyć na zwycięską wojnę przeciwko Amerykanom, i bohaterstwo przeszło im koło nosa, a także tych, którzy po wojnie nie odnaleźli się w czasie pokoju i zaciągają się do walki w Afganistanie, Pakistanie czy Kaszmirze, by uciec przed nędzą i beznadzieją.

Północ nadciąga

Talibowie wywodzą się z pasztuńskich plemion z afgańskiego południa i zawsze odwoływali się do tożsamości Pasztunów, stanowiących prawie połowę 40-milionowej ludności kraju. Z kilkoma wyjątkami z Pasztunów wywodzili się wszyscy afgańscy przywódcy.

Nie mogąc liczyć na Pasztunów, emirowie wilajetu chorasańskiego wzięli na cel afgańską północ, zamieszkaną przez Tadżyków i Uzbeków, a także ich rodaków z Tadżykistanu i Uzbekistanu, położonych na północnych brzegach granicznych rzek Pjandżu i Amu-Darii. Kilka, a według innych źródeł nawet kilkanaście tysięcy ochotników z posowieckiej Azji Środkowej walczyło jako ochotnicy w armii kalifatu w Iraku i Syrii. Do swoich krajów, cieszących się od wieków opinią najgorszych satrapii, mogą dziś wrócić jedynie z bronią w ręku.

Tyrania i bieda panujące w Tadżykistanie, Uzbekistanie, Kirgizji, Kazachstanie i Turkmenii sprawiają, że nie widząc dla siebie przyszłości, młodzież radykalizuje się lub wyjeżdża za chlebem, najliczniej do Rosji. Według niektórych szacunków połowa dorosłych mężczyzn z Tadżykistanu i Kirgizji udała się na zarobek do Rosji, a przysyłane przez nich pieniądze stanowią większość dochodów tamtejszych państw. Nie lepiej ma się sytuacja w uzbeckiej części Kotliny Fergańskiej. To właśnie z Fergany pochodziła większość środkowoazjatyckich ochotników w armii kalifatu.

Dziś Państwo Islamskie, a właściwie jego wilajet Chorasanu, wśród uzbeckich, kirgiskich, kazachskich, a zwłaszcza tadżyckich (satrapowie z Turkmenii niechętnie wypuszczają z kraju rodaków, nawet na naukę czy zarobek) gastarbeiterów szuka rekrutów do swojej partyzantki, a także kandydatów na zamachowców samobójców. W hotelach robotniczych werbunek prowadzi zresztą także rząd Rosji, który obiecuje rosyjskie paszporty przybyszom z Azji Środkowej, jeśli wcześniej zaciągną się na wojnę w Ukrainie.

Z Rosją zaś Państwo Islamskie ma niewyrównane rachunki – dawne i świeże. W Chorasanie nie zapomniano Rosji inwazji i okupacji Afganistanu z końca zeszłego stulecia ani krwawej rozprawy ze zbuntowaną Czeczenią z przełomu wieków. Tadżycy pamiętają, że w ich wojnie domowej Rosja opowiedziała się po stronie byłych komunistów, a przeciwko demokratom i islamistom, i to jej wsparcie rozstrzygnęło o zwycięstwie jednych i poniewierce drugich.

Najświeższe rachunki do wyrównania to wojna w Syrii, w której Rosja do spółki z Iranem pomogła dyktatorowi z Damaszku rozgromić armię kalifatu i z afrykańskiego Sahelu, gdzie rosyjscy najemnicy pomagają wojskowym dyktatorom z Mali, Burkina Faso, a wkrótce zapewne też z Nigru zwalczać partyzantów z tamtejszego wilajetu Państwa Islamskiego. Dodatkowo Chorasańczycy podejrzewają Rosję, że gotowa jest współdziałać z talibami z Kabulu, by nie dopuścić do ekspansji Państwa Islamskiego na Azję Środkową.

Powrót na stare śmieci

Po upadku kalifatu znad Eufratu i Tygrysu Chorasan staje się nową twierdzą i kwaterą główną dżihadystów. Rywalizować może z nim jedynie wilajet Sahelu, ale tamtejsi emirowie zanadto są zajęci sprawami lokalnymi, a ponadto, jako Afrykanom, trudno będzie im zdobyć uznanie emirów arabskich, afgańskich czy pakistańskich (nawet w egalitarnym ruchu dżihadystów dochodzą do głosu rasistowskie uprzedzenia), którzy dotąd grali pierwsze skrzypce zarówno w Al-Kaidzie, jak i Państwie Islamskim.

Bliski Wschód przestał być twierdzą dżihadystów po ich klęsce w wojnach w Syrii i Iraku. Stracili tam tysiące emirów i żołnierzy. Jeden po drugim giną w tych krajach nawet kalifowie. Od 2019 roku, gdy zginął kalif Abu Bakr al-Baghdadi, w ciągu zaledwie czterech lat śmierć poniosło jeszcze trzech. Piąty kalif objął urząd w sierpniu. Emirowie, komendanci i partyzanci, którym udało się przeżyć, uciekają pod Hindukusz, do dawnego matecznika współczesnych dżihadystów, gdzie pod koniec lat 80. narodziła się Al-Kaida. Zachodnie wywiady twierdzą wręcz, że nie mogąc działać na arabskim Bliskim Wschodzie, dżihadyści przeniosą stolicę do Chorasanu. Ściągają tu coraz liczniej także nowi ochotnicy na świętą wojnę. Dziś chorasańską armię szacuje się na 4-5 tysięcy partyzantów.

Co wynika z zamachu pod Moskwą: terroryści i blamaż służb Putina [Tematy Tygodnika]

Około 140 osób zabitych, kilkadziesiąt zaginionych, sto kilkadziesiąt rannych – to ofiary ataku terrorystycznego, do którego doszło 22 marca w podmoskiewskim Krasnogorsku. Do zamachu przyznało się tzw. Państwo Islamskie. Putin lansuje tezę o rzekomym „ukraińskim śladzie”. Co się wydarzyło pod Moskwą i jakie będą skutki zamachu?

Aby dowieść swojego pierwszeństwa, zdobyć więcej rekrutów, a zwłaszcza mecenasów, wilajet chorasański postanowił działać na skalę światową. Chorasańscy partyzanci zaczęli wysadzać bomby także w Pakistanie, gdzie wspierają miejscowych talibów przeciwko rządowi z Islamabadu, oraz w Kaszmirze, o który Pakistan od lat spiera się z Indiami.

Wobec wojny w Strefie Gazy na początku roku emirowie Państwa Islamskiego wezwali swoich zwolenników, by „zabijali wrogów wszędzie, gdzie tylko będą mogli zadać im śmierć”. W styczniu partyzanci z wilajetu chorasańskiego zaatakowali w irańskim Kermanie, gdzie w zamachu bombowym zabili prawie 100 osób, a ponad 300 ranili. Amerykański wywiad już wtedy uprzedzał ajatollahów z Teheranu, że dżihadyści zamierzają uderzyć w ich kraju. Na początku marca ostrzegł o szykowanym zamachu Rosjan. Zarówno ajatollahowie, jak prezydent Władimir Putin nie uwierzyli i zarzucili Amerykanom, że próbują siać czarnowidztwo i defetyzm.

A dżihadyści, zanim uderzyli w Moskwie, w styczniu zaatakowali w katolickim kościele w Stambule, na początku marca zaś rosyjskie służby bezpieczeństwa udaremniły atak na synagogę pod Kaługą. Po zamachu w Moskwie niemiecki wywiad ogłosił, że uniemożliwił spisek mający na celu atak na szwedzki parlament. Udaremnieniem zamachu pochwalili się także Francuzi, którzy w tym roku urządzają w Paryżu letnie igrzyska olimpijskie.

Zamachowcami w Stambule i irańskim Kermanie okazali się Tadżycy. Pod Kaługą Rosjanie zabili zamachowców Kazachów. Latem w Niemczech aresztowano siedmiu podejrzanych zamachowców z Tadżykistanu, Kirgizji i Turkmenii, a w grudniu Tadżyków i Uzbeka, którzy w Nowy Rok zamierzali wysadzić katedrę w Kolonii. Wszyscy byli żołnierzami wilajetu chorasańskiego.

Afganistan znów, jak na przełomie wieków, pod poprzednimi rządami talibów (1996-2001), przeradza się w Dzikie Pola, gdzie ścigani listami gończymi banici szukają bezpiecznych kryjówek, by nie obawiając się pościgu, knuć nowe spiski, układać plany zemsty. Na początku roku specjalny raport sporządzony dla Rady Bezpieczeństwa ostrzegał, że korzystając ze słabości kabulskiego rządu, pod Hindukuszem znów zbierają się dżihadyści, a talibowie, nawet gdyby chcieli, nie są w stanie temu zapobiec. I wcale nie ma pewności, że by tego chcieli.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej