Ile kosztuje afgański pokój

Najgorsi zbrodniarze, najkrwawsi zamachowcy, najwięksi fanatycy religijni, handlarze „żywym towarem” i najpotężniejsi narkotykowi baronowie wychodzą z afgańskich więzień, by Amerykanie mogli wycofać się z wojny pod Hindukuszem.
w cyklu STRONA ŚWIATA

18.08.2020

Czyta się kilka minut

Zdjęcie opublikowane przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego Afganistanu (NSC) przedstawia więźniów zwalnianych z więzienia Pul-e-Charkhi na obrzeżach Kabulu, 13 sierpnia 2020 r. . FOT. AFP PHOTO / Afghanistan's National Security Council (NSC)/ /AFP/EastNews /
Zdjęcie opublikowane przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego Afganistanu (NSC) przedstawia więźniów zwalnianych z więzienia Pul-e-Charkhi na obrzeżach Kabulu, 13 sierpnia 2020 r. . FOT. AFP PHOTO / Afghanistan's National Security Council (NSC)/ /AFP/EastNews /

Zostało ich jeszcze tylko trzystu. Kiedy wyjdą na wolność, rządzący z Kabulu wyzbędą się jednego z niewielu, a może nawet jedynego atutu, którymi mogliby szachować talibów w politycznych targach. Amerykański prezydent Donald Trump nie pozwolił im jednak czekać z najsilniejszą kartą na koniec rozgrywki, lecz kazał rzucić ją na stół już na samym początku, po to by do licytacji w ogóle doszło.

Trump potrzebuje sukcesu, żeby wygrać wyznaczone na pierwszy wtorek listopada wybory prezydenckie i przedłużyć panowanie o drugą, czteroletnią kadencję. W polityce krajowej nie ma się czym pochwalić, a dodatkowych kłopotów przysparzają mu rasowe niepokoje i epidemia COVID-19, która bardzo boleśnie dotknęła Amerykę. Potrzebuje więc spektakularnych sukcesów – albo przynajmniej ich pozorów – w dyplomacji. Jeden już ma – doprowadził niedawno do tego, że Zjednoczone Emiraty Arabskie, które jako trzeci po Egipcie i Jordanii arabski kraj podpisały pokój z Izraelem (w zamian Izrael obiecał powstrzymać się od aneksji części palestyńskich ziemi na Zachodnim Brzegu) i obiecały nawiązać z nim stosunki dyplomatyczne. Amerykanin liczy, że przed listopadem w ślady szejków pójdą monarchowie z Omanu i Bahrajnu. Jeśli jeszcze Trumpowi udałoby się przed wyborami doprowadzić do ugody między ustanowionym przez Amerykę rządem w Kabulu i talibami, mógłby stawać do wyborów jako ten, który nie rzuca słów na wiatr i spełnia przedwyborcze obietnice, a dodatkowo pomarzyć o Pokojowej Nagrodzie Nobla, która od dawna zdaje się mu śnić po nocach (Pokojowego Nobla otrzymał jego poprzednik, Barack Obama, z którym Trump się nieustannie porównuje).

Afgańska ugoda Amerykanów

Z talibami Amerykanie dogadali się już w ostatni dzień lutego, kiedy zobowiązali się wycofać do przyszłego maja wszystkie swoje wojska z Afganistanu, jeśli tylko talibowie wyrzekną się przyjaźni z dżihadystami z al-Kaidy i Państwa Islamskiego i nigdy więcej nie pozwolą, aby afgańska ziemia została wykorzystana do ataku przeciwko Zachodowi. Talibowie, jak najbardziej, obiecali, co trzeba, tym bardziej że Amerykanie więcej warunków nie stawiali. Nie domagali się, by zanim wycofają wojska, talibowie uznali rząd z Kabulu za prawowite władze kraju, czy porozumieli się z jego przedstawicielami w sprawie przyszłości Afganistanu, a nawet, by złożyli broń, zanim ostatni Amerykanin wyjedzie spod Hindukuszu. Ostrzegli tylko, by talibowie do wycofujących się, ani w ogóle do żadnych zachodnich żołnierzy, więcej nie strzelali.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz dwa razy w tygodniu publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie artykuły są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →


Układając się z talibami Amerykanie całkowicie zignorowali rząd w Kabulu, z którym, jako z amerykańską marionetką, talibowie ani myśleli dotąd rozmawiać. Podpisując z nimi w lutym ugodę Amerykanie poniekąd to przyznali. Wymusili jednak na talibach obietnicę, że podejmą rozmowy z Kabulem, jeśli z tamtejszych więzień wypuszczonych zostanie pięć tysięcy ich towarzyszy broni, wziętych podczas wojny do niewoli. Ze swojej strony obiecali uwolnić tysiąc jeńców – głównie rządowych żołnierzy i policjantów.

Wkracza wicekról

Prezydent z Kabulu Aszraf Ghani długo wzbraniał się przed uwolnieniem jeńców. Uważał – słusznie – że jeśli wypuści więźniów, a jego wojsko nie zacznie w cudowny sposób gromić partyzanckie pułki, nie będzie miał już żadnych argumentów, by zmusić talibów do układów. Irytowało go też niezmiernie, że Amerykanie dobili targu z talibami w sprawie jeńców i wszystkich innych spraw za jego plecami. „Jeśli Amerykanie mają jakichś jeńców, to niech ich sobie wypuszczają. Ale naszymi niech się nie rządzą” – powtarzał gniewnie wiosną.

W rezultacie do obiecanych przez talibów rozmów, po których Amerykanie zamierzali ogłosić koniec afgańskiej wojny, nie doszło, a talibowie, nie mogąc strzelać do Jankesów (mogłoby to przedłużyć ich obecność w Afganistanie), wznowili wiosną ataki przeciwko rządowemu wojsku. 

W końcu, by przerwać impas, do Kabulu i katarskiej stolicy Dohy, gdzie talibowie mają swoje oficjalne biura, wybrał się specjalny wysłannik USA od hindukuskich spraw, Zalmay Khalilzad, Afgańczyk z amerykańskim paszportem, którego gdy był ambasadorem USA w Kabulu (2004-5; z Kabulu wyjechał do Bagdadu, by przejąć tam obowiązki ambasadora) przezywano „wicekrólem Afganistanu”. To on, były doradca prezydenta George’a W. Busha, którego Trump rozpatrywał nawet jako kandydata na ministra dyplomacji, wynegocjował z talibami porozumienie i nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek ani cokolwiek je zniweczyło.

Pojechał do Kabulu, by złożyć tamtejszemu prezydentowi propozycję nie do odrzucenia, i wkrótce Ghani kazał wypuszczać talibów z więzień. Nie zamierzał jednak tak do końca składać broni. Zamiast uwolnić od razu wszystkich jeńców,  na co liczyli talibowie, którzy zamierzali wybrać się do Kabulu w karawanie samochodów, a potem przemierzyć kraj w triumfalnym pochodzie – wypuszczał ich w niewielkich grupach, po stu, wymuszając na każdym pisemne zobowiązanie, że wyrzeka się przemocy i na wojnę nie wróci. W ten sposób do lata z więzień w Kabulu i Bagramie wypuszczono ponad 4,6 tysiąca talibów, a partyzanci uwolnili wszystkich swoich jeńców.

Czterystu strasznych ludzi

Do kolejnego impasu doszło w sprawie pozostałych w więzieniach 400 talibów. Kabulski rząd tłumaczył, że nie może ich uwolnić, gdyż stanowią śmiertelne zagrożenie dla pokoju i ludzkich istnień. Połowa spośród nich to ludzie skazani na karę śmierci za organizację i przeprowadzenie najkrwawszych zamachów bombowych, zaprzysięgli dżihadyści i terroryści, zabójcy, porywacze ludzi dla okupu, przemytnicy narkotyków, którzy finansowali wojnę talibów. Z apelami, żeby nie wypuszczał najgroźniejszych więźniów, zwrócili się do Ghaniego nielubieni przez Trumpa Francuzi, ale także premier Australii Scott Morrison, którego Amerykanin uważa za bratnią duszę.

„To nie są żadni zbrodniarze tylko więźniowie sumienia, najprawdziwsi patrioci, którzy walczyli z obcą okupacją. Zbrodniarzami nazywają ich zdrajcy i wrogowie Afganistanu, którzy nie życzą sobie, by pokój nastał wreszcie w naszym umiłowanym kraju” – ostrzegli talibowie i zapowiedzieli, że jeśli wszyscy jeńcy nie wyjdą na wolność, nie usiądą do żadnych rozmów z emisariuszami Kabulu. „Ale jeśli jeńcy zostaną uwolnieni – dodali – Możemy zacząć rozmawiać choćby następnego dnia”.

Chcąc nie chcąc, Khalilzad pod koniec lipca znów wybrał się do Kabulu z nową propozycją nie do odrzucenia dla Ghaniego. Afgańczyk odparł, że sam takiej odpowiedzialności na siebie nie weźmie i każe uwolnić wszystkich więźniów tylko wtedy, jeśli tak postanowi Loja Dżirga, Wielka Rada przywódców politycznych, duchowych i plemiennych, zwoływana dla rozstrzygania w najważniejszych sprawach państwa. Wielka Rada zebrała się na początku sierpnia i orzekła, że pokój wart jest ryzyka, jakie stanowić będzie uwolnienie prawie pół tysiąca wojennych i pospolitych zbrodniarzy. W zeszłym tygodniu 86 z nich zostało wypuszczonych przez kabulskie władze na wolność. 

„Ci ludzie stanowią zagrożenie nie tylko dla nas, ale dla całego świata” – ostrzegł Ghani. „Dotąd zgadzaliśmy się wszyscy, że najważniejszą sprawą w Afganistanie jest doprowadzić do tego, by wreszcie zapanował tu trwały pokój. Ale nie za wszelką cenę. Teraz jednak przeszliśmy do szacowania wysokości kosztów, jakie gotowi jesteśmy ponieść dla pokoju. Wszyscy odczują tego skutki”.

Targi o cenę pokoju

W rozmowach z zagranicznymi dziennikarzami urzędnicy Ghaniego twierdzili, że jeszcze w połowie lipca, w rozmowie telefonicznej, doradca od spraw bezpieczeństwa narodowego USA Robert O’Brien chwalił jego ostrożność w uwalnianiu jeńców. Wkrótce potem zadzwonili jednak Khalilzad i szef dyplomacji Mike Pompeo i wymusili na prezydencie zgodę na wypuszczenie wszystkich więźniów.

Amerykańskie gazety podały, że już na początku lata, na żądanie talibów, Biały Dom nakazał uwolnić z więzienia w Guantanamo ostatnich przetrzymywanych tam bez wyroku afgańskich jeńców. Trump chce także wypuścić na wolność jednego z najpotężniejszych w Afganistanie heroinowych baronów hadżiego Baszira Nurzaja, „głównego księgowego” talibów. W 2005 roku Amerykanie zwabili go w pułapkę i wyciągnęli z bezpiecznej bazy w Dubaju zaproszeniem do USA na rzekome rozmowy. W Nowym Jorku Afgańczyk został aresztowany i skazany na dożywocie. W lipcu, podczas rozmów z Pompeo i Khalilzadem talibowie zażyczyli sobie, by ich dobrodzieja wypuścić na wolność. 

Dwa lata temu Khalilzad przekonał Trumpa, by uwolnić z amerykańskiego więzienia innego narkotykowego barona hadżiego Dżumę Chana. Miał to być gest dobrej woli wobec talibów, by podjęli rozmowy z Amerykanami.

Talibowie przysięgają, że zasiądą w Dosze do rozmów z emisariuszami Ghaniego, jak tylko ostatni jeniec przekroczy bramy kabulskiego więzienia. Ma to nastąpić w najbliższych dniach.

Strategie rozgrywki

Nie licząc na afgańską punktualność, za to wiedząc, że zapisanego w konstytucji amerykańskiego kalendarza wyborczego zmienić się raczej nie da, Trump wycofuje z Afganistanu kolejnych żołnierzy, by jesienią móc chwalić się rodakom, że tak jak obiecywał, zakończył wojnę w „odległym kraju, którego nazwę niewielu tylko znalazłoby na mapie” i sprowadził „chłopców do domu”. Pod koniec lutego, gdy Amerykanie zawierali ugodę z talibami, w Afganistanie przebywało jeszcze około 13 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Przed wyborami na początku listopada Trump chce zmniejszyć ich liczbę do najwyżej 5 tysięcy.

Widząc determinację Trumpa, by za wszelką cenę wyplątać Amerykę z afgańskiej wojny, najdłuższej, jaką kiedykolwiek toczyli  – martwi to także zachodnich sojuszników Ameryki, którzy wylądowali pod Hindukuszem wyłącznie z jej powodu, a dziś Trump nie uzgadnia z nimi swoich poczynań i sprawia wrażenie, że wycofa wojska bez względu na wszystko – Ghani usiłuje grać na czas. Przeciąga decyzje, zwleka, licząc, że Trump przegra wybory, a nowy prezydent, Joe Biden, nie będzie już tak ustępował talibom.

Talibowie też się nie spieszą. Próbują wyimpasować od Trumpa jak najwięcej atutów, a w maju, kiedy ostatni Amerykanie wycofają się z Afganistanu, zamierzają rozegrać partię z Ghanim po swojemu, bez żadnych zagranicznych arbitrów. Sporo ryzykują, bo jeśli Biden pokona Trumpa, może się okazać, że przeszarżowali podczas licytacji i przegrali rozgrywkę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej