Pilnie potrzebna strategia dla kobiet

Głośne pytanie o rolę kobiet w Kościele nie jest tylko obsesją garstki katolickich feministek. To być albo nie być dla całego Kościoła.

19.03.2018

Czyta się kilka minut

Zuzanna Radzik przemawia na konferencji „Why Women Matter” (Dlaczego kobiety są ważne), Rzym, 8 marca 2018 r. / WOLFGANG SCHMIDT
Zuzanna Radzik przemawia na konferencji „Why Women Matter” (Dlaczego kobiety są ważne), Rzym, 8 marca 2018 r. / WOLFGANG SCHMIDT

Kapłaństwo, diakonat, władza – to tematy, które elektryzują, gdy mówimy o roli kobiet w Kościele. Nie mniej kontrowersji budzą inne zagadnienia: wpływ na kształt duszpasterstwa, posługi liturgiczne, tworzenie i nauczanie teologii. U podstaw tego wszystkiego stoi zasadnicze pytanie: jak dzisiejszy Kościół widzi rolę kobiet, czyli ponad połowy z 1,2 miliarda katolików na świecie? I czy jest w stanie wsłuchać się w ich głos? One same w swojej sprawie powiedziały już wiele. Niestety zabieranie przez kobiety głosu oraz słuchanie go w Kościele wciąż okazuje się głównym problemem, z którym nie możemy sobie poradzić.

Cenzura prewencyjna

Voices of Faith, organizacja, która od pięciu lat organizuje w Międzynarodowym Dniu Kobiet konferencję w Watykanie, głos ma nawet w nazwie. Symbolicznie stara się, by co roku opinie i opowieści kobiet wybrzmiały z serca Watykanu. Konferencja odbywała się w Casina Pio IV, położonej w ogrodach watykańskich rezydencji mieszczącej Papieską Akademię Nauk.

W tym roku pojawiła się jednak przeszkoda. Szef Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia, kard. Kevin Farrell, poprosił o wgląd w listę zaproszonych i usunął z niej trzy nazwiska, odmawiając wyjaśnień. Wobec niemożliwości dialogu organizatorki postanowiły zaprosić jednak dwie z tych kobiet i przenieść spotkanie. Technicznie wciąż w Watykanie, ale odbyło się w auli kurii generalnej jezuitów. Jak tłumaczyła reporterowi NCR Chantal Götz, założycielka Voices of Faith: „Zależy nam na zapraszaniu głosów reprezentujących perspektywy często niesłyszane w Watykanie. Ostatecznie nie widzimy powodu, dla którego te kobiety miałyby podlegać »procesowi aprobaty« przez kogo­kolwiek”.

Próba cenzury odbiła się w mediach szerokim echem, bo pochodzący z Irlandii amerykański kardynał chciał ocenzurować udział m.in. Mary McAleese, prezydent Irlandii w latach 1997–2011. Arcybiskup Dublina Diarmuid Martin przyznał, że decyzja nie była z nim konsultowana. McAleese najpierw odmawiała komentarzy, czekając na odpowiedź Franciszka na swój list w tej sprawie. Do dziś się jej nie doczekała. Pytanie nasuwa się samo: kim trzeba być, żeby Watykan nie lekceważył cię i nie próbował uciszyć twojego głosu?

Jednoskrzydły gołąb

McAleese przemawiała w Rzymie nie jako polityk, ale jako katolicka kobieta przejęta sprawami swojego Kościoła. Czego się bali prewencyjni cenzorzy? Owszem, zaprawiona w boju podczas 14-letniej prezydentury McAleese mówi, co myśli, czasem jak karabin maszynowy, a na konferencji prasowej karmi dziennikarzy mocnymi zdaniami. Jednak za najostrzejszymi nawet opiniami kryje się troska. W wykładzie otwierającym konferencję mówiła: „­Kobiety tłumnie odchodzą z Kościoła katolickiego, bo te, które mają kluczowy wpływ na formację wiary swoich dzieci, nie mają możliwości, by mieć taki wpływ na formację wiary katolickiej”. I przypominała, że cztery miesiące temu arcybiskup Dublina Diarmuid Martin powiedział, że „niska pozycja kobiety w Kościele jest najważniejszym powodem poczucia alienacji wobec Kościoła we współczesnej Irlandii”. ­McAleese wzywała papieża do przedstawienia wiarygodnej strategii dla kobiet w Kościele. Strategii z prawdziwego zdarzenia, z celami i wynikami, które będą regularnie i niezależnie oceniane.

Co ciekawe, zagadnięty przez dziennikarzy „Irish Times” abp Martin potwierdził, że zgadza się z diagnozą McAleese: „Jej wyzwanie rzucone wewnątrzkościelnej kulturze było brutalnie surowe. Niektórzy uważają je za nieprzyjemne lub niepożądane. Muszę zaakceptować to wyzwanie z pokorą tego, kto uznaje jej alienację”.

Na otwierającej wydarzenie konferencji prasowej McAleese zwróciła już uwagę, że jest zmęczona rozmową o kapłaństwie kobiet. Argumenty przeciw niemu nazwała nonsensem przebranym za teologię i stwierdziła, że trzeba poczekać, aż same się rozsypią. Jednocześnie odwróciła pytanie: nie możemy być księżmi, nie możemy o tym rozmawiać, to o czym możemy rozmawiać? W jaki sposób zamierzacie włączyć kobiety w podejmowanie decyzji? Gdzie indziej dodawała: „Kościół jest jak gołąb, który niezgrabnie macha jednym skrzydłem, podczas gdy Bóg dał mu dwa”.

Ostatecznie jednak troska była głównym tematem jej wypowiedzi. Troska o Kościół, by nie stał się „wielką i ogromnie nieistotną sektą” skazaną na bycie reliktem przeszłości, podczas gdy mógłby nieść światu miłość i uzdrowienie, których ten świat tak rozpaczliwie potrzebuje.

Pod karą więzienia

Mary McAleese przypuszczalnie okazała się w Watykanie persona non grata, gdyż w irlandzkim referendum w 2015 r. wraz z mężem deklarowała głosowanie za zalegalizowaniem związków osób LGBT. Dzięki temu ich syn Justin niedawno zawarł związek małżeński. Na taki klucz cenzury wskazuje postać drugiej niechcianej na konferencji.

Ssenfuka Joanita Warry to katolicka działaczka LGBT z Ugandy, kraju w którym homoseksualizm jest karany wieloletnim więzieniem. Próba wyciszenia głosu tej dzielnej kobiety oburza jeszcze bardziej niż sprawa McAleese, kiedy pomyśli się o kontekście, w którym pracuje: w Ugandzie nie tylko akty homoseksualne są penalizowane, więzienie grozi także za wspieranie gejów i lesbijek. „Jestem lesbijką, katoliczką, obrończynią praw człowieka” – zaczęła swoje wystąpienie dyrektor zarządzająca organizacją Freedom and Roam Uganda, która działa na rzecz praw osób LGBT. Jak podkreślała w swoim wystąpieniu: „To, co boli, to postawa, jaką przywódcy religijni zajmują wobec takiej dyskryminacji. Stanie z boku i nierobienie niczego czyni z nich współwinnych. Wszyscy ci przywódcy religijni poparli prawo delegalizujące homoseksualizm i jedynie odradzali karę śmierci”.

Warry ma gorzkie motto: dobry aktywista to żywy aktywista. W 2009 r. jedna z gazet ujawniła działaczy LGBT nawołując, by ich zabić. Jest jedną z osób, które przeżyły wywołaną publikacją czystkę, ale straciła znajomych, w tym bliskiego przyjaciela. „Prawdopodobnie zastanawiacie się, czemu jestem wciąż wierną katoliczką. Też się zastanawiam. Wierzę, że jest moją odpowiedzialnością, obowiązkiem i zadaniem zmieniać otaczającą mnie mentalność. Wierzę, że to misja dana przez Boga. Gdy zorientowałam się, że tak wielu z nas ucieka z Kościoła katolickiego, założyłam katolicki klub LGBT. Spotykamy się tam na modlitwie, by wychwalać Boga, modlić się razem, wspierać duchowo” – mówiła o swojej de facto duszpasterskiej działalności. „Chciałabym robić w Kościele dużo więcej, ale jestem ograniczona przez moją orientację seksualną i płeć, obie stworzone przez Boga. Wierzę, że sprawy mogą wyglądać inaczej, jest wiele ról, które kobiety mogłyby wykonywać w Kościele. Niech nikt nie staje na drodze Ducha Świętego”. A odwołując się do Biblii kierowała pytanie do Kościoła: „Czy mam swoje światło schować pod korcem, gdy Ewangelia wzywa mnie, bym oświetlała nim innych?”.

Być sobą

Milczenie, zmuszanie do milczenia, siła, jaką daje zabranie głosu, solidarność, jaką buduje – nie umawiając się, wokół tych tematów krążyły uczestniczki konferencji „Why Women Matter”. Amerykańska aktywistka i dziennikarka Nicole Sotelo przypomniała badania psycholożki Carol Gilligan o tym, że dziewczynki w wieku ­10-12 lat zaczynają milczeć, by dopasować się do patriarchalnego paradygmatu. Obserwując dorosłe kobiety, widzą, że one same siebie uciszają w ważnych tematach. Kobiety boją się odezwać i naruszyć relacje, bo mogą wówczas stracić niewielką władzę, jaką mają dzięki tym więziom. Wiele kobiet wybiera milczenie. „Ale dobra wiadomość jest taka – podkreślała Sotelo – że w USA i innych miejscach pojawiły się kościelne ruchy, które zachęcają kobiety i mężczyzn, by opowiadali swoje historie, a przez to dawali innym odwagę”. I podkreślała: „Najważniejsze jest, że młode dziewczyny w naszym Kościele są dziś w stanie zobaczyć nowe modele tego, jak być katolicką kobietą. Nie są zmuszane, by wybierać między pozostaniem w Kościele w milczeniu lub odejściem. Widzą, że mogą zostać w Kościele, być tym, kim są, mówić prawdę i pracować razem na rzecz bardziej kochającego i sprawiedliwego Kościoła, jakiego chciał sam Jezus”.

Jednak to, o czym mówi Nicole Sotelo, możliwe jest pod warunkiem, że wywalczy się w Kościele przestrzeń, w której można dzielić się doświadczeniem i opinią bez cenzury. I gdy są wzorce kobiet, które nie milczą.

Dla mnie samej jest to doświadczenie kluczowe. Potrzebuję świadomości, że gdzieś w świecie – w Londynie, Bombaju, Afryce Południowej czy Buenos Aires – są bliskie mi katolickie feministki, że czule wpierają moje działania, a ja im kibicuję. Nie mniej ważne jest jednak, że możemy się też skrzyknąć w warszawskiej kuchni Kasi i wyżalić, zwierzyć, policzyć i poczuć, że nie jesteśmy same.

Zakonnice są wściekłe

Marzec sprzyja przypominaniu spraw kobiet. Z tej okazji skorzystał kobiecy dodatek do „L’Osservatore Romano” poświęcając numer niemal darmowej pracy zakonnic w instytucjach. Anonimowe siostry z różnych części świata przyznawały w nim, że czują się wykorzystywane. Ich praca odbywa się często bez wynagrodzenia lub za minimalną zapłatę, bez umowy i ubezpieczenia. Z kolei redaktor naczelna „Donne–Chiesa Mondo”, Lucetta Scaraffia mówiła w wywiadzie dla „Crux”: „Teraz jest to mocniejsze i bardziej oczywiste, bo siostry przestają być pasywne – są ­bardziej świadome tego, co się dzieje, i chcą zmiany”. Zaznaczała, że to wewnętrzna rewolucja kulturowa, feminizm widzi właśnie wśród sióstr zakonnych, i że nie mówimy tylko o młodszych zakonnicach i innej formacji oraz oczekiwaniach wobec życia. „Spotkałam 80-, 90-letnie zakonnice, które są wściekłe”.

Na rodzimym podwórku wywiadu w podobnym duchu udzieliła Radiu Plus s. Jolanta Olech, sekretarka generalna Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. Warto jej posłuchać, bo to rzadka okazja, gdy polska zakonnica dzieli się bolączkami polskich sióstr. Jedną z bulwersujących informacji jest, że od końca lat 90. siostry nie doprosiły się uregulowania kwestii umów dla zakonnic pracujących w kościelnych instytucjach. Prace trwają i ponoć zmierzają ku końcowi, ale jak to możliwe, że zajęło to 20 lat? Czyżby sprawa była lekceważona?

Dwa dni później biuro prasowe Episkopatu rozesłało jednak inny wywiad z ­s. Joanną Olech w zgoła odmiennym duchu. Można by pomyśleć, że jest super: zakonnice wykonują ważne społecznie zadania, są menadżerkami, wykładowczyniami, prowadzą 400 stron internetowych. Cały tekst podkreśla doniosłość ich pracy, której zresztą nikt nie kwestionuje. Jednak bliskość obu wypowiedzi każe zapytać, czy tekst rozesłany przez Episkopat nie miał przesłonić wywiadu, w którym słowa zakonnicy rzucają wyzwanie polskim hierarchom? Znów, czy tak trudno posłuchać autentycznych słów kobiet i wziąć je sobie do serca, nawet gdy brzmią gorzko?

Zakony żeńskie od lat 60. były wsparciem dla ruchu kobiet w Kościele. Amerykańskie zakonnice doprowadziło to kilka lat temu do konfliktu z Watykanem. Przełożone zakonów żeńskich zadawały dwa lata temu na spotkaniu z papieżem trudne pytania, również o sprawiedliwe wynagrodzenia. Kobiet w życiu zakonnym jest na świecie więcej niż wszystkich zakonników i księży. Czym byłby Kościół bez ich pracy i posług? Czym byłby w Polsce? Powinny być słyszane. Ale żeby były słyszane, tak jak s. Olech czy siostra Małgorzata Borkowska w wydanej ostatnio książce „Oślica Balaama. Apel do duchownych panów”, muszą same zacząć mówić.

Kardynał na wystawie mody

Rola kobiet w Kościele to nie tylko obsesja garstki katolickich feministek. To de facto być lub nie być dla całego Kościoła. Stąd tak ważne jest, by nie zostawiać nas samych w rozmowie na ten temat – nie chcemy mówić same do siebie. Na watykańskim spotkaniu Voices of Faith nie pojawił się żaden biskup. Odpowiedzialny za kulturę kard. Gianfranco Ravasi znalazł ostatnio nawet czas na odwiedzenie wystawy mody w Nowym Jorku. Nie znalazł go dla nas. Nikt z tych, którzy potem ochoczo będą się wypowiadać o tym, kim kobiety są i co mogą, a co nie. „Jan Paweł II pisał o tajemnicy kobiety – mówiła Mary McAleese podczas konferencji. – Rozmawiajcie z nami jak z równymi, a przestaniemy być dla was tajemnicą!”.

W podobnym duchu Lucetta Scaraffia mówi w wywiadzie z „Crux” o dwóch akcjach papieża, które coś faktycznie zmieniły: podniesienie rangi wspomnienia Marii Magdaleny do takiej, jaką maja dni wspominające innych apostołów, oraz umożliwienie każdemu kapłanowi odpuszczenia grzechu aborcji. „Reszta to słowa – puentowała gorzko. – To, czego naprawdę brakuje i czego papież jeszcze nie zaczął, to słuchanie kobiet i tego, co mają do powiedzenia”.

A jednak są tacy księża, którzy rozumieją wagę problemu. W końcu jezuici gościli nas w swojej auli i byli współorganizatorami, co udowodniły ciepłe słowa ks. Thomasa Smolicha, szefa Jesuit Refugee Service. Inny jezuita, ks. Luke Hansen, jako uczestnik konferencji mówił, jakim darem w jego drodze kapłaństwa były kobiety, z którymi studiował. Upomniał się także o diakonat kobiet, przypominając, że wyniki pracy komisji oczekują na publikację. Głosu solidarnego z kobietami, jak słowa ks. Hansena, bardzo potrzeba. Również w Polsce.

Dla mnie samej wielkim wzruszeniem była wiadomość od przyjaciela, duszpasterza w jednym z europejskich miast: „Dziś z zakonnicami, u których odprawiam mszę, modliliśmy się za Was i powodzenie Waszej konferencji”. Bo przecież jest to sprawa całego Kościoła.

Czas na zmianę

Zmieniająca się rola kobiet to znak czasów, być może największa rewolucja, którą przechodzimy. Na Soborze Watykańskim II deklarowaliśmy jako Kościół, że będziemy te znaki czasów czytać. Czy je widzimy? „Milczące samozadowolenie się kończy, a księża nawet o tym nie wiedzą – powiedziała Scaraffia. – Nie wiedzą, że zaraz wszystko wybuchnie w ich rękach”.

Prawdziwe słuchanie będzie trudniejsze niż zatrudnienie tej czy innej kobiety w watykańskiej dykasterii. Feminizm katolicki dopomina się o głos od co najmniej 50 lat. To ruch globalny, na wszystkich kontynentach i we wszystkich kontekstach, w których pracuje Kościół. Już nie wymieniamy pisanych na maszynie listów, lecz korzystając z nowych narzędzi tworzymy grupy w mediach społecznościowych, które zrzeszają kobiety z całego świata, a rzymską konferencję można było obejrzeć przez internet w tłumaczeniu na cztery języki. To globalna siostrzana wspólnota katoliczek. Polifoniczna, różnorodna, ale zgodna z tym, że chcemy móc więcej dać naszemu Kościołowi. Czas na zmianę jest właśnie teraz.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2018