Pigułka autodestrukcji

Koronawirus, wraz z chaosem w szkołach i falą problemów dzieci, mógł być dla ich rzecznika Mikołaja Pawlaka trampoliną do kariery. Okazał się być końcówką równi pochyłej.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

Mikołaj Pawlak., Warszawa, czerwiec 2019 r. / MAKSYMILIAN RIGAMONTI / FORUM
Mikołaj Pawlak., Warszawa, czerwiec 2019 r. / MAKSYMILIAN RIGAMONTI / FORUM

Anegdota o żyrafie – historia zapamiętana przez Annę Krawczak, byłą prezeskę Stowarzyszenia „Nasz Bocian” – mówi według niej sporo o obecnym rzeczniku praw dziecka. Może równie wiele, co słynna już wypowiedź o edukatorach seksualnych wychwytujących dzieci celem zmiany ich płci.

Grudzień 2019, kancelaria prezydenta, konferencja o adopcji i pieczy zastępczej. Są przedstawiciele organizacji, jest i mający wygłosić prelekcję rzecznik. – Wszyscy byli tego ciekawi, bo miał mówić o swoich działaniach – opowiada Krawczak, dziś członkini Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW. – I rzeczywiście, w drugiej części referował swój udział w jednym z sądowych sporów o adopcję. Ale pierwszą poświęcił temu, jak widzi swoją misję. Powiedział, a potem długo tę myśl rozwijał, że wyobraża sobie siebie jako żyrafę na sawannie, która wystawia długą szyję i obserwuje okolicę. I tak też jest: Pawlak przemawia do dzieci i o dzieciach z wysokości urzędu, nadając swojej funkcji rys protekcjonalizmu.

Metaforę „perspektywy żyrafy” można rozwijać: według krytyków Pawlak – adwokat, kanonista, potem urzędnik – nigdy nie oglądał dramatów dzieci z bliska, tak jak czynią to np. działacze organizacji pozarządowych.

Z drobnych śmiesznostek, sporych kuriozów czy kontrowersyjnych wypowiedzi można by zbudować kalendarium działalności RPD. Choć to nie one są jego największym problemem.

Człowiek od poczęcia

Odsłona pierwsza, 12 grudnia 2018 r. Pawlak staje przed senatorami RP. Trzy tygodnie wcześniej – po wielomiesięcznym serialu z odrzucaniem kandydatur na RPD (jedna z nich, Sabina Zalewska, odpadła, gdy „TP” opisał jej plagiaty w pracy naukowej) – wygrał głosowanie w Sejmie. Teraz mówi w Senacie m.in. o in vitro, że jakkolwiek może i skuteczna, „od strony prawno-moralnej jest to metoda niegodziwa, bo w znaczącej liczbie powoduje, że poczęte istoty ludzkie (...) nie są wystarczająco chronione”.

W mediach burza, członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian” upubliczniają petycję. „My, ­rodziny dzieci, które przyszły na świat dzięki metodzie in vitro (...) żądamy ­natychmiastowego odwołania Pana Mikołaja Pawlaka” – piszą.

Rzecznikowi włos z głowy nie spadnie, a na temat życia od poczęcia będzie ­mówił jeszcze wielokrotnie. Takie zresztą nie tylko jego prawo, ale i obowiązek – dziecko to „każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności” nie tylko wedle jego poglądów, ale też według ustawy o RPD z 2000 r.


Czytaj także: Anna Golus: Bo jestem dorosły


Obrońcy Pawlaka powiedzą, że to pierwszy rzecznik skrupulatnie podchodzący do prawa. Krytycy, że działanie zgodne z jego literą nie musi oznaczać stygmatyzowania ludzi. I że ochrona życia od poczęcia to jedyny ustawowy obowiązek, do którego Pawlak podchodzi z taką powagą. Z mniejszą – mówią – podchodzi do dzieci poczętych, a następnie urodzonych z wadami czy chorobami. Mimo iż ta sama ustawa nakłada nań obowiązek otaczania „szczególną troską i pomocą” dzieci z niepełnosprawnościami.

Takiej troski nie widzi np. Andrzej Suchcicki ze Stowarzyszenia Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa „Bardziej Kochani”. – W przypadku tych dzieci ciągle wiele jest do zrobienia. Chodzi głównie o wsparcie rodziców – to od nich zależy jakość życia dziecka. Mikołaj Pawlak nie wykazywał zainteresowania tym problemem, z tego, co wiem, nie nawiązał też współpracy z innymi, podobnymi do naszej organizacjami. Podobnie zresztą było zawsze: na konferencjach, których zrobiliśmy ze 30, gościliśmy przedstawicieli kolejnych rzeczników, ale nic z tego nie wynikło – mówi Suchcicki.

– Aktywność rzecznika w dziedzinie ochrony życia pokazuje, że potrafi on bronić tego, w co naprawdę wierzy – mówi z kolei Joanna Luberadzka-Gruca, szefowa Fundacji Polki Mogą Wszystko. – Nie widzę podobnej energii w innych sprawach: np. ochrony znajdujących się w tragicznej sytuacji dzieci z niepełnosprawnościami trafiających poza rodziny. Mamy świetne, specjalistyczne instytucje na ich rzecz, choćby Małego ­Księcia. Ale niektóre z nich dzieci muszą opuścić wraz z ukończeniem 12. roku życia, trafiając najczęściej do Domów Pomocy Społecznej. Nie pamiętam mocnego głosu RPD w tej sprawie.

Nie było go w sprawie obrony dzieci z niepełnosprawnościami lub chorobami, które straciły szansę na adopcję zagraniczną. PiS drastycznie je ograniczył zgodnie z zasadą, że polskie dzieci powinny pozostawać w Polsce. – Z samą zasadą nie mam problemu – mówi Anna Krawczak. – Każdy rozwinięty kraj powinien mieć zasoby, by zaopiekować się dziećmi z niepełnosprawnością. Tyle że Polska się takich zasobów nie dorobiła.

W „Tygodniku” opisaliśmy półtora roku temu takie historie: dzieci, którym polskie państwo odmówiło wyjazdu, zamiast trafić do stabilnych rodzin zastępczych, tułają się po instytucjach, m.in. zakładach opiekuńczo-leczniczych.

– Jeśli to nie jest sprawa dla rzecznika praw dziecka, to co nią jest? – pyta Krawczak.

Klaps od taty

Odsłona druga, czerwiec 2019 r. RPD udziela wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. „Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie” – mówi. A potem pada zdanie, niby poprzedzone zastrzeżeniem („absolutnie nie wolno bić dzieci. I to jest bezwzględne. Koniec pieśni”), ale mające jednoznaczny wydźwięk: „Z estymą wspominam to, że dostałem od ojca w tyłek. Jeżeli polaliśmy bratu denaturatem nogę, a potem ją podpaliliśmy... Ojciec w porę zareagował. Tak że przez dobrą chwilę nie mogłem siadać”.

Kolejna burza, kolejna petycja. Jej autor, bloger Kamil Nowak, pisze: „Tak jak nie ma minimalnej dawki alkoholu w ciąży, tak nie ma minimalnej dawki przemocy, i dlatego też domagamy się dymisji Mikołaja Pawlaka”. RPD zapewnia, że został źle zrozumiany („Nigdy nie powiedziałem, że można dawać dzieciom klapsy”), ale nie podejmuje realnych działań na rzecz przeciwdziałania przemocy.


Czytaj także: Anna Golus: Nie wolno bić dzieci, ale...


– Poprzedni RPD nie był może rzecznikiem awangardowym, ale na jego plus należy zapisać wprowadzenie zakazu bicia – mówi Krawczak. – To poprzedni rząd wprowadził tę zmianę, ale Marek Michalak był jej rzecznikiem i patronem. W polskich realiach kulturowych to była duża rzecz. Nie zdążył, choć chciał, zmienić kodeksu rodzinnego i opiekuńczego: planowany zapis o odpowiedzialności rodzicielskiej zamiast „władzy” też byłby symbolicznym przełomem.

Pawlak nie kontynuuje tego projektu. Nie podejmuje też prowadzonego przez Michalaka od 2011 r. monitoringu postaw Polaków wobec bicia dzieci. Choć ustawa o RPD nakłada nań obowiązek walki z przemocą, sam w tej kwestii robi niewiele. Nie wspiera zajmujących się tym organizacji.

– RPD powinien być naturalnym partnerem fundacji. Dzisiaj, po niemal dwóch latach kadencji, jesteśmy bardzo rozczarowani – mówi Monika Sajkowska, prezeska istniejącej od 1991 r. Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Pawlak nie zrobił nic, gdy MEN nie przyznał finansowania Telefonowi Zaufania dla Dzieci i Młodzieży prowadzonemu przez FDDS.

Toffi od wujaszka

Odsłona trzecia, maj 2020 r. I znowu wywiad (dla Radia Zet), tym razem w apogeum epidemicznego lockdownu. Pawlak apeluje o złagodzenie konsekwencji zdalnego nauczania. Jak?

„Na radach pedagogicznych do tych arytmetycznych wyników, które wychodzą z ocen jednostkowych, (...) po prostu zróbmy plus jeden” – mówi z powagą.

– Ta wypowiedź pokazała, że RPD nie ma pojęcia, na czym polega praca nauczycieli – ocenia Iga Kazimierczyk, szefowa Fundacji Przestrzeń dla Edukacji. – Pobrzmiewa tu przekonanie o ocenach jako nagrodzie lub karze: jak będziesz się uczył, to „cukierek”, a jak źle, to „po łapach”. Ocena to nie jest coś, co nauczyciel „daje”, to element umowy z dzieckiem. Pomysł Pawlaka byłby naruszeniem zasad: odpowiedzialności za słowo, dotrzymywania umów, lojalności.

– RPD to nie zupa pomidorowa: nie muszą go wszyscy lubić – dodaje Joanna Luberadzka-Gruca. – A niektóre wypowiedzi Pawlaka wskazują, iż właśnie to bywa jego głównym celem.

Ale znowu: to nie jedna wypowiedź stanowi największy problem. Gdy wybrzmiewa w eterze, Mikołaj Pawlak przegapia właśnie swoją szansę. W momencie, gdy premier Norwegii Erna Solberg, ale też kilkoro innych europejskich przywódców, zwraca się do dzieci, mówiąc o ich emocjach i lękach, ale też tłumacząc, czym jest koronawirus, głos polskiego rzecznika praw dziecka jest słabo słyszalny.

– W innych krajach były konferencje, panele poświęcone dzieciom – mówi Anna Krawczak. – Co robi w tym czasie Pawlak? Koncert z Vicky Gabor i Roksaną Węgiel. Przychodzi mi tu na myśl figura dobrotliwego, ale protekcjonalnego wujaszka, który daje dziecku toffi.

W tym samym czasie dzieje się też źle w samej edukacji. I RPD, owszem, o edukacji mówi. Albo jednak trafia kulą w płot, jak w przypadku ocen, albo płynie po powierzchni zjawisk – jak wtedy, gdy zwraca uwagę na przeciążenie uczniów. – Ten głos z okresu epidemii zapisałabym mu na plus, gdyby towarzyszyła temu głębsza refleksja – mówi Iga Kazimierczyk. – Choćby próba diagnozy, w jakim stopniu przeciążenie wynika z przeładowanych podstaw programowych, wprowadzonych w związku z reformą Anny Zalewskiej.


Czytaj także: Przemysław Wilczyński: Rzecznika Praw Dziecka droga na skróty


Mikołaj Pawlak występował w sprawach, o których mówiła cała Polska: cyfrowego wykluczenia i dzieci „zaginionych” w systemie, często na skutek trudnej sytuacji rodzinnej. Ale jego głos przebijał się słabo. – Wszyscy przeżywali stres, byli zagubieni – wspomina Iga Kazimierczyk. – A urzędnicy i politycy mówili „o dzieciach”, zamiast „do dzieci”. To był moment, by wejść w rolę tłumacza świata dorosłych. Mikołaj Pawlak tę szansę zmarnował.

Podobnie jak kilka innych, na które zwracają uwagę eksperci. Kazimierczyk: – Przed epidemią Pawlak mówił o psychiatrii dziecięcej, głównie w kontekście rozdzielania funduszy. A problem jest systemowy, i obejmuje też wsparcie w szkołach oraz placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Zatrudniają one psychologa i pedagoga tam, gdzie są pieniądze. Tylko że zwykle ich nie ma, a teraz nie ma ich tym bardziej.

Luberadzka-Gruca: – Sytuacja dzieci w placówkach, ich ograniczony dostęp do edukacji, była trudna. Fakt, że RPD nie bił na alarm, jest zadziwiający.

Krawczak: – Nauczanie zdalne, szczególnie w zawodowych rodzinach zastępczych czy rodzinnych domach dziecka, poległo na całej linii. Mając pod dachem jedenaścioro dzieci, nie da się tego nauczania skutecznie przeprowadzić. Rzecznik milczał.

Czego nie da się powiedzieć o sprawie edukacji seksualnej.

Pigułka od edukatora

1 września, odsłona czwarta. Pawlak w „Rozmowie Piaseckiego” w TVN24 pyta retorycznie prowadzącego, czy zagwarantuje mu, że edukatorzy seksualni „nie będą wprowadzali takich treści, jak chociażby w Poznaniu, że wychwytują dziecko rozchwiane, zaniedbane, któremu dają jakieś środki farmakologiczne, żeby zmieniać jego płeć bez wiedzy i zgody rodziców i lekarzy?”.

Znowu burza, znów petycja. „W związku z faktem, iż pan Mikołaj Pawlak nieustannie kompromituje jeden z najważniejszych urzędów w RP (...) proszę o poparcie” – pisze Dorota Zawadzka, psycholożka. Popularna telewizyjna Superniania zauważa przy okazji, że w ujęciu Pawlaka dzieci są własnością swoich opiekunów, i że „protestował w sprawie praw rodziców (a jest podobno RPD) do wychowywania dzieci »zgodnie z własnymi przekonaniami«, przewrotnie odrzucając prawo dzieci do zajęć z edukacji seksualnej”.

Oto klucz do zrozumienia optyki Pawlaka: dziecko jest w niej ważne, ale jako część nienaruszalnej konstelacji: „tradycyjnej rodziny”. Stąd aktywność RPD tam, gdzie dobro dziecka rymuje się z dobrem jego biologicznego otoczenia – jak w przypadku słusznego skądinąd apelu Pawlaka o nierozdzielanie w szpitalach dziecięcych młodych pacjentów i ich rodziców w epidemii.

Tyle że jego filozofia ma dalej idące konsekwencje. Według Moniki Sajkowskiej główną jest głęboki regres. – Po wprowadzeniu w 1989 r. Konwencji o prawach dziecka i dekadach promowania jej zapisów zaczęliśmy postrzegać dziecko jako podmiot – uważa szefowa FDDS. – Teraz ta perspektywa przestała się pojawiać w przekazach instytucji publicznych. Ci, którzy walczą o prawa dzieci, przez rzecznika są nazywani „­wprowadzającymi nowomowę przedstawicielami środowisk lewicowych”. Ich działania są dezawuowane i blokowane przez budowanie poczucia zagrożenia, bywa że przy użyciu fake newsów takich jak środki „na zmianę płci”.

Sajkowska zwraca też uwagę na odwrócenie logiki myślenia o edukacji seksualnej: – Gdy Pawlak mówi o „wypalaniu pedofilii gorącym żelazem”, to się z nim zgadzam. Ale dla RPD ta metafora oznacza tylko surowsze kary dla sprawców – dla mnie również konsekwentną profilaktykę. A ona polega także na pomocy dzieciom w rozumieniu świata, powiększaniu wiedzy o seksualności, rozwijaniu asertywności, podmiotowości. Wzmacnianie tabu seksualności i blokowanie dzieciom dostępu do wiedzy to nie „wypalanie pedofilii”, tylko stwarzanie przestrzeni dla krzywdzenia.

Przyznać trzeba: sprzymierzeńcem Pawlaka w zabezpieczaniu głównie praw rodziców – choćby praw wyimaginowanych, wszak np. przepisy oświatowe chronią rodziców przed niechcianymi szkolnymi treściami – jest ustawa o RPD, mówiąca o rodzinie jako „naturalnym środowisku rozwoju dziecka”. – Tylko że Pawlak jakby nie przyjmował do wiadomości, iż prawo do życia w rodzinie nie anuluje innych praw – mówi Luberadzka-Gruca. – Stawia rodzinę na piedestale, z czym się generalnie zgadzam. Ale to świat idealny, w tym realnym oddzielanie dzieci od biologicznych rodziców bywa dla nich jedynym ratunkiem.

Lipiec tego roku, RPD zwraca się z apelem, by „przerwać cierpienie dzieci odseparowanych od rodziców”. Chodzi o te odebrane interwencyjnie – np. na skutek przemocy – biologicznym rodzicom i umieszczone w rodzinach zastępczych. Pawlak chce, by koronawirus nie pozbawiał dzieci możliwości widzeń z matką i ojcem. Ale nie wspomina o drugiej stronie problemu. – Znam co najmniej kilka historii, gdzie w związku z koronawirusem sądy podejmowały decyzje o powrocie dzieci pod rodzinny dach – opowiada Luberadzka-Gruca. – Kończyło się to tragicznie: ponowną przemocą i ponownym rozdzieleniem. O tym RPD milczał.

Według działaczy sektora NGO Pawlak nie grzeszy też aktywnością w sprawach ideologicznie neutralnych. Luberadzka-Gruca: – Rząd tworzy nową strategię deinstytucjonalizacji w różnych obszarach: od domów dziecka, przez oddziały psychiatryczne, aż po domy opieki. Jestem w grupie na rzecz dzieci i młodzieży – RPD nie włączył się w te prace.

Krawczak: – W połowie kwietnia pospadały z wokand sprawy adopcyjne. To były już dzieci w okresie styczności, a więc po dwóch, trzech spotkaniach. Mieliśmy sytuację, że dziecko po ­poznaniu mamy i taty nie miało z nimi długo kontaktu. To tak, jakby ktoś je powtórnie porzucił. Wystosowaliśmy apel do premiera, by wpisać te adopcyjne sprawy w projekt tarczy antykryzysowej. Mieliśmy nadzieję na wsparcie RPD. I kto podjął temat? Ustępujący rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.

Rzecznicy rzecznika odkrywają świat

Mikołaj Pawlak nie znalazł w zeszłym tygodniu czasu na rozmowę z „TP”. Niełatwo też znaleźć jego obrońców. Już po jego wypowiedzi o edukatorach najaktywniej bronił go poseł PiS i wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. Nic dziwnego: obecnego rzecznika można uznać za „człowieka Ziobry”, bo to on ściągnął późniejszego RPD – w latach 2005-16 pracującego m.in. przy stwierdzaniu nieważności małżeństw w sądach kanonicznych – do pracy w resorcie (2016-18). Kaleta mówił w mediach o „świetnym rzeczniku” i podkreślał, że jest on obrońcą polskich dzieci przed „ofensywą lewicy”.

To właśnie posła PiS prosimy więc o bardziej szczegółowy bilans sukcesów RPD. Ale w odpowiedzi słyszymy z grubsza to samo: że zasłużył się sprzeciwem wobec edukacji seksualnej oraz obroną prawa rodziców do wychowania. Gdy prosimy o bardziej konkretne przykłady, minister odmawia dalszej rozmowy.

Takie przykłady powinna zawierać informacja o działalności RPD za 2019 rok, z którą podczas wakacji zapoznał się Sejm, a w zeszłym tygodniu Senat (tu miał zresztą miejsce ciąg dalszy odsłony czwartej: rzecznik podtrzymał swoje słowa o edukatorach, ale jedyny „dowód”, jaki dostarczył, to widziane ponoć przez niego uczniowskie plecaki, do których mieli rzekomo wrzucać środki na zmianę płci). Przedstawiając dokument, Pawlak chwalił się, że osobiście bierze udział we wszystkich wpływających do biura sprawach. Chwalił się także uczestnictwem w większej niż za poprzedniej kadencji liczbie spraw sądowych i osobistym udziałem w wielu z nich.

Nie znajdziemy jednak w dokumencie informacji o żadnych sprawach indywidualnych (co czynił Michalak, wymazując dane osobowe). Powód? Ochrona dóbr dzieci, jak tłumaczył Pawlak na posiedzeniu dwóch sejmowych komisji. Ale to on nie tylko osobiście zaangażował się w głośną, skomplikowaną sprawę Ines (spór o prawa do wychowania czterolatki między mieszkającą w Polsce babcią a przebywającym w Belgii ojcem), ale też przyczynił się do jej nagłośnienia, odwiedzając dziewczynkę w towarzystwie tłumu m.in. dziennikarzy.

W sprawozdaniu znalazło się natomiast miejsce na „List otwarty o prawach dziecka do życia i wychowania w rodzinie” czy spis 181 patronatów RPD, które według Pawlaka stanowią formę promocji praw dziecka. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób miałyby je promować takie wydarzenia jak Targi Wydawców Katolickich, Projekt Edukacyjny „Ziuk – opowieści o Józefie Piłsudskim” czy „VII Mazowiecka Olimpiada Politologów” (chodzi pewnie o poliglotów, bo organizatorem jest Lingwistyczna Szkoła Wyższa).

Jedną z obrończyń Pawlaka jest posłanka Joanna Borowiak (PiS), która chwaliła zarówno jego działania, jak i sprawo­zdanie. „Jako motto swojej informacji zamieścił pan bardzo ciekawy cytat” – mówiła w Sejmie, przytaczając... Agathę Christie piszącą o punkcie widzenia dziecka, od którego my, dorośli, się oddaliliśmy. A następnie tak go komentując: „Jako pedagog muszę przyznać, że ten cytat jest dla mnie odkrywczy. Tak, rzeczywiście, tak się pewnie zadziało, ale widać, że pan (...) jako strażnik dobra dziecka w Polsce nie traci z oczu tego punktu widzenia”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020