Bo jestem dorosły!

Powszechna i uważana za stan oczywisty, ponadczasowy i naturalny jak kiedyś seksizm: dyskryminacja ze względu na wiek.

23.09.2019

Czyta się kilka minut

Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak w Sejmie, listopad 2018 r. / TOMASZ JASTRZĘBOWSKI / REPORTER
Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak w Sejmie, listopad 2018 r. / TOMASZ JASTRZĘBOWSKI / REPORTER

Uwierzcie mi, sam jestem już dorosły i wiem, co mówię” – napisał rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak w liście do uczniów, zachęcając ich do rezygnacji z rozrywki i życia prywatnego na rzecz kucia do wieczora i przekonując, że „nie będą żałować tych wieczorów nad książką lub ćwiczeniami”, bo zdobędą „prawdziwy skarb”: wiedzę, bez której „nawet Wasze smartfony staną się bezużyteczne. Przecież bez znajomości języka obcego trudno jest znaleźć coś szybko w internecie”.

Dzieciom się wydaje

Rzecznik praw dziecka najwyraźniej nie wie, że smartfon nie staje się bezużyteczny w rękach osoby, która zna tylko jeden język, że internet zawiera niezliczone ilości informacji w każdym języku oraz że dzieci używają smartfonów nie tylko do grania i wyszukiwania plotek. Jest jednak dorosły, więc uważa, że wyłącznie z racji swojego wieku wie, co mówi, a dzieci mają mu wierzyć. Według niego dzieciom „może się wydawać”, że szkoła „to tylko przykry obowiązek, niepotrzebna strata czasu. Nawet forma kary czy ucisku – te zadania domowe, klasówki, wypracowania”.

Ale co one tam wiedzą, przecież tylko się im wydaje! Bez względu na to, jak bardzo bezużyteczną wiedzę muszą wkuć, jak bardzo niesprawiedliwie są oceniane, jak bardzo przykry jest to obowiązek, dzieci mają się uczyć – wieczorami! – i nie myśleć o swoim trudnym losie, stresie, przemęczeniu, niezaspokojonych potrzebach rozrywki, odpoczynku i towarzystwa. Pawlak ma bowiem dla nich bardzo mądrą radę dorosłego, który wie lepiej: „Ale pomyślcie wtedy trochę szerzej. Nie tylko o dzisiejszym trudnym wieczorze nad książką. Pomyślcie, co Wam ten wieczór da. Czego się nauczycie, jaką wiedzę zdobędziecie”.

Na pewno ma rację, bo przecież jest dorosły! RPD ma już za sobą wszystkie trudne wieczory spędzone na przymusowym wkuwaniu rzeczy, które w ogóle go nie interesują i nigdy do niczego się nie przydadzą. Ma już za sobą strach przed niesprawiedliwą oceną, złym humorem „pani”, niezadowoleniem rodziców. Przeżył wiele lat szkolnego stresu i rywalizacji, ale na szczęście to już przeszłość.

Jak wielu innych dorosłych, teraz może radośnie wyprzeć wszystkie przykre wspomnienia i wmówić sobie, że to, czego doświadczył w szkole, nie było wcale takie straszne. A jeśli nawet nie było łatwo, to się opłacało, bo zdobył wiedzę, a to według niego jedyny cel szkoły. Ten sam mechanizm wyparcia własnego cierpienia stosuje zresztą w związku z przemocą fizyczną, której doznał ze strony swojego ojca, o czym na łamach „TP” była już mowa.

Bez emancypacji

Warto powtórzyć, że rzecznik praw dziecka nie powinien bagatelizować dziecięcych (również własnych z ­przeszłości) doświadczeń, przeżyć, uczuć, bo daje w ten sposób przyzwolenie na lekceważenie i inne formy złego traktowania nieletnich. Warto też odnotować, że protekcjonalny list do uczniów to doskonały przykład adultyzmu, czyli dyskryminacji dzieci i młodzieży ze względu na wiek.

Adultyzm to obecnie najczęściej spotykany rodzaj dyskryminacji – powszechny i uważany za stan oczywisty, ponadczasowy i naturalny jak kiedyś seksizm. Przez wiele wieków uważano, że kobiety są z natury głupie i ułomne, pod każdym względem gorsze od mężczyzn, więc dla swojego własnego dobra muszą być podporządkowane najpierw ojcom, a następnie mężom. Dzisiaj uważa się, że dzieci są z natury głupie i ułomne, pod każdym względem gorsze od dorosłych, więc dla swojego własnego dobra muszą być podporządkowane rodzicom w domu, a poza domem nauczycielom i wszystkim, którzy osiągnęli już pełnoletność. Proces emancypacji kobiet był długi i jeszcze się nie zakończył. Emacypacja dzieci nawet się nie zaczęła.

Wprawdzie faktem jest, że sytuacja dzieci w naszym kręgu kulturowym stopniowo się poprawia – na przykład współcześni uczniowie nie muszą już się obawiać, że dostaną od nauczyciela linijką po dłoniach albo dziennikiem po głowie. Wciąż jednak nie mają nic do powiedzenia ani w domu, ani w szkole, nawet w sprawach, które ich bezpośrednio dotyczą.

Gwarantowane wieloma aktami prawnymi prawo do nauki to w praktyce obowiązek szkolny – nie przywilej, lecz przymus – który nawet dziś, mimo braku kar cielesnych w szkole, może przekształcić się w wieloletni koszmar, z którego wynosi się nie „skarb wiedzy”, lecz ciężki bagaż traum, zdruzgotanego poczucia własnej wartości i zerowej samooceny. Dziecko ma prawo do swobody myśli, sumienia i wyznania, ale aż do 18. roku życia to rodzice decydują, czy będzie uczęszczać na lekcje religii (a wcześniej: czy zostanie ochrzczone albo obrzezane).

Dziecko ma prawo do swobody wypowiedzi i wyrażania własnych poglądów w dotyczących go sprawach, ale jeśli powie, że szkoła to dla niego „przykry obowiązek, niepotrzebna strata czasu, forma kary czy ucisku” i że warto byłoby coś w tym systemie zmienić – tak by miało czas na rozrywkę i odpoczynek i nie musiało spędzać wieczorów na odrabianiu prac domowych i bezsensownym wkuwaniu nadmiaru faktów, które w ułamku sekundy w każdej chwili może sobie wyguglać – nawet rzecznik praw dziecka wzruszy lekceważąco ramionami.

Z taką samą reakcją spotka się dziecko, które powie, że obowiązujący w naszym kraju system edukacji – z wpisanym w niego systemem nagród i kar (bo system oceniania to właśnie system nagród i kar, o czym dorośli lubią zapominać) – niszczy ciekawość świata, kreatywność, poczucie własnej wartości i motywację wewnętrzną. Jeśli zasugeruje ono, że zmiany są możliwe i poda przykład Finlandii, zostanie zignorowane, wyśmiane albo nawet ukarane za krnąbrność i pyskowanie.

Jak muchy

Adultyzm to jednak nie tylko lekceważenie dzieci i traktowanie ich jak bezmózgich podludzi, ale też inne formy dyskryminacji, takie jak na przykład tworzone już także w Polsce strefy wolne od dzieci. Ostatnio dwie poznańskie restauracje wprowadziły zakaz wstępu dla dzieci młodszych niż sześcioletnie, co potępił m.in. rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Również rzecznik praw dziecka w wypowiedzi dla „Dziennika Gazety Prawnej” stwierdził, iż właściciele nie powinni stosować „odpowiedzialności zbiorowej” i zakazywać wstępu wszystkim dzieciom tylko dlatego, że ich rówieśnikom zdarzyło się zachować nieodpowiednio.

Adultyzm, jak każdy rodzaj dyskryminacji, opiera się jednak właśnie na uprzedzeniach i przypisywaniu jakichś cech, niekiedy całkowicie absurdalnych, wszystkim przedstawicielom danej grupy. W tym przypadku właściciele restauracji założyli, że wszystkie dzieci do szóstego roku życia są głośne, biegają, brudzą i niszczą mienie.

Można się jednak cieszyć, że restauratorzy ograniczyli się do zakazu wstępu. Mogli bowiem sięgnąć po brutalniejsze metody odstraszania nieproszonych gości – specjalny system o nazwie ­Mosquito. Wówczas jednak przegoniliby z okolicy restauracji nie tylko małe dzieci, ale również nastolatków i wszystkich ludzi z nadwrażliwością słuchową, którzy słyszą dźwięki o bardzo wysokiej częstotliwości. Mosquito to bowiem specjalne urządzenie emitujące właśnie takie, bardzo nieprzyjemne i irytujące dźwięki, z reguły słyszalne tylko przez osoby do 25. roku życia (ponieważ zdolność słyszenia dźwięków o wysokiej częstotliwości maleje z wiekiem). Stworzono je w celu przepędzania młodzieży z miejsc, gdzie przeszkadzała dorosłym, np. spod sklepów, bo zachowywała się w nieodpowiedni sposób.

Wystarczy zamontować i włączyć Mosquito, by pozbyć się tego problemu (i przy okazji niechcący sprawić cierpienie wielu innym, zachowującym się jak najbardziej poprawnie, młodym i chorym osobom znajdującym się w zasięgu działania urządzenia). W Polsce ta broń dźwiękowa – bo inaczej nie da się tego nazwać – nie jest jeszcze popularna, ale być może niebawem również właściciele polskich firm, wzorem dbających o spokój i ciszę przedsiębiorców z takich krajów jak m.in. Wielka Brytania, Niemcy, Hiszpania czy USA, postanowią zainwestować 700 euro i cieszyć się okolicą bez dzieci, młodzieży, autystyków, a także bez zwierząt (bo one również słyszą emitowany przez to urządzenie dźwięk). Elektroniczne odstraszacze zwierząt (np. gryzoni i owadów), działające na tej samej zasadzie co Mosquito i stanowiące jego pierwowzór, można już u nas kupić. Czy przyjdzie czas również na polskie dzieci?

Kilka brytyjskich organizacji zajmujących się m.in. przeciwdziałaniem adultyzmowi w kampanii „Buzz Off”, mającej na celu zakazanie sprzedaży urządzenia, podkreśla, że stosowanie go nie tylko dyskryminuje młodych ludzi, ale też demonizuje ich i poniża, ponieważ są traktowani jak szkodniki, nawet gdy niczego złego nie robią. Dyrektor jednej z tych organizacji (Liberty), Shami Chakrabarti, mówi: „Jakie społeczeństwo używa broni dźwiękowej przeciwko własnym dzieciom? Wyobraźcie sobie oburzenie po wprowadzeniu urządzenia, które powodowałoby dyskomfort nie u naszych dzieci, lecz u dorosłych jakiejś rasy albo płci. Mosquito jest nieakceptowalne w kraju, który ceni dzieci i stara się wpoić im godność i szacunek”.

Wyobraźmy sobie oburzenie, jakie wywołałby zakaz wstępu do restauracji dla osób po 60. roku życia (bo niektórym z nich trzęsą się ręce i mogą zachlapać obrus zupą, a inni klienci skarżą się, że widok starszych ludzi odbiera im apetyt)? Albo list rzecznika praw obywatelskich do kobiet ze słowami: „Uwierzcie mi, jestem mężczyzną i wiem, co mówię”? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2019