Piątek trzynastego

Proces terrorystów, którzy w 2015 r. zaatakowali klub Bataclan, ma ukazać wyższość demokracji nad totalitaryzmem. Dla tych, którzy przeżyli i dziś zeznają, to ciężka próba, otwierająca rany.
z Paryża

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Sześć lat temu zamachowcy zabili tutaj 90 osób. Paryski klub Bataclan, 4 października 2021 r. / KASIA STRĘK
Sześć lat temu zamachowcy zabili tutaj 90 osób. Paryski klub Bataclan, 4 października 2021 r. / KASIA STRĘK

Z Christophe’em Naudinem umówiłem się na spotkanie w bistrze koło ruchliwego i głośnego placu Denfert- -Rochereau, tuż obok paryskich katakumb.

Gdy siedzimy przy stoliku, on co jakiś czas spogląda w stronę drzwi. – Ten odruch pozostał mi po tamtej nocy. Znów chodzę na koncerty, ale zawsze szukam wzrokiem wyjścia. Nadmierna czujność to jeden z syndromów zespołu stresu pourazowego. Ale nie przeszkadza mi już w cieszeniu się muzyką – mówi 45-letni Christophe, na co dzień nauczyciel historii i geografii w podparyskim gimnazjum.

Zawsze lubił ciężkie brzmienie. Także dziś ma na sobie czarny T-shirt z heavymetalowym motywem. Nic dziwnego, że wieczorem 13 listopada 2015 r. poszedł na koncert hardrockowego zespołu Eagles of Death Metal w popularnym paryskim klubie Bataclan. Skąd mógł wiedzieć, że koncert jego idoli przerodzi się w piekło?

Atak islamskich terrorystów, uzbrojonych w pistolety maszynowe, Christophe przetrwał ukryty w schowku obok sceny [rekonstrukcję przebiegu zamachów w Paryżu w listopadzie 2015 r. przedstawiamy w ramce na kolejnych stronach – red.]. Wyszedł z niego dopiero po dwóch godzinach, gdy skończyła się operacja antyterrorystyczna. Nie doznał fizycznych obrażeń. Wśród 90 zabitych był natomiast jego przyjaciel Vincent, z którym przyszedł na koncert. Łącznie w serii przeprowadzonych wtedy zamachów, których celem były prócz klubu Bataclan także paryskie bary oraz stadion Stade de France w Saint-Denis na przedmieściach stolicy, zginęło 130 osób. Był to największy jednorazowy atak terrorystyczny we współczesnej Francji.

Po tamtej nocy senne koszmary miały prześladować Christophe’a przez kolejne lata. Dziś mówi, że czuje się raczej dobrze. Choć odczuwał napięcie w miarę, jak zbliżał się termin rozpoczęcia procesu ujętych wtedy terrorystów. – Na początku nie chciałem w nim zeznawać. Zmieniłem zdanie dopiero dwa tygodnie temu, po dyskusji z innymi osobami z naszego stowarzyszenia – mówi Christophe. Ma na myśli organizację Life for Paris, która zrzesza rodziny ofiar zamachu i tych, którzy go przeżyli. – Będę zeznawać, żeby opowiedzieć o moich bliskich. O matce, o mojej byłej towarzyszce życia. Ludzie powinni wiedzieć, co przecierpieli również wszyscy ci, którzy nie byli bezpośrednimi ofiarami.

Naiwność i zaślepienie

Swoją walkę ze skutkami zespołu stresu pourazowego Christophe Naudin opisał w książce „Dziennik ocalonego” (podtytuł: „Być historykiem i ofiarą zamachu”), wydanej w 2020 r. Przez pierwsze trzy lata po zamachu prowadził zapiski, w których notował obserwacje dotyczące długiej psychoterapii, zmagania się z traumą i powolnej rekonstrukcji psychicznej. Stara się też zrozumieć, jak wśród młodych ludzi, urodzonych na ogół we Francji, którzy są tylko nieco starsi od jego uczniów, mogła rozwinąć się ideologia nienawiści, odwołująca się do islamu.

Czego oczekuje po procesie? Christophe: – Prawdę mówiąc, ci terroryści na ławie oskarżonych wcale mnie nie interesują. Nie chcę im patrzeć w oczy. Oni są płotkami, ich szefów tu nie ma. Mam nadzieję, że proces wyjaśni szerszej publiczności przebieg zamachu i śledztwa. I że wreszcie publicznie przemówią głosy setki ofiar, które wcześniej nie wypowiadały się w mediach. Proces jest filmowany, dla celów archiwalnych. W ten sposób pamięć jednostek połączy się w pamięć zbiorową.

Christophe obawia się natomiast, że proces zostanie wykorzystany w politycznej walce, która toczy się już w związku z wyborami prezydenckimi, zaplanowanymi na wiosnę 2022 r.

Mój rozmówca ma lewicowe poglądy, ale irytują go ludzie z jego własnego „obozu”, którzy w dżihadystach widzą, jak mówią, ofiary Zachodu – np. z racji polityki USA i jego sojuszników na Bliskim Wschodzie czy też z powodu, jak twierdzą, islamofobii, która ma panować w Europie.

– Takie opinie to mieszanina naiwności i zaślepienia wobec dżihadyzmu – mówi Christophe, który uważa, że dyskryminowanie Francuzów pochodzenia arabskiego nie może tłumaczyć tego, iż część z nich poparła ideologię dżihadu. Podkreśla jednocześnie, że nie wolno stawiać znaku równości między islamem a przemocą, co lubi czynić francuska skrajna prawica.

Dla Francji i dla świata

Naudin należy do grona ponad trzystu pokrzywdzonych osób, które mają zeznawać w procesie, który rozpoczął się na początku września. Nazywa się go w skrócie „Proces V13” (franc. „Vendredi 13”, czyli „W piątek trzynastego”, bo tego dnia doszło do ataków).

Pod względem jego skali i zaplanowanego czasu trwania to jeden z największych procesów w historii francuskiego sądownictwa: co najmniej dziewięć miesięcy przewidzianych rozpraw, ponad 2 tys. osób mających status pokrzywdzonych, 330 adwokatów, dossier śledcze liczące 542 tomy (a w nich milion stron).

Aby pomieścić kilkaset osób, które jednorazowo uczestniczą w posiedzeniach sądu, w i tak wielkim Pałacu Sprawiedliwości zaaranżowano tymczasową salę o powierzchni 750 m2. Pozostali uczestnicy – dziennikarze, bliscy ofiar, publiczność – mogą śledzić rozprawy dzięki transmisji na żywo na telebimach w dziesięciu salach. Dodatkowo uruchomiono radio internetowe dla tych, których nie ma na miejscu.

Zorganizowany z takim rozmachem, „V13” ma być też największym jak dotąd sądem nad islamskim terroryzmem, tutaj reprezentowanym przez Państwo Islamskie (w 2015 r. organizacja kontrolowała duże obszary Syrii i Iraku, gdzie proklamowała kalifat, czyli państwo boże). Minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti oświadczył mediom, że proces ma pokazać wyższość praworządnej demokracji nad totalitarną ideologią.

Francuska prasa porównuje paryski proces do słynnego jerozolimskiego sądu nad hitlerowskim zbrodniarzem Adolfem Eichmannem z 1961 r., podczas którego obnażono mechanizmy funkcjonowania III Rzeszy.

Abdeslam i inni

Spośród dwudziestu oskarżonych sześć osób sądzonych jest zaocznie.

Największą uwagę skupia na sobie 31-letni dziś Salah Abdeslam. To jedyny żyjący członek 10-osobowego oddziału zamachowców (pozostali oskarżeni odpowiadają za współudział). Pochodzący z marokańskiej rodziny, Abdeslam ma francuskie obywatelstwo. Dorastał w osławionej brukselskiej dzielnicy Molenbeek, dziś znanej jako wylęgarnia islamskich terrorystów. Zresztą aż dziesięciu oskarżonych uczestniczących w procesie „V13” pochodzi z regionu brukselskiego. Według śledczych paryskie zamachy z 13 listopada – podobnie jak późniejsze ataki na lotnisku oraz w metrze w Brukseli, w marcu 2016 r. – zostały zlecone przez komórkę Państwa Islamskiego w Syrii, a logistycznie przygotowano je na terenie Belgii.

Abdeslam był szeregowym dżihadystą. W przeciwieństwie do wielu współtowarzyszy nie walczył w Syrii czy Iraku. W młodości prowadził rozrywkowe życie (seks, alkohol, hazard), nie był religijny i trafił do więzienia za włamanie. Zradykalizował się pod wpływem kolegi z dzieciństwa, który wcześniej walczył w Syrii w szeregach Państwa Islamskiego.

Śledztwo wykazało, że w zamachach z 13 listopada Abdeslam odgrywał podwójną rolę: logistyka (przewoził terrorystów na miejsce ataku, załatwiał materiały wybuchowe, auta i kryjówki) oraz niedoszłego zamachowcy samobójcy. Niedoszłego, bo choć miał na sobie pas z ładunkiem wybuchowym – tak jak jego koledzy atakujący paryski stadion – to jego pas nie eksplodował.

Dlaczego tak się stało, nie wiadomo. Być może pas szahida nie zadziałał, ale możliwe jest też, iż Abdeslam go nie zdetonował. Czy w ostatniej chwili się przestraszył? Niewykluczone. On sam od momentu aresztowania uparcie odmawiał zeznań. W dniu otwarcia procesu przerwał milczenie, aby wyrecytować swoje religijne credo i potwierdzić wierność Państwu Islamskiemu. Poskarżył się też na złe, jak twierdził, warunki w celi. Wstrząsnęło to wieloma osobami, które przeżyły zamachy i były obecne na sali rozpraw.

Francuscy i belgijscy śledczy sądzą, że główny mózg paryskich zamachów, Oussama Atar, mógł zginąć w Syrii. Brakuje potwierdzenia jego śmierci, w paryskim procesie Atar jest więc sądzony zaocznie. Podobnie jak pięciu innych oskarżonych, którzy zaginęli lub siedzą w więzieniach poza Francją, np. w Turcji.

Teraz śpiewam życie

Podczas pierwszych posiedzeń sądu, aż do początku listopada, przewidziano zeznania tych, którzy przeżyli, oraz bliskich zabitych. Co najmniej trzysta osób, dzień w dzień, od wtorku do piątku.

Skumulowanie ich świadectw sprawia wrażenie, jakby nad salą rozpraw unosiły się śmierć, ból i przerażenie. W opowieściach, często rozdzierających, wraca też koszmar ostatnich sześciu lat. Prócz ocalonych głos mają ci, których zwykle słyszymy rzadziej: rodziny tych, którzy zginęli na Stade de France, w Bataclanie i na tarasach paryskich barów.

Weźmy ten październikowy wtorek, gdy śledzę posiedzenie sądu w Pałacu Sprawiedliwości. Przed sądem staje kobieta, nazwijmy ją Florence (poprosiła mnie potem o zmianę imienia), z zawodu psycholożka. W średnim wieku, korpulentna, posiwiałe włosy, w okularach. Jej młodsza siostra, szwagier i przyjaciele zginęli w bistrze La Belle Equipe (poniosło tam śmierć ponad 20 osób).

U boku Florence stoi jej siostrzeniec, który w wieku 13 lat stracił wtedy matkę. Młody mężczyzna podtrzymuje ją za ramię, gdy Florence mówi, cicho i z wysiłkiem: – Mój ojciec zmarł dwa lata po zamachach. Miał swoje lata, ale myślę, że zabrała go zgryzota. Moja mama jakoś daje sobie radę dzięki antydepresantom. Każde święto czy rodzinne urodziny są dla nas bardzo ciężkie. Za dużo pustych krzeseł.

Kolejny zeznający pokrzywdzony to Gregory, wysoki muskularny mężczyzna. Na koszulce ma nadruk ze zdjęciem ukochanej. Zginęła w jednym z barów. Nie był z nią, został w domu, oglądał telewizję. Dziś nie może sobie wybaczyć, że nie byli w tamtej chwili razem. Mówi powoli, zacina się. Co jakiś czas odwraca się ku oskarżonym. – Wyrwaliście mi moją połowę! – woła, ledwie hamując gniew. Wracając na swoje miejsce po zakończeniu zeznań, wbija wzrok w oszklony boks, w którym siedzą oskarżeni.

Sala rozpraw bywa też miejscem wspominania najbliższych. Młoda kobieta, ocalona z La Belle Equipe, puszcza podczas zeznań krótki film o swym przyjacielu, Ludovicu. Zginął, zasłaniając ją własnym ciałem. Ocalił je życie, kula zraniła ją tylko w ramię. Na filmie widać Ludovica na kilka dni przed zamachem, jak świętuje urodziny w gronie przyjaciół.

Pokrzywdzeni mówią też o swoich traumach, i powolnej osobistej rekonstrukcji psychicznej. Niektórzy korzystają z okazji, by wielbić życie i każdą jego chwilę. Tak jak długowłosa brunetka, piosenkarka, która feralnej nocy stała za barem w La Belle Equipe. Z zamachu uszła cało, ale od tamtego czasu nie jest w stanie podjąć pracy w restauracji, paraliżują ją wspomnienia. Wróciła za to do muzyki. – Teraz śpiewam życie, śpiewam miłość! – niemal wykrzykuje w stronę sędziów, kończąc zeznanie.

Akurat kroiłem mięso

Podobnie jak Christophe Naudin, wielu spośród tych, którzy przeżyli zamachy, cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD). Psychiatra Thierry Baubet mówi „Tygodnikowi”, że w tym przypadku jest to efekt zdarzenia traumatycznego, potocznie określanego jako otarcie się o śmierć. Do głównych objawów należy nawrót obrazów, dźwięków czy zapachów, które wywołują stan takiego samego przerażenia, jak w momencie traumatycznego zdarzenia.

Thierry Baubet prowadzi psychoterapię licznych poszkodowanych 13 listopada 2015 r. Zaznacza, że niektórzy nie potrzebują psychoterapii: – Każdy widzi i przeżywa inaczej. Nikt przecież w momencie ataku nie jest białą niezapisaną kartką, każdy ma inną osobowość.

Objawy PTSD mogą pojawić się dopiero po jakimś czasie. Jean-Luc Wertenschlag był świadkiem ataków: okna jego mieszkania wychodzą na jeden z ostrzelanych wtedy barów. Zbiegł na dół i wynosił rannych z baru na ulicę, zanim przyjechało pogotowie. W jego wspomnieniu tamta chwila jawi się jak scena wojenna: stos splątanych ciał, wszędzie krew.

– Potem przez wiele miesięcy nic się ze mną nie działo. Aż nagle, rok po zamachach, gdy akurat kroiłem czerwone mięso i kapnęła z niego krew, coś mnie sparaliżowało. Gdyby nie żona, runąłbym na ziemię – wspomina dziś Wertenschlag w rozmowie z „Tygodnikiem”. On i jego nastoletnia wtedy córka, która widziała masakrę z okna, musieli odbyć długą psychoterapię.

Z czarną kulą u nogi

Dla tych, którzy przeżyli, oprócz opieki psychologicznej ważne jest wsparcie ze strony rodziny i otoczenia.

Christophe Naudin wrócił do nauczania w szkole kilka dni po ataku na Bataclan. Nie opowiadał nastolatkom o swoich przeżyciach. Mimo to uczniowie wiedzieli. Podczas lekcji pewna gimnazjalistka szepnęła do niego: „Martwimy się o pana, proszę odpocząć”. Poruszony tymi słowami, Christophe pisze w książce: „Myślę, że każdy rozumie, dlaczego chce się być nadal nauczycielem, pomimo wszystkich kłopotów”.

Wielu ocalonych podkreśla, że w przezwyciężeniu izolacji pomogła im przynależność do stowarzyszeń zrzeszających tych, którzy przeżyli, oraz ich rodziny, a także rodziny zabitych.

Carole Damiani przewodniczy stowarzyszeniu Paryż Pomoc Ofiarom, które świadczy wsparcie prawne i psychologiczne, także „na gorąco”, na sali rozpraw. – Wiele ofiar robi coś twórczego: jedni piszą wspomnienia, drudzy malują, rysują, kręcą filmy wideo. Dla nich jest bardzo ważne, że ich cierpienie może się na coś przydać innym – mówi „Tygodnikowi”.

Jednym z przykładów takich wspomnień jest autobiograficzny komiks dla dorosłych autorstwa Catherine Bertrand. Nosi tytuł „Kroniki ocalonej”. Bertrand, która przeżyła atak na Bataclan, opowiada o swojej codzienności osoby żyjącej z wielką czarną kulą u nogi, która na jej rysunkach symbolizuje PTSD. Nie stroni od ironii (np. stres pourazowy przedstawia jako namolnego adoratora, którego ona, kobieta, bez powodzenia próbuje „spławić”). Komiks ma nie tylko cel auto- terapeutyczny, ale też edukacyjny: ma tłumaczyć w prosty sposób otoczeniu, co przeżywają ofiary traumatycznych zdarzeń i jak można je wesprzeć.

Coś pozytywnego

Czego ocaleni mogą spodziewać się po sądowym maratonie?

Psychiatra Thierry Baubet: – Sam proces nie ma w sobie nic z terapii. Często jest nawet przeciwnie: u ofiar, które mają się w miarę dobrze, zeznawanie może otworzyć na nowo rany. Mogę ujawnić tyle, że niedawno zgłosili się do mnie nowi pacjenci. Przez sześć ostatnich lat dawali sobie radę bez psychoterapii, choć mieli lekkie objawy, jak koszmary senne czy lęk przed jeżdżeniem metrem. Dopiero teraz, w obliczu rozpoczęcia procesu zamachowców, załamują się.

Innym problemem mogą być nadmierne oczekiwania wobec procesu. – Są osoby, które zeznają przed sądem, bo oczekują przeprosin ze strony terrorystów. Mówię im wprost: to prawie nigdy się nie zdarza, porzućcie nadzieję – komentuje Baubet.

Potwierdzeniem jego opinii mogą być słowa samego Salaha Abdeslama w trakcie procesu. Zwracając się do siostry jednej z ofiar, która tak jak on była wyznania muzułmańskiego, Abdeslam rzucił, iż ich celem byli „niewierni”, a jeśli zabito przy tym muzułmanów, był to tylko „wypadek”. Słowa te wzburzyły publiczność na sali.

Carole Damiani ze stowarzyszenia Paryż Pomoc Ofiarom tłumaczy, że przed procesem ich organizacja dyskutowała z pokrzywdzonymi na temat ewentualnego udziału w rozprawach. Jej zdaniem każdy musi sam podjąć dojrzałą decyzję i być świadomy, że składanie zeznań może być ciężką osobistą próbą.

Baubet przyznaje, że dla części pokrzywdzonych konfrontacja z oskarżonymi na sali rozpraw może być wręcz dobrym powodem, by zeznawać: – Niektórzy chcą spojrzeć w oczy sprawcy i powiedzieć: „Nie udało ci się mnie zniszczyć, patrzę na ciebie, nie jestem tym »kawałkiem mięsa«, do którego strzelałeś”.

– To jest coś pozytywnego: z biernego obiektu agresji stają się stroną sprawczą – dodaje psychiatra. – Wtedy czymś mniej ważnym staje się to, czy ofiara powie potem: „Wybaczam”, czy też: „Nie wybaczam”. To każda z ofiar rozstrzyga z osobna. I nie ma tu jednej dobrej odpowiedzi.©

ATAK NAJKRWAWSZY

W PIĄTKOWY WIECZÓR, 13 listopada 2015 r., trzy grupy islamskich terrorystów prawie jednocześnie zaatakowały w kilku miejscach Paryża: na obrzeżach stadionu Stade de France, na tarasach barów i w klubie Bataclan. W atakach, do których kilka dni później przyznało się Państwo Islamskie, zginęło łącznie 130 osób, a kilkaset zostało rannych. Był to najkrwawszy atak terrorystów islamskich we Francji. Oto rekonstrukcja wydarzeń tego wieczoru i nocy (a także kolejnych miesięcy śledztwa).

OKOŁO GODZINY 21.15: atak na Stade de France w trakcie meczu piłki nożnej Francja–Niemcy. W tłumie widzów na trybunach siedzi prezydent François Hollande. Trzech terrorystów wysadza się przed wejściem na stadion, zabijają jedną osobę. Czwarty terrorysta ze stadionu, Salah Abdeslam (dziś główny oskarżony w procesie), ucieka, nie detonując pasa szahida. Zabrany autem przez dwóch wspólników, nocą opuści Francję i schroni się w Belgii.

21.24: trzech terrorystów atakuje bary i restauracje w paryskich dzielnicach 10. i 11. (w tym samym rejonie znajduje się klub Bataclan). Strzelają z kałasznikowów do ludzi siedzących na tarasach; łącznie ginie kilkadziesiąt osób. Potem jeden z tej trójki wysadza się obok w powietrze. Dwaj pozostali – wśród nich Abdelhamid Abaaoud, uznany potem za koordynatora akcji – uciekają. Zginą pięć dni później w trakcie policyjnej obławy pod Paryżem.

21.42: kolejnych trzech terrorystów atakuje Bataclan, gdzie koncertuje amerykańska grupa Eagles of Death Metal. W klubie bawi się półtora tysiąca osób. Terroryści strzelają do nich z broni maszynowej. Ludzie uciekają na ulicę przez wyjścia awaryjne.

21.56: początek interwencji policji w Bataclanie; ginie jeden z terrorystów. Pozostali dwaj, uzbrojeni także w pasy samobójcze, barykadują się na pierwszym piętrze klubu razem z zakładnikami.

14 LISTOPADA, 16 minut po północy: po prawie dwóch godzinach bezskutecznych negocjacji komandosi szturmują piętro klubu i zabijają obu terrorystów. Wśród zakładników nie ma ofiar. Bilans masakry w Bataclanie to 90 zabitych i setki rannych.

18 MARCA 2016: po czterech miesiącach poszukiwań, w brukselskiej dzielnicy Molenbeek zostaje aresztowany Salah Abdeslam (dziś jedyny żyjący członek 10-osobowej grupy zamachowców z 13 listopada 2015 r.).

22 MARCA 2016: atak terrorystyczny w Brukseli na lotnisko Zaventem i stację metra. Przeprowadza go ta sama komórka Państwa Islamskiego, która wcześniej zorganizowała paryskie zamachy. Belgijski proces sprawców tych zamachów ma zacząć się w 2022 r. (sądzeni będą w nim także niektórzy z oskarżonych w obecnym paryskim procesie).

8 WRZEŚNIA 2021: w Paryżu zaczyna się proces 20 oskarżonych o zorganizowanie zamachów z 13 listopada 2015 r. Dwunastu z nich może zostać skazanych na dożywocie, a większość pozostałych na 20 lat więzienia. © SZYMON ŁUCYK

(źródła: „Le Monde”, France Inter, „Le Point”)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021