Pęknięte Stany

Legalizacja marihuany i małżeństwa homoseksualne: prócz reelekcji Obamy, wybory przyniosły w części stanów rozwiązania kojarzone do niedawna tylko z niektórymi krajami Europy.

12.11.2012

Czyta się kilka minut

Morgan Fox z Marijuana Policy Project (MPP), waszyngtońskiej organizacji zajmującej się wspieraniem inicjatyw legalizujących używanie i obrót marihuaną, jest dziś pełen entuzjazmu. – To, co się stało w Kolorado i w Waszyngtonie, jest dopiero początkiem zmian, które obejmą dużo więcej stanów. Nasz ruch dostał po tych referendach potężny impuls do dalszego działania – mówi Fox „Tygodnikowi”. – Niedługo ustalimy strategię wspierania zmian w tych miejscach w USA, gdzie będą największe szanse na zniesienie wciąż obowiązujących zakazów – dodaje.

Morgan Fox w istocie może czuć się wyjątkowo: to, jak zdecydowali przy urnach Amerykanie ze stanów Kolorado i Waszyngton we wtorek 6 listopada, jest bez precedensu. Po referendach, jakie miały tam miejsce równocześnie z wyborami prezydenckimi – i następnie po wprowadzeniu w życie przepisów wykonawczych – mieszkańcy obu stanów będą mogli posiadać, kupować i używać marihuanę, tak jak dziś Holendrzy. Jedynym istotnym ograniczeniem będzie wiek: jak w przypadku alkoholu, po skręta będzie można sięgnąć dopiero po skończeniu 21 lat.

Walka o legalną „trawkę”

Legalizacja narkotyku nie wzięła się oczywiście znikąd. Marijuana Policy Project, wraz z całym środowiskiem amerykańskich „wolnych konopii”, od połowy lat 90. urabia opinię publiczną w lewicujących stanach. I ma na swym koncie liczne „sukcesy”. Do ostatnich wyborów ponad jedna trzecia kraju – 17 stanów – zezwalała na obrót marihuaną do celów leczniczych. W niektórych z nich rzeczywiście trzeba mieć schorzenie, kwalifikujące pacjenta do „kuracji” skrętowej. Ale w innych, np. Kalifornii, nie trzeba się specjalnie nagimnastykować w gabinecie lekarskim, by otrzymać zaświadczenie uprawniające do legalnego palenia. Wystarczy poskarżenie się na jakikolwiek chroniczny ból – o czym zapewniają reklamy specjalnych punktów diagnostycznych, rozsianych po całym tym tzw. Złotym Stanie.

Dla wszystkich amatorów „trawki” życie wyglądałoby jeszcze milej, gdyby w 2010 r. w tym największym amerykańskim stanie nie zabrakło kilku procent głosów do przeforsowania całkowitej legalizacji tego narkotyku. Być może wynik głosowania byłby inny, gdyby kampania wspierająca legalizację odwoływała się do takich haseł jak ostatnio w Waszyngtonie: nałożenie 25-procentowego podatku na każdy z etapów produkcji i dystrybucji. W kryzysowych czasach to argument trudny do przecenienia.

Obecne zwycięstwo referendalne zwolenników legalizacji nie było jednak całkowite. Oregon, trzeci stan, w którym próbowano przeszczepić holenderskie standardy, nie wyraził w referendum na to zgody. Z kolei mieszkańcy Arkansas nie zezwolili na stosowanie marihuany nawet do celów medycznych.

Wyniki referendów w Kolorado i Waszyngtonie oznaczają nie tylko napięcie między nimi a sąsiednimi stanami konserwatywnymi. Legalizacja – to także murowany konflikt prawa stanowego z federalnym, które wciąż, jak zapewniał po ogłoszeniu wyników referendów prokurator generalny USA, będzie zwalczać konsumpcję wszystkich narkotyków, bez żadnych wyjątków.

– Zrobimy wszystko, aby przekonać władze federalne, by zostawiły Waszyngton i Kolorado w spokoju i zajęły się ściganiem prawdziwej przestępczości. Mamy nadzieję, że władze federalne nie będą zbyt mocno walczyły z nową sytuacją. Byłoby to bez sensu, skoro mieszkańcy stanów jasno wyrazili swoje zdanie – uważa Morgan Fox.

– Kolorado i Waszyngton będą teraz bardzo uważnie obserwowane przez resztę kraju. Jeżeli nie będzie tam dochodziło do patologii, a do tego będą one dobrze zarabiały na sprzedaży marihuany, to można się spodziewać, że niedługo inne stany pójdą za nimi – uważa w rozmowie z „Tygodnikiem” prof. David Jackson, politolog z Uniwersytetu Stanowego w Bowling Green w Ohio.

Homo-małżeństwa kontra prawo federalne

Także na innym „froncie” walki o lewicowe postulaty doszło do przełomu. Po raz pierwszy w historii USA wyborcy zdecydowali bowiem przy urnach, że małżeństwo mogą zawierać między sobą również homoseksualiści. Tak stało się właśnie 6 listopada w Maine, Maryland i Waszyngtonie (ten ostatni, za sprawą równoczesnego zalegalizowania marihuany, staje się najbardziej liberalnym stanem w USA). Aż dotąd na małżeństwa homoseksualne zgadzały się albo stanowe ciała ustawodawcze, albo legalizowały je wyroki sądowe. Wcześniej regułą było, że jeśli wyborcy mieli się bezpośrednio opowiedzieć po którejś stronie, to wybierali tradycyjny model rodziny. Dlatego środowiska gejowskie i lesbijskie podkreślają, że to dla nich ważny krok.

Jeśli jednak spojrzeć na mapę USA, widać wyraźnie, że to konserwatyści są w tej kwestii górą. Oprócz stanów Nowej Anglii, a także Maryland, Iowa i wspomnianego stanu Waszyngton, które wyszły naprzeciw środowiskom homoseksualnym, cała reszta kraju jasno opowiada się po drugiej stronie. 30 stanów ma nawet wpisane do konstytucji, że małżeństwo to tylko związek kobiety i mężczyzny.

– Środowiska homoseksualne przejęły taktykę stosowaną dotąd z powodzeniem przez obóz przeciwny, co okazało się sukcesem. W moim stanie, w Ohio, po ostatnich wyborach zaczęto dyskutować poddanie kwestii legalizacji takich związków pod powszechne głosowanie. Na pewno po serii klęsk, poniesionych w ostatnich latach w referendach, zwolennicy tych zmian złapali wiatr w żagle – twierdzi prof. Jackson.

Ale – podobnie jak w przypadku legalizacji marihuany – również małżeństwa homoseksualne stoją w konflikcie z prawem federalnym. Defense of Marriage Act (Ustawa o Obronie Małżeństwa), podpisana jeszcze przez Billa Clintona, utrudnia życie parom homoseksualnym po ślubach, jeśli chodzi o sprawy związane z procedurami federalnymi i międzystanowymi.

Tak czy inaczej – 6 listopada okazało się, że Stany Zjednoczone coraz bardziej pękają na dwa bloki: liberalne wybrzeża i konserwatywny środek kraju. Każde kolejne wybory będą to pogłębiać, przez co coraz trudniej będzie odpowiedzieć na pytanie: „w co wierzy Ameryka?”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012