Ameryka pod ścianą: co przyniosą prawybory

Donald Trump w walce o Biały Dom sięga po coraz bardziej skrajną retorykę, a Demokraci po cichu uważają, że to najlepsze, co mogło im się przytrafić.

09.01.2024

Czyta się kilka minut

Donald Trump podczas konwencji w Reno w stanie New Jeresy. 17 grudnia 2023 r. / fot. Jabin Botsford / The Washington Post / Getty Images
Donald Trump podczas konwencji w Reno w stanie New Jersey. 17 grudnia 2023 r. / Fot. Jabin Botsford / The Washington Post / Getty Images

„Chaos” – to słowo najlepiej oddające obecną sytuację w USA. Aż 32 amerykańskie stany podjęły próbę wykluczenia Donalda Trumpa z prawyborów republikańskich rozpoczynających się już w połowie stycznia. Na razie w dwóch stanach się to udało – w Maine i Colorado nakazano wykreślenie byłego prezydenta z list wyborczych w oparciu o 14. poprawkę do konstytucji. Jej trzeci paragraf, używany zaraz po wojnie domowej przeciwko zwolennikom Konfederacji, zabrania sprawowania urzędu osobom, które zaangażowały się w rebelię przeciwko USA. W przypadku byłego prezydenta chodzi o rolę, jaką odegrał w pamiętnym szturmie na Kapitol – 6 stycznia 2021 r. tłum zagrzewany kłamstwami o jego rzekomym wyborczym zwycięstwie wtargnął do siedziby Kongresu. 5 osób zginęło, co najmniej 138 policjantów zostało rannych.

Prawnicy Trumpa zaskarżyli decyzje z Maine i Colorado. To stawia pod ścianą sędziów Sądu Najwyższego USA, których zadaniem jest rozstrzyganie największych sporów prawnych w kraju. Mówi się już, że będzie to dla nich najcięższa próba od czasu wyborów prezydenckich w 2000 r., gdy sąd nie zezwolił na ponowne liczenie głosów na Florydzie. To przypieczętowało zwycięstwo George’a W. Busha nad Demokratą Alem Gore’em i uruchomiło falę oskarżeń wobec sądu: przedstawiano go jako upolitycznione gremium, które przyłożyło rękę do przegranej Gore’a, choć ten w skali całego kraju zgarnął ponad pół miliona głosów więcej niż przeciwnik.

Niebezpieczny precedens

Ponad 23 lata później sytuacja sędziów może być jeszcze trudniejsza: nie dość, że jedna trzecia 90-osobowego składu została nominowana za prezydentury Donalda Trumpa, to jeszcze sędziowie mieliby orzekać o legalności jego kandydatury tuż przed prawyborami i na długie miesiące przed listopadowym pojedynkiem o Biały Dom. Przynajmniej na tym etapie wydaje się mało prawdopodobne, by Sąd Najwyższy utrzymał w mocy decyzje z Kolorado i Maine. Wykluczenie z wyścigu głównego kandydata Partii Republikańskiej postrzegane byłoby jako podważanie amerykańskiej demokracji i sianie chaosu – taki ruch zachęciłby nie tylko kolejne stany do prób zdyskwalifikowania Trumpa, ale także stworzyłby niebezpieczny precedens na przyszłość. Eksperci przestrzegają, że po podobną taktykę mogłyby sięgnąć republikańskie stany, by pozbyć się rywali z Partii Demokratycznej.

Sąd Najwyższy musi działać sprawnie: już 5 marca odbędzie się Super Wtorek, czyli dzień głosowania w prawyborach w kilkunastu stanach, w tym m.in. w spornych Maine i Colorado. Wyborcy z tego ostatniego stanu wystosowali do sędziów pismo z apelem, by ci szybko zdecydowali, czy rozstrzygną pozwy z Maine i Colorado (mogą odmówić), a jeśli tak, to by wydali werdykt przed 11 lutego. Dzień później rozsyłane są bowiem do mieszkańców karty do głosowania korespondencyjnego.

To zresztą nie koniec amerykańskiego political fiction: Sąd Najwyższy ma również rozstrzygnąć spór, czy zasadnie skazywano uczestników szturmu na Kapitol w oparciu o przepisy dotyczące obstrukcji oficjalnego posiedzenia władz. Taki zarzut postawiono również Trumpowi, który podburzał tłum przed oficjalną certyfikacją głosów elektorskich przez Kongres. Proces federalny w tej sprawie ma ruszyć 4 marca. Termin może jednak ulec zmianie. Trwa batalia o to, czy Trumpa chroni immunitet: jego prawnicy przekonują, że nie może być on ścigany za czyny popełnione w trakcie sprawowania urzędu prezydenta USA. Spór może trafić ostatecznie do SN, choć sędziowie już raz zamknęli drzwi prowadzącemu sprawę specprokuratorowi Jackowi Smithowi: odmówili zajęcia stanowiska z pominięciem sądów niższej instancji.

Dyktator pierwszego dnia

Ameryka stoi na konstytucyjnym rozdrożu i to w momencie, gdy rosną obawy, że druga kadencja Trumpa może oznaczać skręt w stronę autorytaryzmu. Polityk zaostrzył ostatnio retorykę, sugerując, że w przypadku wygranej nie cofnąłby się przed użyciem FBI i Departamentu Sprawiedliwości do zemsty na swoich wrogach politycznych. Na jednym z wieców wychwalał politykę premiera Węgier Viktora Orbána i odgrażał się, iż jako prezydent USA wypleni z kraju „robactwo”, czyli „wszelkich komunistów, marksistów, faszystów i złodziei z radykalnej lewicy”. Innym razem, z okazji świąt Bożego Narodzenia, Trump zaatakował Bidena i specprokuratora Jacka Smitha, życząc im, by „zgnili w piekle”.

Jak alarmują mainstreamowe media w USA, w otoczeniu Trumpa rośnie grono konserwatystów opracowujących plan przejęcia przez niego władzy. Zakłada on m.in. osłabienie niezależności agencji federalnych i zmianę polityki zatrudniania urzędników państwowych, tak by można było ich zwolnić z dnia na dzień, jak w przeciętnej amerykańskiej firmie. Mnożą się obawy, że Trump obsadziłby kluczowe stołki lojalistami, także w Pentagonie i Departamencie Stanu, dzięki czemu łatwiej byłoby mu kształtować politykę według własnej wizji świata. „Chcemy zdemistyfikować Waszyngton. Wtargniemy tam i wpuścimy do środka resztę Ameryki” – mówi cytowany przez radio publiczne NPR Paul Dans, były pracownik administracji Trumpa i szef prawicowego think tanku 2025 Presidential Transition Project.

Choć sztabowcy Trumpa dystansują się od tych pomysłów, ich szef lubi na ten temat żartować. W grudniu podczas spotkania wyborczego transmitowanego przez stację Fox News Trump dowcipkował, że byłby dyktatorem „tylko pierwszego dnia”. Wszystko po to, by, jak tłumaczył, zamknąć granicę USA–Meksyk (ze względu na napływ imigrantów) i przeforsować odwierty ropy naftowej w odległych rejonach Alaski. „Potem już nie będę dyktatorem, ok?” – szydził Trump, oskarżający imigrantów o to, że „zatruwają krew Ameryki”.

Drudzy po Trumpie

Bez względu na to, czego by nie zrobił i nie powiedział Donald Trump, ma on miażdżącą przewagę nad rywalami w wyścigu o partyjną nominację. Według uśrednionego wyniku sondaży wyliczonego przez serwis 538, poparcie dla Trumpa na początku stycznia deklarowało aż 61,8 proc. republikańskich wyborców. Daleko w tyle plasował się gubernator Florydy Ron DeSantis (12,1 proc.) i była ambasadorka przy ONZ za administracji Trumpa – Nikki Haley (11,2 proc.). Pozycja byłego prezydenta jest tak silna, że najwięksi rywale boją się uderzyć w jego najczulszy punkt, czyli spór o wykreślenie z list wyborczych w Colorado i Maine. Na krytykę zdobył się jedynie były gubernator New Jersey Chris Christie, który otwarcie odcina się od Trumpa i przeprasza za to, że w 2016 r. poparł jego kandydaturę w wyścigu o Biały Dom (inna sprawa, że Christie wlecze się w sondażach z poparciem rzędu 3,4 proc.).

Walka w wyścigu już od dawna rozgrywa się nie o to, by wyprzedzić Trumpa, ale by uplasować się tuż za nim, na drugim miejscu.  
– Haley i DeSantis chcą być najbardziej wyrazistą alternatywą dla byłego prezydenta, na wypadek gdyby powinęła mu się noga w jednym z postępowań karnych i musiał zrezygnować z wyścigu – mówi „Tygodnikowi” prof. Andrew Smith, dyrektor ośrodka sondażowego na Uniwersytecie w New Hampshire.

Gra na podziały

Taktykę spoglądania kilka kroków naprzód widać m.in. w Iowa, gdzie szczególnie mocno aktywny jest Ron DeSantis. Gubernator, obawiając się, że jego kampania zgaśnie już po pierwszym starciu, zabiega o elektorat, przemierzając rolniczy stan wzdłuż i wszerz. Odwiedził już wszystkie 99 hrabstw, podobnie jak amerykański senator Ted Cruz, który w 2016 r. pokonał w Iowa Donalda Trumpa.

DeSantis, znany z mocno prawicowych poglądów, zdobył poparcie gubernatorki Iowa Kim Reynolds. Polityczka zrobiła to, twierdząc, że to on ma większe szanse na zwycięstwo w wyścigu o Biały Dom niż Trump. Poparcia DeSantisowi udzielił również wpływowy wśród ewangelików Bob Vander Plaats.

Dla odmiany, Nikki Haley skupia się głównie na stanie New Hampshire, gdzie 40 proc. elektoratu to wyborcy niezdecydowani, mający umiarkowane poglądy. Stwarza to szanse, że nie będą tak ślepo zapatrzeni w Donalda Trumpa jak mieszkańcy Iowa: według sondażu opublikowanego przez dziennik „The Des Moines Register”, retoryka Trumpa wielu wyborcom z tego rolniczego stanu nie przeszkadza lub wręcz zachęca ich do oddania na niego głosu.

Według sondaży z początku stycznia, Trump ma w Iowa poparcie rzędu 50 proc., DeSantis – 18 proc., a Haley – 16 proc. W New Hampshire przewaga Trumpa topnieje: były prezydent ma tam 44 proc. poparcia, a kolejna na liście Haley – 26 proc.

I właśnie tu, jak przekonuje prof. Andrew Smith, swojej szansy upatruje Nikki Haley. Wykorzystując poparcie ze strony gubernatora New Hampshire – Chrisa Sununu, polityczka w ostatnich tygodniach mocno pnie się w sondażach. Reaguje już na to Donald Trump, który wyzywa ją od „ptasich móżdżków” i inwestuje w atakujące ją kampanie reklamowe.

Prof. Andrew Smith: – Nikki Haley właśnie w New Hamsphire ma większe szanse na udowodnienie, że Trump nie jest zdecydowanym faworytem. Jeśli na ostatniej prostej udałoby się jej zmniejszyć dystans do Trumpa do zaledwie 10 pkt. proc., wówczas trudno byłoby ukryć podziały w Partii Republikańskiej.

Rywal idealny

Z punktu widzenia bezpieczeństwa Europy to Nikki Haley jest lepszą kandydatką do zgarnięcia nominacji: była ambasadorka przy ONZ podkreśla – w kontrze do Trumpa – że wspieranie Ukrainy w konflikcie z Rosją leży w interesie narodowym USA. Jeśli patrzeć jednak z perspektywy kampanii Joego Bidena, wymarzonym kandydatem byłby… Donald Trump. Mając go bowiem za rywala, Demokrata mógłby po raz kolejny uczynić z wyborów referendum przeciwko byłemu prezydentowi. Tak było w 2020 r. i dwa lata później, gdy rozegrał się ważny bój o Kongres (to m.in. dzięki antytrumpowskiej retoryce Demokraci utrzymali większość w Senacie).

Joe Biden już teraz grzmi, że Trump zagraża amerykańskiej demokracji i wytyka mu antyimigrancką retorykę. Gdy na grudniowym wiecu w New Hampshire Trump znów mówił o „zatruwaniu krwi” Ameryki przez cudzoziemców, kampania Bidena oskarżyła go o to, że swoimi słowami naśladuje Adolfa Hitlera. Sztabowcy prezydenta wytknęli również Trumpowi, że podczas wiecu cytował Władimira Putina. Prezydent Rosji w połowie września ubiegłego roku powiedział, że Trump padł ofiarą politycznych prześladowań, a wytoczone wobec niego postępowania karne są dowodem na „zepsucie amerykańskiej demokracji”.

– Sztabowcy prezydenta modlą się o to, by to Trump zdobył nominację. Tylko dzięki temu Demokrata miałby ułatwioną walkę o reelekcję – ocenia prof. Smith, powołując się na kuluarowe rozmowy z pracownikami sztabu Bidena, którzy w 2020 r. byli zaangażowani w jego kampanię w New Hampshire. Opinia badacza nie jest wśród ekspertów odosobniona. Jak mówi cytowany przez dziennik „The Guardian” strateg polityczny Kurt Bardella, Joe Biden, mając Trumpa za rywala, może być spokojny. „Republikanie są na straconej pozycji, bo wszelkie działania Trumpa w ostatecznym rozrachunku zniechęcą do niego wyborców, których tak bardzo potrzebuje (mowa o elektoracie z tzw. swing states, czyli stanów wahających się, gdzie większość raz zdobywają Republikanie, a raz Demokraci – red.). Joe Biden w zasadzie niewiele musi robić. Wystarczy, że będzie siedział i obserwował, co robi Trump, przy okazji samemu unikając problemów” – twierdzi ekspert.

Bez planu B

Joe Biden jak na razie ma ich całe mnóstwo. Jego rządy źle ocenia ponad 55 proc. Amerykanów, a 40 proc. zwolenników Partii Demokratycznej chce, by 81-latek odszedł już na zasłużoną emeryturę. Bidena pogrąża też kryzys na Bliskim Wschodzie: choć robi wiele, by konflikt Izrael–Hamas nie rozprzestrzenił się na cały region, krytykowany jest przez progresywnych Demokratów za wsparcie dla Tel Awiwu i sprzeciw wobec zawarcia rozejmu z Hamasem.

Sztab Bidena niepokoi erozja kluczowego elektoratu – Afroamerykanów, Latynosów i młodych, którzy w 2020 r. pomogli mu zdobyć prezydenturę. Szacuje się, że 70 proc. Amerykanów poniżej 35. roku życia potępia odpowiedź Demokraty na konflikt Izrael–Hamas. Większość młodych w kluczowych stanach źle ocenia też jego zarządzanie gospodarką, choć bezrobocie jest rekordowo niskie, a wzrost gospodarczy przyspieszył. Ludzi jednak to nie przekonuje, bo są zmęczeni wysokim oprocentowaniem kredytów, co zamyka im drogę do kupna własnego domu lub  samochodu. Według grudniowego sondażu The New York Times/Sienna, Bidena poparłoby 43 proc. młodych, zaś Trumpa – 49 proc.

W innych zestawieniach dotyczących wszystkich kategorii wiekowych też nie jest najlepiej: według wyliczeń portalu RealClearPolitics, na początku stycznia Trump miał nad Bidenem przewagę rzędu 2,2 pkt. proc., a puszczająca oko do centrowego elektoratu Nikki Haley – 3,3 pkt. proc. Biden prześcignął tylko Rona DeSantisa – i to minimalną przewagą 0,3 pkt. proc.

Jak donosi telewizja CNN, najwięksi filantropi wspierający kampanię Bidena zarzucają mu, że oprócz atakowania Trumpa nie ma innych mocnych asów w rękawie i nie jest przygotowany na pojedynek z innym republikańskim kandydatem, jeśli ten nie uzyska partyjnej nominacji. Niepokój czują też niektórzy Demokraci z Kongresu, którym brakuje jasnych planów Bidena na drugą kadencję.

Prezydent USA podczas grudniowego spotkania z darczyńcami w Bostonie sam przyznał, że rozważa rezygnację z wyścigu o Biały Dom, jeśli swoją kampanię zakończy Donald Trump. Pytanie jednak, kto ewentualnie miałby Bidena zastąpić: wiceprezydentka Kamala Harris ma równie niskie notowania, a jego rywale w prawyborach Partii Demokratycznej to autorka książek o duchowości Marianne Williamson, kongresmen z Minnesoty Dean Phillips i  …youtuber Cenk Uygur. Ten ostatni nie spełnia nawet wymogów formalnych, bo co prawda ma obywatelstwo USA, ale urodził się w Turcji.

Po trzech latach od ostatniej walki o Biały Dom ani Demokraci, ani Republikanie nie znaleźli wyrazistych i charyzmatycznych kandydatów, którzy zastąpiliby Bidena i niebezpiecznego dla demokracji Trumpa. A tym razem stawka w wyścigu jest znacznie wyższa. Także dla świata.

Autorka jest dziennikarką „Press”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Ameryka pod ścianą