Cud wszechświata

Bóg byłby dla mnie bardzo dziwnym Bogiem, jeżeli wiecznie majstrowałby przy Wszechświecie.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

O. George V. Coyne w watykańskim obserwatorium astronomicznym, Castel Gandolfo, 2008 r. / Fot. Nicola Allegri
O. George V. Coyne w watykańskim obserwatorium astronomicznym, Castel Gandolfo, 2008 r. / Fot. Nicola Allegri

PIOTR WŁOCZYK: Czym dla Ojca jako astrofizyka jest Gwiazda Betlejemska?

O. GEORGE V. COYNE SJ: Jest ona historią opowiedzianą przez Pismo Święte, więc siłą rzeczy jest dla mnie bardzo ważna. Takie opowieści mówią o różnych prawdach. Niekoniecznie muszą mówić o prawdach naukowych. Prawdą nie jest tylko to, co nauka jest w stanie ustalić. Nauka jest cudowna, prowadzi do wielu prawd, ale takie historie również mogą przedstawiać prawdę.

Po tym wstępie muszę powiedzieć, że opowieść o Gwieździe Betlejemskiej ma pewne oparcie w nauce, jednak ona sama nie uczy nas niczego naukowego. Głównym celem historii o Gwieździe Betlejemskiej jest podkreślenie, że narodziny Jezusa Chrystusa były bardzo wyjątkowe. Są one spełnieniem oczekiwań wielu pokoleń ludzi, którzy czuli, że zostali wybrani przez Boga, który ich kochał i obiecał, że ześle im Zbawiciela.


Przypomnijmy, kiedy dokładnie to miało miejsce.

Najpewniejszą datą narodzin Jezusa Chrystusa jest prawdopodobnie czwarty lub piąty rok przed naszą erą. Możemy więc powiedzieć, że Jezus urodził się trzy do czterech lat przed datą, która uznawana była w historii za datę Jego narodzin. Ale myślę, że większość ludzi już to rozumie.


Czym więc była Gwiazda Betlejemska?

W tamtym okresie mieliśmy do czynienia z trzema wielkimi wydarzeniami na niebie.

Po pierwsze – trzy wielkie planety powoli zbliżyły się do siebie na niebie. Mars, Jupiter i Saturn pojawiły się w tym samym fragmencie nieba. Ta koniunkcja – jak nazywamy to zjawisko – pojawiła się bardzo wolno w miarę, jak te ciała poruszały się w kierunku wschodnim.


Jak rzadkie jest to wydarzenie?

Nie zdarza się ono częściej niż raz na 500 lat. Ujmę to tak – był to pierwszy taki widok w życiu osób, które wtedy żyły.


Mamy więc koniunkcję. Co było drugim zjawiskiem?

Kometa. W zasadzie w tamtym czasie pojawiło się kilka komet, które w spektakularny sposób przemierzały niebo. Trzecim wydarzeniem była eksplozja supernowej poza naszą galaktyką, która nieprawdopodobnie wręcz musiała rozświetlić nocne niebo. To wszystko wiemy dzięki współczesnej nauce. Mędrcy, którzy wybrali się do Pana na wielbłądach, żyli pod gołym niebem, tak samo jak większość ludów nomadycznych zamieszkujących tamten obszar. Znali doskonale niebo i jego konstelacje. Jeżeli więc Gwiazda Betlejemska ma podstawy w nauce, to wcale nie jest ona gwiazdą. Gwiazda Betlejemska to wspaniały ciąg zdarzeń na niebie.


To bardzo ciekawe wytłumaczenie, ale spodziewałem się, że powie Ojciec, iż Gwiazda Betlejemska była tzw. nową. Przynajmniej tak twierdzi Mark Kidger, brytyjski astronom, który napisał książkę właśnie na ten temat.

Naukowcy różnią się między sobą. Mark Kidger ma swoją opinię, a ja mam swoją. Jestem jednak pewien, że zgodzilibyśmy się co do jednego – wszystkie te zdarzenia rzeczywiście miały wtedy miejsce. Co dokładnie zobaczyli mędrcy ze Wschodu i co biblijny autor miał na myśli, gdy opowiedział historię o Gwieździe Betlejemskiej? Nie mam pojęcia. Mogę jedynie stwierdzić, że historia ta ma pewne naukowe podstawy. Żeby definitywnie ustalić, czy była to nowa, czy ciąg trzech omówionych wyżej zdarzeń – ktoś musiałby się przenieść w czasie i porozmawiać z autorem tej historii.


A czy widzi Ojciec coś cudownego w tych wydarzeniach już nie jako astronom, ale jako katolicki duchowny?

Nie muszę widzieć w nich niczego cudownego, choć nie mogę również wykluczyć, że to był cud. To są naturalne zjawiska. Jeżeli coś może być wytłumaczone bez powoływania się na cud, to wybieram wytłumaczenie, które cudu nie zakłada.


Nie patrzyłby Ojciec na tych, którzy widzą w Gwieździe Betlejemskiej cud, jak na ignorantów?

Nie, nie uważałbym takich ludzi za ignorantów. Absolutnie nie.


Podejrzewam jednak, że patrzyłby Ksiądz jak na swego rodzaju ignorantów na tych, którzy twierdzą, że Adam i Ewa rzeczywiście żyli. Zgadza się?

Myślę, że słowo „ignoranci” jest trochę zbyt mocne. Widziałbym w takich ludziach osoby, które nie zastanawiają się wystarczająco mocno nad naturą historii opisanych w Piśmie Świętym. Po raz kolejny powtórzę – to jest historia. Nie jest to wprawdzie historia naukowa, ale to jest prawdziwa historia, która jest opowiedziana przez prawdziwych ludzi, mających w sobie wiarę. Starali się oni wyrazić prawdę. Księga Rodzaju stara się wyrazić to, że ludzie są wyjątkowi z boskiej perspektywy. Bóg stworzył ludzi w bardzo specjalny sposób.

Jeżeli zaś chodzi o Adama i Ewę, to ludzie, którzy napisali tę historię, mieli poczucie, że w człowieku jest coś grzesznego, że nie zawsze w życiu dokonujemy właściwych wyborów. Dlatego więc opowiedzieli historię, jak do tego doszło. Opowiedzieli oni historię z punktu widzenia wiary, aby wyrazić coś, co jest jak najbardziej prawdziwe i dla nich, i dla mnie – że na świecie istnieje grzech.


Łatwo mi teraz wyobrazić sobie ludzi, którzy zadają sobie pytanie – skoro Adam i Ewa nigdy nie istnieli, to w zasadzie dlaczego rodzimy się z grzechem pierworodnym?

Ponieważ ludzkość zwróciła się przeciwko Bogu. Dał On nam wolną wolę – co było wielkim ryzykiem – ale chciał nam ją dać, abyśmy mogli Go kochać i również kochać siebie nawzajem w całkowicie wolny sposób. Nie ma miłości bez nienawiści. Ludzie, którzy napisali Pismo Święte, wyrazili to w jeden sposób, my możemy wyrazić to w inny sposób. Jednak wszyscy musimy podkreślać, że na świecie jest grzech i że jego źródłem jest fakt, iż Bóg, stwarzając ludzi, dał im wolną wolę.


Jak Ojciec godzi swoją wiedzę naukową z podstawą wiary wszystkich chrześcijan – z wcieleniem i zmartwychwstaniem?

Bardzo łatwo jest pogodzić je ze sobą tak długo, jak długo rozgraniczam prawdę naukową od prawdy religijnej. Ludzka kultura jest bardzo szeroka. Mamy filozofię, teologię, naukę, poezję, muzykę i wiarę. Wszystkie one wzbogaciły nasze ludzkie doświadczenie. Dlaczego mielibyśmy się pozbyć któregokolwiek elementu bez dobrego powodu? Tak więc, jako osoba wierząca, będąca jednocześnie naukowcem, staram się jak mogę, by były to dwie różne części mojego wielkiego doświadczenia, jakim jest bycie człowiekiem. Staram się też, by nie wchodziły ze sobą w konflikt, i robię wszystko, aby znaleźć sposób na to, by w jednoczący sposób doświadczać wszystkich tych części składowych ludzkiej kultury. Spójrzmy na wcielenie i zmartwychwstanie – to są cuda! To nie są sprawy, które my – naukowcy – widzimy na co dzień. Tylko czy oznacza to, że są one wbrew nauce?


Odpowiedź brzmi oczywiście: nie. To interesująca kwestia – wierzy Ojciec w cuda takie jak wcielenie czy zmartwychwstanie, ale z drugiej strony zdaje się Ojciec być nieco sceptycznie nastawiony do świadectw ludzi, którzy twierdzą, że Bóg ich uleczył.

Jestem pewien, że za niektórymi z tych świadectw rzeczywiście stoją cuda. Bóg oczywiście może czynić cuda, ale nie robi tego zbyt często. Cuda z samej swojej natury są rzadkimi owocami boskiej pracy we Wszechświecie, który normalnie działa dzięki czemuś, co my nazywamy prawami natury. Te prawa są opisowe, a nie normatywne. Opisują to, co my – naukowcy – wiemy na temat tego, jak funkcjonuje Wszechświat. Nie są one przy tym w żadnej mierze nakazami rozkazującymi Wszechświatowi działać w ten czy inny sposób. Przykładowo – przez tyle lat badań naukowych myśleliśmy, że rozumiemy, jak działa prawo grawitacji. Ale dziś naukowcy pytają głośno, czy rzeczywiście je rozumiemy, ponieważ obserwujemy przyśpieszenie ekspansji Wszechświata. A to jest niezgodne z prawem grawitacji! Musimy więc albo zmienić pojęcie grawitacji, albo odkryć nową energię, która działałaby w kierunku przeciwnym do grawitacji (stąd mówi się coraz częściej o „ciemnej energii”).

To wszystko oznacza, że nawet nasze naukowe rozumienie praw natury nie jest absolutne. To, jak wygląda Wszechświat, nie jest ustalone z góry. Zamiast tego istnieje – moim zdaniem – „otwarty Wszechświat”. Raz na jakiś czas Bóg angażuje się w niego w sposób, który my uważamy za wyjątkowy. Jeżeli jednak Bóg robiłby to zbyt często, to nauka nie miałaby swoich podstaw! W takim przypadku nie moglibyśmy ufać prawom natury.


Nie sposób się nie zgodzić.

Papież Urban VIII, który był bliskim przyjacielem Galileusza, powiedział pewnego razu: „Galileuszu, dlaczego wy naukowcy cały czas debatujecie nad tym, czy w centrum znajduje się Słońce, czy Ziemia? Bóg może przecież robić, cokolwiek tylko chce!”. Cóż, jeżeli Bóg mógłby robić cokolwiek, co tylko chce, to powinniśmy zapomnieć o zajmowaniu się nauką.


Jeżeli założymy, że Bóg nie czyni cudów zbyt często, to co Ojciec czuje, gdy widzi ołtarze obwieszone protezami i kulami?M

Myślę, że to wspaniały sposób na wyrażenie wiary ludzi. W żaden sposób nie kpię sobie z tego. Nie mam możliwości osądzenia każdego jednostkowego przypadku, więc nie robię tego. Mówię sobie wówczas, że Bóg mógł sprawić ten czy inny cud. Czy rzeczywiście tego dokonał? Nie mam pojęcia, jak wygląda prawda. Mogę jedynie powiedzieć, że Bóg byłby dla mnie bardzo dziwnym Bogiem, jeżeli wiecznie majstrowałby przy Wszechświecie.


A mimo to miliony ludzi modli się do niego każdego dnia, aby go o coś poprosić.

Ale to jest właśnie cudowne! Ja sam to robię. Mój bratanek jest obecnie w szpitalu i modlę się, żeby operacja się udała.


Ale wspomniał Ksiądz w jednym z wywiadów, że Bóg nie jest ani dyktatorem, ani zegarmistrzem. Jeżeli tak jest, to właściwie dlaczego ludzie powinni prosić go w modlitwach o różne rzeczy?

Bóg kocha mnie i ja kocham Boga. W tej relacji pełnej miłości staram się osiągnąć dwie rzeczy: aby Bóg pokazał, czego naprawdę potrzebuję w życiu, i żebym zaakceptował to, że Bóg mnie kocha, oraz abym prowadził swoje życie wedle miłości, którą mnie darzy. To wszystko, co mogę zrobić. Jeżeli operacja mojego bratanka okaże się udana, to będzie to dla mnie znak, że Bóg właśnie w ten sposób wyraża swoją miłość do mnie i do mojej rodziny. Jeżeli operacja nie pójdzie tak, jak powinna, będę musiał zaakceptować to, że Bóg również w ten sposób działa z miłości. Bóg jest tajemnicą i jego kontakty z nami nie zawsze wyglądają tak, jak my byśmy chcieli, żeby wyglądały. Dla mnie modlitwa jest próbą zjednoczenia boskiej woli z moją wolą.


Mogę sobie wyobrazić, że Richard Dawkins – guru wszystkich ateistów – spytałby w tym momencie: po co w takim razie ludzie się modlą, skoro z góry zakładają, że nie mają na Boga żadnego wpływu?

Wcale nie uważam, że nie mamy zbyt wielkiego wpływu na Boga. Przecież on nas kocha! Miłość oznacza, że On nie przestaje z nami „pracować”, ale nie będzie robił wszystkiego, co nam się wydaje, że powinien zrobić. Modlitwa jest dla mnie bardzo istotna, ponieważ dzięki niej uznaję, że Bóg kocha mnie w bardzo konkretny sposób. Jego działanie widać w moim życiu i w życiu każdego z nas. Stworzenie nie było tylko aktem, który miał miejsce 14 miliardów lat temu. Stworzenie to ciągły proces, Bóg wciąż się udziela we Wszechświecie i przyszłość tego Wszechświata wcale nie jest z góry ustalona. Modlitwa jest próbą zjednoczenia się z Bogiem w jego nieustającej pracy we Wszechświecie. Jeżeli wszystko byłoby z góry ustalone, to modlitwa byłaby bezużyteczna.


Richard Dawkins wielokrotnie podkreślał, że nauka intensywnie pracuje nad wyjaśnieniem tego, jaka siła stała za powstaniem Wszechświata. Czy doczeka się ze strony nauki odpowiedzi na to pytanie?

Nauka wciąż próbuje odpowiedzieć na większość ważnych pytań, które sama podnosi. Cały czas ciężko nad tym pracujemy. Zrobiliśmy na przykład zdjęcia galaktyk, które od Wielkiego Wybuchu dzieli pół miliarda lat. Staramy się zrozumieć, jak wyglądał Wszechświat w okresie niemowlęcym. Jednakże – z uwagi na naturę kosmosu – nie jesteśmy w stanie zobaczyć wielkiego wybuchu.


Czyli nie ma żadnych szans, żeby nauka przyniosła odpowiedź, na którą tak bardzo liczy Dawkins?

Na to pytanie nauka nie może przynieść odpowiedzi. Po prostu wiedza na temat tego, co było przyczyną wielkiego wybuchu, leży poza naszym zasięgiem.


Skoro Wszechświat nie ma granic, to czy wierzy Ojciec w to, że istnieje choćby cień szansy, że poza Ziemią mogą istnieć inteligentne formy życia?

Bazując na zdobytej wiedzy naukowej, nie możemy wykluczyć możliwości istnienia inteligentnego życia gdzie indziej we Wszechświecie. Z punktu widzenia wiary również nie widzę powodu, abyśmy mieli wykluczać taką możliwość. Nie mamy jednak, jak na razie, żadnego konkretnego dowodu na to, że gdzieś we Wszechświecie istnieje życie, nie mówiąc już o inteligentnym życiu. Ale pracujemy nad tym. Odkryliśmy masę planet krążących wokół innych gwiazd. Nie odkryliśmy jeszcze planety podobnej do Ziemi krążącej wokół gwiazdy takiej jak Słońce, ale pewnego dnia to odkrycie nastąpi. Reasumując – dziś nie mamy dowodów ani „za”, ani „przeciw”.


Potrafi sobie Ojciec wyobrazić, co oznaczałoby to dla naszego życia religijnego, jeżeli pewnego dnia dostalibyśmy do ręki żelazny dowód, że nie jesteśmy jedynymi inteligentnymi stworzeniami we Wszechświecie?

To temat na długą dyskusję, ale rozpocznę ją w ten sposób: nie wystarczy tylko podnieść kwestii, jak to mogłoby być zaakceptowane przez wiarę religijną, ponieważ takie istoty nie mogą być tylko inteligentne. Musiałyby one również być uduchowione. Koncept Boga, który kocha takie istoty ze wzajemnością, wychodzi poza samą inteligencję.


Jeżeli więc byłyby one również uduchowione?

Dobrze – załóżmy, że są one uduchowione, czyli mają z Bogiem pewną relację. Jaka jest ta relacja? Nie mam pojęcia. Nie byłbym w stanie nic o niej powiedzieć, dopóki nie odbyłbym rozmowy z takimi istotami. Bóg, w którego ja wierzę, przemówił do nas. Nie mam pojęcia, co powiedział innym uduchowionym istotom. We wszystkich religiach abrahamowych – w judaizmie, chrześcijaństwie i w islamie – ludzie wierzą, że Bóg przemówił do nas. To wszystko jest antropocentryczne. Cała nasza wiara wynikająca z pism, z tradycji kościelnej i z historii boskich kontaktów z nami polega właśnie dokładnie na tym, że Bóg kontaktuje się z nami! I to trzeba podkreślić.


GEORGE V. COYNE (ur. 1933) jest amerykańskim jezuitą i astrofizykiem. W latach 1978–2006 pełnił funkcję dyrektora Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego. Pragnąc zostać astronautą, przeszedł w latach 60. pełen trening w przygotowującym lot na Księżyc Programie Apollo. Obecnie wykłada astronomię w Le Moyne College w Syracuse (stan Nowy Jork), gdzie zajmuje się również dialogiem między nauką a religią. O. Coyne ma także dedykowaną mu planetoidę: 14429 Coyne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012