Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wystarczy, by rachunki się zgadzały. Wydatki powinno dać się obronić, skoro są opłacane z pieniędzy podatników. Szczególnie w czasach kryzysu to sprawa bardzo drażliwa”.
Być może partie nie doceniłyby takiego doradztwa – po co płacić za coś, czego nie chce się usłyszeć? – ale dziś przekonują się na własnej skórze, jak demoralizujące mogą być pieniądze władzy. Jak wiele zysków mogą dostarczyć konkurentom.
Polska nie jest pierwszym krajem na świecie, gdzie dochodzi do takich debat. Pokusa jest powszechna i silna. Nie jest to jednak w żadnym przypadku argument za relatywizowaniem i lekceważeniem problemu. W sprawie wynajmowania boiska na wspólne granie nie można śpiewać „Polacy, nic się nie stało”, nie jest to jednak wystarczający powód, by wpadać w histerię. W szczególności, by likwidować finansowanie partii z budżetu.
Argumenty przeciw takiej decyzji są nieodmiennie dwa. Po pierwsze, bez pieniędzy polityki uprawiać się nie da. Zastąpienie dotacji „od głowy wyborcy” (bo tak należy rozumieć obecny system) dobrowolną dotacją oznacza zwiększenie znaczenia osób bogatszych i bardziej zaangażowanych. Oznacza to w najlepszym przypadku przechył polityki w stronę elit i radykałów, w najbardziej prawdopodobnym – zwiększenie korupcji. Politykom najłatwiej zdobyć pieniądze u tych przedsiębiorców, którzy na decyzjach władzy zarabiają: wykonawców robót publicznych, dostawców towarów i usług czy też branż narażonych na szczególnie ścisłe regulacje. Niestety: choć ludzi dobrej woli jest więcej, to trudniej do nich dotrzeć i ciężej ich przekonać do zaangażowania. Geszefty kalkulują się prościej. Interesowni „darczyńcy” nie zrobią tego kosztem swoich zysków, lecz wliczą to w cenę swojej oferty. W sumie wychodzi na to samo, co płacenie partiom wprost z budżetu.
Przeciw postulatowi „niech sami płacą za siebie” przemawia druga strona powyższej kalkulacji. Wrogami politycznego „pogłównego” są partie władzy (im łatwiej o sponsorów) oraz te mające większe poparcie wśród zamożnych. Można wierzyć w ich szlachetne intencje i szczerą chęć odpowiedzi na społeczne wyobrażenia. Jeśli jednak za tym stoi także chęć uzyskania przewagi nad konkurencją, to jest to przypadek, o którym mawiał Kotarbiński – „cel uświńca środki”.