Wyzwania gospodarcze nowej władzy. Nie będzie łatwo

PiS oddaje opozycji gospodarkę w stanie lepszym, niż gotowi są przyznać publicznie sami politycy obozu nowej władzy. Polsce nie grozi brak pieniędzy w budżecie, bankructwo czy „druga Grecja”.

22.11.2023

Czyta się kilka minut

Prezydent Andrzej Duda, Warszawa, listopad 2015 r. / Fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska / REPORTER
Prezydent Andrzej Duda, Warszawa, listopad 2015 r. / Fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska / REPORTER

Opozycja przygotowuje się do przejęcia władzy i realizacji obietnic wyborczych. Złożyła ich bardzo dużo – sama Koalicja Obywatelska równe sto, i to na pierwsze sto dni rządów. Ich wykonanie będzie zależeć nie tylko od sprawności polityków, ale też od stanu państwa otrzymanego w spadku po PiS. 

O ile jeszcze w zeszłym roku partia Jarosława Kaczyńskiego zdawała się o państwo dbać, to w tym poświęciła je na ołtarzu kampanii wyborczej. Złożone i już uchwalone obietnice PiS będą w przyszłym roku mocno ograniczać pole manewru nowej koalicji. Równocześnie stan budżetu i gospodarki nie jest zły. Polsce nie grozi brak pieniędzy w budżecie, bankructwo czy „druga Grecja”.

Skąd to przekonanie

Krótko po wyborach ze strony polityków liberalnych zaczęły dobiegać głosy, że nie znamy prawdziwej sytuacji budżetowej. „PiS zostawia finanse publiczne w tak złym stanie, że może zabraknąć pieniędzy w budżecie na koniec roku” – napisał na platformie X Ryszard Petru z Trzeciej Drogi.

Skąd się wzięło to przekonanie? W czasie pandemii PiS zaczął na masową skalę wykorzystywać dwie agendy rządowe – Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego – do zaciągania długu publicznego. Przetestowano to realizując pandemiczną Tarczę Finansową, która została sfinansowana obligacjami wyemitowanymi przez PFR.

– Rozwiązanie to powstało już w 2009 roku, w ramach Krajowego Funduszu Drogowego. Zaczęto je stosować na dużą skalę, gdy w trakcie pandemii w 2020 roku istniało ryzyko przekroczenia konstytucyjnego limitu długu publicznego – mówi dr Maciej Grodzicki, ekonomista z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Sieci Ekonomii. – To była wyjątkowa sytuacja, która uwidoczniła, że sztywne reguły fiskalne nie przystają do niestabilnych czasów. Nie powinniśmy jednak z tego korzystać stale. Lepiej byłoby znieść konstytucyjny limit długu, a w decyzjach o skali zadłużenia kierować się obserwacją np. wskaźników bezrobocia.

Inflacja, recesja, kryzys. Waluty, kredyty, banki. Nuda? Wielu z nas deklaruje brak zainteresowania gospodarką – niestety, bez gwarancji wzajemności. My traktujemy ją po ludzku.

Poza konstytucyjnym limitem długu, wynoszącym 60 proc. PKB, istnieje również niższy próg ustawowy (55 proc. PKB). Przekroczenie każdego z nich nakłada na rząd bardzo ścisłe reguły ograniczające możliwości wydawania pieniędzy. W przypadku przekroczenia limitu konstytucyjnego rząd musi w kolejnym roku zaplanować budżet bez deficytu.

Po agresji Rosji na Ukrainę rządzący podjęli nawet nieśmiałą próbę rozpoczęcia dyskusji na temat zniesienia konstytucyjnego limitu zadłużenia. Uzasadniali to koniecznością zdobycia funduszy na modernizację armii. Ostatecznie jednak Zjednoczona Prawica postanowiła finansować wydatki w ten sam sposób, jak w pandemii. Wykorzystano nawet prowadzony przez BGK Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, który funkcjonuje do dziś. Poza tym w ramach BGK stworzono Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Oba regularnie emitują obligacje, również w euro, dolarach i jenach.

– Odpowiedniki PFR czy BGK są znane w państwach Zachodu. Kluczowy jest nie podmiot zaciągający dług, tylko sposób wydatkowania pieniędzy – twierdzi dr Grodzicki. 

W państwach Europy Zachodniej wyprowadzanie części długu poza budżet również wzbudza kontrowersje. W Niemczech Federalny Trybunał Sprawiedliwości orzekł niedawno, że przeniesienie długu zaciągniętego w pandemii do zewnętrznego funduszu klimatycznego było niezgodne z konstytucją. Zmusi to Berlin do pozyskania brakujących 60 mld euro w ekspresowym tempie.

Not great, not terrible

– Ten dług jednak na pewno nie jest utajony. PFR i BGK regularnie raportują swoje zadłużenie, również do Unii Europejskiej. Dane są dostępne publicznie, chociażby na stronach Eurostatu, więc możemy dokładnie określić, jaki jest stan finansów państwa – mówi Maciej Grodzicki.

Według najnowszych danych Eurostatu, obejmujących II kwartał 2023 r., dług publiczny Polski wyniósł 48,4 proc. PKB. Średnia unijna to 83 proc. PKB (zawyżona przez państwa Europy Południowej). Pod względem ogólnego zadłużenia nic nam szczególnego nie grozi, jednak problemem jest tegoroczny deficyt budżetowy. Być może sięgnie on nawet 6 proc. PKB, czyli będzie dwukrotnie wyższy od maksymalnego limitu dopuszczalnego w UE. W takiej sytuacji w przyszłym roku grozić może nam procedura nadmiernego deficytu nakładana przez Komisję Europejską.

Jeśli ten scenariusz się ziści, utrudni to realizację obietnic nowej koalicji. Na szczęście samo przekroczenie limitu deficytu nie oznacza, że KE na pewno przystąpi do działania. Bruksela patrzy szerzej, poza tym nowy premier i wicepremier należący do Europejskiej Partii Ludowej zapewne łatwiej się dogadają z szefową KE, która należy do tej samej frakcji.

– Część wydatków na zbrojenia zostanie zaksięgowana w przyszłym roku, co dodatkowo podniesie przyszłoroczny deficyt – zauważa dr Grodzicki. – Z powodu spowolnienia gospodarczego w innych państwach UE te deficyty również będą wysokie. Kto wie, czy KE nie będzie tu szła na spore ustępstwa z uwagi na spowolnienie i konieczność finansowania zbrojeń.

W Polsce sprawę komplikować będzie wysoki koszt złożonych w kampanii obietnic. Według analizy ośrodka CenEA, spełnienie zapowiedzi dotyczących podatków, składek i świadczeń kosztować ma budżet 55 mld zł. – Realizacja obietnic KO, szczególnie podwyższenia kwoty wolnej do 60 tys. zł, będzie trudna. Te zmiany same w sobie oceniam jako szkodliwe, gdyż korzyści dla gospodarstw domowych zostaną rozłożone bardzo niesprawiedliwie – przekonuje dr Grodzicki.

Dotyczy to przede wszystkim przywrócenia ryczałtowej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. W efekcie najzamożniejsze 10 proc. gospodarstw domowych skorzysta na tym średnio 250 zł miesięcznie, a dolne 90 proc. – kilkadziesiąt złotych. Równocześnie o 7 mld zł spadną wpływy do NFZ, z którego usług 10 proc. najbogatszych i tak często nie korzysta, za to 90 proc. mniej zamożnych jak najbardziej. – Te propozycje nie zostały sprecyzowane w umowie koalicyjnej, więc trudno powiedzieć, czy będzie tutaj dyscyplina podczas głosowań. Może się jednak zdarzyć, że liberalne i probiznesowe ustawy podatkowe dostaną poparcie ze strony Konfederacji, która skompensuje ewentualny sprzeciw Lewicy – komentuje ekonomista z UJ.

Chociaż najwięcej mówi się o różnicach programowych w kontekście aborcji czy związków partnerskich, to dużo większe rozbieżności znajdziemy w innych kwestiach. O ile KO, PSL i Polska 2050 mają dosyć zbieżne programy ekonomiczne – liberalne i nastawione na wsparcie przedsiębiorców – to Lewica różni się od nich znacznie, np. w sprawach mieszkalnictwa czy podatków. Właśnie z tego względu umowa koalicyjna została napisana tak ogólnikowo.

Neoliberalizm – wersja pisowska

W czasie ośmiu lat rządów PiS pensje wzrosły realnie o jedną trzecią. Niewątpliwie Polska stała się zamożniejsza. Mowa nie tylko o 500 plus, ale też o wzroście pensji minimalnej czy wprowadzeniu minimalnej stawki godzinowej. Problem w tym, że Zjednoczona Prawica sprowadziła niemal całą politykę społeczną do transferów pieniężnych. W rezultacie usługi publiczne były traktowane po macoszemu.

– Przy tak dobrej koniunkturze i rosnących dochodach budżetowych można było znacznie je wzmocnić. Tymczasem trwało ciche prywatyzowanie sektora publicznego, opierające się na świadomym zaniedbywaniu go i transferach pieniężnych, za które ludzie mieli sobie kupić usługi medyczne czy miejsce w przedszkolu na rynku – mówi Maciej Grodzicki. – Prywatyzowanie usług publicznych prowadzi do wzrostu nierówności, co widzimy najboleśniej w zdrowiu, a ostatnio również w edukacji. Gdy coraz większego znaczenia nabierają wydatki prywatne, pozycja mniej zarabiających staje się słabsza. Powoduje to również erozję wspólnych przestrzeni, które łączyłyby obywateli z różnych klas społecznych.

Dochodząc do władzy, PiS obiecywał zerwanie z gospodarczym liberalizmem i postawienie na dynamiczny rozwój pod przywódczą rolą państwa. Powstała nawet Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju, zarys całkiem spójnej i odważnej polityki przemysłowej na miarę XXI wieku. Niestety, obecnie o SOR mało kto w ogóle pamięta.

– PiS oddał cały obszar produkcji korporacjom. Paradoksalnie partia, która była krytyczna wobec zachodniego biznesu i miała stawiać na polski kapitał, finalnie kontynuowała wcześniejszy model gospodarki zależnej – tłumaczy dr Grodzicki. – Okazało się, że ciężko wymyślić coś lepszego i przeciwstawić się globalnym trendom. Ciężko też stworzyć polskich czempionów gospodarczych, choć szereg firm wzmocniło swoją pozycję na rynkach światowych. PiS-owi trzeba jednak oddać, że w jakimś stopniu poprawił sytuację pracowników najgorzej opłacanych. Podnoszenie płacy minimalnej i wprowadzenie jej godzinowej stawki zwiększyło dochody ludności i – wbrew obawom biznesu – nie uderzyło w konkurencyjność polskiej gospodarki.

Model rozwoju w czasach PiS był nadal neoliberalny. W ostatnich latach wzrost opierał się na rekordowych inwestycjach zagranicznych, natomiast inwestycje podmiotów krajowych dołowały. Problem wakatów na rynku pracy rozwiązano ściąganiem setek tysięcy pracowników z całego świata, oddając ten proces prywatnym pośrednikom. W tym czasie nieliczne rozpoznawalne polskie przedsiębiorstwa powpadały w kłopoty. Wytwórca autobusów Solaris został sprzedany Hiszpanom. Produkująca pojazdy szynowe Pesa musiała być ratowana przed bankructwem przez Polski Fundusz Rozwoju. Na szczęście akurat ta operacja okazała się udana i kilka tygodni temu Pesa wygrała w Rumunii swój największy przetarg w historii. W kłopoty wpadła jednak polska branża gamingowa – marnych wyników CD Projekt nie poprawiło ciepło przyjęte „Widmo wolności”, a drugi pod względem wielkości Techland trafił w ręce chińskiego Tencenta.

– Trochę wzmocniono sektor spółek Skarbu Państwa. Upaństwowiono chociażby część sektora bankowego, co okazało się przydatne w zarządzaniu finansami publicznymi. Natomiast polski sektor prywatny to – w swojej masie, nie licząc wyjątków – nadal nie są firmy zdolne do konkurowania na zagranicznych rynkach. Jesteśmy więc nadal zależni od tego, czy inwestorzy zagraniczni będą chcieli tu prowadzić swoje magazyny, fabryki i centra usług wspólnych oraz podnosić płace – wyjaśnia ekonomista z UJ.

Przyszła koalicja rządząca nawet nie udaje, że będzie próbować wymyślać nowy model rozwoju. W jej umowie dominują znane od trzech dekad zaklęcia o wspieraniu przedsiębiorczości czy prostych podatkach. – Umowa koalicyjna pomija konkretne rozwiązania w sprawach, które są najistotniejsze. W obszarze gospodarki znajdziemy same ogólniki i powrót przywilejów podatkowych dla osób samozatrudnionych. Temat poprawy płac i warunków pracy jest praktycznie nieobecny, a postulat dofinansowania Państwowej Inspekcji Pracy stanowi jedynie wyjątek od reguły. Myślę, że dotychczasowy model będzie kontynuowany, obawiam się też, że nowy rząd porzuci dotychczasową politykę podnoszenia płacy minimalnej i redystrybucji dochodów eksportowych do biedniejszych warstw – mówi Grodzicki. – Chciałbym, żeby nowy rząd zadbał o sektor publiczny, fundamentalny dla jakości życia. Druga kluczowa sprawa to mieszkalnictwo. PiS kontynuował politykę PO, czyli dopłaty do kredytów hipotecznych, co głównie szkodziło, podbijając ceny mieszkań i zwiększając zyski deweloperów.

Obszar polityki mieszkaniowej umowa koalicyjna potraktowała z ostentacyjnym lekceważeniem, co było jednym z powodów oporu partii Razem – w bardzo krótkim akapicie nie znalazł się żaden konkret. Na szczęście przyszli rządzący zapowiadają, że podwyżki dla sektora budżetowego oraz nauczycieli wejdą w życie już z początkiem przyszłego roku. To najważniejszy promyk nadziei.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Dług jaki jest, nie każdy widzi