Pecorino w piramidzie

06.12.2021

Czyta się kilka minut

 / GRAŻYNA MAKARA
/ GRAŻYNA MAKARA

Trzydzieści trzy mile liczy obwód ósmego rowu w ósmym kręgu piekła. Jak wiemy dzięki wędrówkom Dantego – ostatnio na nowo spolszczonym przez mistrza Jarosława Mikołajewskiego – krąg ten mieści bardziej szczegółowo niż inne opisaną kategorię grzeszników, jaką są wszelkiej maści oszuści. W ósmym z dziesięciu jego rowów cierpi zaś podgrupa, która, gdyby Dante dziś miał uaktualnić taksonomię, powinna dostać co najmniej trzy miejsca więcej – bo fałszywych doradców przybywa szybciej niż złodziei, siewców niezgody, świętokupców i pochlebców. Może tylko wróżbici (zwani dla niepoznaki analitykami sondaży i rynku) są w stanie im dorównać dynamiką ekspansji.

Od frontu, na unijnych salonach, toczą się głośne boje: a to o klimat i węgiel, a to o graniczne płoty i wędrówki ludów, innym zaś razem panowie debatują, jak tu się postawić Chinom tak, by nie stracić na handlu – poczytajcie w wolnej chwili, jak dzielnie postępuje Litwa, sama jedna ratując honor reszty. Na kuchennych tymczasem schodach ciśnie się pstrokaty, niepoważny tłumek komiwojażerów z cudownymi proszkami na mole i przekupek z jarzyną. Mało kto słuchałby z uwagą kłótni o pietruszkę, a szkoda, bo właśnie od kuchni, w ogniu podsycanym przez tęgi lobbing, wykuwają się regulacje wpływające na to, co i za ile będziemy zjadać.

„Według Unii cola ze słodzikiem jest zdrowsza od oliwy!”. „Eurokraci zaraz wprowadzą podatek od serów!”. Tego rodzaju komunikaty rozchodzą się kręgami po Twitterze. Ostatnio znów narasta spór o wprowadzenie obowiązku znakowania etykiet żywności uproszczonym, czytelnym dla każdego systemem. Najbardziej naturalnym kandydatem wydaje się NutriScore, bo stosują go już Francja i Niemcy oraz parę innych krajów. Pięć kolorów, od ciemnozielonego, przez żółty, po czerwony, i pięć odpowiadających im liter dla daltonistów. Zielony (z literką A lub B) oznacza, rzecz jasna, produkt o wysokiej wartości odżywczej. Pomarańczowy lub czerwony ma zapalić w naszej głowie ostrzegawczą lampkę: unikaj albo uważaj, ile zjadasz. System opracowali francuscy badacze, tworząc kilka algorytmów oceny – osobno np. dla napojów i produktów tłuszczowych.

W awangardzie oporu są Włosi. Poszło o to, że ich sztandarowe sery, a także szynki wypadają w klasyfikacji na czerwono. A oliwa dostała gorszy kolorek od sztucznie słodzonych napojów gazowanych. „Bruksela pod dyktando Berlina chce, żebyśmy wyrzekli się tożsamości” – taki jest przekaz powtarzany nawet w poważnych gazetach. Z tą tożsamością oczywiście jest coś na rzeczy, Włoch na ogół nie zna słów swojego hymnu, ale wie doskonale, czym się różni pecorino z jego okolic od tego z sąsiedniego powiatu.

Tyle że „kiepskie” noty dostają również roquefort z Francji i manchego z Hiszpanii – z racji zawartości tłuszczów i soli. Mówienie klientowi: uważaj na szynkę, bądź ostrożny z serem, diety śródziemnomorskiej nie narusza, wszak lokuje ona te specjały na dość wysokich piętrach swojej piramidy, czyli nie należy z nimi przesadzać. Plasterek kiełbasy i kąsek pecorino – jak najbardziej, ale podstawa wieczerzy to micha gorącej polenty. Oliwa zaś jest oznaczona na pomarańczowo, bo jest przecież czystym tłuszczem – ale nikt nie mówi, by ją odstawić, po prostu chodzi o umiar. Byłaby, owszem, bardziej szkodliwa od coli, gdybyśmy ją pili duszkiem po litr dziennie, jak byle napój. A tak w ogóle ten system premiuje oliwę, dając jej nieco lepszą notę od prawie wszystkich olejów spożywczych i znacznie, znacznie lepszą od masła. Czy zresztą kogoś dziwi, że jednym z czołowych trolli w tej sprawie okazał się – poza politykami włoskiej Ligi – człowiek związany z holenderską izbą mleczarską?

Męczący jest okrutnie czas przed świętami Bożego Narodzenia. Wszędzie tłoczno, magistraty szpecą ulice feerią gwiazdek i ściekających niby-sopli, które najlepszy ze wszystkich felietonista, skromnie przycupnięty na końcu numeru „Tygodnika”, genialnie określa mianem „smarków”. I jeszcze do tego ta muzyka i przymus radości. Ale mam wtedy jedną małą satysfakcję: pogromcy eurokratycznych ekscesów, stróże kiełbasianych świętości i narodowej buły, dają sobie na miesiąc spokój z polityką żywnościową Brukseli, zajęci tropieniem nowego dowodu na „wojnę z Bożym Narodzeniem”. W tym roku, co pewnie już do was dotarło, wybór padł na napisany drętwą, antydyskryminacyjną nowomową okólnik dla urzędników Komisji, w którym m.in. zalecano, by nie zakładać z góry, że każdy Europejczyk świętuję tak samo (bo chociażby prawosławni będą czekać do stycznia). Papier pod wpływem wrzasku odwołano, szopka i Jezusek jeszcze raz bezpiecznie staną w naszych nawach, choć niekoniecznie w sercach. ©℗

Oto jedno z kanonicznych wcieleń diety śródziemnomorskiej – z jej naciskiem na właściwe proporcje rzeczy „zielonych” i „czerwonych”: niewielki dodatek tych ostatnich zamienia miskę zdrowej, ale nudnej fasoli w coś ekscytującego. Nie ma to żadnej konkretnej nazwy – po prostu salsa per fagioli, a przepis pochodzi z wilgotnych nizin Veneto. Namaczamy i gotujemy do miękkości 0,5 kg fasoli typu „borlotti”, studzimy. Siekamy bardzo drobno 6-7 filecików anchois, 100 g włoskiego salami, dużą cebulę, pół pęczka natki pietruszki, łodygę selera naciowego. W rondlu o grubym dnie rozgrzewamy 5 łyżek oliwy, dusimy to wszystko na wolnym ogniu pod przykryciem co najmniej godzinę, ewentualnie podlewając odrobiną wody, gdyby przywierało. Kiedy wszystko się ładnie połączy i zmięknie, dodajemy 50 ml białego octu winnego, odparowujemy. Łączymy z fasolą i podajemy na zimno lub ciepło, można dodać jeszcze trochę octu, jeśli ktoś lubi kwaśne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2021