Patrząc w stronę domu

To tylko jeden piksel. Blada kropka pośród miliarda, przyćmiona jednym z najwspanialszych widoków w Układzie Słonecznym: surowymi, majestatycznymi pierścieniami Saturna. Ale to najważniejszy piksel we wszechświecie. Nasz dom.

29.07.2013

Czyta się kilka minut

Ziemia widoczna z sondy Cassini / Fot. NASA/JPL-Caltech/Space Science Institute
Ziemia widoczna z sondy Cassini / Fot. NASA/JPL-Caltech/Space Science Institute

To zdjęcie 19 lipca wykonała sonda Cassini – zwiadowca ludzkości, badający otoczonego pierścieniami gazowego giganta. Tego samego dnia, z drugiego końca Układu Słonecznego, z orbity Merkurego, zdjęcie Ziemi wykonała sonda Messenger. Dwa roboty tęsknie spoglądające na macierzystą planetę.

Od kiedy się nauczyliśmy, jak wydostać się z grawitacyjnej pułapki naszego globu, od kiedy pierwsze stworzone ręką człowieka pojazdy wybiły się ponad atmosferę, nasz wzrok zawsze prędzej czy później kierował się wstecz. Patrząc w gwiazdy, zrozumieliśmy, jak działa wszechświat. Ale dzięki spojrzeniom w stronę domu zrozumieliśmy nasze w nim miejsce.

A zaczęło się, jak to często bywa, od urządzeń, które miały służyć nie nauce, lecz zabijaniu. Był 24 października 1946 r. Druga wojna światowa była jeszcze bardzo świeżym wspomnieniem. A grupa inżynierów z USA starała się odkryć sekrety jednej z najstraszliwszych broni tej wojny: rakiet V-2.

Kilkadziesiąt zdobycznych pocisków testowano na poligonie White Sands w stanie Nowy Meksyk. Aby lepiej zrozumieć, jak balistyczne rakiety zachowują się podczas lotu w najwyższych partiach atmosfery, wyposażono je w kamery. I właśnie jedna z nich wykonała pierwsze zdjęcia Ziemi z kosmosu. Z wysokości 104 km widać było wyraźną krzywiznę globu. I cienką warstwę chmur, kontrastującą z czernią wszechświata.

Ale sto kilometrów to wciąż nasze kosmiczne podwórko. W Wigilię Bożego Narodzenia 1968 r. załoga Apollo 8 wykonała zdjęcie, które na zawsze zmieniło to, jak człowiek widzi swoje miejsce we wszechświecie. Znad pustej, szarej, pokrytej kraterami powierzchni Księżyca wschodzi nad nim niewielka, niebieska kula. Klejnot wśród zimnej przestrzeni.

Neil Armstrong, pierwszy człowiek na powierzchni Księżyca, mówił: „Nagle uderzyło mnie to, że ten maleńki groszek, tak śliczny i niebieski, to Ziemia. Wysunąłem przed siebie dłoń z wyciągniętym kciukiem, zamknąłem jedno oko – i jednym palcem zasłoniłem całą planetę. Nie czułem się jak olbrzym. Nagle poczułem się bardzo, bardzo maleńki”.

Inny z astronautów programu Apollo, Edgar Mitchell, ujął sprawę dosadniej: „Z tamtej perspektywy globalna polityka okazuje się straszliwie małostkowa. Chciałbyś złapać jakiegoś polityka za kołnierz, zaciągnąć go tam, ćwierć miliona mil od domu, i powiedzieć – spójrz na to, sukinsynu”.

Niestety, żaden polityk nie widział naszej planety z tamtej perspektywy, ale te zdjęcia miały fundamentalne znaczenie dla powstania nowoczesnych ruchów ekologicznych. Trafiły na ich sztandary jako koronny dowód, jak wyjątkowa – i jak delikatna – jest nasza planeta. To, co z Krakowa, Moskwy czy Waszyngtonu wydaje się ogromne i wieczne, nagle okazało się maleńką oazą życia w obojętnym kosmosie.

Trzecie zdjęcie jeszcze bardziej uwydatniło wyjątkowość Ziemi. Powstało w 1990 r., a zrobiła je sonda Voyager 1, pędząca 40 tys. km/h w stronę gwiazdozbioru Żyrafy. Była 6 mld km od domu. To miało być jej ostatnie zdjęcie. Ziemia z perspektywy rubieży Układu Słonecznego znajduje się tak blisko Słońca, że istniało ryzyko zniszczenia kamer pojazdu. Ale je podjęto – tam, dokąd zmierzał, i tak nie ma niczego do fotografowania.

Rezultat to słynna „blada, niebieska kropka”. Zawieszony w przestrzeni piksel. Amerykański astronom Carl Sagan, który niemal dekadę lobbował w NASA na rzecz wykonania tego zdjęcia, pisał: „Spójrzcie na tę kropkę. To tutaj. To dom. To my. Na tej kropce są wszyscy, których kochacie, wszyscy, których znacie, wszyscy, o których kiedykolwiek słyszeliście, każdy człowiek, który kiedykolwiek żył. Cała nasza radość i cierpienie, tysiące religii, ideologii, doktryn ekonomicznych, każdy bohater i tchórz, każdy twórca i niszczyciel cywilizacji, każdy król i każdy chłop. (...) wszyscy żyli na tym pyłku zawieszonym w słonecznym promieniu”.

Zdjęcie z sondy Cassini jest bardzo podobne. Różni je jeden detal. Tym razem naukowcy już wiele tygodni wcześniej zapowiedzieli datę i godzinę jego wykonania, zachęcali, by wyjść z domów, spojrzeć w niebo i – jak na każdej grupowej fotografii – uśmiechnąć się. To miało być wspólne, rodzinne zdjęcie całej ludzkości, która przy swoich wszystkich problemach i wadach potrafi wznieść się ponad nie i spojrzeć na siebie z odległości półtora miliarda kilometrów.

Wiele o nas mówi fakt, że nawet w obliczu najbardziej majestatycznych widoków wszechświata nasz wzrok zawsze kieruje się w jedną stronę. W stronę domu.

To chyba dobry znak.


WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013