Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Organizacje przedsiębiorców nie ustają w straszeniu opinii publicznej katastrofą ekonomiczną, jaka spadnie na Polskę wskutek pandemii. Właśnie trwa kolejny akt tego spektaklu – tym razem po ogłoszeniu przez rząd wstępnej stawki przyszłorocznej płacy minimalnej.
Wysokość płacy minimalnej przekłada się nie tylko na pensje milionów najsłabiej wynagradzanych pracowników, ale też obciążenie składkami na ZUS ludzi prowadzących działalność gospodarczą. Kiedy więc rząd zaproponował w ramach konsultacji społecznych, że pensja minimalna od stycznia wzrośnie z 2,6 do 2,8 tys. zł brutto (o 200 zł mniej, niż planowano na początku roku), ze strony lobbystów organizacji biznesowych popłynęły ostrzeżenia przed falą kilkunastoprocentowego bezrobocia, jaką wzbudzi decyzja rządu. Przedsiębiorcy domagają się utrzymania stawki na tegorocznym poziomie, w ostateczności – podwyżki o tzw. mechanizm ustawowy do 2716 zł brutto.
Tymczasem bezrobocie maleje. W lipcu – jak wynika z pierwszych szacunków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – po raz pierwszy od początku epidemii COVID-19 zatrzymało się na identycznym poziomie, co w poprzednim miesiącu (6,1 proc.). Nie daje to oczywiście gwarancji, że polska gospodarka najgorsze ma już za sobą – zwłaszcza w obliczu jesiennego zaostrzenia sytuacji epidemicznej. Ale nie uzasadnia też kasandrycznych wizji świata biznesu, który na progu epidemii szacował, że jeszcze przed wakacjami bezrobocie w Polsce przekroczy 10 proc. ©℗