Pan Janusz

„Ze smutkiem stwierdzam, że wpisy o alkoholu łagodzą polsko-polskie konflikty i wprowadzają pojednawcze wpisy na osi pis-niepis”.

07.08.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. MAGDA BRAVO
/ Fot. MAGDA BRAVO

Poseł Janusz Piechociński nawet nie wie, że bywa poetą, gdy mistrzowsko wiąże słowa rytmem głosek, tworząc śpiewne frazy w wygłosie twitterowych epigramacików.

Gardzę Twitterem i odczuwam wobec uzależnionych od niego mieszaninę trwogi i złości – trwogi, jaką budzi wiadomość, iż naszemu przyjacielowi obrzydliwy guz zżera nieodwołalnie mózg, złości będącej protestem przeciwko wdeptywaniu ostatków rozumnej komunikacji w coraz głębszy muł. Ale na sądzie ostatecznym karę dla tego, kto to ustrojstwo wymyślił, złagodzą dwa powody. Pierwszy to Donald Trump, dla którego Twitter zdaje się jedynym narzędziem prowadzenia polityki. Kogo choć trochę obchodzi Ameryka, ten musi mieć włączony podgląd na prezydenckie konto. Drugi powód to Janusz Piechociński, z bliżej mi nieznanych powodów prowadzący twitterowe kompendium wszelakiej statystyki i danych. Każdy z tych kawałków wziętych w palce osobno wydaje się doskonale zbędny (wiecie, że od przyszłego roku za odholowanie pojazdu od 7,5 do 16 ton zapłacicie aż 857 zł?), ale w swojej masie tworzą fascynujące zwierciadło świata konkretu, materii, krzątaniny, zwanej jakże niesprawiedliwie przez Herberta „handlem i kopulacją”. Cóż, nie każdego talent wynosi na taki szczebel drabiny stworzenia, z którego nie widać, iż w ciągu roku masło zdrożało prawie dwukrotnie.

A pan Janusz mówi, że będzie jeszcze gorzej. Jako działacz partii mającej lud w nazwie, a wieś w programie, często i regularnie wiesza na Twitterze dane z rynku rolnego i za to go najbardziej lubię. „Jesteśmy buraczanym liderem Europy. W ubiegłym roku zdobyliśmy też pierwsze w Europie miejsce w marchewkach, dystansując Wielką Brytanię” – ten wpis wyjątkowo wywołał nieco politycznych kąśliwości: po komentarzu, że „mamy rząd buraków”, pan Janusz ze świetnym politycznym refleksem zdusił potencjalną plemienną awanturę w zarodku: „fakt: buraki sieje się w rzędach”. Ale to rzadkie wyjątki, bo większość warzyw i owoców szczęśliwie nie została jeszcze upartyjniona – poza arbuzami, które służą wrogom PSL-u do opisu istotnej natury tej partii, z wierzchu zielonej, w środku czerwonej.

„Jedno na 4 jabłka produkowane w Europie jest polskie. Przodujemy w produkcji czarnej porzeczki, mamy drugie miejsce w truskawkach i wiśniach” – na takie dictum łagodnieje oblicze bez względu na to, ile godzin „Wiadomości” TVP oglądało się w zeszły weekend. Tym bardziej, jeśli zgłębimy jeszcze zagadnienie naszej porzeczkowej przewagi nad starą Unią. „W Polsce w 2016 r. zebrano 131 tys. ton porzeczeka na drugim miejscu w Europie są Niemcy, ze zbiorami zaledwie 7 tys. ton”. I co nam może taki Timmermans! Nasi rządzący powinni częściej ładować baterie urażonej dumy porzeczkowym sokiem.

Ale żarty na bok. Czarna porzeczka nie czyni z nas tylko ilościowego hegemona, lecz jest biletem wstępu do klubu wielkich smaków Europy. Sezon się dopiero co skończył, więc jeszcze macie na podniebieniach tę jedyną w swoim rodzaju ozdrowieńczą cierpkość i lepką pektynę aromatycznych skórek. W winiarskiej terminologii rozpoznaje się jako „porzeczkowy” jeden z owocowych aspektów bordoskiego caberneta. Śmiem twierdzić, że to wielki zaszczyt dla wina, bo w dobrym soku z polskiej porzeczki jest więcej głębi i harmonijnej złożoności bodźców niż w niejednej butelce Chateau Snob-de-Pozer.

„Prezydent Korei Płd. zapowiada wygaszenie handlu psim mięsem” – czy w takim kontekście nasza likwidacja trójpodziału władz i pełzający autorytaryzm to naprawdę aż taki powód do wstydu? I jeszcze coś na poprawę samooceny: „Obecnie w Polsce funkcjonuje około 500 młynów, co daje nam drugie miejsce w Unii Europejskiej po Francji”. Bałbym się żyć w kraju, gdzie ludzie przestają piec sami chleb lub kupować go za rogiem, a mąka jest towarem z dalekiego importu. Może to prywatna obsesja, ale pachnie mi to apokalipsą.

Przy całej wdzięczności za codzienne perły wiedzy muszę jednak zaprotestować: skąd ten smutek, że wpisy o alkoholu powodują łagodzenie konfliktu? Przecież po to właśnie opatrzność wyposażyła nas w bezcenny produkt fermentacji. Bez Dionizjów nie byłoby Aten. Arystofanes mógł sobie pisać komedie o politycznym zastosowaniu wstrzemięźliwości płciowej (paru naszych herosów mogłoby u niego podpatrzeć, jak takie aluzje stosować dowcipnie, acz nie chamsko), ale zaniechać wina? Toż by to był natychmiastowy koniec demokracji. I dlatego martwię się, gdy pan Janusz donosi: „Produkcja wódki w Polsce w czerwcu 2017 roku spadła o 7,1 proc. wobec czerwca 2016 roku”.©℗

 

Kończy się powoli sezon na polną bazylię – trzeba rwać, bo już kwitnie i zaraz się zdegeneruje. To jest też ten moment, kiedy wstawiając do zamrażalnika nowo ukręcone pesto, odkrywamy ostatni słoiczek z zeszłego roku. Co z nim zrobić? Stare pesto brzydko brązowieje pod wpływem tlenu, kiedy dodamy je do makaronu. Można za to nim wzbogacić kruche ciasto, z którego zrobimy oryginalny spód na małe tarty. 200 g mąki ucieramy z 50 g masła w kawałkach, kiedy powstanie „piasek”, dodajemy 80 g pesto, szczyptę soli, ugniatamy szybko (dodając ewentualnie łyżkę zimnej wody, jeśli wyjdzie nam za ścisłe). Formujemy kulę, owijamy w folię, schładzamy. Potem wałkujemy na grubość 5 mm i wykładamy do małych foremek. Zapiekamy w 180 stopniach ok. 20 minut. Jako bazę do nadzienia proponuję ricottę rozrobioną z solą i paroma łyżkami oliwy. Można na to położyć np. pieczone buraki zalane octem balsamicznym i posypane rukolą. Albo zesmażony boczek i połówki moreli, uprzednio podpieczone z odrobiną cukru, pieprzu i kardamonu. Jeśli wolimy mieć jakiś farsz zapiekany na ciepło, to same foremki musimy piec krócej, ok. 10 minut.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2017