Ostatni taki serial

Epizody zamknięte w przestrzeni jednego mieszkania i korytarza w sypiącej się kamienicy, z obsadą rzadko przekraczającą dziesięć osób, były w stanie uchwycić prawdę o Polsce, która umykała kinu społecznemu i telewizyjnym magazynom reporterów.

06.12.2021

Czyta się kilka minut

Na planie świątecznego i noworocznego odcinka serialu „Świat według Kiepskich”, Wrocław, 2009 r.  Od lewej:  Ryszard Kotys (jako Marian Paździoch),  Marzena Kipiel-Sztuka (Halina Kiepska), Andrzej Grabowski (Ferdynand Kiepski), Barbara Mularczyk (Mariola  / Wojtek Wilczyński / Forum
Na planie świątecznego i noworocznego odcinka serialu „Świat według Kiepskich”, Wrocław, 2009 r. Od lewej: Ryszard Kotys (jako Marian Paździoch), Marzena Kipiel-Sztuka (Halina Kiepska), Andrzej Grabowski (Ferdynand Kiepski), Barbara Mularczyk (Mariola / Wojtek Wilczyński / Forum

Media obiegła informacja: Polsat planuje zakończenie emisji „Świata według Kiepskich”. Choć oficjalnego komunikatu na razie w tej sprawie brak, to widać, że seria wchodzi nieodwracalnie w fazę zmierzchu. Jej najnowszy, trzydziesty (!) sezon – serial nadawany jest w Polsacie od wiosny 1999 r. – miał dość słabą oglądalność. Średnio każdy odcinek przed telewizory przyciągał około 750 tys. widzów – najlepsze sezony gromadziły nawet 2,8 mln. Być może z tego powodu Polsat przeniósł ostatnie odcinki na środek nocy, co musiało jeszcze bardziej zmniejszyć widownię.

Oglądalność to nie jedyny problem „Kiepskich”. Z serialu w 2019 r. odeszli główni scenarzyści, którzy tworzyli pierwsze, najbardziej udane sezony. Pomału wykrusza się też oryginalna obsada. W 2007 r. zmarła Krystyna Feldman, odtwórczyni roli Babki Kiepskiej. W 2016 r. – Bohdan Smoleń, powracający w wielu odcinkach Listonosz Edzio. A w ostatnich dwóch latach zmarli Ryszard Kotys i Dariusz Gnatowski – znani całej Polsce jako sąsiedzi tytułowej rodziny, przedsiębiorczy i oszczędny do granic skąpstwa handlarz bielizną Marian Paździoch oraz Arnold Boczek – sympatyczny, nawet jeśli nieszczególnie rozgarnięty rzeźnik z piętra wyżej. Gnatowski i Kotys – ten ostatni w wyraźnie słabej formie – pojawiają się jeszcze w ostatnich odcinkach najnowszego sezonu, nie pojawią się w przyszłych – gdyby powstały.

Nawet jeśli najnowsze odcinki „Kiepskich” nie dorównują tym ze złotego wieku serialu, to ostateczne zniknięcie produkcji z ramówki zakończyłoby pewną epokę. Trudno wyobrazić sobie polską telewizję XXI wieku bez „Kiepskich”, więcej – nie da się pisać o polskiej kulturze tego okresu, nie wspominając o serialu. Jego twórcom udało się stworzyć syntetyczny portret współczesnej Polski i Polaków, jeden z niewielu, w którym przejrzeć się mogą wszyscy: z prawicy i z lewicy, z inteligencji i z klasy ludowej, z Polski wielkomiejskiej i z prowincji.

Między komuną a Europą

W filmie „Chinka” (1967) Jeana-Luca Godarda – błyskotliwym proroctwie klęski paryskiego Maja – jeden z bohaterów, radykalny student Guillaume, wygłasza wykład o początkach kina. Polemizuje z popularnym przekonaniem, że to bracia Lumière są ojcami „kina faktów”, a Georges Méliès „kina fikcji”. Jeśli przyjrzeć się bliżej – tłumaczy młody bohater – kino braci Lumière odtwarza przy pomocy kamery sposoby patrzenia na mieszczański świat wypracowany przez malarstwo impresjonistyczne, jest przedłużeniem XIX wieku, nie portretem wieku XX. Z kolei pozornie eskapistyczny Méliès wynajdując filmowe triki, inscenizując podróże na Księżyc, pokazuje prawdę o rodzącym się XX wieku – erze technicznych cudów i podróży kosmicznych.

Podobnie jest ze „Światem według Kiepskich”: sitcom zamknięty w przestrzeni jednego mieszkania i korytarza w sypiącej się wrocławskiej kamienicy, z obsadą rzadko przekraczającą dziesięć osób, był w stanie uchwycić prawdę o Polsce, która umykała kinu społecznemu, telenowelom dokumentalnym i telewizyjnym magazynom reporterów. Zwłaszcza o Polsce między 1999 a 2004 rokiem. Wtedy produkcja notuje najwyższą oglądalność, z tego okresu pochodzą najlepsze, najbardziej warte zapamiętania odcinki. 1999-2004 to okres między końcem transformacji a akcesją Polski do Unii Europejskiej. Rzeczpospolita pomału przestaje być państwem wychodzącym z komunizmu – mamy nową, w pełni demokratyczną konstytucję, transformacja gospodarcza jest już w zasadzie zakończona – ale ciągle czeka w przedsionku do sfery pokoju, stabilności i dobrobytu Unii Europejskiej.

Społecznie to trudny okres. Przełom XX i XXI wieku to rekordowa dziura budżetowa i bezrobocie, w latach 2002-04 dobijające nawet do 20 proc. Polityczne wahadło, po tym, gdy w 1997 r. wychyliło się w prawo, wychyla się w lewo w 2000 i 2001 r. – wracając znów na prawo w 2005 r., odsunie lewicę od władzy po dziś dzień. W 2001 r. symbolicznie schodzi ze sceny politycznej partia ojców polskich przemian, Unia Wolności, a do Sejmu po raz pierwszy wchodzi Samoobrona i Andrzej Lepper. Stary polityczny ład umiera, nowy rodzi się pomału i w chaosie.

Cały świat przedstawiony „Kiepskich” i zamieszkujące go postaci są nieodrodnym produktem tamtej Polski. Głowa rodziny Kiepskich, Ferdek, od lat nie ma pracy. Za komuny nalewał wodę z saturatora, transformacja i nowe realia ekonomiczne uczyniły jego pracę zbędną. Całymi dniami siedzi przed telewizorem z piwem w ręku. Żona, Halina, nieustannie przypomina mu, by „poszedł do pośredniaka”. Ferdek jednak doskonale wie, że nie ma po co tam iść. W jednym z odcinków, uniesiony urażoną dumą, udaje się w swoistą pielgrzymkę po kraju w poszukiwaniu pracy. Mężczyzna samotnie przemierzający Polskę za jakimkolwiek płatnym zajęciem staje się sensacją mediów i kłopotem dla polityków. W końcu, choć nie znalazł pracy, Ferdek może z tarczą wrócić do domu i powtórzyć swojej Halince to, co mówił jej zawsze: „W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem”.

Dominujący pod koniec lat 90. dyskurs o transformacji przedstawiał ją jako wielkie uwolnienie energii i gospodarności Polaków. „Kiepscy” pokazywali jedną z wielu rodzin, którą zakończona transformacja skazała na przymusową bezczynność – a przynajmniej jej męską „głowę”. Rynek po prostu „chwilowo nie potrzebuje” takich ludzi jak Ferdek, jeśli jego rodzina może przetrwać, to dzięki sektorowi publicznemu – wypracowanej w PRL emeryturze babki oraz pensji żony-pielęgniarki.

Sąsiad Ferdka, Marian Paździoch, pozornie jest zaprzeczeniem Kiepskiego. To człowiek, który skorzystał z otwarcia gospodarki, wziął sprawy w swoje ręce jako drobny prywatny przedsiębiorca. Jak wielokrotnie podkreśla, status człowieka interesu jest dla niego bardzo ważny, Ferdka uważa za „nieroba, alkoholika i pasożyta”. Jednocześnie w potransformacyjnym rozdaniu niewątpliwa przedsiębiorczość i pracowitość Paździocha nie przyniosły mu zbyt wiele. Tak jak bezrobotny Ferdek, mieszka w kamienicy z „prywatną publiczną toaletą” na korytarzu. W jednym z odcinków dowiadujemy się wprawdzie, że w piwnicy Paździocha piętrzą się stosy pieniędzy w różnych walutach, mała fortuna, która, gdyby wydostać ją na światło słoneczne, mogłaby umieścić sąsiada Kiepskich nawet na liście stu najbogatszych Polaków. „Niektórzy, żeby być, muszą mieć” – komentuje swój stan posiadania Paździoch. Ale jak to czasem w „Kiepskich” bywa, nie wiemy, co tu jest jawą, a co snem czy zmyśleniem – być może rulony banknotów to tylko fantazja Ferdka o nielubianym, skąpym i pełnym moralnej wyższości sąsiedzie.

Z głębi dziejów, z krain mrocznych

Przy tym typy ludzkie zaludniające kamienicę Kiepskich nie są wyłącznie tworami przełomu XX i XXI wieku, odbijają się w nich figury z całej polskiej historii. Cezary Michalski napisał prawie 20 lat temu tekst, w którym czytał pierwsze sezony „Kiepskich” w kluczu sarmatyzmu. Ferdek miałby być polskim typem szlacheckim przeniesionym do klasy ludowej i demokratycznego społeczeństwa wieku XX, próbującym zachować w nim swoją tożsamość i styl życia, tak jak polski szlachcic próbował to robić w zmieniającej się rzeczywistości po rozbiorach. Paździoch – współczesnym odpowiednikiem Polaka, który, poddawany presji przychodzącej z zachodu nowoczesności, przyjmuje ją i chce przy jej pomocy zmienić Polskę, tak by mogła skutecznie walczyć o swoje miejsce w rodzinie nowoczesnych narodów. Trochę jak młody Roman Dmowski, zanim do końca pochłonęły go antysemickie obsesje. Boczek z kolei jest w tej lekturze typem znanego z kart narodowej literatury pieczeniarza, zdeklasowanego szlachciury, pochlebstwem i politycznymi przysługami próbującego wychodzić sobie miejsce przy stołach znaczniejszych panów.

Te sarmackie tropy nasuwają się same, głównie za sprawą obsadzenia w roli Ferdynanda Andrzeja Grabowskiego – aktora znanego przed „Kiepskimi” z roli w teatralnej adaptacji „Opisu obyczajów” księdza Kitowicza, bezcennego zapisu obyczajowości szlacheckiej czasów saskich. Jednocześnie „Kiepscy” nie są tylko opowieścią o żywotności wzorca sarmackiego, jego demokratyzacji i zstąpieniu w klasy ludowe w PRL. W postaciach Kiepskich, Paździochów i Boczka mieszają się ze sobą bardzo różne kulturowe trendy i siły, nie tylko sarmackiej proweniencji. Kiepski jest tyleż współczesnym wcieleniem postaci z Kitowicza, co produktem PRL i historii polskich klas ludowych.

Z tych różnych historycznych tożsamości, kostiumów szlacheckich i ludowych bohaterowie Kiepskich próbują zbudować tożsamość odpowiadającą wyzwaniom XXI wieku. Podobnie jak całe polskie społeczeństwo na progu naszej akcesji do Europy. Ten proces negocjowania tożsamości jest w „Kiepskich” poplątany, odbywa się jak we mgle lub sennym widziadle, nieustannie rodzi komiczne konsekwencje.

W chyba najlepszym odcinku całej serii Ferdek dostaje list zapraszający go na zjazd rodzinny książąt Badziwiłłów. List nie precyzuje co prawda, w jakim celu, Kiepski dopowiada jednak sobie to, co nie zostało napisane: uznaje, że jego dziadek, który stracił pamięć w wypadku, był zaginionym księciem ze słynnego rodu. Przyjmuje więc swoje „arystokratyczne dziedzictwo”: pisze się „de Kiepski”, zaczyna grasejować, ubierać się i zachowywać jak hrabia z przedwojennego filmu. Jak się jednak okazuje, cierpiący na zanik pamięci przodek zajmował się w majątku książąt Badziwiłłów przerzucaniem gnoju, a Ferdek został zaproszony jako potomek dawnej służby – na zjeździe ma zresztą wystąpić w stroju swojego przodka. Arystokratyczne fantazje i pretensje Kiepskiego zostają brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością i prawdą o jego ludowym pochodzeniu. Wszystko to na dwie dekady przed obecnym „zwrotem ludowym” w polskiej historii i humanistyce.

Temat wypartej ludowości wraca zresztą w serialu. Głównie w motywie rodzin ze wsi – czy to samych Kiepskich, czy Boczka – które odwiedzają swoich miejskich krewnych sprawiając im szereg problemów. Rodzina ze wsi z jednej strony przypomina trochę wstydliwą wiejską przeszłość, z drugiej daje kontakt z żywą, zapominaną w miejskiej rzeczywistości tożsamością. Twórcy serialu nie uciekają jednak w fantazje o powrocie do „autentycznej”, wiejskiej, a przynajmniej prowincjonalnej tożsamości, do świata rodem z serialu „Ranczo” – „Kiepscy” pokazują, że Polska tożsamość na nowe stulecie musi się wykuć na miejskim bruku.

Ostatni taki most

Tadeusz Lubelski w eseju z książki „Kino polskie jako kino narodowe” stawia tezę, że jednym z ważnym gatunków, często pomijanych w dyskusjach o kinie narodowym, jest komedia. Lubelski przygląda się zwłaszcza komediom z okresu odwilży, takim jak „Ewa chce spać”, których głównym tematem jest ponowne zawiązanie narodowej wspólnoty po traumie wojennej i powojennej historii. W tym sensie „Kiepskich” można uznać za „sitcom narodowy”. Serial nieustannie stawia pytanie o możliwość złożenia wspólnoty, przemielonej przez polityczną i ekonomiczną transformację, nowe hierarchie społeczne, kulturowe, polityczne i inne podziały.

Wspólnota zamieszkująca kamienicę przy ulicy Ćwiartki 3/4 jest głęboko podzielona, wygląda, jakby miała się sobie rzucić do gardeł. Babka zwyczajowo nazywa Ferdka „kanalią”, Ferdek gardzi „Paździochem-mendą”. Obaj potrafią zawrzeć sojusz przeciw Boczkowi, który zamiast załatwiać się w swojej łazience, schodzi do „prywatnej publicznej toalety” piętro niżej. Mimo to wspólnota ta potrafi się zjednoczyć: w rytuałach alkoholowych, walce przeciw wspólnemu wrogowi czy przy okazji katolickich świąt.

Serial staje po stronie wspólnoty i solidarności z jej najsłabszymi członkami, przeciw egoistycznemu, aspiracyjnemu indywidualizmowi. W jednym z odcinków mieszkańcy kamienicy otrzymują listy informujące, że w ramach reprywatyzacji każda rodzina otrzymała jakiś kawałek kamienicy: toaletę, korytarz, klatkę schodową. Prowadzi to wyłącznie do chaosu i radykalnego pogorszenia jakości życia wszystkich. Kiepscy i ich sąsiedzi otrzymują w ten sposób cenną lekcję na temat wartości dóbr wspólnych, które nie powinny służyć prywatnym interesom. W innym odcinku unijni urzędnicy przybywają na Ćwiartki, by sprawdzić, na ile jej mieszkańcy pasują do europejskich norm. Jak łatwo zgadnąć, Ferdek nie pasuje wcale, biometryczna unijna bramka nie chce go wpuścić do wymarzonego raju pod dwunastoma złotymi gwiazdkami. Za głównym bohaterem serialu ujmuje się jednak cała wspólnota, nie chce wchodzić do Europy bez niego, nawet jeśli faktycznie jest „najsłabszym ogniwem”, opóźniającym upragnioną europeizację Polski.

Produkcja startowała w Polsacie, gdy na świecie rozpoczynał się złoty wiek telewizji, jakościowa rewolucja zmieniająca serialowe treści. „Kiepscy” z pewnością nie wyglądają jak produkcja po dobrej stronie tej zmiany. O „jakościach produkcyjnych” serialu lepiej nic nie mówić; na tle powstających w tym samym czasie, opartych na zachodnich formatach seriali TVN, sprzedających fantazje o życiu klasy średniej „jak na Zachodzie”, „Kiepscy” wyglądają niczym ubodzy krewni z głębokiej prowincji. Formuła sitcomu często rodzi sztampowe odcinki, oparte na przyciężkim humorze. A jednocześnie w odcinkach najlepszych ograniczenia tego typu produkcji działają cuda, zmieniają „Kiepskich” w teatr, gdzie w komicznych, wykoślawionych, surrealistycznych formach przegląda się Polska.

Tak skonstruowany serial potrafi docierać do bardzo różnej widowni: i tej ludowej, i tej najbardziej telewizyjnie wyrobionej. „Kiepscy” działają jak most sklejający różne telewizyjne widownie i różne Polski. Tę, która obok „Kiepskich” ogląda polskie telenowele, z tą, która w zasadzie porzuciła rodzime seriale na rzecz prezentujących najwyższy poziom artystyczny dzieł jakościowej telewizji, głównie ze Stanów. „Kiepscy” są chyba jedynym w tym wieku polskim serialem o tak wyraźnie „transklasowej” tożsamości i zasięgach. Nie widać tytułu, który mógłby go zastąpić w tej roli. Ostateczne zniknięcie serialu z polskiej telewizji byłoby symptomem coraz głębszej fragmentaryzacji telewizyjnej widowni, jej pękania wzdłuż linii kapitału kulturowego widzów.

I nie tylko wzdłuż nich – w Polsce wszystko pęka przecież wzdłuż podziałów politycznych, także telewizyjna rozrywka nie jest wolna od polaryzacji. Jak spekulowała prasa, przeniesienie emisji ostatnich odcinków serialu na późne godziny nocne mogło mieć związek z ich polityczną wymową. Konkretnie z odniesieniami do dyskusji o przyszłości Polski w Unii Europejskiej, obrony konstytucji, cenzury instytucji kultury i sztuki przez władzę. Polsat nie jest przecież telewizją najśmielszą w krytyce obecnej władzy.

W ostatnim odcinku zakończonego właśnie sezonu Paździochowa próbuje odebrać Boczkowi dostęp do toalety na jej piętrze, zirytowana tym, że sąsiad z góry spędza tam za dużo czasu. Kiepski zawiązuje Komitet Obrony Pana Boczka, który ma bronić toaletowych praw sąsiada z góry. Komitet przegrywa jednak walkę, w referendum mieszkańcy przegłosowują dożywotni zakaz korzystania przez Boczka z toalety. Wiecznie skłócona i godząca się ze sobą wspólnota z Ćwiartki tym razem nie wydaje się zdolna ostatecznie się skleić. Ferdek melancholijnie stwierdza podczas uroczystego opijania wyników referendum, że Boczek był, jaki był, ale był też jego przyjacielem i będzie mu go brakować.

Gdyby serial miał się skończyć na takim akcencie, byłoby to bardzo smutne, ale też jakoś prawdziwe, dotykające tego, co dzieje się we współczesnej Polsce. Bo być może nasza wspólnota tak popękała, że pogodzić nas już nie są w stanie nawet „Kiepscy”? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2021