Operacja Walkiria

W osobie pułkownika Clausa Grafa von Stauffenberga Hollywood odkrywa nowy wizerunek "dobrego Niemca".

03.02.2009

Czyta się kilka minut

Tom Cruise jako pułkownik Stauffenberg podczas walk w Afryce Północnej /fot. materiały dystrybutora /
Tom Cruise jako pułkownik Stauffenberg podczas walk w Afryce Północnej /fot. materiały dystrybutora /

Tom Cruise nie jest wybitnym aktorem. Ale jest supergwiazdą w międzynarodowym biznesie filmowym. Kiedyś ikona filmów akcji jak "Top Gun" czy "Mission Impossible", dziś wciela się w postać Clausa Grafa von Stauffenberga - niemieckiego arystokraty i pułkownika Wehrmachtu, który 20 lipca 1944 r. spróbował zabić Hitlera. W 70 lat po napaści Niemiec na Polskę, od czego rozpoczęła się II wojna światowa, Hollywood odkrywa nowy rodzaj "dobrego Niemca" - przerabiając skomplikowaną, mówiąc najogólniej, historię niemieckiego ruchu oporu na action thriller. Naiwny i pełen błędów historycznych.

Kostium bez charyzmy

Film "Operacja Walkiria" opowiada jedynie końcowy rozdział z pełnego punktów zwrotnych życia Clausa Grafa von Stauffenberga, zawodowego żołnierza z rocznika 1907, który do wojska wstąpił zaraz po maturze, w wieku 18 lat. Tymczasem film zaczyna się w roku 1943 w Afryce, gdzie Stauffenberg, już podpułkownik, walczy w szeregach Afrika Korps i zostaje ciężko ranny podczas alianckiego nalotu; traci oko, prawą dłoń i dwa palce lewej dłoni. Jako inwalida wojenny, awansowany w międzyczasie na pułkownika, hollywoodzki Stauffenberg wraca do sztabu Wehrmachtu do Berlina - i staje się niemal w ciągu jednej nocy przywódcą spisku przeciw Hitlerowi.

Od tego momentu na ekranie rozkręca się coś w rodzaju historycznej "Mission Impossible", mającej wcisnąć widza w fotel: energiczne kroki, błyskawicznie zmieniające się miejsca akcji, bombastyczna sceneria, animacje komputerowe i muzyka zagrażająca bębenkom usznym widza. Być może cały ten sztafaż ma przykryć wrażenie, że jako odtwórca głównej roli Cruise pozostaje niesłychanie blady. Wprawdzie wpasowuje się perfekcyjnie w kostium Stauffenberga - nosi czarną klapkę prawidłowo na lewym oku (w jednym z poprzednich filmów, produkcji niemieckiej, filmowy Stauffenberg założył klapkę na oko prawe), a mundur leży na nim jak ulał. Jednak Cruise nie potrafi wypełnić tego kostiumu charyzmą, którą - wedle relacji tych, którzy go znali - emanował prawdziwy Stauffenberg (bez niej nie zostałby jednym z przywódców spisku, w którym udział brali także generałowie). Tymczasem Stauffenberg w wykonaniu Cruise’a to człowiek bez właściwości.

Trzeba przyznać, że wiele filmowych scen ma walor niemal dokumentalny - np. te rozgrywające się w "Wilczym Szańcu" (kwaterze Hitlera koło Rastenburga, dziś Kętrzyna, gdzie podłożona przez Stauffenberga bomba zraniła führera) albo w berlińskim sztabie Armii Zapasowej (jej zadaniem było formowanie posiłków dla frontów). W zamierzeniach spiskowców sztab Armii Zapasowej miał stać się ośrodkiem koordynującym antynazistowski przewrót na terenie całej Rzeszy - i faktycznie był nim przez kilkanaście godzin, zanim nie został zdobyty przez jednostki wierne Hitlerowi. Mimo to w wielu innych miejscach thriller z Cruise’em-Stauffenbergiem nie tylko nie odpowiada faktom, ale prezentuje płaski, a po części także fałszywy obraz historii.

John Wayne z roku 1944

Oczywiście filmy fabularne to nie studia naukowe, scenarzysta musi mieć wolną rękę w przetwarzaniu historycznego materiału dla potrzeb kina. Gdy jednak twórcy filmu deklarują, że ich ambicją jest przedstawienie rzeczywistych wydarzeń, sami nakładają sobie ograniczenie: przy całej swobodzie interpretacji i doborze środków, nie mogą fałszować historii. Inaczej film nie tylko staje się nieuczciwy intelektualnie. Staje się też niebezpiecznym narzędziem, z racji oddziaływania na wyobraźnię masowej publiczności.

Z takim przypadkiem mamy tu do czynienia. "Z historycznego punktu widzenia ten film to porażka" - napisał krytyk dziennika "Die Welt". Ta ostra i trafna ocena wynika nie tylko z sumy pomniejszych niedokładności (np. w prezentowaniu generałów Wehrmachtu), lecz przede wszystkim z dwóch zasadniczych błędów w sposobie przedstawienia niemieckiego ruchu oporu. Najwyraźniej hollywoodzka fabryka snów chciała stworzyć dla Cruise’a postać bohatera bez skazy, po prostu "dobrego Niemca" - takiego Stauffenberga, który od początku ma jeden cel: zorganizować spisek przeciw Hitlerowi i zabić tyrana.

Jedno i drugie nie odpowiada historycznej prawdzie. Prawdziwy Stauffenberg nie zawsze był przeciwnikiem Hitlera. Był raczej typowym przedstawicielem pruskiej arystokracji, elitarnej i antydemokratycznej. Co więcej, na początku dał się porwać nazistowskim ideom. Jako 31-letni oficer uczestniczył w ataku na Polskę, z zaangażowaniem, jeśli nie entuzjazmem. W liście z frontu do żony określał Polaków - z poczuciem wyższości i rasistowskim zacięciem - jako "niesłychany motłoch. Bardzo wielu Żydów i bardzo wielu mieszańców. To naród, który dobrze czuje się pod batem. Tysiące jeńców, których wzięliśmy, dobrze zrobią naszemu rolnictwu".

W filmie nie znajdziemy jednak ani tych poglądów Stauffenberga, postaci skomplikowanej, ani jego wewnętrznej walki, która doprowadziła go w końcu do głębokiej przemiany: od zwolennika Hitlera do jego namiętnego przeciwnika. Cóż, bohaterowie ambiwalentni i refleksyjni nie pasują do szablonu "Top Gun". Hollywood potrzebuje ikon, które od początku wiedzą, co dobre, a co złe. Jak John Wayne czy dziś Tom Cruise.

Skoro o ikonach mowa: na tym polega drugi zasadniczy błąd historyczny "Operacji Walkiria". Cruise kreuje Stauffenberga na główną, jeśli nie jedyną siłę napędową ruchu oporu przeciw Hitlerowi. Na samotnego człowieka czynu; niemal wszyscy pozostali spiskowcy pokazani są jako wahający się biurokraci. Ale prawda wyglądała inaczej. Korzenie sprzeciwu wobec reżimu Hitlera - w Wehrmachcie i w konserwatywnych kręgach polityków, działaczy publicznych, intelektualistów - sięgają czasu jeszcze przed rokiem 1939; przedstawicielami tego nurtu byli np. generał Ludwig Beck czy burmistrz Lipska Carl Friedrich Goerdeler. Nad opracowaniem scenariuszy postępowania po usunięciu Hitlera pracowało wielu ludzi na długo przedtem, zanim Stauffenberg przystąpił do spisku.

Kolejny powrót historii

W Niemczech dyskusja o "Operacji Walkiria" zaczęła się na długo przed premierą. Jedni krytykowali, że to Cruise, prominentny członek "kościoła scjentologicznego", ma uosabiać niemieckiego bohatera. Amerykańska sekta działa aktywnie także w Niemczech, gdzie porusza się na granicy prawa i jest pod obserwacją Urzędu Ochrony Konstytucji. Inni cieszyli się, że film wyprodukowany przez Hollywood to, mimo mankamentów, szansa na międzynarodową promocję postaci Stauffenberga i "zrehabilitowanie" Niemców. Bo światowa gwiazda, jaką jest Cruise w roli Stauffenberga, "określi trwale wizerunek Niemiec w świecie na dziesięciolecia" - twierdziła "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".

Można wątpić: aby to osiągnąć, film musiałby być bardziej przekonujący. Jak? To pokazał np. Steven Spielberg w "Liście Schindlera", która bardziej nadawała się do pokazania Niemców nie tylko jako zbrodniarzy. Postać Oskara Schindlera, który robił interesy z nazistami, ale uratował ponad tysiąc ludzi, była niejednoznaczna - i przez to autentyczna.

Tymczasem "Operacja Walkiria" to dopiero początek. W kolejnych tygodniach i miesiącach na ekrany kin w USA i w Europie wejdą kolejne produkcje, amerykańskie, ale także niemieckie, opowiadające ponownie o Holokauście oraz II wojnie światowej i jej skutkach; pojawią się w nich także kolejni "dobrzy Niemcy". Na berlińskim festiwalu filmowym "Berlinale", który rusza 5 lutego, pokazane będą trzy takie obrazy. "Ein Leben für ein Leben" opowiada o żydowskim komiku, który przeżył obóz zagłady. "Nanking" to rzecz o niemieckim dyplomacie Johnie Rabe, który wystawiał paszporty Żydom. Zaś w filmie "Der Vorleser" (nakręconym wg bestsellera Bernharda Schlinka, z gwiazdą Kate Winslet w roli głównej) pewien niemiecki chłopak dowie się, że jego pierwsza miłość była w przeszłości brutalną strażniczką w obozie.

W marcu Niemcy będą mogli obejrzeć też "Defiance" ["Opór", w Polsce na ekranach od kilku tygodni - red.], gdzie aktualny James Bond, czyli Daniel Craig, dowodzi oddziałem żydowskich partyzantów na pograniczu polsko-białoruskim. W maju zaś pojawi się film "Der Junge im gestreiften Pyjama", w którym 9-letni syn komendanta kacetu zawrze przyjaźń z żydowskim więźniem-rówieśnikiem.

Tak dużo niemieckiej historii w międzynarodowym filmie akurat w 2009, tym "roku rocznic"? Być może. Ale na ten rok, dla Niemców także jubileuszowy - to 60. urodziny Republiki Federalnej (23 maja 1949 r.) i 20. rocznica upadku muru berlińskiego - przypada także 70. rocznica wybuchu II wojny światowej, rozpętanej przez Niemców. Mówi się, że przeszłość nigdy nie przemija do końca. A także że ten, kto traci pamięć historyczną, traci także przyszłość.

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2009