Operacja ratunkowa

To zapewne prawda, że dla Jarosława Kaczyńskiego premier Marcinkiewicz był zbyt samodzielny i zbyt popularny. Nie uzgodnił z prezesem PiS mianowania nowego ministra finansów. Nie uprzedził o rozmowie z Donaldem Tuskiem. Ale te zgrzyty nie były decydującą przyczyną dymisji premiera.

11.07.2006

Czyta się kilka minut

fot. W. Olkuśnik-Agencja Gazeta /
fot. W. Olkuśnik-Agencja Gazeta /

Marcinkiewicz lojalnie, choć z bólem, ustąpił ze stanowiska, ponieważ Jarosław Kaczyński postanowił zostać premierem. Ta decyzja wynika zaś z tych samych przesłanek, które skłoniły go do nieobjęcia stanowiska premiera na jesieni ubiegłego roku po wygranych przez PiS wyborach. Wówczas Jarosław Kaczyński nie ukrywał, że nie chce kierować rządem, by nie osłabiać w oczach opinii publicznej brata - prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Braterski tandem, zdaniem Jarosława, odbiłby się niekorzystnie na wizerunku Lecha jako głowy państwa. A to urząd prezydenta był priorytetem w strategii braci. Stąd pomysł z Marcinkiewiczem jako szefem rządu.

Początkowo wszystko szło w miarę pomyślnie, ale z czasem problemem stały się nie tyle medialne sukcesy premiera, co słabnące notowania i problemy prezydenta. Jego ewidentne potknięcia, bezradność, nieudolność tonącego w konfliktach najbliższego otoczenia, a nade wszystko niedostateczne wsparcie ze strony rządu i premiera - oto, co skłoniło, trochę wbrew sobie, Jarosława Kaczyńskiego do operacji ratunkowej na rzecz brata.

Nie przypadkiem przesilenie nastąpiło w sytuacji szczególnie trudnej dla prezydenta. Najprawdopodobniej Jarosław Kaczyński uznał, że rząd z premierem niedostatecznie wsparli prezydenta, nie potrafili go osłonić przed krytyką ani nawet zminimalizować wynikłych w ostatnich dniach strat prestiżowych. Co więcej, Marcinkiewicz nieznośnie błyszczał na tle coraz bardziej bladego prezydenta.

Stąd tak raptowna i w gruncie rzeczy desperacka decyzja, której nie mogli zrozumieć nawet politycy PiS. Jarosław Kaczyński w obronie brata rzuca na szalę wszystko, co ma, wiedząc, że każdy jego błąd będzie od teraz bezlitośnie wykorzystywany nie tylko przez przeciwników, ale także przez koalicjantów, którzy będą chcieli coś ugrać dla siebie, ale też zawsze gotowi są w razie porażek rządu skoczyć szefowi PiS do gardła. Kaczyński wie, że od dziś nie ma już nikogo w rezerwie, że ryzykuje wynik wyborów samorządowych, że zarówno notowania złotego, jak i PiS mogą teraz znacząco spaść.

Na krótką metę nowy premier zdyskontuje kapitał polityczny wypracowany przez Marcinkiewicza. Zapewne po raz kolejny będzie obiecywać, że to nowy początek i teraz dopiero będzie realizowany osławiony program PiS, może także - wobec zniknięcia jedynego już gwaranta stabilnej polityki gospodarczej, jakim był mimo wszystko Marcinkiewicz - wezwać na powrót na stanowisko wicepremiera i ministra finansów Zytę Gilowską. Będzie też wreszcie wiadomo, kto rzeczywiście i formalnie ponosi odpowiedzialność za państwo.

Nie zmienia to faktu, że przeskoczenie problemu, jakim będzie uchwalenie nowego budżetu, stanie się niezmiernie trudne i może oznaczać kres rządów PiS. Bo cóż zostanie z szumnych obietnic poszczególnych ministrów, że podniosą o 30 proc. płace w służbie zdrowia, znajdą w najbliższym czasie dodatkowe sześć miliardów złotych na podniesienie płac w policji, którą ponadto umundurują i lepiej wyszkolą, i jeszcze dadzą środki na liczebny (bo nie jakościowy) rozwój armii? Ludzi można zwodzić, ale do czasu. Być może już za kilka miesięcy rozlegnie się (także na prawicy) okrzyk: "Marcinkiewicz, wróć!". Choć taki powrót byłby łatwiejszy, gdyby Marcinkiewicz zdecydował się na dymisję w momencie wejścia do koalicji Romana Giertycha i Andrzej Leppera.

Prawdopodobnie jesteśmy świadkami początku końca nie tylko ery braci Kaczyńskich, ale też, miejmy nadzieję, anachronicznego sposobu myślenia o polityce i równie przestarzałych metod jej uprawiania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006