Oni (też) rządzą światem

Ich werdykty wstrząsają nie tylko rynkami, ale też rządami. Agencje ratingowe - prywatne firmy oceniające wiarygodność kredytową banków, przedsiębiorstw i krajów, w tym Polski - mają dziś większą władzę niż przywódca niejednego państwa.

19.07.2011

Czyta się kilka minut

Czy to możliwe, aby grupa ludzi niedysponujących żadną siłą polityczną, militarną czy gospodarczą, ludzi niemających nawet "twarzy", żadnych znanych nazwisk, zatrzęsła nie tylko rządami Irlandii czy Grecji, ale największą gospodarką świata, wprawiając w konsternację prezydenta USA?

Tak, to możliwe. Pod jednym wszakże warunkiem: że owi anonimowi sędziowie, analitycy rynków finansowych, kierujący bezlitośnie w dół swój (symboliczny) kciuk, występują pod szyldem instytucji, o których istnieniu większość Europejczyków i Amerykanów jeszcze niedawno nawet nie słyszała.

Nowi globalni gracze

Agencji ratingowych - bo o nich mowa - jest na świecie wiele. Ale liczą się trzy: Moody’s, Fitch oraz Standard & Poor’s (wszystkie mają siedziby w USA). Ich werdykty ważą dziś tyle samo, jeśli nawet nie więcej, co decyzje najważniejszych gremiów unijnych, zdolnych przecież puszczać w ruch setki miliardów euro. W minionym tygodniu, kolejnym nerwowym tygodniu dla polityków i rynków finansowych, agencje ratingowe znęcały się zwłaszcza nad Grecją (co nikogo nie dziwi), Irlandią (co jednak wywołało zdziwienie) i Stanami Zjednoczonymi (co uznano za precedens).

A przecież był to tylko kolejny tydzień, w którym pojęcie "agencja ratingowa" nie schodziło z nagłówków i z ust polityków. Od kiedy bowiem, począwszy od roku 2007, światem wstrząsają kolejne fale kryzysu - kryzysu finansowego, kryzysu strefy euro, teraz kryzysu budżetowego USA, gdzie dług publiczny sięgnął dozwolonego konstytucją poziomu 14,3 biliona dolarów - agencje ratingowe nieraz prezentowały swą siłę. Albo inaczej: swoją realną władzę. Koniec końców mającą, czy się to komuś podoba, czy nie, także skutki polityczne.

Czym są te nowe globalne "mocarstwa"? Co to za instytucje, którym coraz liczniejsi politycy, włącznie z unijnymi komisarzami, coraz częściej przypisują współwinę za fiasko "pakietów pomocowych" dla Greków czy Irlandczyków? Na czym polega ich siła?

Najprostsza definicja, encyklopedyczna: agencje ratingowe (zwane też kredytowymi; ang. credit rating agency) to prywatne firmy, zarabiające na wyrażaniu swojej opinii (jak same twierdzą) czy też na doradzaniu (jak twierdzą ich krytycy; czemu różnica w definicji jest ważna, o tym za chwilę). Na zlecenie inwestorów oceniają wiarygodność kredytową podmiotów działających na rynkach finansowych - firm, banków, państw. Swoje oceny formułują wedle wielostopniowej skali; tabela zaczyna się od AAA (ocena najwyższa: można mieć pewność, że dłużnik spłaci pożyczkę) do D (ocena najniższa: dłużnik jest niewypłacalny).

Poza odpowiedzialnością

Dlaczego agencje oceniają także państwa? Bo większość państw świata, w tym wszystkie na Zachodzie, funkcjonuje na rynku finansowym jako pożyczkobiorca (głównie przez sprzedaż obligacji). Z punktu widzenia inwestora, który rozważa ich zakup, obligacje - greckie, amerykańskie itd. - są takim samym papierem wartościowym jak np. akcje banku. Inwestor rozważa, czy proponowany przez Grecję procent jest adekwatny wobec ryzyka i czy warto zaryzykować, tj. czy Grecja kiedyś obligacje wykupi, z odsetkami. Jeśli agencja ratingowa obniży wiarygodność Grecji bądź Irlandii, uznając ich papiery za "śmieć" (junk) - tak stało się w minionych dniach - dla tych krajów ma to konkretne skutki: inwestorzy wstrzymują się z kupnem, trzeba podnosić oprocentowanie, koszt pożyczek rośnie.

Dlaczego werdykty agencji są tak ważne? Mówiąc najprościej: świat finansów jest coraz bardziej skomplikowany i osoby, które w bankach czy funduszach odpowiadają za lokowanie pieniędzy klientów, nawet jeśli są świetnie wykształcone i z doświadczeniem, nie mogą go ogarnąć. To niemożliwe. Potrzebują więc jasnych komunikatów od kogoś, kto zawodowo analizuje sytuację (nie tylko po to, by dobrze inwestować, ale też, by chronić swoje posady - tak działają korporacje...). Choć więc agencje ratingowe istnieją od ponad stu lat (w USA; w Europie pojawiły się dużo później), gwałtowny wzrost ich znaczenia datuje się dopiero na ostatnie lata - jako ściśle związany z globalizacją rynków finansowych.

Różnica w definicji, czym w istocie się one zajmują, jest istotna. Podczas procesów wytaczanych agencjom w USA i RFN sądy przychylały się do interpretacji, że nie mogą one odpowiadać za skutki błędnych ocen, gdyż były to opinie, a nie rekomendacje. Efekt tych wyroków był taki, że agencje ratingowe są bezkarne: nie ponoszą odpowiedzialności za skutki swych nawet najbardziej błędnych ocen - ani przed swymi klientami, ani przed tymi, których te oceny dotyczyły. A błędów było w ich historii niemało, w przeddzień kryzysu finansowego w USA agencje wystawiały wysokie noty funduszom, które za chwilę plajtowały. Z kolei w 2008 r. sektor bankowy Islandii znalazł się na krawędzi rozpadu; tymczasem kilka miesięcy wcześniej agencja Moody’s wystawiała islandzkim bankom notę AAA.

"Kartel trojga"

Jeśli ktoś potrzebuje dowodu, jak bardzo politycy największych potęg gospodarczych muszą liczyć się z opinią agencji, oto on: gdy wiosną unijni politycy powoływali Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (fundusz, który ma działać od 2013 r. i ratować upadające kraje), postanowili wyposażyć go w kapitał 700 mld euro - choć w ocenie ekonomistów starczyłoby 500 mld. Jednak chciano mieć pewność, że fundusz otrzyma od agencji najwyższą notę AAA.

Jak wielkim problemem dla świata polityki stały się agencje ratingowe i ich werdykty, widać było doskonale także w minionych dniach.

Kiedy agencja Moody’s ostrzegła - tak, takie słowo pojawiało się w komunikatach - iż może obniżyć wiarygodność kredytową USA, londyński "Times" spekulował, że mogłoby doprowadzić to do załamania na giełdach i nowego globalnego kryzysu. Największa gospodarka świata - na łasce nieznanych nikomu ludzi, kryjących się za marką Moody’s?!

Kiedy zaś agencje obniżyły ocenę papierów wartościowych Grecji i Irlandii do poziomu junk - pojawiły się też spekulacje, iż obniżona może zostać wiarygodność Włoch - politycy ze strefy euro nie tylko zarzucali (rytualnie) agencjom, że ponoszą współodpowiedzialność za eskalację kryzysu w "Eurolandzie".

Tym razem nerwy puściły: Michel Barnier, unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego zaproponował, by zakazać agencjom wydawania ocen wobec krajów, które otrzymują międzynarodową pomoc (jak Grecja). Podobną opinię wyraziła Christine Lagarde, dyrektor Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Natomiast unijna komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding zażądała po prostu "rozbicia agencji ratingowych". Jak? "Widzę dwie możliwości. Albo kraje G-20 uzgodnią wspólnie, że należy rozbić kartel trzech amerykańskich agencji, albo powinno się utworzyć niezależne agencje europejskie i azjatyckie". Nie może być tak, mówiła Reding, że "kartel trojga" decyduje o losie gospodarek całych państw.

Otwarte pozostaje tylko, jak Viviane Reding rozumie słowo "niezależne"? Bo nawet wielu z tych, którzy krytykują agencje ratingowe, przyznaje, że często są "tylko" heroldem przynoszącym złe wieści. Kimś, kto brutalnie mówi to, co politycy woleliby ubrać w sformułowania bardziej oględne.

***

A Polska? Mimo wysokiego długu publicznego Polska ma wysoką notę ratingową (A; to mniej niż AAA, ale i tak wysoko) - i można odnieść wrażenie, jakby znajdowała się dziś na marginesie zainteresowania agencji ratingowych. Co być może spowodowane jest również tym, że do strefy euro nie należymy i w najbliższej przyszłości należeć nie będziemy - przez co sytuujemy się w ogóle na marginesie europejskiej debaty wokół euro, kryzysu i jego skutków, także tych politycznych, np. dla przyszłej konstrukcji Unii. Nie zmienia tego - czy aby na pewno na szczęście? - nawet unijna prezydencja, sprawowana teraz przez Polskę.

Ale historia agencji ratingowych ostrzega, że spokój może być pozorny - tu wszystko może się zmienić, nawet z dnia na dzień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2011