Olsztyn: kobieta winną jest

Skrzywdzone przez prezydenta Małkowskiego kobiety zostały same: bez komitetu obrony, listów otwartych i intencji na niedzielnej Mszy. Od innych kobiet słyszą: suka nie da, to pies nie weźmie.

18.11.2008

Czyta się kilka minut

Seksaferę w olsztyńskim ratuszu ujawniła w styczniu "Rzeczpospolita". Białostocka prokuratura postawiła prezydentowi Olsztyna zarzuty dotyczące przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczaj-ności.

Prezydent Czesław Małkowski zapadł się pod ziemię. Nie udziela wywiadów - ze światem rozmawia za pomocą oświadczeń. Oświadcza: jestem niewinny; oskarżenia to polityczny spisek. Na prośbę o rozmowę stanowczy damski głos w domofonie odpowiada: "dziękujemy". Zamiast prezydenta chętnie wypowiadają się jego sąsiedzi: mieszkańcy gierkowskich bloków na olsztyńskich Nagórkach.

W sobotnie, przedreferendalne popołudnie między blokami kręci się kilka osób. Każdy wie, gdzie mieszka prezydent: o tam, druga klatka, pokazuje pani pod sklepem. Sto metrów od trzypiętrowego bloku przystaje pani Bożena, sprzątaczka szkolna po pięćdziesiątce. Postawi siatki na chodniku i chętnie opowie, jakim prezydent jest sympatycznym człowiekiem; jak kilka razy przyjechał do jej szkoły; jaki był miły i niczego w zamian nie chciał. Pani Bożenka wesprze jutro prezydenta głosem, bo kobiety, które go oskarżyły, zrobiły całej jego rodzinie świństwo. Zwłaszcza żonie.

Kilkadziesiąt metrów dalej idzie pani Krysia, lat około 40. Na referendum nie pójdzie, ale do Małkowskiego nic nie ma. Człowiek jest tylko człowiekiem i swoje słabości ma. A prezydent? Swój chłop, choć przecież nie bez wad.

Pani Marta, młoda dentystka, zagłosuje przeciw prezydentowi, ale nie z powodu jakichś tam molestowań. - Prawdy niby nie znamy, ale kobity wolną wolę miały. Mogły odmówić, tak czy nie? - pyta.

Dlaczego na Nagórkach bronią prezydenta (dzień później większość mieszkańców osiedla poprze go w referendum)? Czemu tak wielu olsztynianom nie przeszkadzają prokuratorskie zarzuty? Dlaczego jest wśród nich więcej kobiet niż mężczyzn?

Kobieta: prezydent molestował

- Bo to przeklęte miasto - odpowiada ze łzami w oczach pani Karolina (imię zmienione), jedna z kilku kobiet, które złożyły wniosek o ściganie prezydenta. Zadbana, w średnim wieku, bez śladu uśmiechu na twarzy - opowiada o tym, co zaszło w magistracie.

- Zaczęło się w 2003 r. Zwróciłam się pisemnie do prezydenta o bezpłatny urlop na wyjazd za granicę. Mój pracodawca bez wahania podpisał. Kiedy chciałam wyjść z gabinetu, usłyszałam: ale to będzie kosztować. Spojrzałam, uśmiechnęłam się i jeszcze raz podziękowałam. Prezydent zastawił mi wyjście, chwycił za ramiona, zaproponował "pocałunek z języczkiem". Zdecydowanym ruchem udało mi się temu zapobiec. Od tego momentu bałam się, że podobne sytuacje się powtórzą. Siedziałam w sąsiedztwie Małkowskiego, więc jak zostawaliśmy sami, obsługiwałam przedostatniego interesanta i kończyłam pracę. Były też inne sytuacje. Siadał na moim stole, przybliżał się i mówił: "Pani jest rozwiedziona, może byśmy tak razem spróbowali?".

Z oświadczenia prezydenta Małkowskiego: "Od kilku miesięcy jestem niszczony przez pełną zemsty politycznej machinę podstępu, kłamstwa i pomówień o czyny, których nie popełniłem. Zapewniam Państwa, że nie jestem przestępcą i malwersantem (...), a za osobisty błąd życiowy, wybaczony przez rodzinę, poniosłem już dotkliwą karę" (za "Rzeczpospolitą" z 14 listopada).

Pani Karolina: - Rozmawiałam też z innymi kobietami. Jedna opowiadała, jak składał jej ohydne propozycje. Inna, że musiała pół godziny zmywać z siebie brud, jakim ją prezydent "obdarzył". Osobiście krzywdy fizycznej nie dałam sobie nigdy wyrządzić, ale innych krzywd nie uniknęłam. Zostałam szybko zdegradowana, prezydent dwa razy próbował mnie zwolnić. Poza tym popsuł mi opinię. Na schodach słyszałam, że jestem nastojaszczą kurwą urzędową. Te wszystkie opinie strasznie mnie bolą.

Z oświadczenia: "Nie można było mnie pokonać w sposób cywilizowany, demokratyczny i dlatego zadano mnie i mojej rodzinie trudne do przeżycia cierpienia, zastosowano lincz polityczny i moralny".

Ulica: ona daje, to on bierze

Dzień przed referendum. Popołudnie, olsztyńska starówka.

Ania (uśmiechnięta, w kolorowej czapce, krótko po studiach) mówi o tym, co sądzi o aferze i molestowaniu: - Ludzie są chyba kompletnie nieświadomi. Skoro tyle jest oskarżających pań, to coś musi być na rzeczy. U nas w Polsce ludzie nie wiedzą, co to jest molestowanie. Nawet studenci nie mają świadomości. Jak rozmawiam z rówieśnikami, to większości te zarzuty nie przeszkadzają. Nawet taki żart funkcjonuje, że dzięki słynnemu stosunkowi prezydenta z podwładną na ratuszowej wieży Olsztyn został rozsławiony.

Pan Michał (emeryt, sprzedaje pod Wysoką Bramą kwiaty i książki): - Wiele ma zasług prezydent. Poza tym, jak tak stoję pod tą bramą, to on nieraz tu przechodzi. Porozmawia, spyta, jak idzie interes, kilka złotych wrzuci. A z tym molestowaniem jest różnie. Pracowałem dwadzieścia lat temu w "Stomilu" i mistrza zmiany posądzili. Młode były, a mistrz miał fundusz mistrzowski i na ten fundusz molestował. Nikt go wtedy za to nie skazał. A teraz? Molestowanie staje się coraz popularniejsze, tylko że większość jest zmyślona. Bo jak można kobietę molestować? Odda się, a potem ofiarę udaje.

Dwie energiczne emerytki, pani Gabriela i Teresa: - Dajcie spokój, jedna z tych niby pokrzywdzonych wzięła pieniądze, dom jej wybudował, a potem oszkalowała. Tyle lat je molestował? To czemu wcześniej się nie zgłosiły? Wszyscy znają to powiedzenie: jak suka nie da, to pies nie weźmie. A mężczyzna jak mężczyzna. Przystojny jest, nie ma co. Czy jest u nas problem z molestowaniem? Jest, w parkach, na ulicy ciemnej, co rusz się słyszy o jakichś gwałtach. Ale takie tam komplementy w pracy? Każda kobieta to lubi. Że ktoś dłużej rękę po pocałunku przytrzyma? Nie dajmy się zwariować. Żeby to molestowaniem nazwać, to trzeba mieć kosmate myśli.

Z internetowego forum olsztyńskiego dodatku "Gazety Wyborczej". Autor podpisujący się Troll bagienny: "Jeśli facet się do baby dobiera, a baba nie chce, to najpierw odmawia, potem używa sygnału głosowego (...), a na koniec wali w mordę. Ale jeśli już pani dała ciała, to trudno się zreflektować po wszystkim i mieć pretensje do całego świata - koleżanek, że nie widziały, męża, że się nie domyślił, faceta, że sobie użył".

Psycholog: wypieramy molestowanie

Jedna trzecia Polaków uważa, że molestowanie seksualne w pracy zdarza się w naszym kraju często lub bardzo często. Jedynie 6 proc. jest zdania, że mężczyźni na kierowniczych stanowiskach w ogóle nie wymuszają usług seksualnych (Badanie Instytutu Badawczego Pentor z 2006 r.).

Jednocześnie, jak mówią przedstawicielki organizacji kobiecych, gdy kobieta oskarża szefa, jesteśmy skłonni wierzyć jemu, nie jej. - Z takimi sytuacjami stykam się prawie codziennie - mówi Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet. - Jakiś czas temu była kobieta, która pracowała w fabryce i była molestowana przez szefa. Wszyscy o tym wiedzieli, ale tylko ona ujawniła. Reakcją były gesty poparcia dla mężczyzny i agresja w stosunku do kobiety. Szefa wspierała nawet jego żona.

- Wypieramy w Polsce seksualność - mówi Anna Harasimowicz, psycholog. - Wiele kobiet styka się z przejawami molestowania. Kiedy jedna z nich zdobywa się na odwagę, by o tym mówić, reakcją jest często agresja innych kobiet. O temacie, z którym nic się samemu nie zrobiło, nie chce się słyszeć, bo wtedy trzeba by samemu zacząć działać.

- Agresja - tłumaczy Harasimowicz - to zamiennik innych, silniejszych uczuć: bólu, smutku, strachu. Strach przed tym, co nam samym może się wydarzyć, sprawia, że wolimy mówić "same chciały, prowokowały, wyzywająco się ubierały". Gdyby się miało okazać, że tak nie jest, świat stałby się groźny. Bagatelizowanie problemu molestowania to swoista ochrona przed groźnym światem.

Organizacje pozarządowe: zawiedliśmy

Pani Karolina: - Dlaczego zgłosiłam się do prokuratury tak późno? Wcześniej prosiłam o pomoc miejscowych polityków, ale bez skutku. Polityk to był dla mnie ktoś, kto jest silny i może coś zrobić. Sprawy oficjalnie nie zgłaszałam, bo bałam się, że i tak mi nikt nie uwierzy. Byłam sama, dokładnie tak jak dziś. Żadna organizacja się do mnie nie zgłosiła. Nikt nie zadzwonił, nie zapytał, nie zaproponował pomocy.

O bierności lokalnych organizacji mówią też posłanki ziemi olsztyńskiej. - Nie było tu kampanii społecznych, namawiających kobiety, by poszły do referendum i zaprotestowały - mówi Lidia Staroń z PO. - Lokalne organizacje się skompromitowały - dodaje Iwona Arent z PiS. - Do pokrzywdzonych pań nikt nie próbował się nawet dodzwonić.

Piszący o seksaferze dziennikarz olsztyńskiego dodatku "Gazety Wyborczej" Tomasz Kurs: - Olsztyn ujawnił swoją zaściankowość. Organizacji specjalizujących się w tego typu pomocy prawie nie ma, a jak są, nie interesują się zbytnio problemami kobiet. Pokrzywdzone panie zostały same: tylko politycy, gdy zbliżało się referendum, mówili o ich losie.

Przedstawicielka jednej z olsztyńskich organizacji kobiecych (chcąca zachować anonimowość): - Zajmujemy się ekonomiczną aktywizacją kobiet, nie sprawami obyczajowymi. A w ogóle to cała sprawa została w Olsztynie za bardzo rozdmuchana. Tymczasem wiarygodność oskarżających pań jest niepewna.

Monika Falej z olsztyńskiej Inicjatywy Kobiet Aktywnych przyznaje: - Zawiedliśmy. To dla mnie lekcja na przyszłość. Ale trzeba też powiedzieć, że zawiodła cała społeczność. Lokalne media również. To była nasza wspólna bierność.

W obronie kobiet nie odezwały się lokalne autorytety (choć takie głosy w obronie prezydenta były), w lokalnych gazetach nie podpisywano listów otwartych (choć prezydenta popierali miejscowi artyści, naukowcy i przedstawiciele Kościoła), w tutejszych kościołach nie było Mszy świętej w intencji kobiet (choć Msza w intencji prezydenta była).

Kościół: sprawa brukowa

Pani Karolina: - Kościół olsztyński nam nie pomógł. Pamiętam łzy i bezradność, kiedy poszłam do jednego z proboszczów. Bez efektu. Potem widziałam go w towarzystwie prezydenta. Arcybiskup z kolei mówił, że molestowanie to amerykański wymysł. Mam do księży żal, bo moim zdaniem rozreklamowali zło. Nawet po kolędzie chodzili i namawiali do poparcia prezydenta.

W Olsztynie do dziś wspomina się Mszę w intencji prezydenta Małkowskiego w katedrze św. Jakuba. Ksiądz proboszcz Andrzej Lesiński apelował, by "głos sumienia nie został zagłuszony wrzaskiem tłumu" (cytat za olsztyńską "GW").

Wkrótce po Mszy nabożeństwo w intencji poszkodowanych kobiet chciała zamówić Teresa Rokicka-Morabet, prezes pobliskiej spółdzielni mieszkaniowej. - Odmówiono mi - wspomina. - Ksiądz powiedział, że słyszy w moim głosie agresję i nie ma o czym mówić.

Jak mówi Tomasz Kurs, inicjatywę można było odebrać jako prowokacyjną, trudno się więc dziwić, że proboszcz intencji nie przyjął, jednak niezręczna sytuacja zaczęła się od Mszy za prezydenta.

Ks. Andrzej Lesiński o sprawie nie chce rozmawiać. - Wszystko przedstawiono fałszywie i kłamliwie - ucina.

Iwona Arent z PiS: - Przykro mi to mówić, ale niektórzy przedstawiciele Kościoła zawiedli. My, olsztynianie, wiemy dlaczego. Pan prezydent szukał od dawna poklasku u hierarchów. Zaprzyjaźnił się z nimi i hojnie Kościół obdarowywał.

Tomasz Kurs: - Kościół w końcu odciął się od Małkowskiego. Padły słowa, że nie można niczego rozstrzygać. Ale wśród obywateli miasta pozostało od lat budowane wrażenie, że instytucja popiera prezydenta i się z nim przyjaźni, że prezydent jest nadczłowiekiem i nie dotyczy go szóste przykazanie, że Kościół mu zaskakująco szybko przebaczył, bo coś raz, drugi ufundował i przywiózł różańce z Watykanu.

Arcybiskup Wojciech Ziemba, metropolita warmiński, o sprawie nie chce rozmawiać. - To są sprawy brukowe, Kościół nie powinien o nich mówić. Wszystkie doniesienia pochodzą z publikacji, a wiadomo, jakie te publikacje są. Co do Mszy za prezydenta, skoro proboszcz ją odprawił, widocznie miał powód.

Olsztyn: odwołać, ale kobiety też winne

Referendalna niedziela, w centrum Olsztyna większy ruch niż w przeddzień. O głosowaniu przypominają obdarte plakaty na płotach. W siedzibie komisji w SP nr 2, blisko ratusza, po południu coraz większy ruch. Pani Renata (w średnim wieku) właśnie zagłosowała za odwołaniem prezydenta. - Skoro już wydano na referendum nasze pieniądze, trzeba prezydenta odwołać - mówi. - Osoba na takim stanowisku powinna zachowywać się godnie. Skrzywdził wiele osób.

Pan Marcin (młody pracownik naukowy) był za prezydentem, bo prezydent wspierał kulturę, pomógł w wydaniu monografii o Olsztynie. Zarzuty obyczajowe? - Wmanewrowali go. A kobiety - może lubiły być poklepywane? - zastanawia się.

Pani Honorata (rodowita olsztynianka, emerytowany pedagog): - Byłam za odwołaniem, ale sprawy obyczajowe mnie nie obchodzą. Jeśli te panie to z nim robiły, nie powinny teraz o tym mówić. Milczeć powinny. Idzie o to, że nic się w tym naszym Olsztynie nie dzieje. Do czego to doszło, że Olsztyn basenu dobrego nie ma, a Ostróda ma nawet Aquapark!

PS. Olsztynianie odwołali prezydenta Małkowskiego. Za pozostawieniem go na stanowisku głosowało ponad 40 proc. mieszkańców. Jak wynika z przeprowadzonego przed referendum sondażu SMG/KRC (grupa reprezentatywna 502 mieszkańców), gdyby wybór zależał tylko od kobiet, Czesław Małkowski zachowałby urząd.

Współpraca: Rafał Lachowicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008