Oddawanie pola

Czterysta tysięcy gospodarstw obsiewa polskie pola i wypasa bydło na polskich łąkach. Dużo to czy mało? Prościej będzie stwierdzić, że to prawie trzy razy mniej, niż obejmuje lista formalnych beneficjentów dopłat bezpośrednich ze Wspólnej Polityki Rolnej (WPR).

31.05.2021

Czyta się kilka minut

 / FRANS ROMBOUT / ADOBE STOCK
/ FRANS ROMBOUT / ADOBE STOCK

Sucha więc liczba nabrzmiewa gniewem – jeśli jest bowiem prawdziwa, mamy prawie milion martwych księgowych dusz, ludzi pobierających nienależne pieniądze z racji tylko tego, że mają jakieś hektary, choć jeśli zapytać ich o uprawy, to ostatnio podlewali pelargonie na tarasie.

Tak twierdzi europoseł ludowców Jarosław Kalinowski w liście do premiera. Wskazuje przy tym na wiele patologii takiej sytuacji. Bo jeśli pewną część ziemi rolnicy dzierżawią na czarno od właścicieli, to nie tylko nie dostaje im się należna subwencja – która powinna wspierać uprawę, a nie fakt własności – ale tracą dostęp do innych programów pomocowych czy możliwości ubezpieczenia. Pan poseł i eksminister chce, aby polski rząd wziął się za stworzenie porządnej i wąskiej definicji „rolnika aktywnego zawodowo”.

Kto to jest rolnik? W mitologiach i świętych księgach znanych nam cywilizacji występuje zazwyczaj obok kapłana czy wojownika na samym szczycie drabiny ludzkich zajęć. Po co komu na świecie i co robią brand manager albo influencer – o tym można w sposób niebłahy dyskutować. Z rolnikiem tak nie jest. Nawet w warunkach dzisiejszego Zachodu, gdzie większość z nas może spędzić nawet i pół żywota, nie widząc z bliska, jak przebiega młócka lub wykopki, zdefiniowanie, kto jest, a kto nie jest rolnikiem, pozostaje poza obszarem językowych stref szarości.

Powiecie, że to typowe, iż instytucje państwa (a tym bardziej unijnego ponadpaństwa) pędzą swój samoistny byt w innym wymiarze rzeczywistości, muszą zatem tworzyć własny język, tylko częściowo styczny z naturalnym. Zgoda, ja też pamiętam ze szkoły ten dowcip oddający w dwóch linijkach istotę wojskowej mentalności: „pies bojowy składa się z linki prowadzącej i psa właściwego”. Ale różnica między rolnikiem właściwym a rolnikiem aktywnym to coś więcej niż żałosny przykład unijnej nowomowy. Jeśli już osiem lat trwa wojna w instytucjach o to, by przyjąć wspólną definicję „aktywnego”, to dlatego, że idzie za tym dostęp do ok. 50 mld euro rocznie.

Mniejsza o prehistorię – czyli o pytanie, skąd się wzięła unijna polityka rolna i czy naprawdę kiedyś służyła ochronie autentycznych społeczności rolniczych czujących na plecach oddech rynku, na którym duży zjada małego. Jak wiedzą fani cyklu o Mikołajku, wczesne lata 60. we Francji wyglądały pod wieloma względami w sposób dziś nieakceptowalny, zwłaszcza jeśli się było kobietą lub dzieckiem (albo imigrantem z Algierii – pamiętacie może jakiegoś z książki? Nie? Otóż właśnie). Ale godność (a także siła głosu) rolnika stała jednak wysoko.

Dziś jednak WPR służy głównie obłudnemu kupowaniu głosów ludzi, którzy są czuli na rzewne hasełka o rolniczym trudzie. Lwia część pieniędzy ląduje na kontach wielkiego agrobiznesu, nawet krztynę niepachnącego sianem, oborą – czy rzepakiem, który tak dobrze się sprawdza jako tło na plakatach wszelkiej maści „ludowców”. Dziś pan europoseł bije się listownie o dobro prawdziwego polskiego chłopa, ale polityka rolna PiS-u sprawnie idzie w kierunku, jaki poprzednio wytyczyła jego partia, dbając o to, by unijne pieniądze i przemodelowany pod Unię system prawny przysłużył się przede wszystkim wielkim graczom, polskim i cudzoziemskim.

Jednym z grzechów ośmioletniej kadencji PO było oddanie w pacht PSL-owi wszystkiego, co ważne dla wsi w szczególnym okresie zmian. W ten sposób bez próby najmniejszej choćby korekty przeflancowano najbardziej spaczone unijne mechanizmy. Także wcześniej ludowcy bywali zbawienni dla systemu partyjnego, bo stabilizowali go na różnych zakrętach, ale w zamian mieli wolną rękę w modelowaniu finansów wsi w interesie swej prawdziwej bazy: przedsiębiorców spożywczych i wszelkiej maści chłopów z Marszałkowskiej. Podobnie może być i w następnym rozdaniu, kiedy do gry wejdzie projekt budowania wokół tej partii jakowejś nowej „chadecji”.

Kolejne negocjacje wokół przyszłości WPR właśnie się kończą. Co z nich wyniknie? Czy Warszawa odda nieco pola i zawęzi kryteria określania „aktywnego rolnika”? Coś może drgnie, ale kierunek jest, niestety, wciąż zły. W wielu innych dziedzinach można zignorować głupie lub niesprawiedliwe państwo czy obsiadłą przez lobbystów Unię. Jeść jednak trzeba, nasze biedne żołądki będą więc – by użyć urzędowego eufemizmu – coraz mniej właściwe, a coraz bardziej aktywne. ©℗

 

Nie wszystko jest polityczne! Kłopoty z trawieniem i uczulenia to nie tylko wynik tego, że jemy coraz więcej rzeczy, które z racji spaczonego rynku tylko z nazwy przypominają chleb, owoce czy nabiał. Jedna z moich latorośli ma problem z cukrem, choć od kołyski starałem się ją karmić jak najprościej. Swoją potrzebę słodyczy zaspokaja za to daktylami – zwłaszcza tymi bardziej „mokrymi” odmiany mozafati – i ostatnio zrobiłem na jej cześć takie ciasto: moczymy ok. 100 g rodzynek w paru łyżkach soku tłoczonego z jabłek. 250 g daktyli pozbawiamy pestek i miksujemy z ok. 100 ml soku jabłkowego i łyżką miodu oraz taką ilością letniej wody, by uzyskać krem o konsystencji miękkiego masła. Dodajemy namoczone rodzynki, 250 g mąki kukurydzianej i 100 g siekanych migdałów. Wykładamy do średniej tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy ok. 40-50 minut w 180 stopniach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021