Felieton Pawła Bravo: Rzecz w paszy

Wojenna sytuacja jasno pokazała, że Zachód jest, owszem, przywiązany do wartości demokracji i rządów prawa, ale w równym stopniu pozostaje przywiązany do kaloryfera.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

 / HANDMADEPICTURES / ADOBE STOCK
/ HANDMADEPICTURES / ADOBE STOCK

Pięć i pół gigawata to moc gotowych do postawienia elektrowni wiatrowych i słonecznych, którym włoski rząd obiecał przyspieszyć biurokratyczną mitręgę. A mógł obiecać, bo nadał sobie w ramach ichniejszego krajowego planu odbudowy takie prerogatywy przy wszelkich zielonych projektach. Na drodze stanęła jednak konstytucja, a konkretnie osobny artykuł o ochronie dziedzictwa artystycznego oraz krajobrazu, na który powołuje się minister kultury, aby przetrzymywać na swoim biurku papiery. Nie będą panele szpecić zabytkowych miejskich dachów mieniących się setką odcieni czerwieni, różu, umbry i palonej sjeny. Nie będą wiatrakowe słupy czynić konkurencji cyprysom i dzwonnicom w nadawaniu rytmu, ach, jakże powabnym liniom pagórków.

Te gigawaty zawieszone w imię piękna to całkiem sporo, zważywszy, że Włochy potrzebują co rok dodać ich osiem, żeby osiągnąć cele neutralności z Zielonego Ładu. Do niedawna to był tylko zabawny, marginalny przykład tego, że promotorzy karkołomnej transformacji energetycznej nie biorą pod uwagę, jak bardzo oporna jest rzeczywistość i jak gęsta sieć przepisów, które musi przeciąć wektor zmian. Od kiedy jednak każde alternatywne wobec gazu źródło energii stało się narzędziem obrony przed rosyjskim Mordorem, troska o każdą średniowieczną dachóweczkę nabrała innego ciężaru.

Wojenna sytuacja jasno pokazała, że Zachód jest, owszem, przywiązany do wartości demokracji i rządów prawa, ale w równym stopniu pozostaje przywiązany do kaloryfera. A zielony wytrych do tych kajdanek nie zadziała dość szybko, nawet w kraju takim jak Niemcy, któremu wiatraki i panele jakoś nie szkodzą na urodę. I dlatego słychać stamtąd jakże starannie policzone co do eurocenta argumenty na rzecz tego, żeby z gazem rozstawać się jak najwolniej, przy których problemy Włochów z pejzażem wydają się zaiste błahe.

W każdym razie, jeśli zaczną oni serio rozwijać odnawialne źródła energii, to będzie to uboczny skutek strachu przed Rosją, a nie troski o ochronę planety przed katastrofą klimatyczną. Ale nie w każdym aspekcie wojna służy Zielonemu Ładowi. Jeszcze nie sposób oszacować konsekwencji, jakie będzie miało odcięcie od naszych rynków dwóch kluczowych producentów pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika (Ukraina nie ma teraz możliwości eksportowania czegokolwiek, no i nie wiadomo, co będzie z wiosennym zasiewem, Rosja z kolei objęta jest sankcjami), ale organizacje dbające o dobrostan europejskiego agrobiznesu już ruszyły do działania. Jest świetna okazja, by mocno ociosać strategię „od pola do stołu” i inne kłopotliwe dla przemysłowego rolnictwa elementy Zielonego Ładu.

„Jeśli bezpieczeństwo żywnościowe jest zagrożone, musimy spojrzeć ponownie na wyznaczone cele, a być może je poprawić” – orzekł unijny komisarz rolny Janusz Wojciechowski. Rzecz może w pierwszym rzędzie dotyczyć limitów stosowania pestycydów, procenta obowiązkowych upraw organicznych oraz nakazu utrzymywania części ziemi ornej odłogiem dla zachowania bioróżnorodności.

Europa, twierdzą zwłaszcza francuscy politycy, musi dążyć do suwerenności żywnościowej. Dowcip polega na tym, że – czego już tak głośno politycy i komisarze w telewizji nie powiedzą – to nie jest bezpieczeństwo rozumiane tak, jak je naiwnie pojmujemy: żeby nam starczyło mąki na chleb i ziemniaków do zupy. Podstawowych zbóż i tłuszczów roślinnych przeciętnemu Europejczykowi nie zabraknie, a zwyżkę ich cen powinno się dać zrównoważyć pieniędzmi, które nie rozbiją równowagi budżetowej. Zagrożone są natomiast, i to poważnie, pasze dla europejskich zwierząt. Czyli fundament potężnej branży, jaką jest eksport żywności, a ściślej – eksport mięsa i nabiału. Bo to w serach, szynkach i pasztetach Europa jest światową potęgą, a nie w dziedzinie kaszy czy gruszek. To te odzwierzęce gałęzie produkcji są najbardziej rentowne, choć spora część świata nie ma okazji docenić, jak wspaniałą jest rzeczą szynka parmeńska i camembert z surowego mleka.

A może właśnie nadarza się – mimowolnie – okazja, żeby radykalnie zmniejszyć skalę hodowli (a także często, choć nie zawsze, cierpienia) świń, krów i ptactwa? Skoro pod wpływem wojennego szoku wszystko może ulec przewartościowaniu, to czemu nie rola hodowli dla tożsamości rolnictwa, zwłaszcza że straciło ono już dawno cnotę, której szukano na wsi od czasów starożytnych? Aktywiści na rzecz diety roślinnej, obawiam się, zaraz wsiądą na tego konia i zaczną zrażać wszystkich dookoła swoją zazwyczaj wyższościową narracją. I skończy się tym, że prędzej Niemcy zbudują pięć nowych siłowni atomowych, Włosi zaś okleją panelami Koloseum, niż jedni czy drudzy dadzą sobie zamknąć choćby jedną chlewnię. ©℗

Oto jeden z bardziej sycących, dobrych na chłody makaronów, którego nie byłoby bez mięsa i nabiału – penne al baffo, czyli „wąsate”, bo po zjedzeniu trzeba dobrze wytrzeć usta. Kroimy w drobne paseczki 100 g szynki gotowanej (unikamy mocno wędzonej, powinna to być bardzo łagodna potrawa). Jeśli mamy pod ręką, to możemy częściowo zamienić ją na suszoną (parmeńską, San Daniele, serrano itd.). Podsmażamy szynkę przez minutę na dużej patelni na 4 łyżkach oliwy, zmniejszamy ogień i dodajemy powoli ok. 250 ml śmietanki kremówki, ciągle mieszając, a potem jeszcze kilka łyżek przecieru pomidorowego (sos powinien się zrobić bladoróżowy, jak stara toskańska dachówka). Dusimy na minimalnym ogniu 10 minut. Przerzucamy na patelnię ugotowany krótki makaron (300 g na 4 osoby), łączymy z sosem na ciepło, posypujemy szczodrze siekaną natką pietruszki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Rzecz w paszy