Obsesje

Jeśli komuś wydawało się, że byliśmy już na dnie niemądrych wypowiedzi polskich biskupów – parę dni temu mógł usłyszeć pukanie od spodu w to dno.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Komunikat wydany po zebraniu Rady Biskupów Diecezjalnych, wyrażający solidarność z abp. Jędraszewskim i informujący, że biskupi „modlili się za tych, którzy stają się pierwszymi ofiarami ideologii LGBT” (każdy z nas z pewnością widział te hordy osób homoseksualnych i transpłciowych atakujących piesze pielgrzymki, upuszczających krew pochwyconym niecnie ministrantom i rozbijających zebrania Kół Żywego Różańca), był tylko jednym z dowodów na to, że nasi hierarchowie, broniąc się przed zarzutami o kunktatorstwo w sprawie wyjaśniania skandali pedofilskich, przyjęli linię obrony właściwą emocjonalności przedszkolaka. Opowiedzieli sobie bajkę, w której to oni obsadzili się w roli ofiar, następnie sami głęboko w nią uwierzyli, po czym uronili szczerą modlitewną łzę nad swoim ciężkim losem.

Nieszczęścia zwykły chodzić parami, obradujący na Jasnej Górze szefowie diecezji wydali więc też i drugi dokument: „Stanowisko biskupów diecezjalnych w sprawie aktów przemocy motywowanych nienawiścią wobec Kościoła katolickiego i jego wiernych”. Daje on czytelnikom nie tylko szansę na uzupełnienie wiedzy w zakresie filozofii sztuki, nauczanie której okazuje się być jedną z biskupich kompetencji („Wypełniając powierzone nam nauczycielskie zadanie w Kościele, przypominamy, że miejsca, obrzędy i obrazy święte nawet w zakresie twórczości artystycznej nie są wyrazem tzw. wolności artystycznej, rozumianej jako zupełna dowolność twórcy w przedstawianiu i interpretowaniu znaków świętych, zgodnie z własnym poczuciem estetyki lub subiektywną wyobraźnią artystyczną, która bywa także poruszana motywacją ideologiczną” – konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co w tym zdaniu się rozchodzi). Zawiera też coś, z czego niepodobna się już nabijać. Policzek wymierzony wszystkim chrześcijanom, którzy doświadczają dziś realnych prześladowań: tracą szanse, pracę, majątek, życie.

Rozumiem, że nie każdy z biskupów diecezjalnych miał w życiu okazję być w północnej Nigerii, Syrii, Iraku czy Arabii Saudyjskiej, ale każdy z nich ma dziś u siebie w kurii internet. Dalibóg nie wiem, jak będąc biskupem w kraju, w którym katolicyzm ma się jak pączek w maśle, Kościół idzie ramię w ramię z potężną partią rządzącą i cieszy się niemożliwymi do wyobrażenia nigdzie na świecie (poza Watykanem) przywilejami, można w ogóle pisać, że apeluje się „o podjęcie kroków prawnych lub innych, które skutecznie zapewnią realizowanie wolności religijnej i sprawią, że Kościół katolicki w Polsce będzie mógł bez przeszkód nieść orędzie Chrystusa i wypełniać swoją misję”. Jak będzie można po tym, na Bożym sądzie, spojrzeć w twarz 170 tysiącom chrześcijan, którzy każdego roku na świecie tracą życie ze względu na Chrystusa, podczas gdy w Polsce jedynym prześladowaniem, jakie może dotknąć katolika, jest ukłucie w sercu, gdy ktoś pomaże coś po świętej ikonie, bo wpadło mu do głowy, że w tak głupi sposób najlepiej wyraża się swoje sprzeczne z kościelnymi poglądy?

Znam osobiście nie jednego, ale wielu polskich biskupów. To pozwala mi zakładać, że niejeden z nich pukał się w myśli w głowę, gdy słuchał niektórych słów z obu dokumentów. Dlaczego nie zaprotestowali? W imię jakiej jedności, lojalności, wobec kogo stchórzyli? Który to już raz usłyszę później w prywatnej rozmowie: „Ma pan rację. Tak jest. Dobrze pan powiedział”? Tylko czy to moim zadaniem i innych oburzonych dziś świeckich jest bycie ich ustami? Skoro otrzymali od Boga pełnię kapłaństwa, dlaczego wciąż jest w niej miejsce na lęk?

Pogodziłem się już z wielokrotnie wyrażaną i tu myślą: polski Episkopat ze ślepą konsekwencją prowadzi Kościół instytucjonalny w Polsce, w formie jaką znamy, do upadku. I chyba coraz mniej we mnie zapału do tego, by komuś, kto tak się uparł, by wszystko zniszczyć, przeszkadzać. Oczywiście, że jest tu też nadzieja. Bo Kościół jako taki przetrwa. Odrodzi się z małych, żywych wspólnot, parafii, rodzin, dzieł miłosierdzia, grup, które oprą się politycznym i ideologicznym obsesjom pasterzy.

Wielu moich znajomych deklaruje dziś, że na znak protestu przestaje łożyć na tacę, a środki wpłaci wprost na sensowne dzieła prowadzone przez Kościół, bo nie chce mieć poczucia, że współpłaci za bzdury takie, jak te cytowane powyżej, chce powiedzieć tym gestem: „nie w moim imieniu”, skoro nie może zrobić nic więcej. Doskonale ich rozumiem, choć ja mam z tą formułą protestu taki kłopot, że przecież banknot kładziony na tacę nie jest opłatą za usługę, lecz ofiarą, ekwiwalentem mojego czasu (poświęconego na pracę), który dołączam do składanych na ołtarzu płodów ziemi, chleba i wina – to coś o dużo większym znaczeniowym ciężarze niż tygodniowa składka za przynależność do klubu. Poza tym świadomie wybrałem kościół, do którego chodzę, tu nigdy nie ma kazań o polityce, tu nie walczy się z ideologiami, tu oddaje się prawdziwą chwałę Bogu. Gdy przestanę dawać na tacę – ukarzę więc dobrego księdza, który owszem, nie będzie miał z czego ukręcić daniny biskupowi, ale też zapłacić za prąd czy organiście. W końcu zaś kuria powie mu: „coś słabo ostatnio u księdza, chyba musimy dokonać zmian kadrowych”. Podetnę ostatnią gałąź, na której w Kościele siedzę.

Strajk konsumencki to rozwiązanie dobre pod warunkiem, że omija dobre sklepy. Niech jak najszybciej opustoszeją te kościoły, w których Pan Jezus jest członkiem PiS-u, w których szczuje się heteroseksualistów na gejów. Niech jednak frekwencyjnego (i finansowego) wiatru w żagle dostaną te wspólnoty, w których głosi się nadzieję, nie strach, nie butę, nie jakieś wizje świata wzięte prosto z Marsa. Wyżywanie się na szeregowcach, gdy chce się dotknąć generałów, to – powtórzę – zły pomysł. Można jednak zasypać ich listami. Ignorować organizowane przez nich defilady. Odmówić – ale z poziomu parafialnej rady ekonomicznej – raz czy drugi przekazania dotacji na kurię. A przede wszystkim – naprawdę modlić się za nich. O cud: uzdrowienie ich serc, umysłów i oczu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019