"Jak na księdza przystało"

Kiedyś traktowało się związki niesakramentalne z dystansem. Dziś - na szczęście - organizujemy dla nich rekolekcje, spotkania. Choć nie przystępują do Komunii świętej, wiedzą, że mogą porozmawiać z księdzem, przyjść do kościoła. Związki niesakramentalne często nie są dalekie od wiary, tylko znalazły się w powikłanych sytuacjach moralnych.
Bp Adam Śmigielski udziela sakramentu namaszczenia chorych w sosnowieckiej katedrze, luty 2003 /
Bp Adam Śmigielski udziela sakramentu namaszczenia chorych w sosnowieckiej katedrze, luty 2003 /

MAREK ZAJĄC: - Zakończony przed czterema laty ogólnopolski Drugi Synod Plenarny okazał się niewypałem: prace się ślimaczyły, nie zaangażowali się w nie ani duchowni, ani świeccy, mizernie zredagowane dokumenty pozostały martwą literą. Biorąc pod uwagę takie smutne doświadczenia, nie obawiał się Ksiądz Biskup ogłosić Synodu Diecezji Sosnowieckiej?

BP ADAM ŚMIGIELSKI: - Doskonale znam losy Drugiego Synodu i kilku innych niezbyt udanych synodów diecezjalnych. Patrząc po ludzku, Jezus też przegrał: zawisł na krzyżu...

W dniu, gdy zostałem biskupem diecezji sosnowieckiej, słuchałem Ewangelii na uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Anioł mówi: “Nie bój się, Maryjo" (Łk 1, 30). Przecież się bała, ponieważ otrzymała zadanie - wydawało się - ponad siły: miała zostać matką Boga. Poza tym nie znała pożycia z mężem. Owszem, była zaślubiona Józefowi, jednak małżeństwo nie zostało w pełni dokonane, nie doszło do uroczystego wprowadzenia do domu oblubieńca. Jednak Maryja zgodziła się na plany Boże, słysząc zapewnienie: “Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię" (Łk 1, 35).

Wtedy pomyślałem, że ze mną jest podobnie: nie znałem nikogo w diecezji, nawet moich biskupów pomocniczych. Przyszedłem z innego środowiska, byłem zakonnikiem. Tu też, po ludzku rzecz biorąc, wszystko mogło się rozsypać. Na szczęście wiedziałem, że Kościół nie jest dziełem wyłącznie ludzkim. Dlatego, kiedy zwoływałem Synod, powiedziałem: “Panie Boże, są sprawy, które możemy wykonać. Co jednak wyjdzie z naszych starań, zależy również od - i to przede wszystkim - Ducha Świętego".

  • Pieniądze: pierwsi w uczciwości

- Porozmawiajmy o niektórych postanowieniach Synodu. W dokumentach dostrzegam dążenie do uporządkowania finansów Kościoła. W parafii "winna być prowadzona książka kasowa przychodów i wydatków parafialnych oraz książka akcydensu i intencji mszalnych". Są i bardziej szczegółowe przepisy, np. każde mieszkanie duszpasterza parafialnego winno być wyposażone w liczniki ogrzewania, wody i nośników energii. Dlaczego tak wielki nacisk położono na te sprawy?

- Przez kilkadziesiąt lat ukrywaliśmy niemalże wszystko, co wiązało się z finansami, ponieważ komunistyczne władze chciały zniszczyć Kościół także pod względem materialnym. Pamiętam, jak w latach 50. i 60. od kleryków, którzy otrzymywali co miesiąc np. 100 złotych, żądano 70 proc. podatku. Dlatego niemal wszystkie księgi finansowe Kościoła były fikcyjne; wiedzieli o tym nawet urzędnicy państwowi. Ba, czasem wręcz pomagali księżom robić podatkowe uniki. Niestety, choć komunizm upadł, wciąż tkwi w nas stara mentalność. Boimy się przyznać do naszych przychodów. Tymczasem finanse muszą być przejrzyste. Prosta sprawa: zdarza się, że ktoś przychodzi do mnie i wręcza np. 10 tys. złotych. Niedopuszczalne byłoby, gdybym zatrzymał sumę, żeby zafundować sobie jakieś materialne ekstrawagancje.

- Rozumiem, że Ksiądz Biskup - nawet jeżeli nie wziąłby pieniędzy do kieszeni, ale przekazał np. na dom dziecka - odnotowałby darowiznę w książce przychodów.

- Dokładnie tak.

- Inne postanowienie Synodu: "Osoby pracujące dla parafii są zatrudnione na podstawie umowy o pracę albo na podstawie umowy cywilno-prawnej". Często zamiast formalnie zatrudnić organistę, proboszcz wręcza mu od czasu do czasu zwitek banknotów.

- Tak nie można. Sam nigdy tak nie czyniłem i zawsze staram się uczulać kapłanów na podobne sprawy. Jako księża jesteśmy pierwszymi, którzy powinni postępować sprawiedliwie i zgodnie z prawem. Oczywiście, jeżeli w parafii jest trzystu wiernych, zaś proboszcz uzbiera w niedzielę z tacy dwieście złotych, na pewno nie zatrudni nikogo na cały etat. Ale nie może nikogo wyzyskiwać. Wyzysk jest grzechem, który woła o pomstę do nieba.

- Nie wystarczy regularnie i uczciwie płacić pracownikom. Trzeba też zawrzeć z nimi umowę zgodną z przepisami prawa państwowego.

- Koniecznie. I ubezpieczyć tych, którzy nie są ubezpieczeni; opłacić składkę ZUS.

- Kapłani diecezji sosnowieckiej bez zgody biskupa diecezjalnego nie mogą m.in. zaciągać kredytów na rzecz kościelnych osób prawnych, udzielać poręczeń nawet własnym majątkiem i prowadzić działalności gospodarczej.

- To bardzo ważny zapis. Nie chciałbym w tym miejscu mówić o sprawach tragicznych dla Kościoła, jak afera związana z moją rodziną zakonną: chodziło o kredyty zaciągnięte przez niektórych salezjanów prowincji wrocławskiej. Księża niekiedy nieroztropnie pożyczają spore sumy. Potem nie chcą bądź nie są w stanie ich zwrócić. To budzi olbrzymią niechęć do Kościoła. Sam spotykałem się z podobnymi, bardzo przykrymi sprawami. Dlatego Synod wprowadził kategoryczny zakaz zaciągania kredytów bez zgody biskupa. Poza tym, jeżeli ksiądz dostaje pensję (czasem dochodzą pobory katechety), a miał odwagę pożyczyć pieniądze, niech sam odpowiada za dług. Nie będę potem nikogo prosił, żeby zastosował taryfę ulgową czy przymykał oko na takie postępowanie.

- Synod ostro potraktował tzw. cenniki za posługi duszpasterskie. Postanowił, że w przypadku ofiar za intencje mszalne "należy bezwzględnie usuwać wszelkie pozory transakcji lub handlu". W innym punkcie czytamy: "Źródłem utrzymania duchownych pracujących w duszpasterstwie są ofiary składane z racji: chrztów, ślubów, pogrzebów, kolędy, wypominek oraz ofiary mszalne. Przy ustalaniu wysokości ofiar trzeba brać pod uwagę możliwości ofiarodawcy".

- Mam świetnego proboszcza, który wybudował ogromny kościół, gdzie kard. Karol Wojtyła koronował obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Ten ksiądz nigdy nie mówił parafianom, ile dać za chrzest czy ślub. A zbudował imponującą świątynię, wysoką wieżę, piękną kaplicę adoracji Najświętszego Sakramentu, posadzki i ołtarz pokrył marmurem. Okazuje się, że można sobie poradzić i bez cenników. Słyszałem, że czasem księża mówili: “Połowę z tego, co wydasz na wódkę na weselu córki, dasz za ślub". To nie jest duszpasterstwo - nie w mojej diecezji!

- Słyszałem o innych metodach: "Za chrzest poproszę 10 proc. miesięcznych zarobków".

- Tak nie wolno. Jeżeli ludzie zobaczą, że ksiądz jest prawdziwym księdzem, nie dadzą mu zginąć. Jestem kapłanem od ponad czterdziestu siedmiu lat, byłem nieraz w trudnych sytuacjach i zawsze mogłem liczyć na wsparcie. Wierni nie zniosą jednego: zdzierstwa, pazerności.

  • Czystość: kwestia ostrożności

- W dokumentach synodalnych mowa jest także o celibacie, w związku z nim "kapłan jest zobowiązany do zachowania roztropności w kontaktach z innymi osobami. Zwłaszcza dotyczy to nieletnich i podwładnych". Ten punkt nabiera szczególnej wymowy w świetle skandali pedofilskich lub homoseksualnych wśród księży.

- Takie zarzuty padły np. w Poznaniu, osobiście zresztą nie jestem przekonany o prawdziwości tej sprawy. Czy podobne sytuacje miały miejsce w historii Kościoła? Tak. Czy dotyczą tylko Kościoła? Nie. Jestem niemłodym księdzem i mogłem zaobserwować wiele takich wydarzeń. W dokumencie synodalnym chodziło o kwestie ostrożności. Trudno, żebym przyjmował bez przerwy jednego chłopca i siedział z nim w moim mieszkaniu do nocy. Nawet gdybym nic złego nie robił, zostanę - i słusznie - posądzony o nieroztropność. Znajdą się i tacy, którzy oskarżą mnie o czyny niemoralne i bronić się będzie bardzo ciężko. Ksiądz musi postępować rozważnie, ponieważ pełni urząd publiczny. Tu nie chodzi o złą czy dobrą opinię o mnie. Muszę być spokojny w sumieniu. Poza tym wszystko, co czynię, idzie - chcąc, nie chcąc - na konto Kościoła.

- Synod przypomina apel Papieża, aby duchowni byli "stylem życia bliscy przeciętnej, owszem, raczej uboższej rodziny" (Szczecin, 11 czerwca 1987). Następnie precyzuje: "Ponadto duszpasterz powinien dążyć do wyeliminowania ze swego życia wszelkich oznak próżności i luksusu, zwłaszcza w korzystaniu ze środków transportu, spędzaniu wakacji czy wyposażeniu mieszkania".

- Ksiądz, który jest świadom, kim jest i kim powinien być, wie, jak urządzić sobie mieszkanie. Mam u siebie pełno obrazów, które dostałem w prezencie. Wszystkie trafią do muzeum diecezjalnego. Nie, wcale nie jestem idealnym księdzem. Ale źle bym się czuł, gdybym w moim mieszkaniu - nie siejąc zgorszenia - nie mógł przyjąć każdego gościa. Nawet tydzień temu, na zakończenie Synodu, byli u mnie jego uczestnicy. W tych samych pokojach podczas papieskiej pielgrzymki podejmowałem osobistości z Watykanu i świata polityki, samorządów lokalnych i mediów, i tak jest do dziś.

Sęk w tym, żebyśmy nie odbiegali od stylu życia normalnego człowieka. Zgoda: metraż mam większy niż przeciętna rodzina. Jako biskup mam także osobisty samochód, który wygląda nieźle, ale powiem szczerze: wcale się w nim nie czuję dobrze. Jednak żebym miał pozwolić sobie na luksusy? Taka postawa byłaby bulwersująca dla ubogich wiernych, którzy na mnie patrzą.

- W bezpośrednich "kontaktach duszpasterskich z wiernymi obowiązuje strój duchowny", czyli sutanna albo koszula z koloratką. Tymczasem księża coraz częściej chodzą w ubraniach świeckich.

- Przeżyłem szok, gdy po piętnastu latach władze puściły mnie wreszcie na studia zagraniczne. W Rzymie prawie nikt nie chodził w sutannie czy koloratce. Jednak moim zdaniem musimy mieć na uwadze rodzime realia. Nasi wierni chcą widzieć księdza, a nie biznesmena czy sportowca. Co prawda oznaki zewnętrzne nie stanowią istoty kapłaństwa, ale pomagają w nawiązaniu kontaktu z innymi. Sam Papież napomina, abyśmy szanowali strój duchowny. Nie jestem skrupulantem i nie wymagam, żeby ksiądz zawsze ubierał sutannę. Czasem przychodzą do mnie na spotkanie nawet bez koloratki i nie robię kłopotów. Ale na katechezie, w kancelarii czy przy ołtarzu - niechże będą ubrani, jak na księdza przystało.

- Synod pamięta o tych, którzy odeszli z kapłaństwa. Także wobec nich "obowiązuje miłość braterska oraz troska duchowa".

- To problem bolesny i dla nich, i dla Kościoła. Od założenia diecezji w 1992 r. wystąpiło u mnie dziesięciu księży i jeden diakon. Mam z nimi mało kontaktu, nie znam nawet ich adresów. Czasem chcą się spotkać, np. gdy zamierzają wstąpić w związek małżeński i proszą, abym w ich imieniu zwrócił się do Watykanu o legalizację związku sakramentalnego. To jednak wieloletnia procedura. O jednym mogę zapewnić: codziennie się za nich modlę. Nic innego nie mogę zrobić.

- A gdyby przyszli poprosić o pomoc?

- Na pewno pomogę. Jeden z nich żyje w ciężkich warunkach materialnych. Pieniędzy jednak nie mogę mu przekazać, jedynie matce jego dziecka.

  • Parafia: przyjmować wszystkich

- Proboszcz powinien traktować kancelarię jako "ważny i konieczny odcinek duszpasterskiego oddziaływania. Wiernych należy informować o godzinach urzędowania, a w koniecznych i nagłych potrzebach należy ich przyjmować i poza tymi godzinami". Większości z nas biuro parafialne kojarzy się pewnie jednak przede wszystkim z bezduszną administracją.

- Powiedziałbym nawet mocniej niż napisano w dokumentach: również kuria powinna być nie tylko organem administracyjnym, ale także kształtować tych świeckich i księży, którzy do niej przychodzą. Staram się codziennie przyjmować wszystkich, którzy chcą porozmawiać. Podobnie powinien czynić proboszcz - powołany, żeby głosić orędzie ewangeliczne każdemu, z kim się spotyka. W konfesjonale, na ambonie, gdy stoi przed kościołem, również w biurze parafialnym. Ludzie są czasem przestraszeni, przecież przychodzą nie tylko sami pobożni, ale również ci, którzy są daleko od Kościoła: kobieta, żyjąca w związku niesakramentalnym, która chce ochrzcić dziecko, albo mężczyzna, który od lat nie był w kościele, a teraz zamierza się ożenić. W kancelarii muszą odczuć ciepło i serdeczność księdza, a tym samym także Boga.

- Poza sytuacjami wymienionymi w prawie kanonicznym "nie należy odmawiać chrześcijańskiego pogrzebu. W wypadkach wątpliwych nie należy odmawiać pogrzebu pamiętając, że zmarły stanął już na sądzie Bożym, a modlitwa za żywych i umarłych może być źródłem pociechy dla żyjących, a nawet początkiem ich nawrócenia". Pamięta Ksiądz Biskup przypadek prof. Wacława Deca z Łodzi, któremu początkowo odmówiono pogrzebu, bo publicznie twierdził, że kobieta ma prawo do aborcji?

- Nie chcę odnosić się do konkretnych przypadków. Powiem od siebie: nigdy nie wolno odmawiać chrześcijańskiego pogrzebu, chyba że ktoś zastrzeże wyraźnie, że sobie nie życzy takiego pochówku.

- Synod napomina, że "należy dbać o zachowanie proporcji czasowych między liturgią słowa a liturgią eucharystyczną". Zdarzają się jeszcze półgodzinne kazania?

- Powiem tyle: sam nie znoszę długich homilii i ludzie też ich nie znoszą. Im treściwsze kazanie, tym więcej się zapamięta.

- Podczas Mszy dla dzieci "można zrezygnować z czytania listów pasterskich", zaś "komunikaty Konferencji Episkopatu czy biskupa diecezjalnego nie mogą zastępować homilii". Może w ogóle zrezygnować z odczytywania listów?

- Jestem podobnego zdania. Dla większości listy są niezrozumiałe. Chciałbym przeprowadzić kiedyś sondaż, co wierni zrozumieli z odczytanego komunikatu. Wystarczy przecież opublikować dokumenty w prasie czy powiesić na tablicy ogłoszeń.

- Synod mówi, że Kościół lokalny "otacza opieką duszpasterską" również związki niesakramentalne. Pomówmy o konkretnych przykładach: ksiądz przychodzi po kolędzie do domu, gdzie kobieta i mężczyzna żyją bez ślubu. Są wykształceni, zamożni, wzorowo opiekują się dziećmi. Co ma im powiedzieć kapłan? Namawiać, żeby wzięli ślub kościelny? Pouczyć? Łagodnie perswadować? Milczeć?

- Ksiądz powinien nawiązać z nimi normalny kontakt. Chodzi o to, żeby zobaczyli człowieka, który ma do nich przyjazny i ciepły stosunek. Kiedyś traktowało się związki niesakramentalne z dystansem. Dziś - na szczęście - organizujemy dla nich rekolekcje, spotkania. Choć nie przystępują do Komunii świętej, wiedzą, że mogą porozmawiać z księdzem, przyjść do kościoła. Pan Bóg wcale nie odwraca się do nich plecami, ale chce ich otoczyć miłością. Przecież Jezus - o czym często zapominamy - mówił, że przyszedł nie do zdrowych, ale do chorych (Łk 5, 30-32). A związki niesakramentalne często nie są dalekie od wiary, tylko znalazły się w powikłanych sytuacjach moralnych.

  • Młodzież: nie grzebać w sumieniach

- Dokument dotyczący duszpasterstwa młodzieży jest krótki i ogólnikowy. Mowa w nim o grupach z natury religijnych, jak ministranci czy Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Co z pokoleniem blokersów, młodych bezrobotnych? Co z młodymi, którzy wadzą się z Kościołem, ale pewnie - gdyby była okazja - porozmawialiby z księdzem?

- Zgoda: w dokumencie nie znalazły się wszystkie sprawy ważne. Długo go redagowaliśmy, ostatecznie pominięto np. ciekawe studium religioznawcze i psychologiczne. Proszę jednak zauważyć, że i tak dokonałem pewnego wyłomu: postanowiłem wyodrębnić w dokumentach synodalnych duszpasterstwo młodzieży od ogólnego, co nie jest powszechne w naszym Kościele. Także w kurii wyznaczyłem osobną dykasterię ds. młodzieży i powołałem dekanalnych dyrektorów ds. młodzieży. W tym roku, 31 stycznia, otworzyliśmy centrum edukacji i wychowania młodzieży KANA. Tam drzwi są otwarte dla wszystkich. Nie odprawia się Mszy, nie odmawia różańca, są natomiast kursy komputerowe czy językowe, dyskusje o nurtujących młodzież problemach. To zaczątek naszych starań o młodych, którzy nie chodzą do kościoła. Muszą być one priorytetem.

- Wiele miejsca Synod poświęcił katechezie, np. stwierdzono, że "podstawą wystawienia uczniowi oceny szkolnej w nauczaniu religii jest wiedza ucznia, jego umiejętności, a także aktywność, pilność i sumienność. Takiej ocenie nie powinien podlegać udział uczniów w praktykach religijnych".

- Ocenę wystawia się nie za pobożność, ale za wiedzę o religii. Jeżeli chłopak czy dziewczyna przygotowuje się do katechezy, nie wolno grzebać w ich sumieniu. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy mamy do czynienia z oczywistym wykroczeniem przeciw moralności - wtedy trudno wystawić piątkę.

- Katecheta nie jest "tylko nauczycielem, ale także wychowawcą i świadkiem wiary". Pewnie trudno sprostać takim wymaganiom.

- Jednak musimy je stawiać. Katecheta to nie tylko urzędnik, ale także świadek chrześcijaństwa - nieważne, czy świecki, czy duchowny. Jest prawdziwą tragedią, jeżeli ksiądz traktuje urząd wyłącznie w kategoriach jurydycznych, na margines spychając powołanie i nie poświęcając wszystkich sił na głoszenie Ewangelii. Wyobraźmy sobie, że przychodzi do mnie świecki i widzi, że prowadzę podwójne życie. Nie łudźmy się, że uwierzy w Boga.

- Kwestie sporne "katecheta załatwia w następującej kolejności: z dyrektorem szkoły, z proboszczem, z Wydziałem Katechetycznym". Taki nakaz można przywołać jako kontrargument w dyskusjach z tymi, którzy traktowali wprowadzenie religii do szkół jako przejaw panoszenia się Kościoła.

- Jeżeli jako Kościół wchodzimy do instytucji o charakterze publicznym - w tym przypadku do szkoły - nie jesteśmy najważniejsi. Dyrektor może np. wizytować lekcje religii. Jeżeli słowa katechety spotykają się z gwałtownym sprzeciwem uczniów bądź ich niewłaściwym zachowaniem, pierwszy powinien wiedzieć o tym dyrektor, a dopiero potem władze kościelne.

- Ważnym elementem chrześcijańskiego wychowania jest Pierwsza Komunia: "W przygotowaniu należy dzieciom ukazywać Boga zbawiającego, a nie tylko dążyć do pamięciowego opanowania przez nie treści katechizmowych". Niestety, bywa na odwrót...

- Przede wszystkim musimy przekazać dziecku wizję Boga, który nas kocha. Musi ono odczuwać obecność Jezusa, a nie tylko wałkować - jak bywało - na pamięć książeczkę z pytaniami. Zawsze mówię ministrantom i dzieciom przygotowującym się do Pierwszej Komunii o św. Dominiku Savio, uczniu św. Jana Bosko. Kiedy szedł po raz pierwszy do Eucharystii, zrobił cztery postanowienia. Pierwsze: jak najczęściej przystępować do Komunii św. i spowiedzi. Drugie: uczynić z Jezusa i Matki Najświętszej swoich przyjaciół. Trzecie: nie wykonywać prac, które profanowałyby dzień świąteczny. I wreszcie, że raczej umrzeć niż zgrzeszyć. W tym nie ma żadnego wykuwania na pamięć, ale osobista więź z Jezusem. Naturalnie, pewnych formuł trzeba się nauczyć. Bo kiedy czasem rozmawiam z wykształconymi przyjaciółmi, nawet byłymi ministrantami, potrafią powiedzieć “Ojcze Nasz", ale z powtórzeniem przykazań mają kłopoty.

- Synod wskazał również na inny problem: "Na spotkaniach z rodzicami należy zwrócić uwagę, aby ubiory pierwszokomunijne nie były zbytnio wystawne oraz zachęcać, aby wybrali dla grupy skromny i ujednolicony strój".

- To kłopot z rodzicami. Chcą, żeby dziecko wyglądało olśniewająco. Matki robią z córek panny młode, które myślą o fryzurze i sukni, a nie o spotkaniu z Jezusem. Mało tego, na ogół skupiają się na prezentach. Te zegarki, rowery górskie, komputery... Dawno temu posłałem na Pierwszą Komunię rzecz wówczas unikalną: ilustrowaną Biblię dla dzieci, drukowaną w Jugosławii. Potem wysłuchiwałem, że jeden dał pierścionek, inny pieniądze, natomiast o Biblii - ani słowa. Naiwnie myślałem, że sprawię dziecku przyjemność książką o Bogu...

- Między wierszami dokumentów można wyczytać troskę o przywrócenie wagi i znaczenia bierzmowaniu. Zaleca się np. trzyletni program przygotowawczy. Niektórzy księża złośliwie mówią, że bierzmowanie jest sakramentem pożegnania z Kościołem.

- Sam słyszałem. W 1984 r. w Rzymie odbyła się kapituła generalna salezjanów. Jeden z ówczesnych przełożonych powiedział coś, czego wtedy jeszcze nie rozumiałem: “Bierzmowanie jest sakramentem, którym młody człowiek żegna się z Kościołem. Wróci dopiero przed ślubem". Nie oszukujmy się: w Polsce jest dziś podobnie. Pamiętam, jak bierzmowałem kiedyś młodzież w bardzo pobożnej parafii. Mówię: “Proszę, zróbcie jedno ważne postanowienie; żebyście serio traktowali dzień święty. Nie rezygnujcie z wycieczek, opalania się, ale znajdźcie czas na Mszę świętą i przystąpcie do Komunii świętej. Mam nadzieję, że jutro - właśnie w niedzielę - przyjdziecie do kościoła". Przyszła połowa. Nie chcę mówić źle o mojej diecezji - wręcz przeciwnie, zawsze podkreślam, że jest najlepsza - ale proszę zobaczyć, kto przychodzi na Msze święte.

- Na ogół osoby starsze.

- No właśnie. Dlatego zawsze powtarzam księżom: “Popatrzcie, kto stoi przed ołtarzem i pomyślcie". Wcale nie zamierzam dyskwalifikować młodzieży. Ostatnio wizytowałem parafię św. Tomasza (jedenaście tysięcy wiernych). Spotkałem się z ponad dwoma tysiącami dzieci i młodzieży - ale nie w kościele. Odwiedziłem sześć szkół - podstawowych, gimnazjalnych i licealnych. Czy coś osiągnąłem? Zrobiłem, co mogłem, potem niech działa Duch Święty. Wiem jedno: jeżeli nie zrobimy rewolucji w naszym myśleniu i postępowaniu, będziemy mieć chrześcijan wyłącznie w średnim i starszym wieku. Nie możemy czekać z założonymi rękoma, aż ktoś wstąpi do kościoła.

---ramka 343719|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005