O walizkach

04.07.2022

Czyta się kilka minut

My, naród, a ściślej ujmując, jego element animalny i senioralny, z dozą dziaderskiej pobłażliwości przyglądamy się szalejącej inflacji, a zwłaszcza partyjno-rządowym tłumaczeniom sytuacji kochanej złotówki. Dystans wynika z doświadczenia. Schyłkowy Peerel – przypominamy – opowiadał o inflacji toczka w toczkę to samo i nie chodzi tu o brak zdolności do znalezienia oryginalniejszej paraboli, ale po prostu tak było. Peerele kołem się toczą. Oto winni są zawsze niewinni – to zgrabne zdanie powinno się w Polsce wykuć na fasadach parlamentu, ministerstw, organizacji siejących propagandę i zakładów karnych. W ten sposób kraj nasz stanąłby wreszcie w awangardzie państw słynnych z prawdomówności. Na razie jednak, póki prawda nas nie wyzwala, wyzwólmy się sami, mimo upału przejdźmy się po mieście i oddajmy się wakacyjnemu sentymentalizowaniu.

Co widzimy? Zewsząd, aż po nieboskłon, otaczają nas przedmioty i podmioty kodeksu karnego, cywilnego i handlowego – to jasne. Wszędzie – to osobliwość epoki – tłoczą się ludzie chętniej fotografujący się z tzw. paragonami grozy niż z człowiekiem miśkiem, człowiekiem sarną (widzieliśmy) bądź z Lajkonikiem. Jest za ciepło, to wiemy wszyscy, a ciepło ewidentnie nie jest dobre na głowę. Literackie obrazowanie upałów jest ograniczone do kilku przymiotników i związków frazeologicznych, ale ostatnio w kolejce po bardzo już tanie tzw. czereśnie grozy usłyszeliśmy, że trzeba uważać z kupowaniem mleka. Zsiada się w siatce, zanim człowiek zdąży dojść do domu. Tekst ten nastroił nas sentymentalnie, któż teraz stawia mleko na kwaśne? Nikt. Zsiada się samo. Idźmyż więc tym tropem. W ramach sentymentalizowania musimy tu dziś wrzucić kilka słów o walizkach, a idzie nam o walizki nuklearne.

Wszystkim oderwanym i zajętym czym innym wypada wyjaśnić, że w walizkach tego rodzaju znajdują się guziki uruchamiające bomby atomowe. Wyjaśniamy to zatem osobom izolującym się od doczesności i bieżączki, które herboryzują, szukają grzybów bądź wpatrują się w nieruchome spławiki (tu wtręt – ryby już prawie nie biorą, bo najmniej inteligentne okazy zostały wyłowione na sztuczne robaki i muchy, IQ reszty jest teraz imponujące, wędki można wyrzucić). Oto dowiedzieliśmy się dopiero co, że człowiek noszący za prezydentem Rosji taką właśnie walizkę podupadł na zdrowiu. A ściślej rzecz ujmując, został znaleziony w kałuży krwi w swoim moskiewskim mieszkaniu. To nas oczywiście bardzo zdziwiło, zmieszało, ale też drgnęła w nas takoż struna, która wydała dźwięk słodki.

Od najmłodszych lat, gdyśmy sobie mozolnie projektowali wizję ciekawego życia z niezłą pensją, bez traum i stresu przepracowania, posada noszącego walizkę nuklearną w dowolnym państwie wydawała nam się wymarzona. Uszyta jakby dla nas. Człowiek taki – popatrzmy – ma zapewnione całodzienne, smaczne wyżywienie, jeździ wszędzie dobrym autkiem bądź lata samolotem specjalnym. Bez tłoku, przepychania i bez obaw, że mu walizka zginie. Jak chodzi, to w dobrych butach i w wygodnym garniturze. Odpowiedzialność? Zerowa. Konieczność decydowania? Żadna. Poczucie bezpieczeństwa? Sto procent. Nie da się wyjąć człowiekowi noszącemu walizkę nuklearną portfela ani dać mu – jak mawia młodzież – z liścia. Człowiek noszący walizkę nuklearną jest strzeżony jak źrenica oka przez ludzi ogromnie wysportowanych. Nie zdarza mu się, by np. na lotnisku, w kolejce do odprawy, podszedł doń ktoś i powiedział: „Kupa lat! Znamy się z akademika, były jaja, co?”. Każdy wie, że podobne sytuacje, ba! nawet ich wyobrażenie, powodują ból brzucha. Otóż człowiek noszący walizkę nuklearną nie ma tych problemów. Nie ma przypadkowych spotkań, ani z ciekawymi, ani z nieciekawymi ludźmi, nie musi nic mówić, nie musi myśleć, nie musi kombinować, nie musi nic kupować – wszystko robią za niego departamenty obrony narodowej, dodajmy, że niebiedne. Nie trzeba chyba dodawać, że człowiek ten nie ma nic wspólnego z funkcjonowaniem walizki nuklearnej. Guzik się zaciął? „Nie moja sprawa” – powiada. „Nie moja broszka” – powiada, gdy ktoś ma pretensje. „Dzwońce po elektryka, jakby co, jestem na zewnątrz, na papierosku” – idzie i, mimo przykucia do walizeczki, pali sobie, myśląc o niebieskich migdałkach. Nie szarpie się i nie wysila. Dlatego tak nas zdziwiły kłopoty zdrowotne owego rosyjskiego funkcjonariusza. Nadeszły czasy, gdy biją takich ludzi. Za co? Niefajnie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2022