Czerwona łapa. Felieton Stanisława Mancewicza

15.08.2022

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Ktoś – patrząc na tytuł – mógłby pomyśleć, że oto chcemy dziś, posługując się stosowną terminologią, poruszyć jakieś sprawy lustracyjne bądź napisać kilka zdań o czasach historycznych. Nie mamy takich planów, choć oczywiście tak byłoby najprościej.

Polska jest krajem-rajem, w którym pisanie o historii sprawia problemy garstce ludzi. Reszta traktuje ją jak rozrywkę, a może dziedzinę sportu. No więc w żadnym sensie nie mamy zamiaru zajmować się dziś historią, ale narzucający się kontekst językowo-historyczny sformułowania „czerwona łapa” jest na tyle oczywisty, że musieliśmy to na początku wyjaśnić.

Czymże jest zatem nasza „czerwona łapa”, jeśli nie symbolem przeszłości, złego pochodzenia i ucisku? Oto – mówiąc wprost – „czerwona łapa” jest dziś znakiem zmian klimatycznych, a ściślej rzecz ujmując: upału. Ktoś teraz zada, skądinąd słuszne pytanie, o co tyle hałasu, po co te wywody, dlaczego „czerwona łapa” miałaby być jakimś tematem na felieton w piśmie katolicko-społeczno-kulturalnym. Czy chodzi o oryginalny wypełniacz pustki wynikłej z bezsensownego przerwania przez Gospodarza tournée po kraju, czy o jałowe bytowanie pomiędzy przemówieniami Mateusza Morawieckiego na temat polityki, społeczeństwa, energii, pieniędzy, seniorów, juniorów, kogokolwiek i czegokolwiek, co zawsze jest śmieszne, nawet gdy jest nieśmieszne?

Otóż „czerwona łapa” rzuciła nam się w oczy dawno jako bodziec stosowany przez osoby teoretycznie piśmienne. Zdanie: „Czerwona łapa zaciska się nad Polską”, dotyczące wysokich temperatur w nadchodzących dniach, musi być – takie mamy wrażenie – nagradzane w wewnątrzredakcyjnych konkursach i rankingach na „najzdolniejszego reportera naszej gazety”, a więc musi być takoż opłacalne. Oczywiście „czerwonej łapy” nie można używać codziennie ani w co drugim zdaniu, o czym wie każdy, nawet początkujący pracownik mediów. Zbyt częste używanie „czerwonej łapy” – bo jest przecież bezustannie gorąco – może przynieść piszącemu kłopoty: wezwanie do sekretarza redakcji na osobistą rozmowę, obniżkę stawki za słowo albo krytykę w mediach społecznościowych. Trzeba zatem pomyśleć i uruchomić wyobraźnię, jak wybrnąć z powtarzalności.

Komu nie starcza fantazji ani refleksu, kto mimo ociężałości umysłowej chce być uznanym dziennikarzem trzymającym rękę na pulsie, powinien, tak jak my, prowadzić „Notes komentatora, felietonisty i reportera”. Gdy tylko robi się zbyt ciepło, wymyślamy (rzadko) bądź spisujemy cudze pomysły (często). Oto próbka z zaledwie kilku tygodni: „Czerwona kopuła zamyka się nad Europą”, „Czerwony alarm od Atlantyku po Ural”, „Australia się smaży”. Popatrzmy teraz, że jeśli idzie o kraje i kontynenty – inwencja nie powala rozmachem. Prócz zamykającej się „czerwonej kopuły” nic nas w zasadzie nie kręci. Gdy jednak upały spadają na nasz kraj, żarty się kończą. „Nadciąga apokalipsa” jest, zważmy, tytułem niby banalnym, ale jednak ludziom biorącym serio klasykę literatury religijnej i kinomanom dostarcza emocji z górnej półki.

Przeglądając notesy z ostatnich lat, zauważamy w polskich mediach dużą skłonność do symboliki pochodzenia właśnie religijnego przy opisywaniu anomalii meteorologicznych. Lubimy stosunkowo częsty motyw piekła: „Lucyfer znów atakuje”, „Szpony szatana znów maźną Polskę”. W tym tytule – popatrzmy – jest i nastrój, i siła. Każdy przyzna, że od samego czytania pojawiają się człowiekowi na piersiach nie tyle sine ryby, ile szatańskie bordowe pręgi, a emocje sięgają szczytu. „Rozżarzone kleszcze zaciskają się nad Polską” czy „Czerwona Kula Ognia nad Mazowszem” (koniecznie dużymi literami) to też frazy spisane przez człowieka z silną motywacją intelektualną i finansową. Ktoś nas teraz szturchnie i poprosi, byśmy jednak kończyli: że są ważniejsze sprawy, że wychodzimy z Unii Europejskiej albo że zaraz zrobi się zimno. Owszem, to prawda, ale właśnie dlatego postanowiliśmy napisać coś luźniejszego, póki się da i póki Prezes nie wróci na polskie drogi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2022