O rzeczach nieśmiesznych

05.09.2022

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Sześć bilionów i dwieście miliardów – tę liczbę warto zapamiętać, choćby w ramach treningu – a chodzi nam o zapisanie w myślach tej sumy ze wszystkimi potrzebnymi zerami. Oczywiście bez korzystania ze ściągawek i podpowiedzi Wielkiego Matematyka i jego kolegów matematyków pomniejszych. Choć niezorientowanych zapewne nie ma, to załóżmy, że gdzieś się uchowali – ta liczba to forsa, którą mają nam oddać Niemcy w ramach reparacji. 77 lat po zakończeniu II wojny światowej i w trakcie rozkręcania się III wojny światowej. Dodajmy, że najlepiej, by wpłacono nam te pieniądze w używanych banknotach, teraz zaraz, a najlepiej przed przyszłorocznymi wyborami. Tak. To by było bosko.

Ton zdań powyższych może wzbudzić wątpliwości i oburzenie. Jest mianowicie jakby lekceważący, może wywoływać uśmieszek, półuśmieszek albo choćby grzeszny ćwierćuśmieszek. Łatwo tu zauważyć, że temat, który zasadniczo nie nadaje się do żartów ani śmichów-chichów, może żartem się stać. To nic nowego, specjalizujemy się w tym od lat. Nasza koncepcja jest jednak taka – stąd lekkość – że władzy specjalizującej się w wypuszczaniu obywateli na siebie, tylko o kolejne wypuszczenie chodzi. To prowokacja, żeby ktoś niebacznie sobie zażartował ze spraw poważnych. To jest kolejna karykatura rządzenia, kolejna próba zdefiniowania, opisania i wydłubania tzw. antypolskich postaw, owych figur animalnych, swym śmiechem wykluczających się – jak mawia klasyk – ze wspólnoty aksjologicznej Polaków. Ktoś powie, że jeśli mamy rację, to jest to zabieg tradycyjnie obrzydliwy i nie będziemy się tej ocenie sprzeciwiać. Nie ulega chyba wątpliwości, że kwestia reparacji wojennych nie ma żadnego sensu, nie ma dziś innego celu niż wyborczy, wewnętrznie tutejszy, nie ma innego celu niż propagandowy i nie jest bynajmniej ruchem serio antyniemieckim, a serio wymierzonym we współobywateli przeciwnych tutejszej władzy. Howgh! – jakby powiedział Winnetou, postać, zdaje się, schodząca do bibliotecznego podziemia.

Oto, popatrzmy, w ten niezwykły, ale erudycyjny sposób poprzez sprawy wyłącznie wewnętrzne, polityczne, czyli jak zawsze w Polsce groteskowe dotarliśmy do spraw poważnych (choć też groteskowych) niekoniecznie tylko niemieckich, bo jednak należących do globalnej wspólnoty czytelników. Dowiadujemy się właśnie, że solidne niemieckie wydawnictwo wycofało się z wydania dwu książek o przygodach Winnetou z powodu zawartych w tych dziełach szkodliwych, kolonialnych i rasistowskich stereotypów. Znamy świetnie ten model oceniania kultury, w tym literatury, i jako żywo, mniemamy, że nic z niego dobrego ani nie wynika, ani nie wyniknie. Że żaden człowiek się od tych doktryn nie zrobi lepszy, wrażliwszy ani mądrzejszy, że historia świata nie zostanie w ten sposób zmieniona na lepszą bądź weselszą, bowiem jest ona generalnie smutna i z jej smutkiem lepiej się pogodzić, niż żyć złudzeniami.

Karol May, pisarz niemiecki – tego mogą niektórzy nie wiedzieć – do Ameryki pojechał długo po wymyśleniu, opisaniu i wydaniu tego wszystkiego, za co dziś jest krytykowany, począwszy od imion swych bohaterów, poprzez ich uczynki, po krajobrazy. Wcześniej krócej lub dłużej przesiadywał w więzieniach za przeróżne przestępstwa i zaznaczmy tu dla porządku: były to czyny, które i dziś są karalne. Otóż, co chyba ciekawe, nikt nie wypomina temu pisarzowi, że kradł i oszukiwał, że był po prostu kryminalistą, a zatem nie jest może dobrym wzorem do naśladowania dla naszej niewinnej jak lilia młodzieży, a potępia się go za to, co sobie zmyślił, leżąc na więziennej pryczy bądź spacerując po Dreźnie, a następnie to spisał i wydał – hi hi – w 200 milionach egzemplarzy. Jego życiowa postawa nie ma dziś znaczenia. Popatrzmy, że nie ma nikogo, kto by wołał, żeby nie czytać książek, nie słuchać muzyki, nie oglądać filmów i nie czytać poezji autorstwa kogoś, kto w życiu kradł, kłamał, pił, grał znaczonymi kartami i składał wadliwe zeznania podatkowe. Są to zdaje się uczynki uważane przez dzisiejszych moralistów za błahe, a szkoda. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2022