O jednym zdaniu papieża Franciszka

Rzadko zgadzam się z Tomaszem Terlikowskim, ale ma on rację, twierdząc, że niektóre wypowiedzi papieża Franciszka formułowane ustnie są nieprecyzyjne.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

Dają one powód do różnych spekulacji. Przykładem słynne już zdanie: „jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, to kimże ja jestem, by go osądzać” (w innym tłumaczeniu – „oceniać”). Zastanawiając się nad jego sensem, proszę o cierpliwość dla drobiazgowej egzegezy, ale jest ona nieunikniona; stosowali ją także moi poprzednicy (np. Artur Sporniak, „Empatia potrzebna od zaraz”, „TP” nr 32/2013).

Zacytowane zdanie pozornie tylko jest pytaniem. Ściśle mówiąc jest to pytanie retoryczne. Niestety nie wiem, w jakim języku je papież sformułował. W wersji angielskiej występuje tu słowo „to judge”, a więc „sądzić” lub „oceniać”. W wersji portugalskiej „criticar” – „krytykować, oceniać negatywnie”, ale także „oceniać w ogóle”. Wyraz portugalski jest bardziej wieloznaczny. W zależności od tego, które znaczenie mu przypiszemy, zmienia się – jak mi się wydaje – sens całego zdania. Jeśli przyjmiemy znaczenie pierwsze – można by zdanie to tak eksplikować: „jeśli homoseksualista z dobrą wolą poszukuje Boga, to nie ma podstaw, żeby ktoś taki jak ja – chociaż papież, ale tylko niedoskonały człowiek – miał go krytykować”. Jeśli przyjąć znaczenie drugie, eksplikacja w drugiej części brzmiałaby: „nie jestem kimś takim, nawet jako papież, żebym potrafił takiego homoseksualistę oceniać”. Z czego wniosek, że chyba nikogo takiego nie ma, bo papież jest w Kościele katolickim najwyższym autorytetem moralnym. Ale papież popełnia tu niekonsekwencję, bo przecież poprzednio użył wyrażenia „człowiek dobrej woli”, co było już oceną.

Omawiane zdanie nie mówi wprost, czy jego autor uważa się za uprawnionego, by oceniać resztę homoseksualistów – tych, którzy nie mają już owej dobrej woli. Jeśli zastosować tzw. argumentum a contrario, to nasuwa się wniosek, że może to uczynić.

Powołując się dalej na Katechizm, papież domaga się, by homoseksualistów nie marginalizować, lecz włączyć ich do społeczeństwa. Parafrazuje tu Katechizm bardzo swobodnie i redukcyjnie, bo Katechizm mówi więcej: nakazuje, by osobom o skłonnościach homoseksualnych okazywać „szacunek, współczucie i delikatność” i nie stosować wobec nich „niesłusznej dyskryminacji”. (Należy – jak sądzę – przyjąć, że przydawka „niesłuszna” nazywa tu cechę istotną, niezbywalną każdej dyskryminacji homoseksualistów, i nie sugeruje, że w pewnych wypadkach dyskryminacja ta może być słuszna). Zauważmy, że Katechizm mówi w p. 2357 o „skłonnościach homoseksualnych”, natomiast w punkcie poprzednim traktował o „aktach homoseksualizmu”. A przecież skłonność nie zawsze prowadzi do aktu, mając ją można i trzeba, według Katechizmu (p. 2359) zachować czystość.

W tym kontekście nie ma pewności, jakich homoseksualistów ma papież na myśli, gdy konkluduje, że nie jest problemem posiadanie tej skłonności („tendencia”), nazwanej dalej „orientacją”. Chyba homoseksualistów w ogóle, bez względu na to, czy tylko w myśli pragną czynu niemoralnego, czy też go także popełniają, bez względu na to, czy żywią dobrą wolę poszukiwania Boga, czy nie. Przemawia za tym i ta okoliczność, że u papieża nie występuje rozróżnienie: „skłonność homoseksualna – akt homoseksualny”, lecz „fakt homoseksualny (a więc najwidoczniej akt seksualny) – lobbing homoseksualny”. I tu znów papież zaskakuje. Bo „lobbing” oznacza na ogół oddziaływanie na władze publiczne w celu uzyskania ich decyzji korzystnej dla jakiejś organizacji, przedsiębiorstwa itp. Papież używa tego wyrazu w znaczeniu swoistym, dotąd – o ile wiem – niespotykanym; można się domyślać, że chodzi mu o natarczywą propagandę na rzecz homoseksualizmu. Ale lobbing taki jest prowadzony także przez niehomoseksualistów.

Tak więc z wypowiedzi papieża wcale nie wynika, jak interpretuje Terlikowski („Newsweek” nr 32), że grzechem nie jest sama skłonność, lecz akt seksualny (papież w ogóle zresztą nie używa terminu „grzech”). Ale papież nie mówi też – jak sugeruje Katarzyna Wiśniewska („Gazeta Wyborcza” z 6 sierpnia) i Tomasz Lis („Newsweek” nr 32) – że gej może zostać księdzem. Badacze literatury nazywają taką wykładnię nadinterpretacją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013