O duszy

Dziś, najpewniej ku zdumieniu specjalistów, zajmiemy się duszą.

02.10.2017

Czyta się kilka minut

Odświeżyliśmy sobie w tym celu balladę Adama Mickiewicza o Pani Twardowskiej, a właściwie o Panu Twardowskim. Lektura tego wiersza, a jest to obserwacja pierwsza, zalecana jest do czytania maluchom. Z przykrą stratą dla ich cennego czasu, utwór ten bowiem zajmuje się etycznymi zawiłościami o charakterze biznesowym i nierzetelnością kupiecką, choć przedmiotem handlu jest abstrakt. Pomijamy tu drobnostkę, że jest to tekst szalenie niepoprawny, by nie rzec: seksistowski, a seksizmu maluch polski ma wokół siebie aż nadto. No więc zważyć należy, a jest to klasyczna przywara dorosłych, że oczekują od milusińskich przyswojenia i zrozumienia kwestii, z którymi świat ludzi dojrzałych radzi sobie z trudem albo byle jak. Zostawmy jednak Mickiewicza z jego niemal fenickim a rymowanym zestawem traktującym o umowie pisemnej, o rzetelności kupieckiej, o człowieku – jak by to ująć z łacińska: animam debet – czyli winnym duszę, a zajmijmy się, mając oczywiście na uwadze wiersz ów, nienowymi wcale pytaniami. Gdzież oto dusza mieszka? – głowimy się, odkąd uznaliśmy, że taki mechanizm w nas tyka.

Utwardzonym mniemaniem o lokalizacji duszy jest przekonanie, że mieszka ona w sercu. By się tu nie rozwijać nadmiernie, wystarczy przypomnieć, że ów sedes wywoływał nieraz konsekwencje natury gastronomicznej. Ludy mające silną wiarę w uniwersalnie absorpcyjne możliwości pasażu spożywczego zjadali serca swych wrogów. Serca takoż były i są obiektami kultu, zwłaszcza ludzi znanych z tego bądź owego, a więc wyjmowano im je z piersi, marynowano na różne sposoby, by móc się do nich modlić lub nad nimi się rozczulać. Gdy pojawiła się możliwość przeszczepiania serca, ludzie zareagowali na tę nowinkę nie tyle lękiem o charakterze technologicznym, co paniczną obawą utraty duszy bądź nieprzyjemnym wyobrażeniem, że wraz z nowym sercem nabędą duszę cudzą, używaną, wysmarowaną Bóg raczy wiedzieć czym. Drżeli, że dusza tak nabyta może im zmienić osobowość, w tym upodobania o przeróżnym charakterze. Małżonkowie takich pacjentów lękali się silnie, że transplantacja odmieni gruntownie ich partnerów, i nikt bodaj nie cieszył się, że wymiana serca, czyli duszy, może wyjść na dobre stadłu. Na nic było pocieszenie o perspektywie zmiany (tzw. dobrej zmiany), że oto ongiś zimny i chory drań powstanie z narkozy jako zdrów, czuły i empatyczny misiek. Na Wschodzie głośne były swego czasu protesty przeciwko biometrycznym paszportom, uznano bowiem za oczywiste, że tak skonstruowana baza danych jest po prostu kradzieżą duszy. Z tego takoż płynie wniosek, że nasza dusza raz poznana, choćby była smoliście czarna, droższa jest nam i naszym bliźnim jako zapoznana i oswojona. Wola życia miesza się tu ze zgrozą, gdyż całe życie patrząc na bliźnich, duszę własną stawiamy ponad inne, uważając ją za cud natury i ideał piękna, a strach przed jej utratą jest zapewne najsilniejszym lękiem ludzkości.

Na tym skończyliśmy rozważania o charakterze ogólnym, humanistycznym, historycznym i uniwersalnym, by przejść teraz szybko do wniosków nowoczesnych, wulgarnych i aktualnych, pozostając jednak przy owym mickiewiczowskim, poruszonym w balladzie o Pani Twardowskiej, zagadnieniu, czy mianowicie dusza jest uchwytna na tyle, by mogła być towarem? Czy podlega umowom kupna-sprzedaży, zapytaniom ofertowym, zbyciu z wolnej ręki bądź to na przetargu? Czy dusza może ulec przeprowadzce? Jest w tych pytaniach wciąż rodzaj poczciwego i staroświeckiego niepokoju, z naciskiem na poczciwość i banał. Odpowiedź, zapewne ku zdumieniu specjalistów, jest takoż pełna poczciwości, silnie strwożeni musimy bowiem rzec, że owszem. Czasy nowe przyniosły wyjaśnienie niepodlegające wątpliwościom. Dusze nasze przeniosły się na twarde dyski świata tego, zamieszkały w ogólnie dostępnych aplikacjach i chmurach. Stało się więc coś, o czym marzyli badacze problemu, a zwłaszcza chętni do oglądania i weryfikowania. Zniknęła bariera przez tyle pokoleń blokująca penetrację i ogarnięcie gospodarskim okiem wszystkiego, co w nas nieciekawe, a tym samym najciekawsze.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2017