Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Aż mnie dreszcz przeszedł, kiedy raz jeszcze przeczytałem ostatnie zdanie. Wyjdziemy z ciemności do światła? Z grobu do domu? Z zimy w wiosnę? Siedzimy przy stole z przyjaciółmi, częstujemy się – choć jeszcze post – makowcem i babką (na zapas, bo nie wiadomo, czy spotkamy się w okresie wielkanocnym), a ja myślę tylko o tym, jak by to było, gdybyśmy usiedli przy podobnym stole osiemset kilometrów stąd na wschód. Radość nie jest zakazana, radość jest potrzebna – mobilizuje. Radość jest ludzka, mówi nam, że człowiek człowiekowi powinien być szczęściem, nie wrogiem. Śmiejemy się z tego, co się komu ostatnio przydarzyło, ze wspomnień, w których nawet trudne doświadczenia wyglądają jakoś lepiej, zabawniej, z dorosłych pomyłek i dziecięcych przejęzyczeń („Muchu, idź stąd!”). Tylko w żartach o Putinie tkwi jakiś kolec. Śmiejemy się niby tak samo, ale nie ma w nas radości.
O wojnie mówimy mało. Jej obecność jest tak dojmująca, że nie ma potrzeby o niej przypominać. Każdy przyszedł z głową pełną obrazów. Każdy przyszedł z odbytymi już dyskusjami. Nie mówi się o Rosjanach, nie mówi o milczącym papieżu. Kiedy robimy wspólne plany, to z zastrzeżeniem: „Zobaczymy, jak to będzie w czerwcu, w lipcu”. Planujemy, nie planując. Chcemy bardzo, żeby wojna skończyła się jak najszybciej. Żeby już nikt nie musiał cierpieć, bać się, uciekać. Żeby nie trzeba było się wstydzić własnej bezsilności. Ale przygotowujemy się też na jej długie trwanie. Wojna stoi nam za plecami, jej cień pada nam na głowy. Wszystko wiadomo i nie ma co mówić.
Odrywamy się, ale przecież się nie oderwiemy. Musimy jakoś włączyć ją w naszą Wielkanoc – wszystko jedno, religijną czy świecką. Wielkanoc ma dość symboli dla wszystkich: dla tych, którzy wierzą, dla tych, którzy nie, i dla tych, którzy sami nie wiedzą. Tych, którzy nie wiedzą, może być w tym roku więcej niż kiedykolwiek… Jezus w ciemnicy to Jezus uprowadzony i torturowany. Droga krzyżowa to opowieść o tym, że zanim przyjdzie śmierć, dzieje się coś gorszego od śmierci. Koszyk z jedzeniem to przypomnienie, by nieszczęśliwych nie zostawiać samym sobie. Grób to po prostu grób, ale też zbombardowany budynek i zwłoki pod gruzami. Od ciała w grobie straszniejsze są ciała na ulicach. Od pojedynczego grobu straszniejsze są całe miasta, które stały się grobami.
Wojna to Wielki Piątek. Niebo pociemniało. Krzyk opuszczonego odbił się od ciemnego sklepienia i wrócił między ludzi. Nie wiadomo, co dalej. Wszystkie nadzieje umarły. Dolina śmierci zdaje się nie mieć końca.
Ale potem dzieje się coś jeszcze. Płonąca świeca, jak światło latarki nad czołem, jest symbolem przejścia. Czasem trzeba iść długo, bardzo długo, przez podziemne korytarze. Jeszcze nie można sobie pozwolić na… Jeszcze nie można pragnąć – ale już… Kobiety ścielą prowizoryczne posłania, myją naczynia, robią posiłek z tego, co udało się uratować. Mężczyźni noszą wodę, uprzątają gruz, zmieniają się na czatach. Życie jest dyskretne, ostrożne, nieufne – ale trwa. Ulice nie są jeszcze ulicami, a domy domami, ale jest nadzieja, że kiedy koszmar się skończy, słowa znów przylgną do rzeczy, a rzeczy do słów. Na razie wschód słońca nie oznacza, że zaczął się dzień.
Ale kiedyś się zacznie. Kiedyś się zacznie. ©